Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!
W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Ty nie rozumiesz. Zbudować pewnie by się dało i jak "kalkulator" wykazałby że inwestycja wyjdzie na plus, to już dawno takie by były. Takie automaty kosztowały by pewnie w huj, a i pytanie czy produkcja masowa miała by sens.
No i widzisz, mnie akurat interesuje odpowiedź na pytanie dlaczego taki automat miałby kosztować w huj.
No i widzisz, mnie akurat interesuje odpowiedź na pytanie dlaczego taki automat miałby kosztować w huj.
A kto powiedział, że tylko o koszt takiego automatu chodzi? Już pomijając, że zapotrzebowanie w skali światowej to może kilkanaście tysięcy sztuk, więc nie mam mowy o masowej produkcji. Do tego transport swoje dodaje, bo to nie będzie koszt przetransportowania trumny w tę i z powrotem. Pewnie trzeba doliczyć koszt wstrzymania wydobycia na czas montażu. Nie zapominajmy też o kosztach serwisowania. No i przede wszystkim, czy ten automat zastąpi całkowicie choćby część pracowników, czy tylko zmniejszy ilość wypadków (już nie wspominając tego jak często takie wypadki się zdarzają, bo czy w ogóle jest sens robić cokolwiek, jeśli rocznie są, nie wiem przykład z czapy, 2-3 wypadki na platformę?). I wiele więcej kosztów które mi nawet do głowy nie przychodzą, bo nie znam realiów tego interesu.
To, że Ty, czy ja nie możemy tego nawet oszacować, nie znaczy, że zarząd nie posiada całych działów mających zmaksymalizować zyski. I jeśli ludzie, nawet po dodaniu kosztów związanych z wypadkami, są tańsi od maszyn, to będą pracować i umierać dalej. Bo wprowadza się tylko to co się opłaca. Tak działa kapitalizm (zwłaszcza tan "korporacyjny"), pracownik jest tylko narzędziem, używany tylko tak długo, jak jest z niego zysk.
To że Twoja odpowiedź jest słaba widzę ilekroć idę po burgera do McDonalda gdzie zamówienie składam w automacie a nie u kasjera
No widać, że gówno rozumiesz.
Koszt takiego "kasjera" to nie sam koszt urządzenia, ale też ZYSK w czasie jaki potrzeba na złożenie zamówienia, mniejsze kolejki do kasy, = więcej zamówień = większy zysk.
A z tego co się orientuję, to koszt takiego urządzenia, to +/- koszt konsoli, czyli mniej niż jeden kasjer dostaje w miesiąc.
Dziwne jest za to to, że jakoś McGówno nie zastąpiło pracowników przyrządzających te zamówienia. Przecież też by pewnie mogli.
Czemu w stanach, dystrybutory na stacjach są automatyczne, a w Polsce nie?
Napiszę po raz ostatni, bo nie chcę mi się więcej powtarzać, choć coś czuję, że i tak nie dotrze: Czy to się nam podoba, czy nie, dla dużych firm, ludzkie życie jest tanie i potrzebne tylko tak długo, aż nie znajdzie się tańsza alternatywa (czy to w cenie za h pracy, czy w wydajności).
A kto powiedział, że tylko o koszt takiego automatu chodzi? Już pomijając, że zapotrzebowanie w skali światowej to może kilkanaście tysięcy sztuk, więc nie mam mowy o masowej produkcji. Do tego transport swoje dodaje, bo to nie będzie koszt przetransportowania trumny w tę i z powrotem. Pewnie trzeba doliczyć koszt wstrzymania wydobycia na czas montażu. Nie zapominajmy też o kosztach serwisowania. No i przede wszystkim, czy ten automat zastąpi całkowicie choćby część pracowników, czy tylko zmniejszy ilość wypadków (już nie wspominając tego jak często takie wypadki się zdarzają, bo czy w ogóle jest sens robić cokolwiek, jeśli rocznie są, nie wiem przykład z czapy, 2-3 wypadki na platformę?). I wiele więcej kosztów które mi nawet do głowy nie przychodzą, bo nie znam realiów tego interesu.
To, że Ty, czy ja nie możemy tego nawet oszacować, nie znaczy, że zarząd nie posiada całych działów mających zmaksymalizować zyski. I jeśli ludzie, nawet po dodaniu kosztów związanych z wypadkami, są tańsi od maszyn, to będą pracować i umierać dalej. Bo wprowadza się tylko to co się opłaca. Tak działa kapitalizm (zwłaszcza tan "korporacyjny"), pracownik jest tylko narzędziem, używany tylko tak długo, jak jest z niego zysk.
