O wiernej towarzyszce życia księdza, a później biskupa Wojtyły nie wspomina żadna biografia papieża Jana Pawła II. Tę kobietę wymazano nawet z przypisów do książek, które nie powstałyby bez jej udziału i osobistych archiwów. Kościół wciąż panicznie się jej boi, choć Irena Kinaszewska już nikomu nie może zaszkodzić...
– Zmarła w sierpniu 1990 roku. Dokładnej daty nie pamiętam, ale utkwiło mi w pamięci, że pogrzeb na cmentarzu Rakowickim był nadzwyczaj skromny. Irenę odprowadzał tylko ks. Andrzej Bardecki, który opiekował się nią aż do końca. Została pochowana w zbiorowym grobowcu sióstr zakonnych. Słyszałam, że później trumnę przeniesiono do odrębnej mogiły – wspominała przed dwoma laty w rozmowie (niepublikowanej) z naszym dziennikarzem S.K., była pracownica „Tygodnika Powszechnego”.
– Po śmierci pani Irenki jacyś księża natychmiast zabezpieczyli mieszkanie. Mówili, że są z kurii i wykonują polecenie kardynała. Co robili w środku? Tego nie wiem, ale wywieźli samochodem ze cztery skrzynie – twierdzi sąsiadka z kamienicy (na zdjęciu) przy Krowoderskiej.
– Wszystkie sprawy związane z dobytkiem Ireny K. kardynał Macharski i ówczesny ksiądz kanclerz Dyduch utrzymywali w największej tajemnicy, ale z czasem to i owo wyciekło. Jeden z księży (nazwisko pomińmy) opowiadał mi, że osobiście konwojował zapieczętowaną skrzynię z pamiątkami i dokumentami do nuncjatury, skąd wysłano ją pocztą dyplomatyczną do Watykanu – ujawnia emerytowany duchowny pracujący do niedawna w krakowskiej kurii metropolitalnej.
– Kilka tygodni po śmierci Ireny niemal wpadliśmy na siebie z ks. Bardeckim na ulicy. Za starych czasów wypiliśmy razem niejedną butelkę, więc po chwili konsternacji grzecznościowo zaproponowałem kawę. O dziwo, zgodził się. Trochę plotkowaliśmy o różnych pierdołach, aż w pewnym momencie złożyłem mu kondolencje z powodu śmierci wieloletniej przyjaciółki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że orientuję się w jej dawnych relacjach z Wojtyłą i wiem, że on o tym wie. Powiedział dokładnie tak: „Kamień spadł mi z serca, że mogłem spełnić misję i być przy niej do końca”. Zapytałem jeszcze o jej archiwum. „Stasiu o wszystko zadbał” – odparł, mając zapewne na myśli Dziwisza, bo kiedyś zawsze tak o nim mówił. Kilka lat później ks. Andrzej, niestety, zmarł. Wiele nas dzieliło, ale to był dusza człowiek – podkreśla pułkownik M., kluczowa niegdyś postać krakowskiej Służby Bezpieczeństwa.
Dodajmy, że na śmierć ks. Bardeckiego papież Jan Paweł II zareagował słowami: „Pomny na głębokie więzi, jakie łączyły mnie z księdzem Andrzejem, gorąco modlę się, aby Pan nagrodził go obficie...”.
W kilku naszych wcześniejszych publikacjach (m.in. „Och, Karol” – „FiM” 36 i 37/2002, „Świadek miłości” – 43/2003, „Kryptonim Triangolo” – 25/2006, „Mój ci on” – 25/2009), opierając się na relacjach bezpośrednich świadków wydarzeń, zdołaliśmy zrekonstruować intymne związki łączące Irenę K. z Wojtyłą oraz ich późniejsze konsekwencje.
Przypomnijmy, od czego wszystko się zaczęło:
Służba Bezpieczeństwa namierzyła tę parę ok.1950 roku, gdy Wojtyła był wikariuszem parafii św. Floriana w Krakowie. Przyglądali się ich kontaktom wyrywkowo, bo przecież podobnych układów mieli na pęczki. Gdy dostali sygnał, że młody ksiądz znajduje się w ścisłym gronie trzech kandydatów do sakry biskupiej, założyli w mieszkaniu kobiety podsłuch;
mikrofony w ścianie były dla SB skarbem, bowiem Wojtyła przez całe lata spędzał u Ireny K. niemal każdy wieczór wolny od jego kościelnych zajęć. Czuł się bardzo swobodnie, relacjonował najświeższe wydarzenia z kurii;
podczas jednej z takich wizyt aparatura podsłuchowa zarejestrowała odgłosy charakterystycznych pieszczot, przyspieszonych, rytmicznych oddechów i lekkich okrzyków, zinterpretowane przez prowadzących nasłuch techników jako stosunek seksualny;
nominacja na urząd metropolity (1963 r.) sprawiła, że spotkania Karola z Ireną stały się sporadyczne. Kobieta ciężko to przeżywała, szukała pociechy w alkoholu. Gdy w 1967 r. Wojtyła został kardynałem, jej dramat się pogłębił, bo on wpadał coraz rzadziej, ukradkiem i jak po ogień, a jej odwiedziny w siedzibie Kurii Metropolitalnej nie dawały szans na intymne tête-à-tête. Pozostawały im jedynie listy przekazywane z rąk do rąk za pośrednictwem ks. Bardeckiego, który był Wojtyle stokroć bliższy niż Dziwisz.
A gdy został Janem Pawłem II?
