Jako, że ostatni post całkiem nieźle się przyjął, to spróbuję znów szczęścia
Jednocześnie znów podkreślę – poniższy materiał absolutnie nie ma na celu zachęcania do jakichkolwiek prac z niewypałami lub niewybuchami! Wierzę, że każdy ma swój rozum i nikt nie będzie podejmował się manipulacji przedmiotami, które mogą dotkliwie zranić lub nawet zabić.
Wracając do tematu przedstawiam Wam granat przeciwpancerny do armaty Bofors wzór 1936, kaliber 37 mm, z dennym zapalnikiem piorunująco uderzeniowym BZ wz. 36.
U góry: armata p-panc Boforsa z obsługą
źródło: trybun.org.pl/wp-content/uploads/2017/06/bofors.jpg
Najpierw bardzo krótki rys historyczny. Wiele osób sądzi bowiem, że Bofors, to polska armata, co jest, niestety, błędem. Nasz kraj produkował tę broń na szwedzkiej licencji (przy czym warto dodać, że bardzo dużo kultowego uzbrojenia nie było rodzime, a właśnie licencjonowane). Armata, mimo niewielkiego kalibru, okazała się wyjątkowo skuteczna na polach walk. Miała bardzo niską sylwetkę, co pozwalało łatwo ją okopać i ukryć. Ponadto z odległości pół kilometra była w stanie wyeliminować absolutnie każdy niemiecki czołg z dalszego Blitzkriegu. Warto również dodać, że z odległości kilometra granat przeciwpancerny radził sobie z płytą pancerną o grubości nawet 2,5 cm. Wydaje się to niewiele, ale również niewiele ówczesnych niemieckich (własnych i zdobycznych) czołgów miało grubszy pancerz, nie mówiąc w ogóle o innych pojazdach pancernych. Bofors ważył niecałą tonę, co oznaczało, że nawet jeden człowiek był w stanie przemieścić armatę na niewielką odległość po stosunkowo równym terenie o twardej nawierzchni.
U góry: nabój 3,7 cm
źródło: 1.allegroimg.com/s1024/0c9678/b5cd801a445e81b7a66096d12371
Przejdźmy jednak do tego, na co czekacie, czyli samego granatu z zapalnikiem. Zapalnik wyprodukowano w Wytwórni Amunicji nr 2 w Rembertowie. Jest to 1 seria w roku 1938. Oznaczony jest swoim wzorem: 27/34 wz.36. Niestety sygnatury są widoczne raczej w stopniu średnim. Można je odczytać, ale ząb czasu zrobił swoje.
U góry: zdjęcie poglądowe rozebranego granatu
źródło: materiał własny
Jeżeli rzecz ma się samego granatu [1], to korozja go nie oszczędzała, przez co nie są widoczne sygnatury producenta. Zakładam jednak, że (jak większość tych granatów) wyprodukowano go w Zakładach Amunicyjnych „Pocisk” Spółka Akcyjna w Warszawie. Na uwagę zasługuje za to naprawdę ładnie zachowany pierścień wiodący [2] wykonany z miedzi (miedź, jako metal półszlachetny, całkiem nieźle zachowuje się w ziemi, a dawny blask przywracają jej nawet najprostsze metody czyszczenia). Wypełniany był materiałem wybuchowym, który zwiększał skuteczność granatu w stosunku do samego tylko uderzenia. I tak oto omówiliśmy pokrótce pierwszy obiekt od lewej.
Drugim obiektem od lewej jest osłona pobudzacza [3] pełniąca jednocześnie funkcję zapłonnika centralnego. Posiada sześć otworów zapłonowych [4] zgrupowanych po dwa jeden nad drugim, a rozłożone co 120 stopni. Wykonana jest ze stali i posiada gwintowanie. Wewnątrz, na samej górze osłony, znajduje się iglica. I tutaj właściwie należy wrócić do części nazwy, a mianowicie tego, że jest to zapalnik piorunująco uderzeniowy BZ. Przymiotnik „piorunujący” oznacza, że zapalnik wypełniony jest piorunianem rtęci (o nim już kilka słów padło w ostatnim materiale). Uderzeniowy – to jasne. Inicjacja następuje w chwili uderzenia. A czym jest „BZ”? Ano niczym innym, jak „bez zwłoki”. No okej, ale co to znaczy „bez zwłoki”? Oznacza to, że wybuch musiał nastąpić nie później, niż 0,02 sekundy od uderzenia.
