Eksperyment w parku Robbers Cave
Zapewne każdy z was słyszał o stanfordzkim eksperymencie więziennym, w którym studenci zostali podzieleni na dwie grupy – więźniów i strażników więziennych. Wtedy bardzo szybko okazało się, że w odpowiednich warunkach zdrowi psychicznie ludzie mogą posunąć się do zupełnie niespodziewanych czynów, a wrogość między grupami może powstać bardzo łatwo. Mało kto jednak słyszał o tym, że podobny eksperyment przeprowadzono na grupie 12-letnich dzieci, które nawet nie wiedziały, że są królikami doświadczalnymi psychologów!
W 1954 roku grupa naukowców pod przewodnictwem Carolyn Wood Sherif zorganizowała obóz dla dzieci w parku Robbers Cave w stanie Oklahoma. Wzięło w nim udział 24 chłopców w wieku 12 lat, którzy nie mieli najmniejszego pojęcia o tym, że uczestniczą w eksperymencie. Naukowcy podzielili uczestników obozu na dwie równe grupy, które dotarły na miejsce osobnymi autobusami. Upewniono się wcześniej, że obie grupy nie łączą żadne więzy sympatii.
Pierwszą fazą eksperymentu było umocnienie więzów przyjaźni w obu grupach. Chłopcy m.in. wymyślali nazwy dla swoich grup (Orły i Grzechotniki) i tworzyli własne sztandary, z którymi się uosabiali. W drugiej części eksperymentu naukowcy pozwolili wreszcie spotkać się obu grupom i zachęcić je do rywalizacji, która szybko przerodziła się we wrogość. Chłopcy obrzucali się wyzwiskami, robili żarty, podkradali sobie różne rzeczy. W efekcie obie grupy nie chciały nawet jeść razem w jednym pomieszczeniu.
Ostatnią fazą eksperymentu było budowanie relacji pomiędzy grupami. Początkowo próbowano złagodzić wrogość poprzez np. wspólne oglądanie filmów, albo odpalanie petard, ale to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Naukowcy zdecydowali zamiast tego postawić przed chłopcami problemy, do których rozwiązania potrzebna była współpraca. Obie grupy musiały poradzić sobie z brakiem wody pitnej, albo uzbierać pieniądze na film oraz wspólnie zadecydować co będą oglądać. Nastawienie na realizowanie wspólnych celów dało efekty – obie grupy postanowiły, że będą wracać z obozu jednym autobusem.
Najlepsze jest jednak to, że eksperyment zakończony happy endem był trzecim spośród zorganizowanych przez Sherif. Poprzednie dwa zakończyły się buntem podopiecznych przeciwko naukowcom, odgrywającym role opiekunów, jednak o nich już oficjalnych publikacji nie można znaleźć. Doczekał się tego jedynie ostatni eksperyment. Swoją drogą nikt nie zajmował się również badaniem chłopców po przeprowadzeniu eksperymentu, więc nie można z całą pewnością stwierdzić, że nie było skutków ubocznych całego przedsięwzięcia.
“Potworny eksperyment”
Jeśli uważacie, że poprzedni eksperyment wcale nie był taki straszny, czas na coś mocniejszego. Nazwa tego eksperymentu już wskazuje, że nie będzie tak miło jak poprzednim razem. Dr Wendell Johnson był amerykańskim psychologiem i logopedą, który chciał jedynie odkryć co powoduje nawyk jąkania się. Jednak w sposób jaki tego dokonał rzeczywiście zasługuje na miano potwornego.
W 1939 w Davenport w stanie Iowa doktor zaczął przygotowywanie do eksperymentu. Wybrano 22 dzieci z sierocińców (żaden rodzic nie chciał oddać swoich pociech naukowcom), które podzielono na dwie grupy. Opiekowała się nimi asystentka Johnsona – Mary Tudor. Jedną grupę cały czas chwaliła w czasie “lekcji wymowy” za ich piękną dykcję. Natomiast przy drugiej grupie zachowywała się odwrotnie – zwracała uwagę na każde, nawet najmniejsze potknięcie i błąd w wymowie wmawiając im, że się jąkają. Po prawie 6 miesiącach dzieci, które miały świetną wymowę zaczęły mieć z nią problemy.
Jedynym celem przyświecającym Wendellowi Johnsonowi było udowodnienie, że jąkanie ma podłoże psychologiczne. W efekcie dzieci poddane eksperymentowi przeżyły traumę, która odbiła się na ich dalszym życiu. Depresja, utrata pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości były częstymi objawami. Po wielu latach, w wyniku procesu sądowego Uniwersytet stanu Iowa przeprosił uczestników i wręczył spore pieniężne zadośćuczynienie (925 tys. dolarów) dla tych uczestników eksperymentu, którzy jeszcze żyli.
