Mój wujek ma schizofrenię, która zaczęła się objawiać gdy został sam z kilkunastomiesięcznym dzieckiem po śmerci żony (z tego co pamiętam to białaczka), a jego teściowa zaczęła go obwiniać za stratę córki, mimo że on ni chuja nei miał na to wpływu.
Przeprowadził się wtedy wraz z synem do moich dziadzków i po tych kilkunastu latach na lekach widać poprawę, nie leży już cały dzień zawinięty kocem i zaczął także rozmawiać z innymi. Zaważyłem też, że wpływ na jego ma moja nadopiekuńcza babcia, ktora uwielbia się wszędzie wtrącać i suszyć głowę. Gdy tylko ona wychodzi z domu, koleś jest bardziej skłonny do opszczenia swojej nory i nromalnie da się z nim teraz porozmawiać.
Z 2 czy 3 lata temu, gdy został ze mną sam na sam, spytał czy mógłbym mu załatwić jakieś palenie. No to przyszedłem z workiem, trochę obsrany, bo nie wiedziałem jak będzie to na niego działać, i zapaliliśmy gdy moi dziadkowie, a jego rodzice poszli już spać. Wtedy właśnie zobaczyłem go po raz pierwszy od bardzo dawna zdrowego. Koleś zaczął normalnie rozmawiać, śmiać się, opowiadać i powiedział, że chciałby wrócić do swojej starej pasji czyli fotografowania. Teraz za każdym razem jak ich odwiedzam, palę z nim albo zostawiam mu jazz i wszyscy się dziwią, że nagle przez parę godzin zachowuje się normalnie.
Ale pamiętasz też te gorsze czasy, np. jak miałem około 7-8 lat (nie pamiętam dokładnie), a on powiedział mi, że mnie zabije, lub jak znalazłem kolorowankę jego syna, w której prowadził zapiski. Wynikało z nich, że jest Jezusem Chrystusem, na następnej stronie Hitlerem, a na jeszcze nastęnej pisał, że wszystkich zabije czy skoczy z okna.
Raz opowiedział też mojemu Ojcu, że on zadzwonił do Putina i kazał mu wcisnąć specjalny czerwony przycisk. Putin posłuchał, "wcisnął i nie ma żydków, wszyscy znikneli."