Rzecz działa się niedawno w okolicach Wrocławia, nie chcę zdradzać danych osobowych, ani dokładnego miejsca zamieszkania. Mogę jedynie powiedzieć, że była to wioska w okolicach wyżej wspomnianego miasta. Osobiście pochodzę z Łeby, kto był ten wie co to za miasteczko. Turystyka latem, zimą czysta śmierć, pieprzone Ghost town.
W każdym razie, w naszej małej Łebie, wynajmuję pokoje i miałem okazję poznać Panią B. z jej przybraną córeczką N.. Para była to dziwaczna, budząca śmiech, zażenowanie, ale zarazem pewną dozę sympatii ze względu na radosne usposobienie do życia, oraz pewną dozę odrazy ze względu na smród unoszący się z każdej fałdy jej (tj. Pani B.) cielska. A był to pierdolony olbrzym, znacie kawały o twojej starej, która pasek zakłada bumerangiem bo jest gruba jak cholera. No to ta babeczka była jeszcze grubsza. Musicie wyobrazić sobie prawdziwie wielkiego słonia, mającego około 70 może 75 lat. Natomiast jej córeczka, była jak z początku myślałem cichą osóbką, jednakże okazała się zwyczajnie rzecz ujmując upośledzona z lekka na głowie. Ot nie wielka rzecz, potrafiła pójść do sklepu po bułki, wiązać buciki mniej więcej jak Franklin w 8 odcinku, ale nic więcej.
Owe dziewczyny przyjeżdżały do nas 2 lata a potem już ich u siebie nie przyjmowaliśmy gdyż roztaczały wokół siebie niemały smród. Pokój po ich miesięcznym pobycie, musieliśmy sprzątać 2 dni, wietrzyć tydzień, a majtki spadochronowe Pani B. wiszące na sznurkach mojego podwórka odstraszały nawet stałych klientów. Bynajmniej nie wielkością samą w sobie, lecz wielką plamą na środku tego co nazywamy kakaowym okiem, stworzoną z gówna i spoconej dupy. Mała N. co zabawne zawsze wieszała je z uśmiechem na ustach. Mam przynajmniej nadzieję, że był to uśmiech, a nie grymas nieogaru. Następne 2 lata dziewczynki zatrzymywały się gdzie indziej, w szczególności polecaliśmy im iść do wkurwiających nas sąsiadów (troll). W tym roku (2016) natomiast zaskoczył nas ich brak, więc postanowiliśmy zasięgnąć informacji, co się z nimi stało. A stało się dość niecodzienne wydarzenie, o którym dowiedziałem się od sąsiadki która z sympatyczną Panią B. się zaprzyjaźniła.
Do meritum. W styczniu tego roku Pani B. chodząc sobie po swoim domu razem ze swoją przybraną córką N. nagle poczuła się gorzej i osunęła się na krzesło. N. jako że nie kumała o co chodzi, chciała pomóc mamie wstać. Niestety przy tej jakże zacnej próbie pomocy Pani B. zasłabła na amen i zwaliła się swoim 300 kilowym (taki szacunek) cielskiem na małą N. (N. miała 1,50m, i była chudziutka). Jak się później okazało Pani B. właśnie dostała udaru mózgu który zakończył wtedy jej żywot natomiast N. znalazła się w pułapce bez wyjścia, leżąc pod martwym cielskiem swojej przybranej matki, próbując złapać oddech i wydostać się spod niej, powoli tracąc siły. Zabawna rzecz na temat tej śmierci, jest taka że N. przeleżała w tej pozycji od piątku do poniedziałku (wymarzony weekendzik), aż któraś sąsiadka z domu obok nie zainteresowała się brakiem N. chodzącej do sklepu po jedzenie dla tego łażącego starego czołgu. Policja wyważyła drzwi i znalazła obie panie w śmiertelnym uścisku. Jedna już się rozkładała, druga natomiast ledwo żywa została przewieziona do szpitala. Tam stwierdzono, że pod naciskiem matki trochę się N. zrobiła martwica w jednej z nóg. Tę nogę jej amputowano, jednak niestety lub może stety martwica poszła dalej i życia małej N. nie udało się już uratować.
W ten sposób zakończył się żywot dwóch samic gatunku homo sapiens. Tutaj nasuwa się morał i pytanie. Morał: Nie żryj jak świnia bo możesz być dla kogoś poważnym ciężarem. Pytanie: Czy to się nadaje do nagród Darwina?
