Witam z racji że mój śp dziadek był jednym z żołnierzy AK Obwodu „Gołąb” Garwolin i nigdy mi nie opowiadał o żadnych akcjach bo w sumie byłem mały i moje zainteresowanie o II WŚ zaczęło się później, postanowiłem poszukać w internecie co na ten temat i o to wygrzebałem bardzo ciekawą historie z której dowiedziałem o zamachu na Karla Ludwiga Freudenthala - doktor praw, wyższy oficer SS, od stycznia 1941 roku objął funkcję Kreishauptmanna (starosty) powiatu Garwolin I z tej akcji jestem bardzo dumny. Wiem Tekst może i jest długi ale naprawdę miło się go czyta i zachęcam go do przeczytania.
Od pierwszych dni działania administracji okupacyjnej do końca 1940 r. funkcję Kreishauptmanna (starosty) powiatu Garwolin pełnił dr Klein. Był to człowiek dość łagodny i wyrozumiały. W tym czasie ludność miasta i powiatu nie odczuła zbyt ciężko rygorów władzy okupacyjnej. Ten okres względnego spokoju został przerwany w 1941 r., kiedy to urząd Kreishauptmanna powiatu Garwolin objął Karl Ludwig Freudenthal, doktor praw, wyższy oficer SS.
Freudenthal był spokrewniony ze zbrodniarzem wojennym, generalnym gubernatorem Hansem Frankiem. Był z tego pokrewieństwa bardzo dumny i stale je podkreślał. Ów despota dał się poznać jako zaciekły polakożerca, którego rządy zaznaczyły się pasmem okrucieństw.
Już w pierwszym miesiącu urzędowania, w styczniu 1941 r., Freudenthal polecił usunąć z Garwolina obywateli narodowości żydowskiej i przesiedlić ich do gett w Żelechowie, Sobolewie, Łaskarzewie i Parysowie. Gestapowcom i żandarmom nakazał każdego schwytanego w mieście Żyda na miejscu zastrzelić.
W drugiej połowie 1941 r. na rozkaz Freudenthala w centralnej części miasta wybudowano obóz karny. Niemcy przetrzymywali jednorazowo w obozie ponad 200 osób, część więźniów, bez względu na pogodę, zmuszona była przebywać pod gołym niebem. W obozie maltretowano obywateli polskich - przeważnie rolników, aresztowanych za niewywiązywanie się ze zbyt wysokich kontyngentów żywca i zboża. Strażnicy pod dowództwem oficera SS Lorentza np. co godzina lub dwie w nocy urządzali zbiórki, stosowali różne wymyślne ćwiczenia fizyczne, niemiłosiernie bijąc najmniej sprawnych.
Natychmiast po objęciu urzędu starosty Freudenthal wyrzucił księży z plebanii, przebudowując ją na swoją rezydencję. Ogród plebanii, o powierzchni około 3 ha, zamienił w park. Przeprowadzono prace adaptacyjne: meliorację, niwelację terenu, układanie nawierzchni parkowych i sadzenie drzew. Do ubijania terenu posłużono się wałem, przy czym konie mechaniczne zastąpiono siłą ludzkich mięśni. Do wału przymocowywano dwie liny, do każdej przydzielając po pięciu więźniów. "Zaprzężonych" strażnicy popędzali pejczami. Gdy pojawiał się Freudenthal, ustawiali się po obu stronach ciągnących wał więźniów i bezlitośnie ich katowali. Na twarzy Freudenthala sceny te wywoływały uśmiech zadowolenia. Wszystko to przypominało epokę niewolnictwa, do której tak gorliwie starał się nawiązać hitlerowski doktor praw.
Innym przykładem brutalnych metod był sposób egzekwowania od rolników zbyt wygórowanych kontyngentów rolnych. Do wybranej wsi Kreishauptmann przyjeżdżał w asyście "czarnych" i żandarmów. Jeżeli któryś z gospodarzy nie mógł udowodnić terminowej dostawy, wymierzano mu karę cielesną na oczach zebranych. Kładziono go na ustawioną na środku drogi beczkę i zadawano pejczem ustalaną przez Freuenthala liczbę razów. Zdarzało się, że niektórzy z gospodarzy mimo otrzymanych kar nie mogli się wywiązać z nałożonych kontyngentów. Wtedy Freudenthal polecał rekwirowanie inwentarza żywego i rozbiórkę zabudowań, a gospodarza z całą rodziną wysyłał do Rzeszy. Był również wypadek wykonania kary śmierci. Zamordowany rolnik nazywał się Stanisław Pietrzak i pochodził ze wsi Ksawerów. Człowieka tego na polecenie Freudenthala publicznie powieszono na rynku w Żelechowie.
17 lipca 1942 r. warszawskie Gestapo przy współudziale Freudenthala dokonało licznych aresztowań oraz mordów obywateli powiatu. Aresztowano m.in. ks. Mariana Juszczyka, notariusza Jana Pinakiewicza, pracownika magistratu Bolesława Warownego oraz Narcyza Witczaka-Wiaczyńskiego, chorążego 1 Pułku Strzelców Konnych (członka sztabu Obwodu AK Garwolin). Bolesław Warowny nie figurował na liście aresztowanych. Poszukiwano natomiast Jana Zaniewskiego, byłego studenta prawa. Obaj wymienieni byli do siebie podobni z uwagi na rodzaj kalectwa. Niemcy nie mieli dokładnego adresu Zaniewskiego, ale wiedzieli, że jest garbaty. Poszukując go, pytali o człowieka z garbem. Ktoś z pytanych, nieświadomy niebezpieczeństwa, wskazał, że taki człowiek pracuje w magistracie. W ten sposób Bolesław Warowny stał się ofiarą swego kalectwa.
O mających nastąpić aresztowaniach wywiad AK dowiedział się dość późno i dlatego nie wszystkich można było ostrzec. Kilkanaście osób udało się jednak w porę zawiadomić. Niektórzy, jak ks. Juszczyk i chorąży Witczak-Witaczyński, nie ulękli się i wytrwali na posterunku. Ksiądz kanonik w rozmowie z ludźmi, którzy namawiali go, by ukrył się, oświadczył, że zdaje sobie sprawę, iż godziny jego życia są policzone, jednak obowiązek kapłana i honor Polaka nie pozwalają mu uciekać przed katami. Podobną postawę reprezentował chorąży Witczak-Witaczyński.
Bezpośrednio po aresztowaniu wywieziono go na Pawiak. Przebywał tam kilka miesięcy, przechodząc bardzo ciężkie śledztwo. Dzielny żołnierz nie załamał się i nikogo nie wydał. Odesłano go do obozu w Majdanku, gdzie wkrótce zmarł śmiercią męczeńską. Księdza Juszczyka, notariusza Pinakiewicza i pracownika magistratu Warownego wywieziono do lasu koło Pilawy i zastrzelono. Ciała zamordowanych zakopano na drodze, a dla zatarcia zbrodni miejsce, w którym zakopano zwłoki, rozjechano kilkoma samochodami. Ten bestialski mord był osobistą "zasługą" Freudenthala, który szczególną nienawiść przejawiał wobec duchowieństwa i inteligencji polskiej.
Do końca 1942 r. na rozkaz Freudenthala lub za jego zgodą Gestapo i żandarmeria zamordowały na terenie miasta i powiatu 890 osób. Do obozów koncentracyjnych lub do pracy przymusowej wywieziono 2100 osób. Za zbrodnie te Sąd Delegatury Rządu na Kraj wydał na przełomie lat 1942-1943 wyrok skazujący Freudenthala na karę śmierci.
