Dwie sprawy.
Po pierwsze, do tych co piszą że to nuda, pusty ocean przez pół roku = nuda.
Otóż zależy, dla ludzi siedzących przed PC i/lub dla tych, co muszą na morzu pracować, to rzeczywiście wodna pustynia. Nic się nie dzieje, nudy, woda dookoła i tyle.
Jest też drugie dno, polecam znakomitą książkę "Ekspedycja Kon-Tiki" o sześciu przechujach, którzy zaraz po zakończeniu 2 wojny światowej wyruszyli przez ocean z Ameryki Południowej do Polinezji, na... tratwie. W skrócie, jeden z nich był młodym naukowcem, Norwegiem, zajmował się teorią migracji ludzi. Wysnuł teorię, że ludność polinezyjska pochodzi z Peru, nie z Azji, miał na to dowody. Kiedy przedstawił je w środowisku naukowym, ci kręcili z niego bekę - jak prymitywni ludzie, indianie mieli przepłynąć kilka tysięcy mil i zasiedlić tak dalekie lądy? No... mieli tratwy. Tratwy mieli? To niech pan se popłynie tratwą z Peru na wyspy polinezyjskie to pogadamy. No i facet wziął i popłynął. W każdym razie to jaki ciekawy może być ocean to aż głowa mała. Dla debila to sama woda i nudy, dla ludzi z otwartym umysłem to kopalnia przygód. Kiedyś też myślałem, że to nudne gówno, dopóki nie przeczytałem tej książki. Najlepsza książka podróżnicza jaką czytałem, nawet nasz Arkady czy inni wysiadają.
Druga sprawa, ten facet z tematu owszem, jest politykiem. Mało tego, w ostatniej kampanii gorąco popierał kandydaturę Bronka Komorowskiego. No i taki dysonans, z jednej strony super podróżnik i dobry koleś, z drugiej nieźle ma pojebane w głowie, że takich skurwysynów popiera.