Mały Albert
Poprzedni przykład nie był jednym eksperymentem, do którego tak bezwzględnie wykorzystano dzieci. Znany psycholog John B. Watson, twórca behawioryzmu, zyskał sobie złą sławę dzięki 11-miesięcznemu chłopcu nazwanemu “Little Albert”. Przeprowadzając na nim w 1920 roku eksperyment Watson chciał udowodnić, że w określonych okolicznościach dziecko może nabawić się irracjonalnego strachu.
Żeby tego dokonać Watson pokazywał niemowlakowi szczura, królika i jeszcze kilka innych włochatych zwierząt i przedmiotów. Po tym jak dziecko się z nimi oswoiło naukowiec przeszedł do drugiej fazy eksperymentu – za każdym razem kiedy mały Albert próbował się bawić ze zwierzętami, za jego plecami uderzano w głośny gong, którego dźwięk straszył malca. Już po krótkim czasie, ten strach został przez Alberta przeniesiony na przedmioty i zwierzęta, które z nim kojarzył. Wkrótce wszelkie białe i włochate rzeczy (jak np. kocyk, czy broda) wywoływały u niego irracjonalne uczucie przerażenia. Święty Mikołaj też był dla niemowlaka przerażający.
Watson chciał przeprowadzić kolejny eksperyment, w którym mógłby udowodnić jak można wygasić powstały lęk, jednak chłopiec musiał zostać oddany matce i psycholog nie miał szansy wprowadzić swojego planu w życie. Po wielu latach udało się ustalić, że “little Albert” to tak naprawdę Douglas Merritte. Niestety malec nie miał szczęścia – zdiagnozowano u niego wodogłowie, przez które zmarł w wieku 6 lat.
Poniżej możecie zobaczyć oryginalne nagranie, zrobione podczas eksperymentów:
Eksperyment MK-Ultra
Zostawmy naukowców, którzy nienawidzili dzieci – teraz czas na CIA i jej sławny eksperyment z narkotykami przeprowadzony w latach 50. i 60. Ten okres cechowała ogólna paranoja związana z Zimną Wojną i infiltracją amerykańskiego społeczeństwa przez sowieckich szpiegów. Żeby więc bronić Stany Zjednoczone przed wrogiem CIA postanowiła testować LSD na nieświadomych obywatelach. Brzmi kompletnie bez sensu, prawda?
Początkowo przeprowadzano testy na własnych agentach, sprawdzając, czy różne substancje chemiczne – w tym narkotyki – pozwolą na łatwiejsze wyciągniecie z nich tajnych informacji. Można powiedzieć, że CIA torturowała własnych ludzi, żeby sprawdzić, czy nie złamią się pod wpływem presji.
Po zebraniu odpowiedniej ilości danych na tym etapie, agencja przeniosła eksperymenty na szerszą grupę ludności. Płacono kobietom w nocnych klubach, aby dosypywały narkotyków do drinków i korzystano nawet z usług domów publicznych, żeby rozszerzyć spektrum badania na różne miejsca i sytuacje.
Niestety większość dokumentów została zniszczona na początku lat 70., jeszcze przed tym jak sprawa wyszła na jaw. Odkrycie projektu MKULTRA odbiło się szerokim echem w mediach, po których wytoczono wiele spraw sądowych, a teorie spiskowe związane z eksperymentami są żywe do dziś.
Grom dźwiękowy z Oklahoma City
Na koniec jeszcze jeden z eksperymentów przeprowadzanych przez rząd Stanów Zjednoczonych na nieświadomych niczego obywatelach. Eksperyment znany jako grom dźwiękowy z Oklahomy polegał na sprawdzeniu jak dużą ilość głośnego dźwięku mieszkańcy miasta będą mogli znieść nim pojawią się u nich problemy psychologiczne. Testy przeprowadzono w 1964 roku na mieszkańcach Oklahoma City.
To nie pierwszy raz, kiedy rząd wysyłał samoloty, żeby nękać mieszkańców. W przypadku Oklahoma City był to pierwszy raz kiedy przeprowadzono długotrwały test tego typu, chcąc zbadać wpływ na społeczeństwo i ekonomie całego miasta. Badanie rozpoczęto 2 lutego 1964 roku i trwało przez 6 miesięcy. W tym czasie nad miastem huk gromu dźwiękowego rozległ się 1253 razy.
Organizatorzy eksperymentu (NASA, FAA i USAF) stworzyli nawet specjalną, fałszywą linię telefoniczną, za pośrednictwem której można było składać zażalenia. W czasie jego trwania ucierpiało kilkadziesiąt szyb w najwyższych budynkach miasta. Kolejne protesty i nagłośnienie sprawy w mediach zmusiły do przerwania eksperymentu.
Poniżej możecie usłyszeć jak brzmi myśliwiec pędzący szybciej niż dźwięk.