W latach 1939-1940 na terenie Obwodu AK "Gołąb" - Garwolin powstało 10 grup dywersyjno-sabotażowych (12-20 żołnierzy każda). Tworzyły one oddział Kedywu obwodu, którym dowodził ppor. "Ziuk" Wacław Matysiak.
W początkach 1943 r. na terenie tym utworzono również oddział partyzancki "Chochlik". Dowodził nim kpt. "Komar" Czesław Benicki. W pierwszych dniach lipca 1943 r. w czasie narady dowództwa na wniosek ppor. "Ziuka", komendant obwodu mjr "Marcin" Władysław Szkuta wydał rozkaz, aby oba zgrupowania, oddział partyzancki i oddział dywersji, wykonały wyrok na Freudenthalu.
Dokładne rozpoznanie zachowania się Freudenthala w pracy, terminów i tras jego wyjazdów służbowych pozwoliło wybrać najpewniejszy wariant akcji.
Zamach będzie miał miejsce na szosie Garwolin-Warszawa, poza granicami powiatu. Ustalono, że Freudenthal raz w tygodniu lub co drugi tydzień wyjeżdża do Warszawy. Zawsze tą samą drogą. Od granicy powiatu garwolińskiego towarzyszy mu już niewielka eskorta esesmanów. Kreishauptmann wyjeżdża najczęściej w godzinach 7-8, wraca między 16 a 19. Silna grupa żandarmów eskortuje go tylko do Starej Wsi (gmina Kołbiel - 20 km od Garwolina). Wyjeżdżają też po niego na granicę powiatu około godz. 17. Na trasie prowadzącej przez powiaty Mińsk Mazowiecki i Warszawa ubezpiecza Freudenthala tylko straż osobista.
28 lutego 1944 r. doszczętnie spalono wieś Wanaty, a jej mieszkańców w bestialski sposób wymordowano (zginęło 108 osób). Zbrodni tej dokonała duża grupa gestapowców, żandarmerii i własowców pod osobistym kierownictwem Freudenthala. Okrucieństwo obudziło pragnienie jak najszybszego odwetu. Robiono wszystko, aby osaczyć Freudenthala. Ten jednak unikał pułapek.
W końcu zamachowcom dopisuje szczęście. 5 lipca o 6 rano wywiad obwodu "Gołąb" zawiadamia ppor. "Ziuka", że Freudenthal szykuje się do wyjazdu. Niespodziewana decyzja wynika z konieczności odwiezienia żony i syna do Warszawy, skąd mają odjechać do Berlina pociągiem ewakuującym rodziny niemieckie. Coraz bliższy bowiem jest front wschodni.
Po potwierdzeniu tej wiadomości "Ziuk" wyznacza gońców, którzy mają obserwować Kreishauptmanna i natychmiast przekazywać uzyskane informacje. Jednocześnie dowódcom grup dywersyjnych na terenie Garwolina, "Czarnemu" i "Sękowi", rozkazuje zebrać ludzi, wyposażyć ich w broń oraz przygotować transport konny potrzebny do przewiezienia broni. Do dowódcy placówki AK wachmistrza "Groma" w Woli Rębkowskiej wysyła gońca z zaszyfrowanym meldunkiem, aby przebywającą na jego terenie grupę dywersji, odpowiednio uzbrojoną, skierował na miejsce zbiórki oddziału.
Następnie przedkłada mjr "Marcinowi" plan działania. Do akcji na szosie należy wprowadzić dwie grupy dywersyjne składające się z około 20 żołnierzy:
l) grupę z Garwolina (dwie sekcje dowodzone przez st. sierż. "Czarnego" i st. wachm. "Sęka" w sile 12 żołnierzy); uzbrojenie - l erkaem "browning", 4 peemy "sten", 10 pistoletów "vis", 16 granatów i kilka butelek z płynem zapalającym;
2) grupę z Woli Rębkowskiej (pod dowództwem kpr. "Świecia" w sile 10 żołnierzy); uzbrojenie - 2 erkaemy "browning", 4 peemy "sten", 2 kbk, 6 pistoletów "vis" i kilka granatów.
Broń z Garwolina należy przewieźć na miejsce zbiórki furmanką, dla zamaskowania załadowaną obornikiem. Zbiórka oddziału nastąpi na skraju lasu na północ od miejscowości Miętne - około 400 m na zachód od szosy Warszawa - Lublin. Żołnierze dotrą na miejsce zbiórki polami, bez broni. Następnie oddział zostanie przewieziony samochodem, który trzeba zdobyć na szosie, przed Starą Wsią. W odległości 3 km przed tą wsią grupa powinna opuścić samochód i wyjść na główną szosę na północ od cegielni Anielinek.
"Piotruś" przekazuje z punktu kontaktowego: za kilka minut Freudenthal wyrusza do Warszawy. Wszystkie bagaże spakowane, jego żona żegna się właśnie z Niemkami - pracownicami starostwa. "Ziuk" poleca "Czarnemu" przerzucić natychmiast sprzęt na miejsce zbiórki.
Tymczasem następują nieprzewidziane komplikacje. W pobliżu Miętnego słychać nagle odgłos strzałów. To dwaj żołnierze grupy garwolińskiej, strzelcy Kazimierz Stachowiak i Zygmunt Barcz, spotykają niespodziewanie w okolicy glinianek kilku żandarmów. Na widok Niemców młodzi chłopcy nie wytrzymują nerwowo i zaczynają uciekać. Żandarmi otwierają do nich ogień z broni krótkiej i rozpoczynają pościg. Stachowiak wpada w łany żyta i ucieka (poległ wkrótce w walce pod Wilgą), natomiast Barcz zatrzymuje się i zostaje aresztowany. Na szczęście nie ma przy sobie żadnych obciążających materiałów. Po trzech dniach aresztu udaje się go wydostać z rąk Niemców.
Na miejsce zbiórki oddziału przybywa jedynie 8 ludzi z grupy garwolińskiej. Oprócz Stachowiaka i Barcza nie stawia się jeszcze dwóch żołnierzy. Szczęśliwie dowieziono sprzęt i broń. Woźnicą, który je przywiózł, był brat st. wachm. "Sęka" Józef Jaworski. Natomiast nie stawia się grupa z Woli Rębkowskiej. Wywołuje to zrozumiały niepokój. Z przewidzianych 22 ludzi liczba uczestników zamachu maleje do 8! Znacznie również zmniejsza się siła ognia grupy atakującej, pozbawionej broni oddziału z Woli Rębkowskiej. Sytuacja staje się^ krytyczna. Poszukiwanie grupy "Świecia" zajęło zbyt dużo czasu. Niewiele go już zostało na zdobycie samochodu i dojazd do Starej Wsi. Dalsze czekanie grozi dotarciem na miejsce akcji już po przejeździe Freudenthala.
A zatem tylko 8 ludzi podejmuje trudne zadanie zgładzenia kata garwolińskiego. Są to: ppor. "Ziuk" (Wacław Matysiak) - dowódca akcji, st. sierż. "Czarny" (Jan Piesiewicz) i st. wachm. "Sęk" (Stanisław Jaworski) - zastępcy dowódcy oraz wachm. "Grześ" (Franciszek Lussa), plut. "Kruczek" (Stefan Zysk), st. 8trz. "Grab" (Stanisław Tobiasz), st. strz. "Brodacz" (Henryk Winek) i st. strz. "Szczupak" (Kazimierz Wielgosz).
