18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (5) Soft (4) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: 2 minuty temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 5:57
📌 Powodzie w Polsce - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 10:29
Eksperyment Rosenhana
yacek • 2012-06-26, 15:59
"Zdrowy w chorym otoczeniu'' - tak brzmiał tytuł pracy prof. Rosenhana, opublikowanej w magazynie naukowym "Science''. Mowa w niej o ośmiu uczestnikach niebywałego dotąd eksperymentu, który po opublikowaniu nieźle wstrząsnął psychiatrią.

Prof. David Rosenhan był amerykańskim profesorem psychologii na Uniwersytecie Stanford i już w 1968 roku jako 40-latek zadał sobie pytanie, czy rzeczywiście istnieje różnica pomiędzy byciem ,,normalnym'' i kimś potocznie nazywanym ,,wariatem''. Aby poszukać odpowiedzi na to pytanie zorganizował on 4-letnie badania, które przeszły do historii psychologii, jako „Eksperyment Rosenhana”. W tej iście szerlokoholmskiej pracy towarzyszyło mu 7 osób (czterech mężczyzn i trzy kobiety): trzech psychologów, jeden lekarz pediatra, student psychologii, malarz i gospodyni domowa. Francuski filozof Michel Foucault po zakończeniu badań życzył Rosenhanowi ,,Nagrody Nobla za humor naukowy''...

Plan Rosenhana wydawał się w miarę prosty i miał odpowiedzieć na pytanie, jak długo psychiatria będzie potrzebowała aby orzec, że w przypadku tej ósemki ma do czynienia z ,,normalnymi'' ludźmi, którzy faktycznie nigdy wcześniej nie mieli żadnych form tzw. zaburzeń psychicznych. ,,To pytanie nie jest ani niepotrzebne, ani zwariowane'' napisze on później we wspomnianej publikacji. ,,Nawet jeżeli jesteśmy osobiście przekonani, że potrafimy rozgraniczyć, co jest normalne, a co nienormalne, to nie ma na to przekonywujących dowodów.''

Co prawda Księga Diagnostyczna (DSM) Zjednoczenia Psychiatrów Amerykańskich dzieli pacjentów na kategorie według symptomów, co ma umożliwić odróżnienie osoby zdrowej od ,,chorej psychicznie'', ale w Rosenhanie pojawiło i umocniło się zwątpienie w sens tak stawianych diagnoz. Stwierdził on, że ,,choroba psychiczna'' nie jest diagnozowana na bazie obiektywnych symptomów, a na subiektywnym postrzeganiu ,,pacjenta'' przez obserwującego lekarza. Wierzył, że do rozjaśnienia problemu przyczyni się właśnie jego eksperyment, w którym sprawdzone będzie, czy ludzie nigdy nie cierpiący na żadne ,,choroby psychiczne'' zostaną w szpitalu rozpoznane, jako zdrowe i jeśli tak, to na jakiej zasadzie to się odbędzie.

Przygotowania do eksperymentu

wyglądały zawsze tak samo: pan profesor oraz współuczestnicy projektu przez kilka dni nie myli zębów, panowie się nie golili, następnie pseudopacjenci ubierali się w nieco przybrudzone ciuchy, pod fałszywym nazwiskiem umawiali telefonicznie z wybraną kliniką psychiatryczną i krótko po tym pojawiali się tam twierdząc podczas przyjęcia, że... słyszą głosy. Było to oczywiście nieprawdą, tak jak nieprawdziwe były podane przez nich nazwiska i zawody. Mało tego, nawet opisywane przez pseudopacjentów ,,głosy'' nie miały odniesienia do znanych w psychiatrii opisów, gdyż nie ma głosów ,,pustych'', ,próżnych'' i ,,głuchych'', jak to z premedytacją przedstawili uczestnicy eksperymentu w pierwszej rozmowie z lekarzem...

