Pozwolę sobie wkleić komentarz użytkownika Hugo z portalu bokser.org bo daje światło na to wydarzenie:)
"Aby zrozumieć, co tam się wydarzyło i dlaczego, to trzeba przyjrzeć się skopanemu grubasowi Saulowi Farrahowi, bo to nader ciekawa postać. Ma 38 lat, stoczonych około 100 zawodowych walk, z czego 72 wygrane (68 KO). Karierę zawodową rozpoczął w 2004. W kraj niedużych Indian i Metysów, krzepki facet o wzroście 178 cm szybko doszedł do miana najlepszego boksera w kraju w wadze cruiser, a następnie w ciężkiej. Rychło też wpadł na pomysł, jak ten fakt spożytkować. Nabijał sobie bilans walkami z krajowymi rywalami (z niektórymi po 6 razy, być może część walk tylko na papierze), aż w końcu zaczął go dostrzegać i wysoko klasyfikować Boxrec. No i wtedy można było zacząć zarabiać na wyjazdowych walkach i to często o regionalne paski poszczególnych federacji. Zaczęło się w 2007 walką w Kostaryce, a potem nasz bohater odwiedził jeszcze Australię, Brazylię, Argentynę, Panamę, Chile, Chiny, Filipiny, Rosję (2 razy) i Niemcy (3 razy, w tym z Christianem Hammerem). Aż dziw, że tego "groźnego Boliwijczyka" nie gościliśmy na polskich ringach. Wszędzie przegrywał i na ogół szybko przed czasem, ale zarobił sobie kupę forsy (na boliwijskie warunki). Ten kryptobum zaczął trząść całym boliwijskiem boksem jako matchmaker, promotor, a nawet sędzia. Taki Wasilewski, Jankowiak, Najman i Szpilka w jednym. W 2020 niespodziewanie stracił krajowy tytuł w ciężkiej na rzecz jakiegoś debiutanta Marcosa Viscarry. Swoją drogą ciekawe, czy Viscarra jeszcze żyje (więcej nie walczył), podobnie 2 sędziów, którzy dali mu wygraną. No, ale Saul Farah sobie poradził. Na początek wziął walkę "na przełamanie" z Rosendo Mercado i pokonał go siódmy raz (pierwszy raz walczyli w 2008). Potem postanowił kontynuować karierę w nowej kategorii bridger (choć gołym okiem widać, że spaślak w ringu ważył co najmniej 115 kg). Rywalem był debiutant Tabares, który stanął przed trudnym zadaniem przegrania z gościem o kondycji 50-latka zniszczonym przez żarcie, chlanie, ćpanie i inne przyjemności życia. Pewnie kombinował tak: jak przegram, to stracę honor (a walka była w jego rodzinnym miasteczku), jak wygram, to stracę forsę, a może i życie. No i co wykombinował, to widzieliśmy. Nie tylko zbił grubasa, ale jeszcze do tego skopał, ale przegrał, więc formalnie jest w porządku. Czy przeżyje najbliższy rok, to już nie byłbym tego pewny. "