Grupa opuszcza miejsce zbiórki i podąża lasem w kierunku odległej o 400 m szosy Warszawa - Lublin. Zapada w rosnących przy szosie krzakach. "Sęk" i "Kruczek" wychodzą, aby zarekwirować potrzebny im samochód. Na nieszczęście na szosie panuje ożywiony ruch. Przejeżdżają samochody różnych formacji SS i Wehrmachtu. Z pełną gotowością bojową, z bronią skierowaną w kierunku lasu. Powiat Garwolin Niemcy zaliczali do bardzo niebezpiecznych.
Upływają minuty. Nareszcie nadjeżdża kryty plandeką samochód ciężarowy, "Sęk" z "Kruczkiem" zatrzymują go. Staje. Lecz zanim schowani w krzakach zamachowcy zdołają podnieść się ze swych stanowisk, "Sęk" gwałtownie daje sygnał: kolumna w drodze! Wciskają się w ziemię. Tuż koło nich przejeżdżają samochody z żołnierzami formacji lotniczej. Co za napięcie! Przecież teraz kierowcy zatrzymanego samochodu w każdej chwili mogą wszcząć alarm. "Ziuk" obserwuje swoich żołnierzy. Są spokojni - to dobry znak. Kolumna niemiecka przejeżdża, a dwaj kierowcy ciężarówki, Polacy, nie awanturują się. Droga wolna! Podbiegają do samochodu.
"Czarny" i "Sęk" zajmują miejsca obok kierowców, "Ziuk" z pozostałymi żołnierzami ładują się pod plandekę. Samochód rusza. "Ziuk" analizuje sytuację. Nie jest najlepsza, do rozpoczęcia ataku została zaledwie godzina. Natomiast na dojście tam drogą okrężną obok Starej Wsi, potrzeba około 2,5 godziny. W tej sytuacji "Ziuk" podejmuje ryzykowną decyzję: pojadą samochodem na samo miejsce akcji. Nadrobią stracony czas, choć narażą się na niebezpieczeństwo spotkania z żandarmerią na lotnym posterunku w Starej Wsi.
"Ziuk" wydaje instrukcje siedzącym w szoferce zastępcom. Gdyby żandarmi chcieli zatrzymać samochód - przyhamować, ale nie zatrzymywać się. Gdy padną strzały - dodać gazu i szybko oddalić się. Ukryci pod plandeką żołnierze, z bronią gotową do strzału, mają obserwować szosę z obu stron i otwierać ogień jedynie na rozkaz wydany przez dowódcę akcji.
Samochód zbliża się do punktu kontrolnego. Lecz żandarmów nie widać! Wszyscy oddychają z ulgą. Teraz ciężarówka pędzi pełnym gazem. Wkrótce dojeżdża do celu. Wokół lasy. Chłopcy zeskakują z samochodu.
Zbliża się chwila rozprawy z katem. Oddajmy głos dowódcy akcji, ppor. "Ziukowi":
Oddział zapada w zaroślach tuż w pobliżu szosy. Wraz z zastępcami ustalam stanowiska ogniowe. Będziemy działać w trzech zespołach, każdy po dwóch żołnierzy. Odległość między stanowiskami około 50 m. Zadanie dla zespołów uzależnione jest od kolejności samochodu Freudenthala, który w czasie jazdy często przemieszczał się w szyku; raz jechał na przodzie, a innym razem za samochodem eskorty. Stanowisko pierwsze (od strony Warszawy): "Czarny" (dowódca stanowiska) i "Brodacz". Uzbrojenie: l peem "sten", 2 pistolety "vis", 4 granaty ręczne, 2 butelki zapalające. Zadanie: jeżeli Freudenthal jedzie pierwszym samochodem, nie strzelać do niego, ogień otworzyć do samochodu eskorty, a jeżeli jedzie w tyle kolumny - ogień otworzyć wyłącznie do samochodu Freudenthala.
Poza tym "Czarny" i "Brodacz" ubezpieczają z kierunku Warszawy.
Stanowisko drugie (środkowe): "Ziuk" i "Grześ". Uzbrojenie: l erkaem "browning", l peem "sten", 2 pistolety "vis" i 4 granaty ręczne. Zadanie: obojętne w jakiej kolejności jedzie Freudenthal, ogień kierować wyłącznie na jego samochód. Na "Ziuku" i "Grzesiu" spoczywa zadanie zatrzymania samochodu i dokonania likwidacji. Stanowisko trzecie (od strony Garwolina): "Sęk" (dowódca stanowiska) i "Grab". Uzbrojenie: l peem "sten", 2 pistolety "vis", 4 granaty ręczne, 2 butelki zapalające. Zadanie: cala uwagę skierować na Freudenthala.
W wypadku zatrzymania samochodu Kreishauptmanna przez pierwsze dwie dwójki ogień skierować na samochód eskorty oraz w miarę możliwości włączyć się do wykonania głównego celu. I ubezpieczać teren od strony Kolbiel - Garwolin.
"Kruczek", uzbrojony w peem "sten", pistolet "vis", 3 granaty ręczne i butelkę z płynem zapalającym, udaje się na punkt obserwacyjny, położony 300 metrów w kierunku Warszawy. Jest w ubraniu robotnika drogowego. Najlepiej zna samochód, w którym jedzie Freudenthal. Znakiem umownym przekaże czy oczekiwane samochody nadjeżdżają i w jakiej kolejności jedzie Freudenthal. Do pilnowania kierowców samochodu, który przywiózł oddział, oraz do zatrzymywania przechodniów - od chwili zajęcia stanowisk ogniowych do momentu zakończenia walki - zostaje wyznaczony "Szczupak", uzbrojony w pistolet "vis" i granat ręczny. Ustalono kierunek odwrotu i miejsce zbiórki w wypadku rozproszenia oddziału.
Godzina 17. Grupy zajmują stanowiska bojowe! "Kruczek" tkwi w punkcie obserwacyjnym, "Grześ", zamaskowany małymi sosenkami, usadawia się z erkaemem na samym brzegu wykopu. Jego zadanie: ogniem z erkaemu zatrzymać samochód wiozący Freudenthala. Ruch na szosie duży, szczególnie z kierunku Warszawy. Większość samochodów wypełniona wojskiem.
17.30. "Kruczek" przekazuje umówiony sygnał. Freudenthal jedzie pierwszym samochodem! Samochody szybko zbliżają się. Odległość gwałtownie maleje. Zerkam na "Grzesia". Z całym spokojem prowadzi samochód na muszce. Już 50, 30 metrów. Wreszcie słychać gwałtowny jazgot erkaemu. To "Grześ" ładuje serię w silnik samochodu.
Samochód gwałtownie skręca w lewo i wpada przodem do rowu naprzeciw naszych stanowisk, po drugiej stronie szosy. Spostrzegam górne krawędzie otwierających się drzwi. Wykorzystując naturalną osłonę, Niemcy wysypują się z samochodu i zajmują stanowiska ogniowe na skarpie szosy. Zaczynają ostrzeliwać się. Rozgorzała walka. Widzę czołgającego się kierowcę samochodu. Podrywa się i ucieka w kierunku Kołbieli. Słyszę serię z peemu z lewej strony, to "Czarny" strzela do samochodu z eskortą.