Po diagnozie, która w siedmiu przypadkach brzmiała ,,schizofrenia'', a w jednym ,,zespół depresyjno-maniakalny'', nasi ,,pacjenci'' zaczynali zachowywać się już tak, jak na co dzień w normalnym życiu, o głosach więcej nie wspominali, przestrzegali regulaminu, byli kooperatywni wobec lekarzy i personelu oraz mili i rzeczowi w swoich wypowiedziach. Ich zadaniem było przecież jak najszybsze przekonanie lekarzy i personelu szpitalnego o swoim zdrowiu psychicznym i wyjście z kliniki bez pomocy z zewnątrz.

Jak się szybko okazało ich wzorowe zachowanie nie zmieniło niestety postaci rzeczy, a raz wypowiedziana diagnoza okazała się już nieodłączną i stygmatyzującą etykietą pacjenta. Naukowcy z niepokojem obserwowali nagminnie pojawiającą się psychiczną i fizyczną brutalność personelu wobec hospitalizowanych. Eksperyment okazał się więc już w początkowej fazie bardzo niebezpieczny, przez co część jego uczestników poczuła wyraźny strach ,,przed pobiciem lub gwałtem''. W efekcie tych pierwszych doświadczeń do projektu dokooptowano prawnika, z którym ustalono plan ewentualnego działania na wypadek okaleczenia lub śmierci któregoś z uczestników eksperymentu i dopiero wtedy grupa ,,ruszyła'' na kolejne kliniki. Ogólnie eksperyment przeprowadzono w 12 szpitalach, po części tych starszych, o ściśle konwencjonalnym podejściu do ,,pacjenta'', a po części w nowoczesnych, nastawionych badawczo.

Nikogo nie rozpoznano, jako zdrowego

a pobyt w szpitalach psychiatrycznych trwał średnio blisko 3 tygodnie (od 7 do 52 dni). W czasie eksperymentu pseudopacjenci otrzymali 2100 różnych leków antypsychotycznych, które po kryjomu wypluwali; były to różne preparaty na za każdym razem te same objawy. Grupie badaczy aż niewiarygodny wydawał się fakt braku zainteresowania ze strony lekarzy i personelu, którzy ,,przechodzą koło człowieka, jakby go nie było''. Okazało się, że po raz wypowiedzianej diagnozie nikt już nie traktuje pacjenta, jak człowieka, a jego zachowania, jakie by nie były, będą już zawsze odbierane, jako symptom ,,choroby psychicznej''. Notatki na przykład, które początkowo nasi pseudopacjenci robili w tajemnicy i szmuglowali poza szpital, już po krótkim czasie mogły być czynione bez kamuflażu, gdyż ani lekarze, ani obsługa szpitala się tym nie interesowali. Z raportów szpitalnych wynikało później, że ciągłe prowadzenie notatek było jednym z symptomów choroby psychicznej.

Nie wyjdziesz, aż się nie przyznasz!

Rosenhan w swoim eksperymencie podkreśla szczególny problem władzy psychiatrii nad ,,pacjentem''. Zdiagnozowanie u pseudopacjentów (w jednej rozmowie!) ,,schizofrenii'' oznaczało nieuchronne zaszufladkowanie ich, utratę podstawowych praw i od tego momentu nie tylko każde ich (bądź co bądź normalne) zachowanie było interpretowane już, jako choroba, ale do diagnozy dopasowywany był cały ich życiorys! Jeden z uczestników eksperymentu odnotował pół żartem pół serio, że w klinice miał poczucie ,,bycia niewidzialnym'', gdyż statystycznie 71 proc. psychiatrów i 88 proc. sióstr i sanitariuszy w ogóle nie reagowało na proste pytania, które zadawał im w ciągu dnia, jako ,,pacjent'', a jeśli była jakakolwiek reakcja to wyglądało to tak, jak w poniższym przykładzie:

Pacjent: Przepraszam, panie doktorze... Mógłby mi pan powiedzieć, kiedy będę mógł skorzystać z możliwości spaceru w ogrodzie?

Lekarz: Dzień dobry Dave. Jak się pan dzisiaj czuje? (Lekarz odchodzi nie czekając na odpowiedź...)