Trzecim elementem jest zatrzask zabezpieczający [5]. Chronił on przed przypadkowym zwolnieniem bezwładnika. Wykonany jest z mosiądzu.
Czwarty element, to rzeczony bezwładnik [6]. Wykonany jest ze stali i posiada dwie mosiężne opaski sprężynujące, z których bardzo ważną rolę pełni ta zewnętrzną [7] – stabilizowała bezwładnik w zatrzasku zabezpieczającym. Oporniki wewnętrznej [8], które stanowią jej element konstrukcyjny, zaznaczyłem na zdjęciu.
Piąty element, to pierścień uszczelki [9]. Wykonany z miedzi, dociskał uszczelkę wykonaną z filcu.
No i ostatni, szósty element, to stalowy kadłub zapalnika [10]. Posiadał dwa gwinty – wewnętrzny [literka a] (na osłonę pobudzacza) i zewnętrzny [literka b] (do wkręcenia w granat). Zapalnik był zabezpieczony przed rozbiórką poprzez zablokowanie gwintu sworzniem. Otwór po nim widoczny jest na zdjęciu [11].
Na koniec proszę o wybaczenie za mentorski ton, ale będę to powtarzał nawet i po dwa razy pod każdym tego typu materiałem publikowanym przeze mnie. Pouczam mianowicie, że w przeciwieństwie do ostatnio opisywanego zapalnika szrapnelowego M8 (tutaj: sadistic.pl/schrapnellzunder-m8-vt541449.htm ), który w najgorszym wypadku może urwać dłoń, granat przeciwpancerny 37 mm może zabić człowieka. Manipulowanie przy niepozbawionym materiału wybuchowego przedmiocie grozi trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, a nawet utratą życia. Piorunian rtęci jest bowiem bardzo wrażliwy na bodźce mechaniczne, a rozkręcanie takowego granatu wiąże się nierozerwalnie z ryzykiem pobudzenia znajdującej się tam rtęci piorunującej!
Jednocześnie znów podkreślę – poniższy materiał absolutnie nie ma na celu zachęcania do jakichkolwiek prac z niewypałami lub niewybuchami! Wierzę, że każdy ma swój rozum i nikt nie będzie podejmował się manipulacji przedmiotami, które mogą dotkliwie zranić lub nawet zabić.
Wracając do tematu przedstawiam Wam granat przeciwpancerny do armaty Bofors wzór 1936, kaliber 37 mm, z dennym zapalnikiem piorunująco uderzeniowym BZ wz. 36.
U góry: armata p-panc Boforsa z obsługą
źródło: trybun.org.pl/wp-content/uploads/2017/06/bofors.jpg
Najpierw bardzo krótki rys historyczny. Wiele osób sądzi bowiem, że Bofors, to polska armata, co jest, niestety, błędem. Nasz kraj produkował tę broń na szwedzkiej licencji (przy czym warto dodać, że bardzo dużo kultowego uzbrojenia nie było rodzime, a właśnie licencjonowane). Armata, mimo niewielkiego kalibru, okazała się wyjątkowo skuteczna na polach walk. Miała bardzo niską sylwetkę, co pozwalało łatwo ją okopać i ukryć. Ponadto z odległości pół kilometra była w stanie wyeliminować absolutnie każdy niemiecki czołg z dalszego Blitzkriegu. Warto również dodać, że z odległości kilometra granat przeciwpancerny radził sobie z płytą pancerną o grubości nawet 2,5 cm. Wydaje się to niewiele, ale również niewiele ówczesnych niemieckich (własnych i zdobycznych) czołgów miało grubszy pancerz, nie mówiąc w ogóle o innych pojazdach pancernych. Bofors ważył niecałą tonę, co oznaczało, że nawet jeden człowiek był w stanie przemieścić armatę na niewielką odległość po stosunkowo równym terenie o twardej nawierzchni.