Za moment wóz ten z dużą szybkością przemyka przed lufami drugiego stanowiska. Nasz ogień jest jednak prowadzony wyłącznie na grupę Freudenthala nie angażujemy się w walkę z eskortą i pozwalamy jej uciec. Znowu seria z prawej strony. Tym razem "Sęk" strzela do samochodu eskorty, która umyka, nie podejmując walki. "Sęk" poleca więc "Grabowi" obserwować drogę w kierunku Kolbiel-Garwolin, a sam włącza się do walki, atakując ogniem z flanki. Gwałtowna strzelanina. Strzały Niemców są niecelne. Nasz ogień nie pozwala im na otwarte prowadzenie walki. Wyraźnie grają teraz na zwłokę. Postanawiam zwiększyć silę rażenia. Rzucam granat, który niestety nie wybucha. Tymczasem z kierunku Warszawy nadjeżdża kilkanaście samochodów z Wehrmachtem. Niemcy słyszą odgłosy walki, Kolumna zjeżdża na prawą stronę i zatrzymuje się w odległości około 150 metrów od naszych stanowisk. Niemieccy żołnierze wyskakują z samochodów i zapadają w rowie obok szosy.
Podejmuję decyzję, która moim zdaniem powinna szybko rozstrzygnąć walkę. Rozkazuję "Grzesiowi" nadal prowadzić ogień, a sam z grupą "Sęka" postanawiam uderzyć na broniących się Niemców od tyłu. Przebiegamy we trójkę szosę, wychodząc na stanowiska nieprzyjaciela z przeciwnej strony lasu. W odległości około 10 metrów widać jak na dłoni Niemców. Jeden z osłony już nie żyje. To na pewno "Sęk" zgasił go ogniem flankowym. Freudenthal jest ranny. Strzela jeszcze w kierunku "Grzesia", ale jego ruchy są powolne. "Sęk" błyskawicznie krótką serią likwiduje Niemca z osłony. Ja strzelam z peemu do Freudenthala. Jednocześnie "Sęk" ładuje w niego serię ze swojego "stena" (dostał 17 kul). Freudenthal wypuszcza pepeszę z rąk. Stacza się ze skarpy i odwraca twarzą ku górze.
Ogarnęła nas radość. Wreszcie koniec z nim! Podbiegam do samochodu, zabieram teczkę z dokumentami i broń osobistą Freudenthala - pistolet typu "mauser". "Sęk" i "Kruczek", który zdążył wrócić z punktu obserwacyjnego, zabierają resztę broni i dokumenty zabitych.
Rezultat akcji: zabito trzech Niemców, a wśród nich Freudenthala, zdobyto teczkę z ważnymi dokumentami oraz l pepeszę, l peem, 3 pistolety ręczne, 2 kbk i dużo amunicji (Freudenthal jeździł stale z pepeszą). Od strony Warszawy droga jest całkowicie zablokowana samochodami. Przebiegamy powtórnie szosę. Sprawdzam stan oddziału. Brak tylko "Szczupaka", który pełnił nadzór nad kierowcami i przechodniami. Po chwili i on dołącza do oddziału. Są wszyscy. Robimy odskok w lasy.
Zadanie wykonane. Teraz trzeba bezpiecznie wycofać się i wrócić do Garwolina.
Kolumna wojskowa, która zatrzymała się w odległości około 150 m od miejsca akcji, okazała się kompanią wojsk łączności, podążających na wschód. Słysząc strzelaninę, żołnierze wyskoczyli z samochodów i zajęli pozycje w przydrożnych rowach, lecz nie włączyli się do walki. Niezależnie od kolumny wojskowej zgromadziło się kilkanaście samochodów prywatnych, wśród nich jeden z Garwolina. Pasażerowie tej ciężarówki w obawie przed pociskami leżeli na podłodze. Później opowiadali, że widzieli oddział partyzantów w sile około 200 ludzi. Strach ma wielkie oczy.
Kierowca samochodu Jan Zimny nie odniósł żadnych obrażeń. Według jego relacji, seria strzałów z erkaemu ugodziła w przód wozu i wytrąciła mu z rąk kierownicę. Samochód wpadł do rowu. Zimny wysunął się i wyczołgał z pola rażenia. Przebiegł 3 kilometry i zgłosił się na posterunku żandarmerii w Kołbieli. Należy tu przypomnieć, że Freudenthal zatrudniał dwóch kierowców i obaj byli Polakami. Był przekonany, że uchroni go to od zamachu. Jeden z tych kierowców, Stanisław Lussa (stryj "Grzesia"), był członkiem komórki wywiadu i dostarczył wiele cennych informacji o Freudenthalu. Drugi, Jan Zimny, do konspiracji nie należał i nic o przygotowaniach do zamachu nie wiedział. Zresztą atakujący byli poinformowani, kto prowadzi samochód Freudenthala i starali się oszczędzić kierowcę.
Powróćmy do dalszych wydarzeń. Gdy rozstrzygały się losy Freudenthala, z pola walki umykał samochód jego osobistej eskorty. Znajdowało się w nim 6 Niemców pod dowództwem oficera SS Lorentza. W wyniku ostrzelania przez partyzantów jeden żołnierz został ranny, uszkodzono też nadwozie. Wóz mknął w kierunku Garwolina, nie zatrzymując się w Kołbieli i nie zawiadamiając o zamachu żandarmów oczekujących na Freudenthala. Stan nerwów tych "bohaterów" nie był najlepszy, skoro dopiero po pół godzinie zdołano od nich wydobyć informacje o wydarzeniu. I dopiero wtedy żandarmeria w Garwolinie zawiadomiła wszystkie pobliskie jednostki, nakazując przeszukanie okolicznych lasów.
Tymczasem zamachowcy, odskoczywszy na odległość około 3 kilometrów od miejsca walki zatrzymali się, aby przejrzeć broń i uzupełnić amunicję w magazynkach. Posuwano się lasem, ubezpieczając się i zachowując wzmożoną czujność. Na wysokości Celestynowa szperacze zasygnalizowali dużą grupę Niemców. Oddział zaszył się w młodym zagajniku. Wkrótce około 50 Niemców pomaszerowało w kierunku Celestynowa.
Było to ostrzeżenie, że Niemcy rozpoczęli przeczesywanie lasów. Należało poruszać się szczególnie ostrożnie i powoli. Dopiero po wejściu w większe kompleksy leśne żołnierze poczuli się bezpieczni. Około godziny 23 zmęczeni i głodni dotarli do wsi Zabieżki. Jeden z gospodarzy odwiózł ich pod wieś Krystyna, skąd przeszli lasami do Woli Rębkowskiej. Po ukryciu broni powrócili do swoich domów. Porucznik "Ziuk" złożył meldunek o przebiegu akcji komendantowi obwodu, mjr "Marcinowi".
Wieść o likwidacji Freudenthala szybko rozeszła się po terenie, wywołując mieszane uczucia. Z jednej strony - radość z powodu kary, jaka spotkała okrutnego Kreishauptmanna, z drugiej - strach przed represjami, jakie spaść mogły na mieszkańców Garwolina.
Na zemstę okupanta nie czekano długo. Ofiarami nie stali się jednak mieszkańcy powiatu. Wczesnym rankiem 8 lipca 1944 r. przywieziono z warszawskiego Pawiaka 30 więźniów. Zakładników tych z zagipsowanymi ustami rozstrzelano w Garwolinie na skarpie przebiegającej przez środek miasta szosy Warszawa - Lublin, tuż za mostem przez Wilgę.