Samo wyjście ze szpitala psychiatrycznego okazało się w każdym przypadku niemożliwe bez przyznania się ,,pacjenta'' do tego, że... jest chory. Dopiero po takim określeniu się nasi pseudopacjenci opuszczali szpitale. Dodajmy tylko, iż nie, jako ,,zdrowi'', ale ze zdiagnozowaną ,,schizofrenią w remisji'' (czyli zaleczoną na pewien czas)...

Wielkie oburzenie psychiatrii konwencjonalnej

jakie wybuchło po upublicznieniu badań Rosenhana przyniosło za sobą niespodziewanie drugą fazę eksperymentu, przy czym pierwsza jego część została odrzucona przez rozzłoszczonych psychiatrów, jako ,,wybrakowana metodycznie''. Dyrekcja jednego ze szpitali psychiatrycznych stwierdziła wtedy w debacie publicznej, że ,,w naszej klinice coś takiego nie mogłoby mieć miejsca'', na co Rosenhan odpowiedział eleganckim wyzwaniem na pojedynek obiecując, że na przestrzeni następnych 3 miesięcy wyśle tam swoich pseudopacjentów.

Trzy miesiące później, kiedy doszło do weryfikacji drugiej fazy „Eksperymentu Rosenhana'' okazało się, że wyzwany na pojedynek szpital ze 193 ogólnie przyjętych w tym czasie pacjentów określił 41, jako podejrzanych o bycie pseudopacjentami Rosenhana i kolejnych 42, jako zdemaskowanych pseudopacjentów. Tylko, że druga faza projektu prof. Rosenhana polegała na tym, jak się okazało, że... nikogo tam nie wysłał...

Źródło: eioba.pl/a/2asu/eksperyment-rosenhana-jak-latwo-zostac-schizofrenikiem
Zgłoś
Avatar
bloodwar 2012-06-26, 16:26 21
Eksperyment ten chyba zainspirował twórców filmu o tym lekarzu, który incognito udaje się do szpitala psychiatrycznego żeby zbadać jak wyglądają warunki pobytu pacjentów, niestety jedyna osoba która wie o tym, że lekarz jest lekarzem a nie psychicznym i może go wyciągnąć umiera nagle a lekarz zostaje w szpitalu, bo przeciez nikt nie wypuści wariata który cały czas powtarza "jestem lekarzem, wypuśćcie mnie, nie jestem wariatem!" a on cały czas traktowany lekami powoli wariuje... Ktoś pamięta tytuł filmu?
Zgłoś
Avatar
regal 2012-06-26, 16:54 30
@up Kuracja
Zgłoś
Avatar
sadolfan 2012-06-26, 17:19
podobnie jak w filmei Lot nad kukułczym gniazdem
Zgłoś
Avatar
Leothyr 2012-06-26, 20:12
Słyszałem o tym, coś niesamowitego.
Zgłoś
Avatar
S.O.A.D. 2012-06-26, 20:21 1
I za taki artykuł postawię piwo.
Zgłoś
Avatar
j................s 2012-06-26, 20:29
Przeczytałem c a ł y artykuł ale tam nie ma wzmianki kto te Lucidie zabił!! to jakiś fejk? czy co ?
Zgłoś
Avatar
rydes 2012-06-26, 20:31 1
Że pacjentów szpitali psychiatrycznych traktuje się jak gorszy gatunek ludzi to wiadomo od dawna i powinno się z tym walczyć.
Z drugiej strony nie ma sie co dziwić, że jak koleś poszedł do psychiatry i stwierdził, że słyszy głosy to zdiagnozowali u niego jakąś psychozę albo schizofrenie. Sam autor bada powiedział, że chorobę psychiczną da się zdiagnozować jedynie na podstawie subiektywnych odczuć pacjenta, a w tym wypadku subiektywnym odczuciem były glosy.
Zgłoś
Avatar
lary1986 2012-06-26, 20:34
prosze o streszczenie bo ciężko mi sie składa zdania po dzisiejszej robocie
Zgłoś
Avatar
Pleso93 2012-06-26, 20:36
rydes, to nie czytałeś uważnie. Chodzi o to, że psychochuj (nienawidzę psychiatrów, bo są debilami i w większości przypadków sami mają problemy ) raz stwierdził diagnozę, a potem brnął w nią maniakalnie, na siłę dopatrując się kolejnych symptomów.
Zgłoś
Avatar
a................0 2012-06-26, 20:39
Czytałem ten artykuł dawno temu i dzisiaj zdołował mnie prawie tak bardzo jak wtedy. Nie mogę się pogodzić z tym, że jak trafisz do psychiatryka to już na zawsze będziesz wariatem. Powód jest prosty: nikt nigdy nie zdefiniował co to znaczy "normalny", a chyba od tego wypadałoby zacząć
Zgłoś
Avatar
RaScad 2012-06-26, 20:45
"[...]a na subiektywnym postrzeganiu ,,pacjenta'' przez obserwującego lekarza."
rydes, czytaj dokładniej... Nie odczuć pacjęta tylko obserwacji na jego temat poczynionych przez lekarza...

