Eh, spokojnie panowie. Sam się w to bawię, ale nigdy,przenigdy nie powiem, że przydałoby mi się to podczas prawdziwej wojny, chociaż i na pewno byłbym z tym bardziej obyty niż pedał w rurkach, to chyba nie podlega dyskusji. Mój wujek dwa lata temu odszedł na emeryturę po byciu komandosem w 1 JW komandosów w Lublińcu i sam do mnie dzwoni, gdy mamy ich odwiedzić, że mam przywieźć mu replikę, bo chce się pobawić. On sam uważa, że to bardzo fajna sprawa, przynajmniej nie siedzimy na dupie, albo nie latamy po sklepach w poszukiwaniu nowych czapeczek z prostym daszkiem. Więc nie rozumiem hejtów niektórych osób. Sracie, że mamy iść na wojnę, albo do woja (swoją drogą za rok startuję do WSOWL), bo tutaj bawimy się jak pizdy czy nie wiadomo co, a nawet emerytowani żołnierze mówią, że to bardzo fajna sprawa. Odróżnijmy asgejów, którzy dostali repliki za kupę kasy, lub nie, od rodziców i pseudostrzelają się w lesie z zachowaniem zerowego odzwierciedlenia realizmu, a osoby, które militariami, wojskiem, taktyką interesują się bardzo, jeżdżą na szkolenia, obozy organizowane przez fundację Szturman, ich gra działa na zasadzie MilSim. Tych pierwszych hejtujcie do woli, jeden taki przyszedł do nas i chciał zobaczyć jak to jest się postrzelać... dostał kopa w dupę, ale zanim to się stało dostał kurewski wycisk tak, że na strzelanie nie miał siły i pojechał do domu. Nie obejmuję żadnej strony, ale chciałbym, żebyście rozróżnili te dwa rodzaje osób bawiących się w asg, a nie wrzucali wszystkich do jednego wora. Jeśli ktoś się poczuł urażony tym postem to bardzo mnie to jebie