Iperyt – jest to nic innego jak słynny gaz musztardowy. Co konkretnie robi? Parzy. Parzy skórę, oczy i drogi oddechowe. Był używany podczas pierwszej wojny światowej, można spokojnie powiedzieć że taka śmierć nie była łatwa, wypalone oczy, poparzone usta, gardła kończąc na płucach. Oczywiście były maski gazowe, które teoretycznie miały chronić przed tego rodzaju gazem. Ale to był rok 1914, więc jeśli myślicie że były to maski skuteczne, to mylicie się.
W sumie ludzie od tego rodzaju gazu nie umierają, tylko cierpią. W ogóle, najgorszym rodzajem śmierci są chyba zatrucia gazami bojowymi… sarin, tabum czy soman… Ogólnie opisy objawów zatrucia tym szajsem są tak miłe, że osobiście wolałbym po prostu się utopić z kamieniem u szyi. Mam tylko nadzieję że nie spotkam wojny, bo nie łudzę się, że wszystkie konwencje w których zabronione jest używanie broni chemicznych, broni kasetonowych czy innego rodzaju narzędzi do szerzenia masowej demokracji, zostaną zachowane i będą respektowane. Odnosząc się do tego iperytu, zastanawiające jest to, na jakie sposoby człowiek potrafi zabijać drugiego człowieka. Bez mrugnięcia okiem. Wysyłasz ładunki pełne gazu i patrzysz z radością jak Twój wróg zwija się w męczarniach. Postęp. Atylla byłby dumny. Jakoś o wiele dla mnie naturalniejsze były stare sposoby radzenia sobie z konfliktami. Dwóch facetów brało dwa topory, i prało się nimi do tak zwanego K.O, tudzież śmierci ostatecznej. Teraz, gdy będziesz leżał w kałuży własnej krwi, fekalli i innych płynów ustrojowych, nie będziesz miał zielonego pojęcia co Cię zabija. Oczywiście możemy mieć szczęście i pierdolnie w nas jakaś mała bombka o sile 50 megaton, po czymś takim skapniemy się że jesteśmy „po drugiej stronie rzeki” dopiero po dobrych paru minutach, tak nagła będzie śmierć. Jest to ten jeden, z niewielu, momentów mojego życia, który będę chciał szybko przejść, bez wypuszczania płynów wszystkimi otworami ciała, czy też czując w płucach temperaturę paruset stopni Celsjusza. Ot, takie przemyślenia popołudniowego piątku…
Źródło: www.niedojedzona.pl
W sumie ludzie od tego rodzaju gazu nie umierają, tylko cierpią. W ogóle, najgorszym rodzajem śmierci są chyba zatrucia gazami bojowymi… sarin, tabum czy soman… Ogólnie opisy objawów zatrucia tym szajsem są tak miłe, że osobiście wolałbym po prostu się utopić z kamieniem u szyi. Mam tylko nadzieję że nie spotkam wojny, bo nie łudzę się, że wszystkie konwencje w których zabronione jest używanie broni chemicznych, broni kasetonowych czy innego rodzaju narzędzi do szerzenia masowej demokracji, zostaną zachowane i będą respektowane. Odnosząc się do tego iperytu, zastanawiające jest to, na jakie sposoby człowiek potrafi zabijać drugiego człowieka. Bez mrugnięcia okiem. Wysyłasz ładunki pełne gazu i patrzysz z radością jak Twój wróg zwija się w męczarniach. Postęp. Atylla byłby dumny. Jakoś o wiele dla mnie naturalniejsze były stare sposoby radzenia sobie z konfliktami. Dwóch facetów brało dwa topory, i prało się nimi do tak zwanego K.O, tudzież śmierci ostatecznej. Teraz, gdy będziesz leżał w kałuży własnej krwi, fekalli i innych płynów ustrojowych, nie będziesz miał zielonego pojęcia co Cię zabija. Oczywiście możemy mieć szczęście i pierdolnie w nas jakaś mała bombka o sile 50 megaton, po czymś takim skapniemy się że jesteśmy „po drugiej stronie rzeki” dopiero po dobrych paru minutach, tak nagła będzie śmierć. Jest to ten jeden, z niewielu, momentów mojego życia, który będę chciał szybko przejść, bez wypuszczania płynów wszystkimi otworami ciała, czy też czując w płucach temperaturę paruset stopni Celsjusza. Ot, takie przemyślenia popołudniowego piątku…
Źródło: www.niedojedzona.pl