PS. Pamiętam jak rozmawiałem z B. i powiedziała mi, że codziennie modli się o to, żeby N. umarła razem z nią bo ona sobie sama nie poradzi. Bóg jest dobry.
W każdym razie, w naszej małej Łebie, wynajmuję pokoje i miałem okazję poznać Panią B. z jej przybraną córeczką N.. Para była to dziwaczna, budząca śmiech, zażenowanie, ale zarazem pewną dozę sympatii ze względu na radosne usposobienie do życia, oraz pewną dozę odrazy ze względu na smród unoszący się z każdej fałdy jej (tj. Pani B.) cielska. A był to pierdolony olbrzym, znacie kawały o twojej starej, która pasek zakłada bumerangiem bo jest gruba jak cholera. No to ta babeczka była jeszcze grubsza. Musicie wyobrazić sobie prawdziwie wielkiego słonia, mającego około 70 może 75 lat. Natomiast jej córeczka, była jak z początku myślałem cichą osóbką, jednakże okazała się zwyczajnie rzecz ujmując upośledzona z lekka na głowie. Ot nie wielka rzecz, potrafiła pójść do sklepu po bułki, wiązać buciki mniej więcej jak Franklin w 8 odcinku, ale nic więcej.
Owe dziewczyny przyjeżdżały do nas 2 lata a potem już ich u siebie nie przyjmowaliśmy gdyż roztaczały wokół siebie niemały smród. Pokój po ich miesięcznym pobycie, musieliśmy sprzątać 2 dni, wietrzyć tydzień, a majtki spadochronowe Pani B. wiszące na sznurkach mojego podwórka odstraszały nawet stałych klientów. Bynajmniej nie wielkością samą w sobie, lecz wielką plamą na środku tego co nazywamy kakaowym okiem, stworzoną z gówna i spoconej dupy. Mała N. co zabawne zawsze wieszała je z uśmiechem na ustach. Mam przynajmniej nadzieję, że był to uśmiech, a nie grymas nieogaru. Następne 2 lata dziewczynki zatrzymywały się gdzie indziej, w szczególności polecaliśmy im iść do wkurwiających nas sąsiadów (troll). W tym roku (2016) natomiast zaskoczył nas ich brak, więc postanowiliśmy zasięgnąć informacji, co się z nimi stało. A stało się dość niecodzienne wydarzenie, o którym dowiedziałem się od sąsiadki która z sympatyczną Panią B. się zaprzyjaźniła.
Do meritum. W styczniu tego roku Pani B. chodząc sobie po swoim domu razem ze swoją przybraną córką N. nagle poczuła się gorzej i osunęła się na krzesło. N. jako że nie kumała o co chodzi, chciała pomóc mamie wstać. Niestety przy tej jakże zacnej próbie pomocy Pani B. zasłabła na amen i zwaliła się swoim 300 kilowym (taki szacunek) cielskiem na małą N. (N. miała 1,50m, i była chudziutka). Jak się później okazało Pani B. właśnie dostała udaru mózgu który zakończył wtedy jej żywot natomiast N. znalazła się w pułapce bez wyjścia, leżąc pod martwym cielskiem swojej przybranej matki, próbując złapać oddech i wydostać się spod niej, powoli tracąc siły. Zabawna rzecz na temat tej śmierci, jest taka że N. przeleżała w tej pozycji od piątku do poniedziałku (wymarzony weekendzik), aż któraś sąsiadka z domu obok nie zainteresowała się brakiem N. chodzącej do sklepu po jedzenie dla tego łażącego starego czołgu. Policja wyważyła drzwi i znalazła obie panie w śmiertelnym uścisku. Jedna już się rozkładała, druga natomiast ledwo żywa została przewieziona do szpitala. Tam stwierdzono, że pod naciskiem matki trochę się N. zrobiła martwica w jednej z nóg. Tę nogę jej amputowano, jednak niestety lub może stety martwica poszła dalej i życia małej N. nie udało się już uratować.
W ten sposób zakończył się żywot dwóch samic gatunku homo sapiens. Tutaj nasuwa się morał i pytanie. Morał: Nie żryj jak świnia bo możesz być dla kogoś poważnym ciężarem. Pytanie: Czy to się nadaje do nagród Darwina?
PS. Pamiętam jak rozmawiałem z B. i powiedziała mi, że codziennie modli się o to, żeby N. umarła razem z nią bo ona sobie sama nie poradzi. Bóg jest dobry.