U nas na wsi żyje taki gość, którego nazywają Kindybała. Gość przepracował w życiu legalnie 16h w SKRze w latach 80' i go wyjebali za picie. Narobił 5 dzieci, a jego ulubionym zajęciem było i jest chodzenie na wesela około północy. Ubierał się w garniak i udawał wujka. Pojadł, popił, potańczył, porobił se zdjęcia, był na filmie i ogólnie zapierdolił co się dało ze stołu, i se poszedł. Jego jeden syn - Wiesiek - chodził do równoległej klasy, bo się nie przeszedł w sumie 2 razy, chłopak miał ewidentnie jakieś opóźnienie umysłowe, bo to widać było, a poza tym pluł się jak coś mówił, zawsze tako wiejsko gwaro godoł. Wiele lat temu przejeżdżając rowerem przez tę część wioski, w której oni mieszkają widzę, że sąsiad Wiesia goni po polu z widłami. Wiesiu spierdolił, sąsiad zatrzymał się niedaleko mnie i krzyczy "Pitej mie stąd Wiesiu Psi Wytrysku, żebym cie ciulu więcy tu nie widzioł." Będąc w liceum zapytałem się naszej polonistki na przerwie, co to znaczy Kindybała, bo od lat nie mogę znaleźć definicji tego słowa. No nigdzie nie było, ani w słownikach, ani od starszych ludzi się nie mogłem dowiedzieć. Radzili, że to po przodkach, którzy nazwisko mieli podobnie brzmiące, ale ktoś przekręcił, a to że studnie u pana obsługiwali. W każdym razie powiedziała mi, że w sumie to też nie wie, ale sprawdzi. Tydzień później przyszła do mnie i mówi, że to taki bardzo hermetyczny regionalizm, coś z austriacko-jidysz-polskiego, który oznacza Psiego Chuja. Tak oto mądrość ludowa znów została wyniesiona na piedestał.