Ciała zamordowanych wywieziono ciężarówką. Wkrótce czerwone plamy na skarpie pokryła gruba warstwa kwiatów. Był to ostatni krwawy akt związany z osobą Freudenthala...
BÓG HONOR OJCZYZNA!!!
Od pierwszych dni działania administracji okupacyjnej do końca 1940 r. funkcję Kreishauptmanna (starosty) powiatu Garwolin pełnił dr Klein. Był to człowiek dość łagodny i wyrozumiały. W tym czasie ludność miasta i powiatu nie odczuła zbyt ciężko rygorów władzy okupacyjnej. Ten okres względnego spokoju został przerwany w 1941 r., kiedy to urząd Kreishauptmanna powiatu Garwolin objął Karl Ludwig Freudenthal, doktor praw, wyższy oficer SS.
Freudenthal był spokrewniony ze zbrodniarzem wojennym, generalnym gubernatorem Hansem Frankiem. Był z tego pokrewieństwa bardzo dumny i stale je podkreślał. Ów despota dał się poznać jako zaciekły polakożerca, którego rządy zaznaczyły się pasmem okrucieństw.
Już w pierwszym miesiącu urzędowania, w styczniu 1941 r., Freudenthal polecił usunąć z Garwolina obywateli narodowości żydowskiej i przesiedlić ich do gett w Żelechowie, Sobolewie, Łaskarzewie i Parysowie. Gestapowcom i żandarmom nakazał każdego schwytanego w mieście Żyda na miejscu zastrzelić.
W drugiej połowie 1941 r. na rozkaz Freudenthala w centralnej części miasta wybudowano obóz karny. Niemcy przetrzymywali jednorazowo w obozie ponad 200 osób, część więźniów, bez względu na pogodę, zmuszona była przebywać pod gołym niebem. W obozie maltretowano obywateli polskich - przeważnie rolników, aresztowanych za niewywiązywanie się ze zbyt wysokich kontyngentów żywca i zboża. Strażnicy pod dowództwem oficera SS Lorentza np. co godzina lub dwie w nocy urządzali zbiórki, stosowali różne wymyślne ćwiczenia fizyczne, niemiłosiernie bijąc najmniej sprawnych.
Natychmiast po objęciu urzędu starosty Freudenthal wyrzucił księży z plebanii, przebudowując ją na swoją rezydencję. Ogród plebanii, o powierzchni około 3 ha, zamienił w park. Przeprowadzono prace adaptacyjne: meliorację, niwelację terenu, układanie nawierzchni parkowych i sadzenie drzew. Do ubijania terenu posłużono się wałem, przy czym konie mechaniczne zastąpiono siłą ludzkich mięśni. Do wału przymocowywano dwie liny, do każdej przydzielając po pięciu więźniów. "Zaprzężonych" strażnicy popędzali pejczami. Gdy pojawiał się Freudenthal, ustawiali się po obu stronach ciągnących wał więźniów i bezlitośnie ich katowali. Na twarzy Freudenthala sceny te wywoływały uśmiech zadowolenia. Wszystko to przypominało epokę niewolnictwa, do której tak gorliwie starał się nawiązać hitlerowski doktor praw.
Innym przykładem brutalnych metod był sposób egzekwowania od rolników zbyt wygórowanych kontyngentów rolnych. Do wybranej wsi Kreishauptmann przyjeżdżał w asyście "czarnych" i żandarmów. Jeżeli któryś z gospodarzy nie mógł udowodnić terminowej dostawy, wymierzano mu karę cielesną na oczach zebranych. Kładziono go na ustawioną na środku drogi beczkę i zadawano pejczem ustalaną przez Freuenthala liczbę razów. Zdarzało się, że niektórzy z gospodarzy mimo otrzymanych kar nie mogli się wywiązać z nałożonych kontyngentów. Wtedy Freudenthal polecał rekwirowanie inwentarza żywego i rozbiórkę zabudowań, a gospodarza z całą rodziną wysyłał do Rzeszy. Był również wypadek wykonania kary śmierci. Zamordowany rolnik nazywał się Stanisław Pietrzak i pochodził ze wsi Ksawerów. Człowieka tego na polecenie Freudenthala publicznie powieszono na rynku w Żelechowie.
17 lipca 1942 r. warszawskie Gestapo przy współudziale Freudenthala dokonało licznych aresztowań oraz mordów obywateli powiatu. Aresztowano m.in. ks. Mariana Juszczyka, notariusza Jana Pinakiewicza, pracownika magistratu Bolesława Warownego oraz Narcyza Witczaka-Wiaczyńskiego, chorążego 1 Pułku Strzelców Konnych (członka sztabu Obwodu AK Garwolin). Bolesław Warowny nie figurował na liście aresztowanych. Poszukiwano natomiast Jana Zaniewskiego, byłego studenta prawa. Obaj wymienieni byli do siebie podobni z uwagi na rodzaj kalectwa. Niemcy nie mieli dokładnego adresu Zaniewskiego, ale wiedzieli, że jest garbaty. Poszukując go, pytali o człowieka z garbem. Ktoś z pytanych, nieświadomy niebezpieczeństwa, wskazał, że taki człowiek pracuje w magistracie. W ten sposób Bolesław Warowny stał się ofiarą swego kalectwa.
O mających nastąpić aresztowaniach wywiad AK dowiedział się dość późno i dlatego nie wszystkich można było ostrzec. Kilkanaście osób udało się jednak w porę zawiadomić. Niektórzy, jak ks. Juszczyk i chorąży Witczak-Witaczyński, nie ulękli się i wytrwali na posterunku. Ksiądz kanonik w rozmowie z ludźmi, którzy namawiali go, by ukrył się, oświadczył, że zdaje sobie sprawę, iż godziny jego życia są policzone, jednak obowiązek kapłana i honor Polaka nie pozwalają mu uciekać przed katami. Podobną postawę reprezentował chorąży Witczak-Witaczyński.
Bezpośrednio po aresztowaniu wywieziono go na Pawiak. Przebywał tam kilka miesięcy, przechodząc bardzo ciężkie śledztwo. Dzielny żołnierz nie załamał się i nikogo nie wydał. Odesłano go do obozu w Majdanku, gdzie wkrótce zmarł śmiercią męczeńską. Księdza Juszczyka, notariusza Pinakiewicza i pracownika magistratu Warownego wywieziono do lasu koło Pilawy i zastrzelono. Ciała zamordowanych zakopano na drodze, a dla zatarcia zbrodni miejsce, w którym zakopano zwłoki, rozjechano kilkoma samochodami. Ten bestialski mord był osobistą "zasługą" Freudenthala, który szczególną nienawiść przejawiał wobec duchowieństwa i inteligencji polskiej.
Do końca 1942 r. na rozkaz Freudenthala lub za jego zgodą Gestapo i żandarmeria zamordowały na terenie miasta i powiatu 890 osób. Do obozów koncentracyjnych lub do pracy przymusowej wywieziono 2100 osób. Za zbrodnie te Sąd Delegatury Rządu na Kraj wydał na przełomie lat 1942-1943 wyrok skazujący Freudenthala na karę śmierci.
W latach 1939-1940 na terenie Obwodu AK "Gołąb" - Garwolin powstało 10 grup dywersyjno-sabotażowych (12-20 żołnierzy każda). Tworzyły one oddział Kedywu obwodu, którym dowodził ppor. "Ziuk" Wacław Matysiak.