Zapewne każdy z was słyszał o stanfordzkim eksperymencie więziennym, w którym studenci zostali podzieleni na dwie grupy – więźniów i strażników więziennych. Wtedy bardzo szybko okazało się, że w odpowiednich warunkach zdrowi psychicznie ludzie mogą posunąć się do zupełnie niespodziewanych czynów, a wrogość między grupami może powstać bardzo łatwo. Mało kto jednak słyszał o tym, że podobny eksperyment przeprowadzono na grupie 12-letnich dzieci, które nawet nie wiedziały, że są królikami doświadczalnymi psychologów!
W 1954 roku grupa naukowców pod przewodnictwem Carolyn Wood Sherif zorganizowała obóz dla dzieci w parku Robbers Cave w stanie Oklahoma. Wzięło w nim udział 24 chłopców w wieku 12 lat, którzy nie mieli najmniejszego pojęcia o tym, że uczestniczą w eksperymencie. Naukowcy podzielili uczestników obozu na dwie równe grupy, które dotarły na miejsce osobnymi autobusami. Upewniono się wcześniej, że obie grupy nie łączą żadne więzy sympatii.
Pierwszą fazą eksperymentu było umocnienie więzów przyjaźni w obu grupach. Chłopcy m.in. wymyślali nazwy dla swoich grup (Orły i Grzechotniki) i tworzyli własne sztandary, z którymi się uosabiali. W drugiej części eksperymentu naukowcy pozwolili wreszcie spotkać się obu grupom i zachęcić je do rywalizacji, która szybko przerodziła się we wrogość. Chłopcy obrzucali się wyzwiskami, robili żarty, podkradali sobie różne rzeczy. W efekcie obie grupy nie chciały nawet jeść razem w jednym pomieszczeniu.
Ostatnią fazą eksperymentu było budowanie relacji pomiędzy grupami. Początkowo próbowano złagodzić wrogość poprzez np. wspólne oglądanie filmów, albo odpalanie petard, ale to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Naukowcy zdecydowali zamiast tego postawić przed chłopcami problemy, do których rozwiązania potrzebna była współpraca. Obie grupy musiały poradzić sobie z brakiem wody pitnej, albo uzbierać pieniądze na film oraz wspólnie zadecydować co będą oglądać. Nastawienie na realizowanie wspólnych celów dało efekty – obie grupy postanowiły, że będą wracać z obozu jednym autobusem.
Najlepsze jest jednak to, że eksperyment zakończony happy endem był trzecim spośród zorganizowanych przez Sherif. Poprzednie dwa zakończyły się buntem podopiecznych przeciwko naukowcom, odgrywającym role opiekunów, jednak o nich już oficjalnych publikacji nie można znaleźć. Doczekał się tego jedynie ostatni eksperyment. Swoją drogą nikt nie zajmował się również badaniem chłopców po przeprowadzeniu eksperymentu, więc nie można z całą pewnością stwierdzić, że nie było skutków ubocznych całego przedsięwzięcia.
“Potworny eksperyment”
Jeśli uważacie, że poprzedni eksperyment wcale nie był taki straszny, czas na coś mocniejszego. Nazwa tego eksperymentu już wskazuje, że nie będzie tak miło jak poprzednim razem. Dr Wendell Johnson był amerykańskim psychologiem i logopedą, który chciał jedynie odkryć co powoduje nawyk jąkania się. Jednak w sposób jaki tego dokonał rzeczywiście zasługuje na miano potwornego.
W 1939 w Davenport w stanie Iowa doktor zaczął przygotowywanie do eksperymentu. Wybrano 22 dzieci z sierocińców (żaden rodzic nie chciał oddać swoich pociech naukowcom), które podzielono na dwie grupy. Opiekowała się nimi asystentka Johnsona – Mary Tudor. Jedną grupę cały czas chwaliła w czasie “lekcji wymowy” za ich piękną dykcję. Natomiast przy drugiej grupie zachowywała się odwrotnie – zwracała uwagę na każde, nawet najmniejsze potknięcie i błąd w wymowie wmawiając im, że się jąkają. Po prawie 6 miesiącach dzieci, które miały świetną wymowę zaczęły mieć z nią problemy.
Jedynym celem przyświecającym Wendellowi Johnsonowi było udowodnienie, że jąkanie ma podłoże psychologiczne. W efekcie dzieci poddane eksperymentowi przeżyły traumę, która odbiła się na ich dalszym życiu. Depresja, utrata pewności siebie i niskie poczucie własnej wartości były częstymi objawami. Po wielu latach, w wyniku procesu sądowego Uniwersytet stanu Iowa przeprosił uczestników i wręczył spore pieniężne zadośćuczynienie (925 tys. dolarów) dla tych uczestników eksperymentu, którzy jeszcze żyli.