A tak poza tym to artykuł zajebisty.
A o tym co pisał bloodwar to wiem z książki, a nie z filmu. Książka byla wcześniej.

@alan
Norma jest to coś przyjęte przez większość społeczeństwa którego owa norma dotyczy. Czyli jeśli czymś powszechnie akceptowanym i praktykowanym byłby kanibalizm to jest on uznany za normę, nawet jeśli inne społeczności uważają takie zachowanie za "nienormalne". Jest to wyjątkowo subiektywna rzecz...
Zgłoś
Avatar
Nabs 2012-06-26, 20:55 8
O tym że olewa się pacjentów w szpitalach, nie tylko psychiatrycznych wiadomo od dawien dawna, jedynie te chujki w białych fartuchach twierdzą inaczej..

Dla zobrazowania jak to wygląda w rzeczywistości, opisze sytuację mojej znajomej, która została wysłana do szpitala psychiatrycznego przez swoich rodziców, ponieważ miała depresje. Znieczulicą jaką wykazywali się nie tylko pracownicy szpitala, pacjenci a również sami rodzice, woła o pomstę do nieba.. Największym jej problemem w tym szpitalu byli inni pacjenci, którzy próbowali się do niej niejednokrotnie dobrać.. Próbowała się zamknąć wielokrotnie w toalecie, ale ze względów że to szpital psychiatryczny, zamków tam niestety nie ma.. Mówiła mi że wielokrotnie zarówno lekarzom, jak i pielęgniarzom jak i swoim rodziciom, mówiła z czym musi się zmagać w szpitalu, ani razu nie brano tego co mówi pod uwagę - przecież jest chora psychicznie, wariatów się nie słucha..

I jak można w takich warunkach dojść do siebie? Człowiekowi jeszcze bardziej niszczy się psychika, faszerują go tam jeszcze bardziej lekami, a efekty są różne.. Całe szczęście, w jakiś sposób udało się mojej znajomej przemówić do rozsądku swoim rodzicom, i jakoś z tego wyszła, ale co z pozostałymi ludźmi? Strach pomyśleć..
Zgłoś
Avatar
jacki 2012-06-26, 21:24 1
moja znajoma również była w takim szpitalu z powodu depresji. Kompletna olewka ze strony personelu, lekarzy itd, swoją drogą diagnoza została jej postawiona po jednej tylko rozmowie, później nikt się nią nie interesował; poza tym nikt nie chciał jej powiedzieć, jakie leki musi przyjmować, więc przez miesiąc była faszerowana różnymi psychotropami. Faktycznie kilku pacjentów próbowało się do niej "dobrać", ale nikt nie zwracał jakby na to uwagi. Wyszła stamtąd jeszcze bardziej wyniszczona psychicznie, niż była przedtem, każdemu odradzam
Zgłoś
Avatar
batar183 2012-06-26, 21:37 1
kurwa mać przeczytałem cały
Zgłoś
Przejdź to ostatniego posta w temacie