W początkach 1943 r. na terenie tym utworzono również oddział partyzancki "Chochlik". Dowodził nim kpt. "Komar" Czesław Benicki. W pierwszych dniach lipca 1943 r. w czasie narady dowództwa na wniosek ppor. "Ziuka", komendant obwodu mjr "Marcin" Władysław Szkuta wydał rozkaz, aby oba zgrupowania, oddział partyzancki i oddział dywersji, wykonały wyrok na Freudenthalu.
Dokładne rozpoznanie zachowania się Freudenthala w pracy, terminów i tras jego wyjazdów służbowych pozwoliło wybrać najpewniejszy wariant akcji.
Zamach będzie miał miejsce na szosie Garwolin-Warszawa, poza granicami powiatu. Ustalono, że Freudenthal raz w tygodniu lub co drugi tydzień wyjeżdża do Warszawy. Zawsze tą samą drogą. Od granicy powiatu garwolińskiego towarzyszy mu już niewielka eskorta esesmanów. Kreishauptmann wyjeżdża najczęściej w godzinach 7-8, wraca między 16 a 19. Silna grupa żandarmów eskortuje go tylko do Starej Wsi (gmina Kołbiel - 20 km od Garwolina). Wyjeżdżają też po niego na granicę powiatu około godz. 17. Na trasie prowadzącej przez powiaty Mińsk Mazowiecki i Warszawa ubezpiecza Freudenthala tylko straż osobista.
28 lutego 1944 r. doszczętnie spalono wieś Wanaty, a jej mieszkańców w bestialski sposób wymordowano (zginęło 108 osób). Zbrodni tej dokonała duża grupa gestapowców, żandarmerii i własowców pod osobistym kierownictwem Freudenthala. Okrucieństwo obudziło pragnienie jak najszybszego odwetu. Robiono wszystko, aby osaczyć Freudenthala. Ten jednak unikał pułapek.
W końcu zamachowcom dopisuje szczęście. 5 lipca o 6 rano wywiad obwodu "Gołąb" zawiadamia ppor. "Ziuka", że Freudenthal szykuje się do wyjazdu. Niespodziewana decyzja wynika z konieczności odwiezienia żony i syna do Warszawy, skąd mają odjechać do Berlina pociągiem ewakuującym rodziny niemieckie. Coraz bliższy bowiem jest front wschodni.
Po potwierdzeniu tej wiadomości "Ziuk" wyznacza gońców, którzy mają obserwować Kreishauptmanna i natychmiast przekazywać uzyskane informacje. Jednocześnie dowódcom grup dywersyjnych na terenie Garwolina, "Czarnemu" i "Sękowi", rozkazuje zebrać ludzi, wyposażyć ich w broń oraz przygotować transport konny potrzebny do przewiezienia broni. Do dowódcy placówki AK wachmistrza "Groma" w Woli Rębkowskiej wysyła gońca z zaszyfrowanym meldunkiem, aby przebywającą na jego terenie grupę dywersji, odpowiednio uzbrojoną, skierował na miejsce zbiórki oddziału.
Następnie przedkłada mjr "Marcinowi" plan działania. Do akcji na szosie należy wprowadzić dwie grupy dywersyjne składające się z około 20 żołnierzy:
l) grupę z Garwolina (dwie sekcje dowodzone przez st. sierż. "Czarnego" i st. wachm. "Sęka" w sile 12 żołnierzy); uzbrojenie - l erkaem "browning", 4 peemy "sten", 10 pistoletów "vis", 16 granatów i kilka butelek z płynem zapalającym;
2) grupę z Woli Rębkowskiej (pod dowództwem kpr. "Świecia" w sile 10 żołnierzy); uzbrojenie - 2 erkaemy "browning", 4 peemy "sten", 2 kbk, 6 pistoletów "vis" i kilka granatów.
Broń z Garwolina należy przewieźć na miejsce zbiórki furmanką, dla zamaskowania załadowaną obornikiem. Zbiórka oddziału nastąpi na skraju lasu na północ od miejscowości Miętne - około 400 m na zachód od szosy Warszawa - Lublin. Żołnierze dotrą na miejsce zbiórki polami, bez broni. Następnie oddział zostanie przewieziony samochodem, który trzeba zdobyć na szosie, przed Starą Wsią. W odległości 3 km przed tą wsią grupa powinna opuścić samochód i wyjść na główną szosę na północ od cegielni Anielinek.
"Piotruś" przekazuje z punktu kontaktowego: za kilka minut Freudenthal wyrusza do Warszawy. Wszystkie bagaże spakowane, jego żona żegna się właśnie z Niemkami - pracownicami starostwa. "Ziuk" poleca "Czarnemu" przerzucić natychmiast sprzęt na miejsce zbiórki.
Tymczasem następują nieprzewidziane komplikacje. W pobliżu Miętnego słychać nagle odgłos strzałów. To dwaj żołnierze grupy garwolińskiej, strzelcy Kazimierz Stachowiak i Zygmunt Barcz, spotykają niespodziewanie w okolicy glinianek kilku żandarmów. Na widok Niemców młodzi chłopcy nie wytrzymują nerwowo i zaczynają uciekać. Żandarmi otwierają do nich ogień z broni krótkiej i rozpoczynają pościg. Stachowiak wpada w łany żyta i ucieka (poległ wkrótce w walce pod Wilgą), natomiast Barcz zatrzymuje się i zostaje aresztowany. Na szczęście nie ma przy sobie żadnych obciążających materiałów. Po trzech dniach aresztu udaje się go wydostać z rąk Niemców.
Na miejsce zbiórki oddziału przybywa jedynie 8 ludzi z grupy garwolińskiej. Oprócz Stachowiaka i Barcza nie stawia się jeszcze dwóch żołnierzy. Szczęśliwie dowieziono sprzęt i broń. Woźnicą, który je przywiózł, był brat st. wachm. "Sęka" Józef Jaworski. Natomiast nie stawia się grupa z Woli Rębkowskiej. Wywołuje to zrozumiały niepokój. Z przewidzianych 22 ludzi liczba uczestników zamachu maleje do 8! Znacznie również zmniejsza się siła ognia grupy atakującej, pozbawionej broni oddziału z Woli Rębkowskiej. Sytuacja staje się^ krytyczna. Poszukiwanie grupy "Świecia" zajęło zbyt dużo czasu. Niewiele go już zostało na zdobycie samochodu i dojazd do Starej Wsi. Dalsze czekanie grozi dotarciem na miejsce akcji już po przejeździe Freudenthala.
A zatem tylko 8 ludzi podejmuje trudne zadanie zgładzenia kata garwolińskiego. Są to: ppor. "Ziuk" (Wacław Matysiak) - dowódca akcji, st. sierż. "Czarny" (Jan Piesiewicz) i st. wachm. "Sęk" (Stanisław Jaworski) - zastępcy dowódcy oraz wachm. "Grześ" (Franciszek Lussa), plut. "Kruczek" (Stefan Zysk), st. 8trz. "Grab" (Stanisław Tobiasz), st. strz. "Brodacz" (Henryk Winek) i st. strz. "Szczupak" (Kazimierz Wielgosz).