Mały Albert
Poprzedni przykład nie był jednym eksperymentem, do którego tak bezwzględnie wykorzystano dzieci. Znany psycholog John B. Watson, twórca behawioryzmu, zyskał sobie złą sławę dzięki 11-miesięcznemu chłopcu nazwanemu “Little Albert”. Przeprowadzając na nim w 1920 roku eksperyment Watson chciał udowodnić, że w określonych okolicznościach dziecko może nabawić się irracjonalnego strachu.
Żeby tego dokonać Watson pokazywał niemowlakowi szczura, królika i jeszcze kilka innych włochatych zwierząt i przedmiotów. Po tym jak dziecko się z nimi oswoiło naukowiec przeszedł do drugiej fazy eksperymentu – za każdym razem kiedy mały Albert próbował się bawić ze zwierzętami, za jego plecami uderzano w głośny gong, którego dźwięk straszył malca. Już po krótkim czasie, ten strach został przez Alberta przeniesiony na przedmioty i zwierzęta, które z nim kojarzył. Wkrótce wszelkie białe i włochate rzeczy (jak np. kocyk, czy broda) wywoływały u niego irracjonalne uczucie przerażenia. Święty Mikołaj też był dla niemowlaka przerażający.
Watson chciał przeprowadzić kolejny eksperyment, w którym mógłby udowodnić jak można wygasić powstały lęk, jednak chłopiec musiał zostać oddany matce i psycholog nie miał szansy wprowadzić swojego planu w życie. Po wielu latach udało się ustalić, że “little Albert” to tak naprawdę Douglas Merritte. Niestety malec nie miał szczęścia – zdiagnozowano u niego wodogłowie, przez które zmarł w wieku 6 lat.
Poniżej możecie zobaczyć oryginalne nagranie, zrobione podczas eksperymentów:
Eksperyment MK-Ultra
Zostawmy naukowców, którzy nienawidzili dzieci – teraz czas na CIA i jej sławny eksperyment z narkotykami przeprowadzony w latach 50. i 60. Ten okres cechowała ogólna paranoja związana z Zimną Wojną i infiltracją amerykańskiego społeczeństwa przez sowieckich szpiegów. Żeby więc bronić Stany Zjednoczone przed wrogiem CIA postanowiła testować LSD na nieświadomych obywatelach. Brzmi kompletnie bez sensu, prawda?
Początkowo przeprowadzano testy na własnych agentach, sprawdzając, czy różne substancje chemiczne – w tym narkotyki – pozwolą na łatwiejsze wyciągniecie z nich tajnych informacji. Można powiedzieć, że CIA torturowała własnych ludzi, żeby sprawdzić, czy nie złamią się pod wpływem presji.
Po zebraniu odpowiedniej ilości danych na tym etapie, agencja przeniosła eksperymenty na szerszą grupę ludności. Płacono kobietom w nocnych klubach, aby dosypywały narkotyków do drinków i korzystano nawet z usług domów publicznych, żeby rozszerzyć spektrum badania na różne miejsca i sytuacje.
Niestety większość dokumentów została zniszczona na początku lat 70., jeszcze przed tym jak sprawa wyszła na jaw. Odkrycie projektu MKULTRA odbiło się szerokim echem w mediach, po których wytoczono wiele spraw sądowych, a teorie spiskowe związane z eksperymentami są żywe do dziś.
Grom dźwiękowy z Oklahoma City
Na koniec jeszcze jeden z eksperymentów przeprowadzanych przez rząd Stanów Zjednoczonych na nieświadomych niczego obywatelach. Eksperyment znany jako grom dźwiękowy z Oklahomy polegał na sprawdzeniu jak dużą ilość głośnego dźwięku mieszkańcy miasta będą mogli znieść nim pojawią się u nich problemy psychologiczne. Testy przeprowadzono w 1964 roku na mieszkańcach Oklahoma City.
To nie pierwszy raz, kiedy rząd wysyłał samoloty, żeby nękać mieszkańców. W przypadku Oklahoma City był to pierwszy raz kiedy przeprowadzono długotrwały test tego typu, chcąc zbadać wpływ na społeczeństwo i ekonomie całego miasta. Badanie rozpoczęto 2 lutego 1964 roku i trwało przez 6 miesięcy. W tym czasie nad miastem huk gromu dźwiękowego rozległ się 1253 razy.
Organizatorzy eksperymentu (NASA, FAA i USAF) stworzyli nawet specjalną, fałszywą linię telefoniczną, za pośrednictwem której można było składać zażalenia. W czasie jego trwania ucierpiało kilkadziesiąt szyb w najwyższych budynkach miasta. Kolejne protesty i nagłośnienie sprawy w mediach zmusiły do przerwania eksperymentu.
Poniżej możecie usłyszeć jak brzmi myśliwiec pędzący szybciej niż dźwięk.