Znalazłem w czeluściach internetu na jakiejś Węgierskiej stronie fajną opowieść o "Złym Domu" - tak był przynajmniej nazwany.
Początek złej historii owego domu sięga początków XX wieku, 1920 roku. Sam dom w sobie nie był nadzwyczajny. Pełnił funkcję pensjonatu, schroniska ponieważ znajdował się nie daleko miasteczka Szigliget, położonego obok największego jeziora leżącego w Europie Środkowej - Balaton - 592km^2!
Początki złej sławy pensjonatu, jak się domyślacie dotyczą morderstwa. Sama tragedia w prawdzie nie rozegrała się w budynku ale właśnie przy jeziorze. Jak stare opowieści mówią, Matka utopiła swoją dwójkę dzieci - chłopca i dziewczynkę. Nie wiadomo dla czego. Samej matki nie złapano ani z 2 strony nie było pewności, że zrobiła to ona. W tamtym artykule wspomniano właśnie lata 1920-1925 więc również będę trzymał się tej wersji.
Kolejne lata przebiegały bez większych incydentów ale w roku 1938, rok przed rozpoczęciem WII, pensjonat częściowo spłonął. Na zdjęciu tego nie widać, ponieważ było to tylnie skrzydło. Pożary się zdarzają, ale dziwne w tym przypadku było, że jego ofiarami była znowu dwójka dzieci, chłopiec i dziewczynka. Przyjęto, że matka spłonęła z dziećmi ponieważ nigdzie jej nie odnaleziono ale zarazem nie odnaleziono zwęglonych zwłok. W każdym bądź razie takie sytuacje się zdarzają, przyjęto, że zmarła tragicznie w pożarze i tyle.
Ostatnim ale zarazem najbardziej zaskakującym wydarzeniem złego domu, była sytuacja z roku 1947. Po mimo nie dawno zakończonej wojny, dopiero odbudowującej się Europy, turyści znowu zaczęli przyjeżdżać nad jezioro Balaton. Jak na owej stronie napisano, pamiętnego lata 16 lipca 1947 przyjechała do pensjonatu młoda mama z dwójką dzieci. Niczym się nie wyróżniała, normalna, kochająca matka. Taka opinia nie trwała niestety długo, ponieważ zaledwie po kilku godzinach od przyjazdu, kobieta zaczęła zachowywać się dziwacznie. Nie interesowała się swoimi dziećmi a po kilku dniach zniknęła całkowicie pozostawiając dzieci w "hotelu". Kobiety miało nie być 2 dni. Oczywiście dziećmi zajęła się obsługa, wezwano odpowiednie służby.
Po 2 dniach kobieta wróciła ale była całkowicie naga, na ciele były widoczne zadrapania, otarcia ale nic co mogło by zagrozić jej życiu. Oczywiście kobietą się od razu zajęto, wezwano psychologów, lekarzy. Z kobietą nie było kontaktu, na okrągło mówiła tylko "segítség" - co po Węgiersku oznacza - pomocy.
Kobietę razem z dziećmi oraz opiekunami do czasu przyjazdu służb zakwaterowano do pokoju na piętrze, aby nie zdołała znowu wyjść jak poprzedni ( miała zakwaterowanie na parterze ).
Po zakwaterowaniu na piętrze, po nie długim czasie kobieta oszalała, zaczęła z wszystkimi walczyć, bić dzieci. Gdy ją unieruchomiono nie krzyczała już o pomocy, ale o tym, że wszyscy zginiemy. Oczywiście dzieci zabrano z pokoju aby nie widziały tragedii matki. Została ona tylko z opiekunami, a jak wspomniano starsza pani sprzątająca zabrała dzieci do innego miejsca w hotelu.
To co się wydarzyło następnie do dziś nie zostało logicznie wyjaśnione. Nie wiadomo co się stało, ale pokój w którym przebywała eksplodował. Jakby wybuchł w nim granat. Efekt rzekomej eksplozji możecie podziwiać na powyższym zdjęciu. Pochodzi ono podobno z roku 1956, kiedy całkowicie zamknięto obiekt. Żadnych ciał, śladów ładunków wybuchowych czy ogniska pożaru a potem eksplozji nie znaleziono. Całą sprawę zaliczono do podpaleń nie wyjaśnionych. Oczywiście Policja, Straż pożarna nie brała pod uwagę żadnych zjawisk paranormalnych pod uwagę ale zastanawiające są dwa fakty, istotne, które całkowicie nie zostały zweryfikowane jak wykazało śledztwo wznowione w latach 80" ( coś jak u nas sekcja policji Archiwum X ).
W zeznaniach znaleziono rozbieżności co do zeznań starszej Pani sprzątającej.
w 1 zeznaniu, miała zeznać, że gdy matka zwariowała, zaopiekowała się dziećmi a następnie oddała je później kobiecie jakby z domu opieki dziecka i ich już więcej nie widziała.
w 2 zeznaniu, które odbyło się zaledwie po 2 tyg. od całego zajścia miała zeznać, że owszem zaopiekowała się dziećmi, ale dlaczego miała tego nie zrobić skoro to były jej dzieci.
Musiał panować szczerze mówiąc tam straszny burdel, ponieważ jej zeznania zostały całkowicie nie sprawdzone itp, zrobiła to dopiero właśnie sekcja policji w latach 80. Połączono poprzednie dwa również nie wyjaśnione ze wzgl. psychologicznych zabójstw dzieci w danym pensjonacie. Skupiono się na pierwszym morderstwie ( utopione dzieci ) i tym, że matki w sumie nigdy nie znaleziono. Oczywiście są to przypuszczenia, ale starszą Panią, była prawdopodobnie właśnie morderczyni z pierwszego zabójstwa, która musiała mieć b.mocne zaburzenie psychiczne. Dzieci nigdy nie odnaleziono ani do dnia dzisiejszego nie wiadomo co stało za przyczyną 2 morderstw dzieci, gdzie była kobieta, która "wybuchła", kim była starsza Pani oraz co się stało z dziećmi, której zresztą nikt potem już nie widział.
Cała sprawa ma w dalszym ciągu status nie wyjaśnionej, ale jak stwierdził lekarz - w 3 przypadku mogło dojść do bardzo rzadkiego, ale spotykanego samozapłonu. To jest logiczne, ale reszta nie sprawa nigdy pewnie nie będzie wyjaśniona bo opłynęło za dużo czasu etc. ale kurwa.. ciekawe kim była ta baba ?
No to tyle dzięki.
Szukałem po tagach, ale nie znalazłem więc prw. jestem pierwszy