Grupa opuszcza miejsce zbiórki i podąża lasem w kierunku odległej o 400 m szosy Warszawa - Lublin. Zapada w rosnących przy szosie krzakach. "Sęk" i "Kruczek" wychodzą, aby zarekwirować potrzebny im samochód. Na nieszczęście na szosie panuje ożywiony ruch. Przejeżdżają samochody różnych formacji SS i Wehrmachtu. Z pełną gotowością bojową, z bronią skierowaną w kierunku lasu. Powiat Garwolin Niemcy zaliczali do bardzo niebezpiecznych.
Upływają minuty. Nareszcie nadjeżdża kryty plandeką samochód ciężarowy, "Sęk" z "Kruczkiem" zatrzymują go. Staje. Lecz zanim schowani w krzakach zamachowcy zdołają podnieść się ze swych stanowisk, "Sęk" gwałtownie daje sygnał: kolumna w drodze! Wciskają się w ziemię. Tuż koło nich przejeżdżają samochody z żołnierzami formacji lotniczej. Co za napięcie! Przecież teraz kierowcy zatrzymanego samochodu w każdej chwili mogą wszcząć alarm. "Ziuk" obserwuje swoich żołnierzy. Są spokojni - to dobry znak. Kolumna niemiecka przejeżdża, a dwaj kierowcy ciężarówki, Polacy, nie awanturują się. Droga wolna! Podbiegają do samochodu.
"Czarny" i "Sęk" zajmują miejsca obok kierowców, "Ziuk" z pozostałymi żołnierzami ładują się pod plandekę. Samochód rusza. "Ziuk" analizuje sytuację. Nie jest najlepsza, do rozpoczęcia ataku została zaledwie godzina. Natomiast na dojście tam drogą okrężną obok Starej Wsi, potrzeba około 2,5 godziny. W tej sytuacji "Ziuk" podejmuje ryzykowną decyzję: pojadą samochodem na samo miejsce akcji. Nadrobią stracony czas, choć narażą się na niebezpieczeństwo spotkania z żandarmerią na lotnym posterunku w Starej Wsi.
"Ziuk" wydaje instrukcje siedzącym w szoferce zastępcom. Gdyby żandarmi chcieli zatrzymać samochód - przyhamować, ale nie zatrzymywać się. Gdy padną strzały - dodać gazu i szybko oddalić się. Ukryci pod plandeką żołnierze, z bronią gotową do strzału, mają obserwować szosę z obu stron i otwierać ogień jedynie na rozkaz wydany przez dowódcę akcji.
Samochód zbliża się do punktu kontrolnego. Lecz żandarmów nie widać! Wszyscy oddychają z ulgą. Teraz ciężarówka pędzi pełnym gazem. Wkrótce dojeżdża do celu. Wokół lasy. Chłopcy zeskakują z samochodu.
Zbliża się chwila rozprawy z katem. Oddajmy głos dowódcy akcji, ppor. "Ziukowi":
Oddział zapada w zaroślach tuż w pobliżu szosy. Wraz z zastępcami ustalam stanowiska ogniowe. Będziemy działać w trzech zespołach, każdy po dwóch żołnierzy. Odległość między stanowiskami około 50 m. Zadanie dla zespołów uzależnione jest od kolejności samochodu Freudenthala, który w czasie jazdy często przemieszczał się w szyku; raz jechał na przodzie, a innym razem za samochodem eskorty. Stanowisko pierwsze (od strony Warszawy): "Czarny" (dowódca stanowiska) i "Brodacz". Uzbrojenie: l peem "sten", 2 pistolety "vis", 4 granaty ręczne, 2 butelki zapalające. Zadanie: jeżeli Freudenthal jedzie pierwszym samochodem, nie strzelać do niego, ogień otworzyć do samochodu eskorty, a jeżeli jedzie w tyle kolumny - ogień otworzyć wyłącznie do samochodu Freudenthala.
Poza tym "Czarny" i "Brodacz" ubezpieczają z kierunku Warszawy.
Stanowisko drugie (środkowe): "Ziuk" i "Grześ". Uzbrojenie: l erkaem "browning", l peem "sten", 2 pistolety "vis" i 4 granaty ręczne. Zadanie: obojętne w jakiej kolejności jedzie Freudenthal, ogień kierować wyłącznie na jego samochód. Na "Ziuku" i "Grzesiu" spoczywa zadanie zatrzymania samochodu i dokonania likwidacji. Stanowisko trzecie (od strony Garwolina): "Sęk" (dowódca stanowiska) i "Grab". Uzbrojenie: l peem "sten", 2 pistolety "vis", 4 granaty ręczne, 2 butelki zapalające. Zadanie: cala uwagę skierować na Freudenthala.
W wypadku zatrzymania samochodu Kreishauptmanna przez pierwsze dwie dwójki ogień skierować na samochód eskorty oraz w miarę możliwości włączyć się do wykonania głównego celu. I ubezpieczać teren od strony Kolbiel - Garwolin.
"Kruczek", uzbrojony w peem "sten", pistolet "vis", 3 granaty ręczne i butelkę z płynem zapalającym, udaje się na punkt obserwacyjny, położony 300 metrów w kierunku Warszawy. Jest w ubraniu robotnika drogowego. Najlepiej zna samochód, w którym jedzie Freudenthal. Znakiem umownym przekaże czy oczekiwane samochody nadjeżdżają i w jakiej kolejności jedzie Freudenthal. Do pilnowania kierowców samochodu, który przywiózł oddział, oraz do zatrzymywania przechodniów - od chwili zajęcia stanowisk ogniowych do momentu zakończenia walki - zostaje wyznaczony "Szczupak", uzbrojony w pistolet "vis" i granat ręczny. Ustalono kierunek odwrotu i miejsce zbiórki w wypadku rozproszenia oddziału.
Godzina 17. Grupy zajmują stanowiska bojowe! "Kruczek" tkwi w punkcie obserwacyjnym, "Grześ", zamaskowany małymi sosenkami, usadawia się z erkaemem na samym brzegu wykopu. Jego zadanie: ogniem z erkaemu zatrzymać samochód wiozący Freudenthala. Ruch na szosie duży, szczególnie z kierunku Warszawy. Większość samochodów wypełniona wojskiem.
17.30. "Kruczek" przekazuje umówiony sygnał. Freudenthal jedzie pierwszym samochodem! Samochody szybko zbliżają się. Odległość gwałtownie maleje. Zerkam na "Grzesia". Z całym spokojem prowadzi samochód na muszce. Już 50, 30 metrów. Wreszcie słychać gwałtowny jazgot erkaemu. To "Grześ" ładuje serię w silnik samochodu.
Samochód gwałtownie skręca w lewo i wpada przodem do rowu naprzeciw naszych stanowisk, po drugiej stronie szosy. Spostrzegam górne krawędzie otwierających się drzwi. Wykorzystując naturalną osłonę, Niemcy wysypują się z samochodu i zajmują stanowiska ogniowe na skarpie szosy. Zaczynają ostrzeliwać się. Rozgorzała walka. Widzę czołgającego się kierowcę samochodu. Podrywa się i ucieka w kierunku Kołbieli. Słyszę serię z peemu z lewej strony, to "Czarny" strzela do samochodu z eskortą.
