Na pewno wszyscy znacie taką sytuację: Stoisz na światłach, przed tobą kilka(naście) aut, zapala się zielone i... wszyscy stoją. Dlaczego? Otóż winę za to ponoszą, jak to ja ich nazywam, muły światłowe. Wskakuje zielone, a oni stoją, bo jeden idiota coś wpierdala, druga cipa poprawia makijaż w lusterku, trzeci zjeb pisze smsa, czwarty imbecyl się zagadał, a piąty pajac zamyślił. Mogłoby na zielonym przejechać 10 aut, ale wystarczy jedna taka końska spierdolina, która przyblokuje, i przejadą może 4.
Słuchajcie - samochód stojący na światłach to nie jest kurwa stołówka, salon kosmetyczny, budka telefoniczna, czy pierdolona świątynia dumania. Jesteś uczestnikiem ruchu, a blokując lub spowalniając go należy ci się chuj w dupę, utrata prawa jazdy i taki mandat, żebyś przez resztę miesiąca wpierdalał tynk ze ściany.
Jeśli stoisz na światłach pierwszy, to nie myślisz o niebieskich migdałach, tylko patrzysz na sygnalizator. W momencie jak zapali się pomarańczowe - ruszasz. W momencie jak zapali się zielone - twoje koła przekraczają linię. Jeśli nie jesteś pierwszy, ruszasz w tym momencie, w którym ruszy auto przed tobą.
Kumają?
Nie twierdzę, że siedząc za kierownicą nie wolno jeść, gadać, myśleć, tylko że trzeba robić to tak, żeby innym uczestnikom ruchu nie przeszkadzać. Jeśli tak nie potrafisz, to powinieneś oddać swoje prawo jazdy do urzędu i przesiąść się na zasrane wrotki.
Ludzie zastanawiają się, skąd się biorą korki w miastach. Głównie właśnie stąd. Jeśli zielone przepuszcza powiedzmy te 10 aut, a w grupie tych 10 znajdzie się jeden muł, to już nie przejedzie 10, tylko powiedzmy 4. Kilka razy tak i co się dzieje? Kolejka się wydłuża.
Naprawdę, bądźmy ludźmi, a nie pierdolonymi świętymi krowami.
Dziękuję i pozdrawiam.