Mam bezpośrednią styczność z osobami pracującymi w urzędach więc się wypowiem w temacie.
Prawda jest taka że w administracji w dużej mierze wygrzewają sobie tyłki emeryci a nie młodzi ludzie po studiach (przynajmniej jeśli chodzi o wyższe stanowiska - na tych niższych to może i dostanie się jakiś młody random po studiach ale będzie zarabiać psie pieniądze).
Jeśli nie emeryci, to często stanowiska załatwiane są po znajomości (przeprowadzanie rekrutacji z 'przepychaniem' znajomych, tworzenie stanowisk dla członków rodzin wyżej postawionych urzędników, itd itp - ergo te wasze wielkie studiowanie jest ch*ja warte).
W niektórych urzędach roboty jest za mało dla tak dużej ilości pracowników i potem siedzi jeden z drugim i się nudzi. A potem wychodzą z roboty prędzej bo nudzenie się w wysokich temperaturach z klimą w biurze to złe warunki pracy
Nie mówię że jest tak w każdym urzędzie, jednak w większości ludzie siedzą i się opierdalają jeśli akurat nie mają jakiś papierków do przewalania (ufff, taka ciężka ta praca).
Ponad to pozwolę sobie dopisać: to że masz papier z uczelni wcale nie znaczy że jesteś kimś mądrym, elokwentnym czy inteligentnym. W dzisiejszych czasach studia nie mają większego znaczenia poza posiadaniem papierku bo byle buc jest je w stanie ukończyć. Dlatego też uważam że pociskanie osobom po technikum czy zawodówce ukazuje ignorancję naszych kochanych Polaków z wyższym wykształceniem. To że wy sobie siedzieliście do 24 roku życia na garnuszku rodziców lub państwa i teraz zaczynacie wielką karierę zawodową nie czyni was lepszymi od ludzi którzy podjęli pracę po technikum i pracują w zawodzie od ładnych paru lat (i prawdopodobnie zarabiają od was lepszą kasę nawet jeśli pracują fizycznie i nie mają społecznego zaszczytu nadwyrężania sobie rączek przy podbijaniu pieczątek). Pracodawca na ogół jest zainteresowany faktem czy ogólnie masz dyplom a nie wynikami w nauce więc po skończeniu studiów macie takie same szanse na zdobycie roboty jak największe jełopy z waszego roku.