– Już 20 października 1978 r., czyli zaledwie cztery dni po ogłoszeniu wyników konklawe, wezwał ją razem z ks. Bardeckim do Watykanu. Na żądanie Departamentu IV paszport załatwiliśmy jej w kilka godzin. Odsłuchiwałem później taśmę z rozmowy w Krakowie, podczas której zwierzała się synowi (Adamowi K. – dop. red.), że Karol „kazał jej milczeć i słuchać we wszystkim Andrzeja”. Jeszcze do końca lat 90. systematycznie wyjeżdżała razem z ks. Bardeckim na kilkudniowe pranie mózgu do papieskiej rezydencji w Castel Gandolfo. Być może kiedyś udostępnię wam kopię jej akt paszportowych – zapewnił odnaleziony niedawno przez dziennikarzy „FiM” ppłk Ch., traktujący te kwity jako polisę ubezpieczeniową na wypadek, gdyby zainteresował się nim IPN...
– Ksiądz Bardecki wraz z dopuszczonym do tajemnic rodziny literatem K.S. na zmianę strzegli ją przed wścibskimi, robili codzienne zakupy i zabezpieczali wszelkie potrzeby, żeby przypadkiem nie zadała się z kimś obcym i nie zaczęła się zwierzać. Utrzymywałem świetne kontakty towarzyskie z K. S. Nie wiem, jak ci z bezpieki na mnie wpadli, ale obiecali mi umorzenie bardzo nieprzyjemnej sprawy karnej, jeśli zdołam podczepić się do tego układu z Ireną – wspomina tajny współpracownik „Lajkonik”, którego – jak sam przyznaje – prowadził kapitan P. z Departamentu IV, były naczelnik słynnego Wydziału „D”, zajmującego się dywersją wobec kat. Kościoła.
Hierarchia kościelna przyjęła i praktykuje w stosunku do „FiM” taką oto taktykę: zero reakcji na publikacje, a jeśli tylko w redakcji czegoś nie dopatrzą lub popełnią błąd, lecimy do sądu, żeby zniszczyć ich finansowo. W sprawie roli Ireny K. w życiu Wojtyły obowiązuje wariant „zero reakcji”, bo, niestety, wciąż żyje zbyt wielu świadków i biskupi nie wiedzą, czy aby nie zachowały się gdzieś nagrania i listy. Jednak nie wszyscy mają taką cierpliwość...
Wpadło nam w ręce nagranie zwierzeń Józefy Hennelowej, znanej działaczki społecznej, posłanki i publicystki pracującej przez kilkadziesiąt lat w „Tygodniku Powszechnym”. Z jej słów wynika, że Irena K. nie tylko żyła, ale nawet odgrywała w życiu papieża taką rolę, że Wanda Półtawska kuca! Popatrzmy (cytat z zachowaniem stenograficznej dokładności):
„Bardzo serdeczne więzi łączyły Karola Wojtyłę z Ireną K., która była naszą sekretarką. Wtedy już była osobą po przeżyciach, bo miała rozbite małżeństwo oraz sama wychowywała syna. I ona pierwsza zaczęła bardzo pracowicie gromadzić dokumentację wszystkich kazań, homilii, rekolekcji Karola Wojtyły. Wiem, że w związku z tym musiała nałykać się dużo złośliwości, no bo zawsze, gdy kobieta w jakiś sposób bardziej oddaje się na usługi kapłanom, to zaraz zaczynają się takie różne wycieczki. No i wiem, że nie była lubiana w kurii. A potem, już po konklawe, to wszyscy nie mogli się nacieszyć, że u niej były stosy tych zapisków i kazań. I że to wszystko zostało, dzięki temu, że ona się uparła i to robiła” – mówi Hennelowa.
Ponieważ ta wypowiedź miała posłużyć do ewentualnej hagiografii papieża, Hennelowa dosyć ryzykownie usiłuje dalej tłumaczyć, jakim cudem „późniejszy papież” Wojtyła, tak blisko związał się z nielubianą (de facto znienawidzoną, o czym za chwilę) przez wielebnych, redakcyjną pracownicą „TP” szczebla zaledwie pomocniczego:
„Przychodził do niej do domu, tak zwyczajnie: posiedzieć, wypić herbatę... Ona lubiła potem opowiadać, że coś ugotowała, co mu specjalnie smakowało. I przyznaję dzisiaj, że zadawałam sobie pytanie: – O czym on z nią rozmawia? Już wtedy zawsze robił na mnie wrażenie człowieka niesłychanie mądrego i trudnego do nadążania za jego refleksjami filozoficznymi. Zastanawiałam się, że skoro mnie jest trudno z nim współmyśleć, już nie mówię, że dyskutować, no to właściwie jak to robi Irena? Przecież ona tym bardziej nie potrafi! Ale okazywało się, że Karolowi Wojtyle potrzebny był czasem zwyczajny dom, zwyczajny człowiek, który nie jest jakąś gwiazdą intelektu, a za to tworzy jakieś uczciwe ciepło, atmosferę... Bardzo się przejmował małżeństwem tego jej syna (Adama – dop. red.), które się, niestety, nie udało, a oczywiście sam dawał mu ślub” – ujawnia była szefowa Ireny K.
