To nie jest tak, że w naszym zespole to "same patałachy, nieudacznicy i inwalidzi, którzy jadą na Wembley tylko po to żeby nie dostać siedmiu bramek". Ci piłkarze osiągają całkiem niezłe wyniki w ligach zagranicznych, zarabiają tam dobre pieniądze, są cenieni przez kibiców i trenerów...
Nie jest też tak, że Polacy są słabi w sportach zespołowych - patrz reprezentacja w siatkówce, czy piłce ręcznej.
Nie jest też tak, że nie ma pieniędzy, warunków, czy kibiców.
Po prostu, jak się bierze trenera, którego największym sukcesem w życiu było prowadzenie Ruchu Chorzów, to jaki on ma mieć posłuch u piłkarzy, którzy raz w tygodniu grają w Lidze Mistrzów albo pakują 4 bramki Realowi Madryt w jednym meczu? Jakie szanse ma mieć drużyna tego trenera z zespołem, który prowadzony jest przez byłego szkoleniowca Interu Mediolan, Liverpoolu, czy paru innych reprezentacji? Jak trener, który przez całe życie pracował na krzywych boiskach i rozwalonych stadionach ma wmówić tym niezłym piłkarzom, że są w stanie grać na równym poziomie z Anglią, na Wembley?
Po prostu nie jest w stanie, koniec kropka. Nie rozumiem, czemu reprezentacja siatkarzy od lat może mieć zagranicznych trenerów, którzy osiągają z nią sukcesy i zdobywają medale mistrzostw świata i europy, a polska reprezentacja kopaczy musi kurczowo trzymać się ludzi, którzy parę lat temu co najwyżej ograli Odrę Wodzisław w jakże silnej polskiej lidze.