No widać, że gówno rozumiesz.
Koszt takiego "kasjera" to nie sam koszt urządzenia, ale też ZYSK w czasie jaki potrzeba na złożenie zamówienia, mniejsze kolejki do kasy, więcej klientów, bo jak już zamówisz, to łatwiej czekać na zamówienie, choć by
Dziwne jest za to to, że jakoś McGówno nie zastąpiło pracowników przyrządzających te zamówienia.
Czemu w stanach, dystrybutory na stacjach są automatyczne, a w Polsce nie?
Napiszę po raz ostatni, bo nie chcę mi się więcej powtarzać, choć coś czuję, że i tak nie dotrze: Czy to się nam podoba, czy nie, dla dużych firm, ludzkie życie jest tanie i potrzebne tylko tak długo, aż nie znajdzie się tańsza alternatywa (czy to w cenie za h pracy, czy w wydajności).
Gościu, nie interesuje mnie to. Pytam kogoś kto może mieć pomysł lub pojęcie w temacie i udzieli mi jakiejś sensownej odpowiedzi, bo mnie to interesuje. Jestem typem człowieka, który lubi rozwiązywać problemy, zwłaszcza techniczne.
Gościu, nie interesuje mnie to. Pytam kogoś kto może mieć pomysł lub pojęcie w temacie i udzieli mi jakiejś sensownej odpowiedzi, bo mnie to interesuje. Jestem typem człowieka, który lubi rozwiązywać problemy, zwłaszcza techniczne.
Hej, może ja choć trochę będę w stanie odpowiedzieć na twoje pytanie. Pracowałem 3 lata w Polsce, zachodzie Europy i Afryce jako pomocnik otworowy wiertacza, czyli jako osoba takie jak widoczne na filmie. Są stare urządzenia wiertnicze, lądowe i morskie na których te wszystkie czynności wykonuje się właśnie ręcznie. Wynika to z tego że są to urządzenia nasto- i dziesięcioletnie gdzie nie wprowadza się aż takich usprawnień by cały proces zautomatyzować. Są też urządzenia wiertnicze (przez laików zwane "platformami" gdzie automatyzacja jest, albo częściowa, albo niemal całkowita, ale nadal nadzór co najmniej jednej osoby musi być. Sam pracowałem na urządzeniu przy obsłudze robota który skręcał i docinał z momentem rury, a sterowanie odbywało się za pomocom pilota jak do drona czy zabawek. Pracowałem też na urządzeniu które samo podawało sobie rury ze stojaków i skręcało. Mówimy o przedmiocie wielkości dwóch dużych lodówek i wadze kilku ton. Obsługiwał je wiertacz z kabiny, ale to nadal on wydawał poszczególne komendy. Tak czy inaczej nadal w pobliżu była co najmniej jedna osoba, np. po to by oczyścić i posmarować gwinty rur smarem, albo oczyścić robota z płuczki wiertniczej (płyn który krąży wewnątrz rur). Trudno mi sobie wyobrazić urządzenie które jakimiś ramionami zdejmie ochraniacz, czujnikami czy kamerami sprawdzi gwint, nasmaruje, itd. Komplikacja i koszt byłyby ogromne, a na końcu i tak postawiliby człowieka z wężem z wodą i szczotką do czyszczenia czujników...
Zdarzały się awarie, brak reakcji na komendy, zacinania i inne problemy. Przyjeżdżał technik z Włoch by to naprawiać a bywało że naprawiał kilka dni. Wiercenie w tym czasie nie było możliwe.
Poza tym na wiertni jest wiele innej pracy i procesów który maszyna nie wykona, więc załoga kilkunastu osób i tak jest niezbędna.
Odpowiadając na twoje pytanie: pełen proces automatyzacji pewnie i jest możliwy, ale trudny do wprowadzenia: ilość szczegółów które należałoby kontrolować jest ogromna, a straty w wyniku błędów ogromne i kosztowne. Ilość czujników, sensorów, przewodów: elektrycznych i hydraulicznych byłaby zbyt wielka do utrzymania w czystości co gwarantowałoby nieprzerwaną i bezawaryjną pracę w każdych warunkach pogodowych na całym świecie przez całą dobę non-stop.