Dotarliśmy do kapitan S. – byłej funkcjonariuszki Wydziału Techniki krakowskiej bezpieki, która od początku lat 70. ze słuchawkami na uszach spisywała stenogramy z podsłuchów zainstalowanych u Ireny K. i ks. Bardeckiego. Oto komentarz pani kapitan do wersji przedstawionej przez Hennelową:
– Zanim zaczęłam obsługiwać te obiekty, dostałam do wysłuchania kilka kilometrów taśm oraz sporządzonych na ich podstawie stenogramów, żeby nauczyć się rozpoznawania głosów osób odwiedzających Irenę K. oraz poznać ich charakterystyczne zachowania i zwyczaje. Były tam również nagrania z wizyt Wojtyły. Powiem tak: gdyby ktoś nie wiedział, kim są figuranci, mógłby wręcz nabrać pewności, że jest to kochające się małżeństwo, mające dla siebie wiele czułości i zatroskane wspólnymi problemami. Wojtyłę męczyło otoczenie kurialne i chętnie przebywał w normalnym domu u boku opiekującej się nim i kochającej go kobiety, co – choć nie widać – wyraźnie było słychać i czuć. Jeśli zaś chodzi o okres, w którym osobiście trzymałam rękę na pulsie, to będący już wówczas kardynałem „mąż i ojciec” pojawiał się u Ireny K. nie częściej niż 3–4 razy w roku. Bardzo się skarżyła, także ks. Bardeckiemu, i używała wulgarnych określeń wobec krakowskich kurialistów, którzy ograniczali jej kontakty z Karolem. Mówiła nawet, że gdyby mogli, to chętnie by ją ukatrupili – twierdzi kpt. S.
Darowali jej życie, ale bezlitośnie zabijają pamięć...
Irena Kinaszewska - zmarła 30 sierpnia 1990 roku. Pochowana na
cmentarzu Rakowickiem w Warszawie w grobowcu rodzinnym księdza
Andrzeja Bardeckiego, powiernika Karola Wojtyły. Przez ponad 15 lat
była wierną towarzyszką życia księdza, a potem biskupa Karola
Wojtyły z Wadowic. Ślady po Irenie Kinaszewskiej, konkubinie Karola
Wojtyły z pieczołowitą bezwzględnością zaciera kościelna, katolicka
hierarchia. Kochanka stała się bardzo niewygodna w momencie wyboru
Karola Wojtyły na papieża. Karol Wojtyła jak wynika z relacji
licznych żyjących jeszcze świadków długoletniego romansu poświęcił
życie rodzinne, a także spłodzonego syna dla kariery kościelnej, tak
jak to od wieków wielu księży i biskupów.
Z powodu nieudanego romansu Irena Kinaszewska popadła w alkoholizm.
Kuria krakowska przydzieliła jej osobistego nadzorcę i strażnika w
osobie księdza Andrzeja Bardeckiego, który czuwał nad tym aby Irena
Kinaszewska nie zdradziła publicznie sekretów intymnego życia,
miłości i faktu posiadania syna z Karolem Wojtyłą. Było
niebezpieczeństwo, że z powodu takich faktów, Karol Wojtyła stanie
się zakładnikiem bezpieki i narzędziem Moskwy w realizacji jej celów
politycznych w Watykanie. SB wiedziało jednak wszystko o romansie
Karola Wojtyły z Ireną Kinaszewską, a także o wcześniejszym jego
romansie z rosyjską sanitariuszką z czasów końca II wojny światowej.
Irena Kinaszewska mieszkała w Krakowie przy ulicy długiej. Razem z
oficjalnym mężem pracowała w krakowskiej Energetyce. Zmarła w 1990
roku, acz do końca lat 80-tych XX wieku była często zabierana do
Watykanu do swego ukochanego, który na jej nieszczęście został
papieżem. Kiedy stała się rzecz brzemienna w skutkach, czyli Karol
spłodził Irenie dziecko, została szybko i sprawnie przez aparat
kościelnej represji zmuszona do ślubu z niechcianym mężczyzną, z
którym była w małżeństwie przez pięć lat. Potem małżeństwo
zaaranżowane dla ukrycia wpadki pobożnej panny, nałożnicy młodego i
jurnego księdza Karola Wojtyły rozpadło się. Tym mężem był
krakowianin Zbigniew K., który choć oficjalnie ślubny małżonek
nałożnicy księdza Karola Wojtyły, to jednak był odsuwany od
narodzonego dziecka, Adama - syna Karola Wojtyły.
Syn Ireny Kinaszewskiej, Adam K. zmarł w niejasnych okolicznościach
w grudniu 2008 roku, krótko po tym jak zadeklarował publicznego
ujawnienie faktu ojcostwa Karola Wojtyły. Podobno przeprowadził w
tym celu badania genetyczne w renomowanej zachodniej klinice.
Zbiegło się to z zamrożeniem procesu beatyfikacji rzekomo świętego
Jana Pawła II. Kandydaci do świętości miewają swoje jakże mroczne i
jakże rozkoszne tajemnice, które czasem dopiero po wiekach wychodzą
na światło dzienne. Adam K., syn Karola Wojtyły rozwiódł się ze swą
pierwszą żoną, Grażyną, a powodem były rozmaite problemy z
powodowane groźbami ze strony kleru pod adresem rodziny Adama.
Kobieta nie wytrzymała presji i nacisków, gróźb i szantażów
kierowanych pod adresem jej męża i rodziny, celem zmuszenia do
wiecznego milczenia.
Ksiądz Andrzej Bardecki zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w
2001 roku wiele tajemnic zabierając do grobu, jednak wiele z
dokumentacji na temat romansu Ireny Kinaszewskiej i Karola Wojtyły
zdołał tak dobrze ukryć, że nie została odnaleziona. Skopiował
wszystko, a także ukrył wiele autentycznych dokumentów, jak nagrania
ze wspólnych czułych i rozkosznych nocy, jakie Karol z Ireną ze sobą
spędzali. Ksiądz Andrzej Bardecki był przyjacielem Karola Wojtyły,
ale też znał dobrze historię i metody Kościoła, zatem wiedział jak
się zabezpieczyć, choć nie do końca skutecznie.
Irena Kinaszewska była gorącą miłością Karola Wojtyły, z którą przez
lata spędzał dosłownie każdą chwilę, nocował z Ireną w jej
mieszkaniu, współżyli ze sobą seksualnie, o czym Irena wspomina w
swoich pamiętnikach, które nie wpadły w łapy kościelnej cenzury. Nie
jest to nic dziwnego, bo robi tak zdecydowana większość
heteroseksualnych katolickich księży, posiadając konkubiny i często
nawet kilkoro dzieci, a nie tylko jedynego syna. Ksiądz Karol
Wojtyła każdą wigilię spędzał w Ireną swoją konkubiną i ze swym
synem Adamem. Bolało to oficjalnego męża Ireny,który się po pięciu
latach rozwiódł z Ireną nie mogąc ścierpieć tego, że to Karol
Wojtyła pełni rolę pana domu, męża i ojca dziecka.
Około 1950 roku Irena Kinaszewska z pomocą księdza Karola Wojtyły
otrzymała dobrze płatną pracę w Tygodniku Powszechnym. Syn Adam w
wieku lat 12 został ministrantem swego ojca Karola Wojtyły, który
był w tym czasie wykładowcą KUL. Adam aż do swej śmierci mieszkał w
Gdańsku. Jak mawiał - byle jak najdalej od Krakowa i krakowskiej
kurii, w której od jesieni 1978 roku zarówno on jak i jego matka
Irena stali się personami non-grata, osobami niebezpiecznymi dla
politycznych i moralnych interesów Kościoła katolickiego. Adam przed
śmiercią spisał swój Pamiętnik Syna Wielkiego Karola, który jest
czytany ukradkiem przez wybranych i zaufanych przyjaciół Adama oraz
wtajemniczonych w sprawę romansu.
Adam K. ostatni raz widział swojego ojca Karola Wojtyłę wieczorem 25
kwietnia 2004 roku będąc z wizytą w Watykanie. Dobry tatuś
poczęstował swojegospłodzonego synka kolacją, ugościł w watykańskich
apartamentach, a także sfinansował podróż do Rzymu, nie jedyną
zresztą. Oto na co idą datki na kościelną tacę. Jak wiadomo,
większość księży posiada konkubiny i dzieci, a parafianie muszą na
to łożyć ze swej kieszeni. Jaki Pan taki Kram - mówi stare ludowe
porzekadło. Prawdziwie "Święty Ojciec", który dobro własnej rodziny,
konkubiny i syna poświęcił dla kariery w katolickiej instytucji
zwanej Kościołem.
Czyszczeniem ostatniego lokum Ireny Kinaszewskiej po jej śmierci,
mieszkania przy ulicy Krowoderskiej w Krakowie zajmowali się
osobiście, ksiądz kardynał Macharski i kanclerz kurii Dyduch.
Pomagał znany ksiądz Stasiu, dziś najważniejsza persona krakowskiej
kurii. Cztery wielkie skrzynie pamiątek po zmarłej Irenie wywieziono
szybko i sprawnie do Watykanu, co organizował i zabezpieczał
osobiście sekretarz papieża Jana Pawła II. Sąsiedzi wszystko widzą,
pamiętają, wiedzą, a nawet spisują i powielają, tak, aby nie uległo
zapomnieniu.
Służba Bezpieczeństwa PRL namierzyła i zarejestrowała księdza Karola
Wojtyłę oraz Irenę Kinaszewską jako parę, a ściślej konkubinat
księdza z kochanką i synkiem już w 195o roku. Warto zajrzeć do
przepastnych archiwów SB, IPN i KGB. Karol Wojtyła był wtedy marnym
wikariuszem parafii św. Floriana w Krakowie. Mikrofony w ścianie
były dla SB nieocenionym skarbem i źródłem informacji o Kościele
oraz życiu intymnym wikarego, gdyż Karol spędzał u Ireny nieomal
każdą noc. Upojnie było.
W 1963 roku, gdy Karol Wojtyła został metropolitą, spotkania stały
się rzadsze, ale erotycznie bardziej upojne. Irena zaczęła popadać w
alkoholizm, po prostu upijała się z tęsknoty za swym ukochanym
Karolem.Jeszcze większe ograniczenie kontaktów nastąpiło w 1967
roku, gdy Karol Wojtyła został kardynałem. Będąc na topie Kościoła i
SB nie mógł już zachowywać się tak swobodnie jak by tego pragnął.
Spotkania z Ireną stały się sporadyczne, a jej wizyty w kurii były
nieprzyjemne i utrudniane przez aparat kościelny. Jako kardynał,
Karol Wojtyła widywał się z Irenką zaledwie kilka razy w roku.
Już cztery dni po konklawe w 1978 roku, Jan Paweł II wezwał Irenę
Kinaszewską razem z księdzem Andrzejem Bardeckim do Rzymu. Paszport
załatwiał departament IV Służby Bezpieczeństwa. To na polecenie IV
Departamentu Służby Bezpieczeństwa PRL, wydział paszportowy wydał
Irenie Kinaszewskiej i księdzu Andrzejowi Bardeckiemu paszporty w
kilka godzin, chociaż normalnie trwało to wiele miesięcy i często
kończyło się odmową. Jakie do układy zadziałały? Kto stał za
Karolem Wojtyłą, że bezpieka spełniała intymne w swej naturze
zachcianki nowo wybranego(tutaj tekst się urywa)
Źródła
biblia.webd.pl/forum/viewtopic.php?t=4158
monitorpolskislowian.iq24.pl/default.asp?grupa=216555&temat=173571
temat podrzucam raczej jako ciekawostkę.
Sam nie wierzę i jestem raczej anty, ale co jak co papieża naszego szanuję.
Co by prawdą się nie okazało z jego życia prywatnego.. no cóż, może to dowodzić wielu rzeczy.
ale jego jako osoby nie zmienia.
Tak czy ianczej czekam na hejty ze wszsytkich stron.
LET'S READY TO THE RUMBLE !!
– Zmarła w sierpniu 1990 roku. Dokładnej daty nie pamiętam, ale utkwiło mi w pamięci, że pogrzeb na cmentarzu Rakowickim był nadzwyczaj skromny. Irenę odprowadzał tylko ks. Andrzej Bardecki, który opiekował się nią aż do końca. Została pochowana w zbiorowym grobowcu sióstr zakonnych. Słyszałam, że później trumnę przeniesiono do odrębnej mogiły – wspominała przed dwoma laty w rozmowie (niepublikowanej) z naszym dziennikarzem S.K., była pracownica „Tygodnika Powszechnego”.
– Po śmierci pani Irenki jacyś księża natychmiast zabezpieczyli mieszkanie. Mówili, że są z kurii i wykonują polecenie kardynała. Co robili w środku? Tego nie wiem, ale wywieźli samochodem ze cztery skrzynie – twierdzi sąsiadka z kamienicy (na zdjęciu) przy Krowoderskiej.
– Wszystkie sprawy związane z dobytkiem Ireny K. kardynał Macharski i ówczesny ksiądz kanclerz Dyduch utrzymywali w największej tajemnicy, ale z czasem to i owo wyciekło. Jeden z księży (nazwisko pomińmy) opowiadał mi, że osobiście konwojował zapieczętowaną skrzynię z pamiątkami i dokumentami do nuncjatury, skąd wysłano ją pocztą dyplomatyczną do Watykanu – ujawnia emerytowany duchowny pracujący do niedawna w krakowskiej kurii metropolitalnej.
– Kilka tygodni po śmierci Ireny niemal wpadliśmy na siebie z ks. Bardeckim na ulicy. Za starych czasów wypiliśmy razem niejedną butelkę, więc po chwili konsternacji grzecznościowo zaproponowałem kawę. O dziwo, zgodził się. Trochę plotkowaliśmy o różnych pierdołach, aż w pewnym momencie złożyłem mu kondolencje z powodu śmierci wieloletniej przyjaciółki. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że orientuję się w jej dawnych relacjach z Wojtyłą i wiem, że on o tym wie. Powiedział dokładnie tak: „Kamień spadł mi z serca, że mogłem spełnić misję i być przy niej do końca”. Zapytałem jeszcze o jej archiwum. „Stasiu o wszystko zadbał” – odparł, mając zapewne na myśli Dziwisza, bo kiedyś zawsze tak o nim mówił. Kilka lat później ks. Andrzej, niestety, zmarł. Wiele nas dzieliło, ale to był dusza człowiek – podkreśla pułkownik M., kluczowa niegdyś postać krakowskiej Służby Bezpieczeństwa.
Dodajmy, że na śmierć ks. Bardeckiego papież Jan Paweł II zareagował słowami: „Pomny na głębokie więzi, jakie łączyły mnie z księdzem Andrzejem, gorąco modlę się, aby Pan nagrodził go obficie...”.
W kilku naszych wcześniejszych publikacjach (m.in. „Och, Karol” – „FiM” 36 i 37/2002, „Świadek miłości” – 43/2003, „Kryptonim Triangolo” – 25/2006, „Mój ci on” – 25/2009), opierając się na relacjach bezpośrednich świadków wydarzeń, zdołaliśmy zrekonstruować intymne związki łączące Irenę K. z Wojtyłą oraz ich późniejsze konsekwencje.
Przypomnijmy, od czego wszystko się zaczęło:
Służba Bezpieczeństwa namierzyła tę parę ok.1950 roku, gdy Wojtyła był wikariuszem parafii św. Floriana w Krakowie. Przyglądali się ich kontaktom wyrywkowo, bo przecież podobnych układów mieli na pęczki. Gdy dostali sygnał, że młody ksiądz znajduje się w ścisłym gronie trzech kandydatów do sakry biskupiej, założyli w mieszkaniu kobiety podsłuch;
mikrofony w ścianie były dla SB skarbem, bowiem Wojtyła przez całe lata spędzał u Ireny K. niemal każdy wieczór wolny od jego kościelnych zajęć. Czuł się bardzo swobodnie, relacjonował najświeższe wydarzenia z kurii;
podczas jednej z takich wizyt aparatura podsłuchowa zarejestrowała odgłosy charakterystycznych pieszczot, przyspieszonych, rytmicznych oddechów i lekkich okrzyków, zinterpretowane przez prowadzących nasłuch techników jako stosunek seksualny;
nominacja na urząd metropolity (1963 r.) sprawiła, że spotkania Karola z Ireną stały się sporadyczne. Kobieta ciężko to przeżywała, szukała pociechy w alkoholu. Gdy w 1967 r. Wojtyła został kardynałem, jej dramat się pogłębił, bo on wpadał coraz rzadziej, ukradkiem i jak po ogień, a jej odwiedziny w siedzibie Kurii Metropolitalnej nie dawały szans na intymne tête-à-tête. Pozostawały im jedynie listy przekazywane z rąk do rąk za pośrednictwem ks. Bardeckiego, który był Wojtyle stokroć bliższy niż Dziwisz.
A gdy został Janem Pawłem II?
– Już 20 października 1978 r., czyli zaledwie cztery dni po ogłoszeniu wyników konklawe, wezwał ją razem z ks. Bardeckim do Watykanu. Na żądanie Departamentu IV paszport załatwiliśmy jej w kilka godzin. Odsłuchiwałem później taśmę z rozmowy w Krakowie, podczas której zwierzała się synowi (Adamowi K. – dop. red.), że Karol „kazał jej milczeć i słuchać we wszystkim Andrzeja”. Jeszcze do końca lat 90. systematycznie wyjeżdżała razem z ks. Bardeckim na kilkudniowe pranie mózgu do papieskiej rezydencji w Castel Gandolfo. Być może kiedyś udostępnię wam kopię jej akt paszportowych – zapewnił odnaleziony niedawno przez dziennikarzy „FiM” ppłk Ch., traktujący te kwity jako polisę ubezpieczeniową na wypadek, gdyby zainteresował się nim IPN...
– Ksiądz Bardecki wraz z dopuszczonym do tajemnic rodziny literatem K.S. na zmianę strzegli ją przed wścibskimi, robili codzienne zakupy i zabezpieczali wszelkie potrzeby, żeby przypadkiem nie zadała się z kimś obcym i nie zaczęła się zwierzać. Utrzymywałem świetne kontakty towarzyskie z K. S. Nie wiem, jak ci z bezpieki na mnie wpadli, ale obiecali mi umorzenie bardzo nieprzyjemnej sprawy karnej, jeśli zdołam podczepić się do tego układu z Ireną – wspomina tajny współpracownik „Lajkonik”, którego – jak sam przyznaje – prowadził kapitan P. z Departamentu IV, były naczelnik słynnego Wydziału „D”, zajmującego się dywersją wobec kat. Kościoła.
Hierarchia kościelna przyjęła i praktykuje w stosunku do „FiM” taką oto taktykę: zero reakcji na publikacje, a jeśli tylko w redakcji czegoś nie dopatrzą lub popełnią błąd, lecimy do sądu, żeby zniszczyć ich finansowo. W sprawie roli Ireny K. w życiu Wojtyły obowiązuje wariant „zero reakcji”, bo, niestety, wciąż żyje zbyt wielu świadków i biskupi nie wiedzą, czy aby nie zachowały się gdzieś nagrania i listy. Jednak nie wszyscy mają taką cierpliwość...
Wpadło nam w ręce nagranie zwierzeń Józefy Hennelowej, znanej działaczki społecznej, posłanki i publicystki pracującej przez kilkadziesiąt lat w „Tygodniku Powszechnym”. Z jej słów wynika, że Irena K. nie tylko żyła, ale nawet odgrywała w życiu papieża taką rolę, że Wanda Półtawska kuca! Popatrzmy (cytat z zachowaniem stenograficznej dokładności):
„Bardzo serdeczne więzi łączyły Karola Wojtyłę z Ireną K., która była naszą sekretarką. Wtedy już była osobą po przeżyciach, bo miała rozbite małżeństwo oraz sama wychowywała syna. I ona pierwsza zaczęła bardzo pracowicie gromadzić dokumentację wszystkich kazań, homilii, rekolekcji Karola Wojtyły. Wiem, że w związku z tym musiała nałykać się dużo złośliwości, no bo zawsze, gdy kobieta w jakiś sposób bardziej oddaje się na usługi kapłanom, to zaraz zaczynają się takie różne wycieczki. No i wiem, że nie była lubiana w kurii. A potem, już po konklawe, to wszyscy nie mogli się nacieszyć, że u niej były stosy tych zapisków i kazań. I że to wszystko zostało, dzięki temu, że ona się uparła i to robiła” – mówi Hennelowa.
Ponieważ ta wypowiedź miała posłużyć do ewentualnej hagiografii papieża, Hennelowa dosyć ryzykownie usiłuje dalej tłumaczyć, jakim cudem „późniejszy papież” Wojtyła, tak blisko związał się z nielubianą (de facto znienawidzoną, o czym za chwilę) przez wielebnych, redakcyjną pracownicą „TP” szczebla zaledwie pomocniczego:
„Przychodził do niej do domu, tak zwyczajnie: posiedzieć, wypić herbatę... Ona lubiła potem opowiadać, że coś ugotowała, co mu specjalnie smakowało. I przyznaję dzisiaj, że zadawałam sobie pytanie: – O czym on z nią rozmawia? Już wtedy zawsze robił na mnie wrażenie człowieka niesłychanie mądrego i trudnego do nadążania za jego refleksjami filozoficznymi. Zastanawiałam się, że skoro mnie jest trudno z nim współmyśleć, już nie mówię, że dyskutować, no to właściwie jak to robi Irena? Przecież ona tym bardziej nie potrafi! Ale okazywało się, że Karolowi Wojtyle potrzebny był czasem zwyczajny dom, zwyczajny człowiek, który nie jest jakąś gwiazdą intelektu, a za to tworzy jakieś uczciwe ciepło, atmosferę... Bardzo się przejmował małżeństwem tego jej syna (Adama – dop. red.), które się, niestety, nie udało, a oczywiście sam dawał mu ślub” – ujawnia była szefowa Ireny K.
Dotarliśmy do kapitan S. – byłej funkcjonariuszki Wydziału Techniki krakowskiej bezpieki, która od początku lat 70. ze słuchawkami na uszach spisywała stenogramy z podsłuchów zainstalowanych u Ireny K. i ks. Bardeckiego. Oto komentarz pani kapitan do wersji przedstawionej przez Hennelową:
– Zanim zaczęłam obsługiwać te obiekty, dostałam do wysłuchania kilka kilometrów taśm oraz sporządzonych na ich podstawie stenogramów, żeby nauczyć się rozpoznawania głosów osób odwiedzających Irenę K. oraz poznać ich charakterystyczne zachowania i zwyczaje. Były tam również nagrania z wizyt Wojtyły. Powiem tak: gdyby ktoś nie wiedział, kim są figuranci, mógłby wręcz nabrać pewności, że jest to kochające się małżeństwo, mające dla siebie wiele czułości i zatroskane wspólnymi problemami. Wojtyłę męczyło otoczenie kurialne i chętnie przebywał w normalnym domu u boku opiekującej się nim i kochającej go kobiety, co – choć nie widać – wyraźnie było słychać i czuć. Jeśli zaś chodzi o okres, w którym osobiście trzymałam rękę na pulsie, to będący już wówczas kardynałem „mąż i ojciec” pojawiał się u Ireny K. nie częściej niż 3–4 razy w roku. Bardzo się skarżyła, także ks. Bardeckiemu, i używała wulgarnych określeń wobec krakowskich kurialistów, którzy ograniczali jej kontakty z Karolem. Mówiła nawet, że gdyby mogli, to chętnie by ją ukatrupili – twierdzi kpt. S.
Darowali jej życie, ale bezlitośnie zabijają pamięć...
Irena Kinaszewska - zmarła 30 sierpnia 1990 roku. Pochowana na
cmentarzu Rakowickiem w Warszawie w grobowcu rodzinnym księdza
Andrzeja Bardeckiego, powiernika Karola Wojtyły. Przez ponad 15 lat
była wierną towarzyszką życia księdza, a potem biskupa Karola
Wojtyły z Wadowic. Ślady po Irenie Kinaszewskiej, konkubinie Karola
Wojtyły z pieczołowitą bezwzględnością zaciera kościelna, katolicka
hierarchia. Kochanka stała się bardzo niewygodna w momencie wyboru
Karola Wojtyły na papieża. Karol Wojtyła jak wynika z relacji
licznych żyjących jeszcze świadków długoletniego romansu poświęcił
życie rodzinne, a także spłodzonego syna dla kariery kościelnej, tak
jak to od wieków wielu księży i biskupów.
Z powodu nieudanego romansu Irena Kinaszewska popadła w alkoholizm.
Kuria krakowska przydzieliła jej osobistego nadzorcę i strażnika w
osobie księdza Andrzeja Bardeckiego, który czuwał nad tym aby Irena
Kinaszewska nie zdradziła publicznie sekretów intymnego życia,
miłości i faktu posiadania syna z Karolem Wojtyłą. Było
niebezpieczeństwo, że z powodu takich faktów, Karol Wojtyła stanie
się zakładnikiem bezpieki i narzędziem Moskwy w realizacji jej celów
politycznych w Watykanie. SB wiedziało jednak wszystko o romansie
Karola Wojtyły z Ireną Kinaszewską, a także o wcześniejszym jego
romansie z rosyjską sanitariuszką z czasów końca II wojny światowej.
Irena Kinaszewska mieszkała w Krakowie przy ulicy długiej. Razem z
oficjalnym mężem pracowała w krakowskiej Energetyce. Zmarła w 1990
roku, acz do końca lat 80-tych XX wieku była często zabierana do
Watykanu do swego ukochanego, który na jej nieszczęście został
papieżem. Kiedy stała się rzecz brzemienna w skutkach, czyli Karol
spłodził Irenie dziecko, została szybko i sprawnie przez aparat
kościelnej represji zmuszona do ślubu z niechcianym mężczyzną, z
którym była w małżeństwie przez pięć lat. Potem małżeństwo
zaaranżowane dla ukrycia wpadki pobożnej panny, nałożnicy młodego i
jurnego księdza Karola Wojtyły rozpadło się. Tym mężem był
krakowianin Zbigniew K., który choć oficjalnie ślubny małżonek
nałożnicy księdza Karola Wojtyły, to jednak był odsuwany od
narodzonego dziecka, Adama - syna Karola Wojtyły.
Syn Ireny Kinaszewskiej, Adam K. zmarł w niejasnych okolicznościach
w grudniu 2008 roku, krótko po tym jak zadeklarował publicznego
ujawnienie faktu ojcostwa Karola Wojtyły. Podobno przeprowadził w
tym celu badania genetyczne w renomowanej zachodniej klinice.
Zbiegło się to z zamrożeniem procesu beatyfikacji rzekomo świętego
Jana Pawła II. Kandydaci do świętości miewają swoje jakże mroczne i
jakże rozkoszne tajemnice, które czasem dopiero po wiekach wychodzą
na światło dzienne. Adam K., syn Karola Wojtyły rozwiódł się ze swą
pierwszą żoną, Grażyną, a powodem były rozmaite problemy z
powodowane groźbami ze strony kleru pod adresem rodziny Adama.
Kobieta nie wytrzymała presji i nacisków, gróźb i szantażów
kierowanych pod adresem jej męża i rodziny, celem zmuszenia do
wiecznego milczenia.
Ksiądz Andrzej Bardecki zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w
2001 roku wiele tajemnic zabierając do grobu, jednak wiele z
dokumentacji na temat romansu Ireny Kinaszewskiej i Karola Wojtyły
zdołał tak dobrze ukryć, że nie została odnaleziona. Skopiował
wszystko, a także ukrył wiele autentycznych dokumentów, jak nagrania
ze wspólnych czułych i rozkosznych nocy, jakie Karol z Ireną ze sobą
spędzali. Ksiądz Andrzej Bardecki był przyjacielem Karola Wojtyły,
ale też znał dobrze historię i metody Kościoła, zatem wiedział jak
się zabezpieczyć, choć nie do końca skutecznie.
Irena Kinaszewska była gorącą miłością Karola Wojtyły, z którą przez
lata spędzał dosłownie każdą chwilę, nocował z Ireną w jej
mieszkaniu, współżyli ze sobą seksualnie, o czym Irena wspomina w
swoich pamiętnikach, które nie wpadły w łapy kościelnej cenzury. Nie
jest to nic dziwnego, bo robi tak zdecydowana większość
heteroseksualnych katolickich księży, posiadając konkubiny i często
nawet kilkoro dzieci, a nie tylko jedynego syna. Ksiądz Karol
Wojtyła każdą wigilię spędzał w Ireną swoją konkubiną i ze swym
synem Adamem. Bolało to oficjalnego męża Ireny,który się po pięciu
latach rozwiódł z Ireną nie mogąc ścierpieć tego, że to Karol
Wojtyła pełni rolę pana domu, męża i ojca dziecka.
Około 1950 roku Irena Kinaszewska z pomocą księdza Karola Wojtyły
otrzymała dobrze płatną pracę w Tygodniku Powszechnym. Syn Adam w
wieku lat 12 został ministrantem swego ojca Karola Wojtyły, który
był w tym czasie wykładowcą KUL. Adam aż do swej śmierci mieszkał w
Gdańsku. Jak mawiał - byle jak najdalej od Krakowa i krakowskiej
kurii, w której od jesieni 1978 roku zarówno on jak i jego matka
Irena stali się personami non-grata, osobami niebezpiecznymi dla
politycznych i moralnych interesów Kościoła katolickiego. Adam przed
śmiercią spisał swój Pamiętnik Syna Wielkiego Karola, który jest
czytany ukradkiem przez wybranych i zaufanych przyjaciół Adama oraz
wtajemniczonych w sprawę romansu.
Adam K. ostatni raz widział swojego ojca Karola Wojtyłę wieczorem 25
kwietnia 2004 roku będąc z wizytą w Watykanie. Dobry tatuś
poczęstował swojegospłodzonego synka kolacją, ugościł w watykańskich
apartamentach, a także sfinansował podróż do Rzymu, nie jedyną
zresztą. Oto na co idą datki na kościelną tacę. Jak wiadomo,
większość księży posiada konkubiny i dzieci, a parafianie muszą na
to łożyć ze swej kieszeni. Jaki Pan taki Kram - mówi stare ludowe
porzekadło. Prawdziwie "Święty Ojciec", który dobro własnej rodziny,
konkubiny i syna poświęcił dla kariery w katolickiej instytucji
zwanej Kościołem.
Czyszczeniem ostatniego lokum Ireny Kinaszewskiej po jej śmierci,
mieszkania przy ulicy Krowoderskiej w Krakowie zajmowali się
osobiście, ksiądz kardynał Macharski i kanclerz kurii Dyduch.
Pomagał znany ksiądz Stasiu, dziś najważniejsza persona krakowskiej
kurii. Cztery wielkie skrzynie pamiątek po zmarłej Irenie wywieziono
szybko i sprawnie do Watykanu, co organizował i zabezpieczał
osobiście sekretarz papieża Jana Pawła II. Sąsiedzi wszystko widzą,
pamiętają, wiedzą, a nawet spisują i powielają, tak, aby nie uległo
zapomnieniu.
Służba Bezpieczeństwa PRL namierzyła i zarejestrowała księdza Karola
Wojtyłę oraz Irenę Kinaszewską jako parę, a ściślej konkubinat
księdza z kochanką i synkiem już w 195o roku. Warto zajrzeć do
przepastnych archiwów SB, IPN i KGB. Karol Wojtyła był wtedy marnym
wikariuszem parafii św. Floriana w Krakowie. Mikrofony w ścianie
były dla SB nieocenionym skarbem i źródłem informacji o Kościele
oraz życiu intymnym wikarego, gdyż Karol spędzał u Ireny nieomal
każdą noc. Upojnie było.
W 1963 roku, gdy Karol Wojtyła został metropolitą, spotkania stały
się rzadsze, ale erotycznie bardziej upojne. Irena zaczęła popadać w
alkoholizm, po prostu upijała się z tęsknoty za swym ukochanym
Karolem.Jeszcze większe ograniczenie kontaktów nastąpiło w 1967
roku, gdy Karol Wojtyła został kardynałem. Będąc na topie Kościoła i
SB nie mógł już zachowywać się tak swobodnie jak by tego pragnął.
Spotkania z Ireną stały się sporadyczne, a jej wizyty w kurii były
nieprzyjemne i utrudniane przez aparat kościelny. Jako kardynał,
Karol Wojtyła widywał się z Irenką zaledwie kilka razy w roku.
Już cztery dni po konklawe w 1978 roku, Jan Paweł II wezwał Irenę
Kinaszewską razem z księdzem Andrzejem Bardeckim do Rzymu. Paszport
załatwiał departament IV Służby Bezpieczeństwa. To na polecenie IV
Departamentu Służby Bezpieczeństwa PRL, wydział paszportowy wydał
Irenie Kinaszewskiej i księdzu Andrzejowi Bardeckiemu paszporty w
kilka godzin, chociaż normalnie trwało to wiele miesięcy i często
kończyło się odmową. Jakie do układy zadziałały? Kto stał za
Karolem Wojtyłą, że bezpieka spełniała intymne w swej naturze
zachcianki nowo wybranego(tutaj tekst się urywa)
Źródła
biblia.webd.pl/forum/viewtopic.php?t=4158
monitorpolskislowian.iq24.pl/default.asp?grupa=216555&temat=173571
temat podrzucam raczej jako ciekawostkę.
Sam nie wierzę i jestem raczej anty, ale co jak co papieża naszego szanuję.
Co by prawdą się nie okazało z jego życia prywatnego.. no cóż, może to dowodzić wielu rzeczy.
ale jego jako osoby nie zmienia.
Tak czy ianczej czekam na hejty ze wszsytkich stron.
LET'S READY TO THE RUMBLE !!