U góry: nabój 3,7 cm
źródło: 1.allegroimg.com/s1024/0c9678/b5cd801a445e81b7a66096d12371
Przejdźmy jednak do tego, na co czekacie, czyli samego granatu z zapalnikiem. Zapalnik wyprodukowano w Wytwórni Amunicji nr 2 w Rembertowie. Jest to 1 seria w roku 1938. Oznaczony jest swoim wzorem: 27/34 wz.36. Niestety sygnatury są widoczne raczej w stopniu średnim. Można je odczytać, ale ząb czasu zrobił swoje.
U góry: zdjęcie poglądowe rozebranego granatu
źródło: materiał własny
Jeżeli rzecz ma się samego granatu [1], to korozja go nie oszczędzała, przez co nie są widoczne sygnatury producenta. Zakładam jednak, że (jak większość tych granatów) wyprodukowano go w Zakładach Amunicyjnych „Pocisk” Spółka Akcyjna w Warszawie. Na uwagę zasługuje za to naprawdę ładnie zachowany pierścień wiodący [2] wykonany z miedzi (miedź, jako metal półszlachetny, całkiem nieźle zachowuje się w ziemi, a dawny blask przywracają jej nawet najprostsze metody czyszczenia). Wypełniany był materiałem wybuchowym, który zwiększał skuteczność granatu w stosunku do samego tylko uderzenia. I tak oto omówiliśmy pokrótce pierwszy obiekt od lewej.
Drugim obiektem od lewej jest osłona pobudzacza [3] pełniąca jednocześnie funkcję zapłonnika centralnego. Posiada sześć otworów zapłonowych [4] zgrupowanych po dwa jeden nad drugim, a rozłożone co 120 stopni. Wykonana jest ze stali i posiada gwintowanie. Wewnątrz, na samej górze osłony, znajduje się iglica. I tutaj właściwie należy wrócić do części nazwy, a mianowicie tego, że jest to zapalnik piorunująco uderzeniowy BZ. Przymiotnik „piorunujący” oznacza, że zapalnik wypełniony jest piorunianem rtęci (o nim już kilka słów padło w ostatnim materiale). Uderzeniowy – to jasne. Inicjacja następuje w chwili uderzenia. A czym jest „BZ”? Ano niczym innym, jak „bez zwłoki”. No okej, ale co to znaczy „bez zwłoki”? Oznacza to, że wybuch musiał nastąpić nie później, niż 0,02 sekundy od uderzenia.
Trzecim elementem jest zatrzask zabezpieczający [5]. Chronił on przed przypadkowym zwolnieniem bezwładnika. Wykonany jest z mosiądzu.
Czwarty element, to rzeczony bezwładnik [6]. Wykonany jest ze stali i posiada dwie mosiężne opaski sprężynujące, z których bardzo ważną rolę pełni ta zewnętrzną [7] – stabilizowała bezwładnik w zatrzasku zabezpieczającym. Oporniki wewnętrznej [8], które stanowią jej element konstrukcyjny, zaznaczyłem na zdjęciu.
Piąty element, to pierścień uszczelki [9]. Wykonany z miedzi, dociskał uszczelkę wykonaną z filcu.
No i ostatni, szósty element, to stalowy kadłub zapalnika [10]. Posiadał dwa gwinty – wewnętrzny [literka a] (na osłonę pobudzacza) i zewnętrzny [literka b] (do wkręcenia w granat). Zapalnik był zabezpieczony przed rozbiórką poprzez zablokowanie gwintu sworzniem. Otwór po nim widoczny jest na zdjęciu [11].
Na koniec proszę o wybaczenie za mentorski ton, ale będę to powtarzał nawet i po dwa razy pod każdym tego typu materiałem publikowanym przeze mnie. Pouczam mianowicie, że w przeciwieństwie do ostatnio opisywanego zapalnika szrapnelowego M8 (tutaj: sadistic.pl/schrapnellzunder-m8-vt541449.htm ), który w najgorszym wypadku może urwać dłoń, granat przeciwpancerny 37 mm może zabić człowieka. Manipulowanie przy niepozbawionym materiału wybuchowego przedmiocie grozi trwałym uszczerbkiem na zdrowiu, a nawet utratą życia. Piorunian rtęci jest bowiem bardzo wrażliwy na bodźce mechaniczne, a rozkręcanie takowego granatu wiąże się nierozerwalnie z ryzykiem pobudzenia znajdującej się tam rtęci piorunującej!