To urządzenie na filmie wygląda mi na niewielkie, pewnie na naczepie "tira", nie ma miejsca na dokładanie automatycznych robotów, nie ma czasu na podpinanie dziesiątków przewodów hydraulicznych do jednostki, skoro wiercenie potrwa tydzień czy dwa, a następny otwór jest 200 metrów dalej.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Hej, może ja choć trochę będę w stanie odpowiedzieć na twoje pytanie. Pracowałem 3 lata w Polsce, zachodzie Europy i Afryce jako pomocnik otworowy wiertacza, czyli jako osoba takie jak widoczne na filmie. Są stare urządzenia wiertnicze, lądowe i morskie na których te wszystkie czynności wykonuje się właśnie ręcznie. Wynika to z tego że są to urządzenia nasto- i dziesięcioletnie gdzie nie wprowadza się aż takich usprawnień by cały proces zautomatyzować. Są też urządzenia wiertnicze (przez laików zwane "platformami" gdzie automatyzacja jest, albo częściowa, albo niemal całkowita, ale nadal nadzór co najmniej jednej osoby musi być. Sam pracowałem na urządzeniu przy obsłudze robota który skręcał i docinał z momentem rury, a sterowanie odbywało się za pomocom pilota jak do drona czy zabawek. Pracowałem też na urządzeniu które samo podawało sobie rury ze stojaków i skręcało. Mówimy o przedmiocie wielkości dwóch dużych lodówek i wadze kilku ton. Obsługiwał je wiertacz z kabiny, ale to nadal on wydawał poszczególne komendy. Tak czy inaczej nadal w pobliżu była co najmniej jedna osoba, np. po to by oczyścić i posmarować gwinty rur smarem, albo oczyścić robota z płuczki wiertniczej (płyn który krąży wewnątrz rur). Trudno mi sobie wyobrazić urządzenie które jakimiś ramionami zdejmie ochraniacz, czujnikami czy kamerami sprawdzi gwint, nasmaruje, itd. Komplikacja i koszt byłyby ogromne, a na końcu i tak postawiliby człowieka z wężem z wodą i szczotką do czyszczenia czujników...
Zdarzały się awarie, brak reakcji na komendy, zacinania i inne problemy. Przyjeżdżał technik z Włoch by to naprawiać a bywało że naprawiał kilka dni. Wiercenie w tym czasie nie było możliwe.
Poza tym na wiertni jest wiele innej pracy i procesów który maszyna nie wykona, więc załoga kilkunastu osób i tak jest niezbędna.
Odpowiadając na twoje pytanie: pełen proces automatyzacji pewnie i jest możliwy, ale trudny do wprowadzenia: ilość szczegółów które należałoby kontrolować jest ogromna, a straty w wyniku błędów ogromne i kosztowne. Ilość czujników, sensorów, przewodów: elektrycznych i hydraulicznych byłaby zbyt wielka do utrzymania w czystości co gwarantowałoby nieprzerwaną i bezawaryjną pracę w każdych warunkach pogodowych na całym świecie przez całą dobę non-stop.
To urządzenie na filmie wygląda mi na niewielkie, pewnie na naczepie "tira", nie ma miejsca na dokładanie automatycznych robotów, nie ma czasu na podpinanie dziesiątków przewodów hydraulicznych do jednostki, skoro wiercenie potrwa tydzień czy dwa, a następny otwór jest 200 metrów dalej.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Dzięki! No i teraz będę spał spokojny po obejrzeniu po raz kolejny jak ktoś morduje się z tym wiedząc, że po prostu pracuje ze starym sprzętem. Domyślam się, że tych zautomatyzowanych nie widziałem jeszcze, bo znacznie rzadziej dochodzi na nich do wypadków i nie można też pokazać czym jest ciężka praca. Aż z ciekawości wpisałem sobie w google i na pierwszym miejscu dostałem to. Film sprzed 2 lat i tytuł, że to ponoć pierwsza w pełni zautomatyzowana maszyna wiertnicza - to mi dopełnia obraz Jeszcze raz dzięki!
Drugi film pod nim pokazuje szczegóły pracy tej maszyny. Super rzecz!
youtube.com/watch?v=zIFdOJYdGQs
No i teraz będę spał spokojny po obejrzeniu po raz kolejny jak ktoś morduje się z tym wiedząc, że po prostu pracuje ze starym sprzętem.
Cieszę się, że jakoś udało mi się to wyjaśnić. Trochę mi trudno opisać takie rzeczy. To tez nie jest tak że ludzie tam codziennie giną, no może w jakimś ciapatowie. Mnie zdarzyła się jedna nieprzyjemna sytuacja, że leżałem na łopatkach ale skończyło się na strachu, sam widziałem też jeden umiarkowanie poważny wypadek. To było na urządzeniach z lat 70-80tych.
W Holandii pracowałem na urządzeniu HH300, wideo poniżej i nie wygląda to tak spektakularnie jak te filmiki z mięśniakami z texasu.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów