W pociągu siedzą dwaj żule. Czerwoni na twarzy, zarośnięci, ręce im się trzęsą... Cierpią, bo nie zdążyli kupić alkoholu. W wagonach tłoczno, duszno. Coraz bardziej wkurwieni z każdym kilometrem, całe ciało zaczyna im się trząść. Wtem patrzą, siedzący naprzeciwko nich dziadek wyciąga zza pazuchy piersiówkę, przechyla do ust na krótką chwilę i chowa. Ta sytuacja powtarza się co kilka minut. Żule już cali wkurzeni, drżą jakby padaczkę mieli. Nagle dziadek wyciąga piersiówkę, przechyla, stawia na stoliku i wychodzi do toalety. Jeszcze nie zdążył drzwi zamknąć, jak żule dorwały piersiówkę. Patrzą, do połowy pełna. No to sru, łyk za łykiem wypili całość i odstawili pustą piersiówkę na swoje miejsce. Wraca dziadek, odkręca piersiówkę, przechyla do ust i jak gdyby nigdy nic chowa za pazuchę. Żule zdziwieni mówią do niego:
- Panie, co pan pijesz, jak tam nic nie ma?
Na to dziadek: A nie, ja po prostu jestem gruźlikiem i do tej piersiówki sobie spluwam.
- Panie, co pan pijesz, jak tam nic nie ma?
Na to dziadek: A nie, ja po prostu jestem gruźlikiem i do tej piersiówki sobie spluwam.