Za moment wóz ten z dużą szybkością przemyka przed lufami drugiego stanowiska. Nasz ogień jest jednak prowadzony wyłącznie na grupę Freudenthala nie angażujemy się w walkę z eskortą i pozwalamy jej uciec. Znowu seria z prawej strony. Tym razem "Sęk" strzela do samochodu eskorty, która umyka, nie podejmując walki. "Sęk" poleca więc "Grabowi" obserwować drogę w kierunku Kolbiel-Garwolin, a sam włącza się do walki, atakując ogniem z flanki. Gwałtowna strzelanina. Strzały Niemców są niecelne. Nasz ogień nie pozwala im na otwarte prowadzenie walki. Wyraźnie grają teraz na zwłokę. Postanawiam zwiększyć silę rażenia. Rzucam granat, który niestety nie wybucha. Tymczasem z kierunku Warszawy nadjeżdża kilkanaście samochodów z Wehrmachtem. Niemcy słyszą odgłosy walki, Kolumna zjeżdża na prawą stronę i zatrzymuje się w odległości około 150 metrów od naszych stanowisk. Niemieccy żołnierze wyskakują z samochodów i zapadają w rowie obok szosy.
Podejmuję decyzję, która moim zdaniem powinna szybko rozstrzygnąć walkę. Rozkazuję "Grzesiowi" nadal prowadzić ogień, a sam z grupą "Sęka" postanawiam uderzyć na broniących się Niemców od tyłu. Przebiegamy we trójkę szosę, wychodząc na stanowiska nieprzyjaciela z przeciwnej strony lasu. W odległości około 10 metrów widać jak na dłoni Niemców. Jeden z osłony już nie żyje. To na pewno "Sęk" zgasił go ogniem flankowym. Freudenthal jest ranny. Strzela jeszcze w kierunku "Grzesia", ale jego ruchy są powolne. "Sęk" błyskawicznie krótką serią likwiduje Niemca z osłony. Ja strzelam z peemu do Freudenthala. Jednocześnie "Sęk" ładuje w niego serię ze swojego "stena" (dostał 17 kul). Freudenthal wypuszcza pepeszę z rąk. Stacza się ze skarpy i odwraca twarzą ku górze.
Ogarnęła nas radość. Wreszcie koniec z nim! Podbiegam do samochodu, zabieram teczkę z dokumentami i broń osobistą Freudenthala - pistolet typu "mauser". "Sęk" i "Kruczek", który zdążył wrócić z punktu obserwacyjnego, zabierają resztę broni i dokumenty zabitych.
Rezultat akcji: zabito trzech Niemców, a wśród nich Freudenthala, zdobyto teczkę z ważnymi dokumentami oraz l pepeszę, l peem, 3 pistolety ręczne, 2 kbk i dużo amunicji (Freudenthal jeździł stale z pepeszą). Od strony Warszawy droga jest całkowicie zablokowana samochodami. Przebiegamy powtórnie szosę. Sprawdzam stan oddziału. Brak tylko "Szczupaka", który pełnił nadzór nad kierowcami i przechodniami. Po chwili i on dołącza do oddziału. Są wszyscy. Robimy odskok w lasy.
Zadanie wykonane. Teraz trzeba bezpiecznie wycofać się i wrócić do Garwolina.
Kolumna wojskowa, która zatrzymała się w odległości około 150 m od miejsca akcji, okazała się kompanią wojsk łączności, podążających na wschód. Słysząc strzelaninę, żołnierze wyskoczyli z samochodów i zajęli pozycje w przydrożnych rowach, lecz nie włączyli się do walki. Niezależnie od kolumny wojskowej zgromadziło się kilkanaście samochodów prywatnych, wśród nich jeden z Garwolina. Pasażerowie tej ciężarówki w obawie przed pociskami leżeli na podłodze. Później opowiadali, że widzieli oddział partyzantów w sile około 200 ludzi. Strach ma wielkie oczy.
Kierowca samochodu Jan Zimny nie odniósł żadnych obrażeń. Według jego relacji, seria strzałów z erkaemu ugodziła w przód wozu i wytrąciła mu z rąk kierownicę. Samochód wpadł do rowu. Zimny wysunął się i wyczołgał z pola rażenia. Przebiegł 3 kilometry i zgłosił się na posterunku żandarmerii w Kołbieli. Należy tu przypomnieć, że Freudenthal zatrudniał dwóch kierowców i obaj byli Polakami. Był przekonany, że uchroni go to od zamachu. Jeden z tych kierowców, Stanisław Lussa (stryj "Grzesia"), był członkiem komórki wywiadu i dostarczył wiele cennych informacji o Freudenthalu. Drugi, Jan Zimny, do konspiracji nie należał i nic o przygotowaniach do zamachu nie wiedział. Zresztą atakujący byli poinformowani, kto prowadzi samochód Freudenthala i starali się oszczędzić kierowcę.
Powróćmy do dalszych wydarzeń. Gdy rozstrzygały się losy Freudenthala, z pola walki umykał samochód jego osobistej eskorty. Znajdowało się w nim 6 Niemców pod dowództwem oficera SS Lorentza. W wyniku ostrzelania przez partyzantów jeden żołnierz został ranny, uszkodzono też nadwozie. Wóz mknął w kierunku Garwolina, nie zatrzymując się w Kołbieli i nie zawiadamiając o zamachu żandarmów oczekujących na Freudenthala. Stan nerwów tych "bohaterów" nie był najlepszy, skoro dopiero po pół godzinie zdołano od nich wydobyć informacje o wydarzeniu. I dopiero wtedy żandarmeria w Garwolinie zawiadomiła wszystkie pobliskie jednostki, nakazując przeszukanie okolicznych lasów.
Tymczasem zamachowcy, odskoczywszy na odległość około 3 kilometrów od miejsca walki zatrzymali się, aby przejrzeć broń i uzupełnić amunicję w magazynkach. Posuwano się lasem, ubezpieczając się i zachowując wzmożoną czujność. Na wysokości Celestynowa szperacze zasygnalizowali dużą grupę Niemców. Oddział zaszył się w młodym zagajniku. Wkrótce około 50 Niemców pomaszerowało w kierunku Celestynowa.
Było to ostrzeżenie, że Niemcy rozpoczęli przeczesywanie lasów. Należało poruszać się szczególnie ostrożnie i powoli. Dopiero po wejściu w większe kompleksy leśne żołnierze poczuli się bezpieczni. Około godziny 23 zmęczeni i głodni dotarli do wsi Zabieżki. Jeden z gospodarzy odwiózł ich pod wieś Krystyna, skąd przeszli lasami do Woli Rębkowskiej. Po ukryciu broni powrócili do swoich domów. Porucznik "Ziuk" złożył meldunek o przebiegu akcji komendantowi obwodu, mjr "Marcinowi".
Wieść o likwidacji Freudenthala szybko rozeszła się po terenie, wywołując mieszane uczucia. Z jednej strony - radość z powodu kary, jaka spotkała okrutnego Kreishauptmanna, z drugiej - strach przed represjami, jakie spaść mogły na mieszkańców Garwolina.
Na zemstę okupanta nie czekano długo. Ofiarami nie stali się jednak mieszkańcy powiatu. Wczesnym rankiem 8 lipca 1944 r. przywieziono z warszawskiego Pawiaka 30 więźniów. Zakładników tych z zagipsowanymi ustami rozstrzelano w Garwolinie na skarpie przebiegającej przez środek miasta szosy Warszawa - Lublin, tuż za mostem przez Wilgę.
Ciała zamordowanych wywieziono ciężarówką. Wkrótce czerwone plamy na skarpie pokryła gruba warstwa kwiatów. Był to ostatni krwawy akt związany z osobą Freudenthala...
BÓG HONOR OJCZYZNA!!!