za dwa tygodnie jade do lwowa na pol roku. chcialam napisac, ze pewnie natkne sie na tego typu sytuacje, zrobie jakies foty, cos powstawiam. ale po przeczytaniu wszystkich tych komentarzy (z nielicznymi wyjątkami) odechciewa mi sie czegokolwiek.
rozumiem, ze nie kazdy wspolczuje ludziom, ktorym sie nie ulozylo w zyciu, sama wyznaje zasade, ze wypada sie troszke postarac.
ale zdarzaja sie takie sytuacje, na ktore kompletnie nic nie mozna poradzic, zwlaszcza, kiedy masz 10 lat i ladujesz na ulicy. oczywiscie, gdyby ktos mial troche rozumu, gdzies tam by sie zglosil, cos pokombinowal. ale nie zawsze taki dzieciak zdazy sie zwrocic do kogos, kto moze mu pomoc, bo wpadnie w jakies bagno, ktos go w nie wciagnie. podejrzewam, ze wiele sposrod tych dzieci tak wlasnie mialo. dzieki swoim rodzicom, rodzinom, "cudownym" kolegom.
nie bronie ich. staram sie tez nie oceniac. jest takie powiedzenie, ze kazdy mierzy wlasna miara i jest ono bardzo prawdziwe. i jak kazda prawda, dziala w dwie strony, wiec proponuje sie nieco ogarnac, tym, ktorzy tak pieknie okreslaja tych ludzi (gówna, bękarty itp.).
za ciezki temat, zeby ogarnac to wszystko w jednym poscie. i za ciezki temat, zeby przekonac niektorych do swoich racji.
bo zawsze znajdzie sie ktos, kto bedzie uparcie tweirdzil: moja racja jest mojsza.
po prostu dla mnie kazdy, jak to juz ktos napisal, zasluguje na szacunek. nawet turkusowa ^^
a co do pomocy tym dzieciom: najpierw niestety ukraina i panstwa jej podobne musza sie najpierw rozwinac nieco bardziej, a potem zajmowac sie kolejnymi problemami. i trzeba sie pogodzic z tym, ze te dzieci nie sa wysoko na liscie priorytetow.
w zyciu tu tyle nie napisalam. peace.