Nie było. Własne.
Profesor Zygmunt Strachalski (nazwisko celowo zmienione) to ten typ wykładowców, którego pamięta się nie tylko na łożu śmierci, ale również po ciężkiej amnezji, gdy nie rozpoznaje się własnych dzieci. I nie jest to wcale związane z jego niezwykle długimi włosami wystającymi z uszu. Nawet nie pisałbym o tym, jednak włosy te są tak długie, że z daleka wyglądają jak kucyki Pepe Langstrumpf!
Nie chodzi też o jego łysinę, którą pan Zygmunt maskuje włosami zbieranymi niemalże z pleców, ani o to, że goli się na twarzy, a przy tym zapuszcza brodę na szyi. Zapewne maskuje w ten sposób drugi podbródek, który obrósł go prawie do samych sutków.
Innymi słowy nie chodzi o to, że twarz profesora Zygmunta wygląda jak otwarte złamanie. To rekordowe statystyki negatywnych ocen z egzaminów oraz jego nieprzeciętna agresja w stosunku do studentów sprawia, że nawet najtwardsi mężowie zaczynają jąkać się na jego widok (a może nawet podsikiwać w majtki).
Warto podać jeden przykład. Swego czasu Pan Zygmunt oblał z fizyki ponad 90% studentów. Na marginesie dodam, że rekord Polski należy chyba do Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie w 2002 roku oblano z prawa cywilnego 95% studentów prawa. Władze UJ musiały wtedy na szybko podjąć uchwałę o przepchaniu niedoszłych spadochroniarzy na kolejny rok.
No ale to nie UJ. W tym przypadku władze uczelni po prostu „wytłumaczyli” naszemu bohaterowi, że w drugim terminie nie może sobie pozwolić na żadne krucjaty. Co na to pan Zygmunt? Poprosił studentów, aby przynieśli indeksy. Gdy wszyscy zebrali się, zaczął wywoływać po jednym studencie do tablicy, pytając na jaką ocenę ów student zasłużył. Wpisywał natychmiast usłyszaną ocenę jako uzyskaną w drugim (ostatnim) terminie egzaminu i… wyrzucał indeksy przez okno do uczelnianego ogródka.
W sumie historię naszą można byłoby zakończyć pewnym zdarzeniem z tej niecodziennej sytuacji. Otóż jedna z przerażonych studentek powiedziała, że... zasłużyła na pałę. Oczywiście chwilę później znalazła ją w ogródku.
No cóż. Może jej po prostu nie o taką pałę chodziło?
Jednak historia na tym nie kończy się, bo to tylko wstęp do prawdziwej akcji. Oczywiście zamieszczę ją na sadistic, jeżeli któryś z szanownych sadoli wyjaśni mi, co zrobić aby kolejne części nie były usuwane przez moderatorów z poczekalni i wpychane jako komentarze do pierwszej części, o której już się nie pamięta. Pisałem do administratora trzy razy w tej sprawie, ale on - jak przystało na prawdziwego sadystę – olał mnie zupełnie (ale nie dosłownie).
Chciałbym też skończyć historię „jak przywitałem Nowy Rok”, bo po dwóch częściach ledwo dotarłem do godziny 23.30, a do szpitala przecież trafiłem dopiero nad ranem.
Jeżeli już pisać to dla sadoli!
Profesor Zygmunt Strachalski (nazwisko celowo zmienione) to ten typ wykładowców, którego pamięta się nie tylko na łożu śmierci, ale również po ciężkiej amnezji, gdy nie rozpoznaje się własnych dzieci. I nie jest to wcale związane z jego niezwykle długimi włosami wystającymi z uszu. Nawet nie pisałbym o tym, jednak włosy te są tak długie, że z daleka wyglądają jak kucyki Pepe Langstrumpf!
Nie chodzi też o jego łysinę, którą pan Zygmunt maskuje włosami zbieranymi niemalże z pleców, ani o to, że goli się na twarzy, a przy tym zapuszcza brodę na szyi. Zapewne maskuje w ten sposób drugi podbródek, który obrósł go prawie do samych sutków.
Innymi słowy nie chodzi o to, że twarz profesora Zygmunta wygląda jak otwarte złamanie. To rekordowe statystyki negatywnych ocen z egzaminów oraz jego nieprzeciętna agresja w stosunku do studentów sprawia, że nawet najtwardsi mężowie zaczynają jąkać się na jego widok (a może nawet podsikiwać w majtki).
Warto podać jeden przykład. Swego czasu Pan Zygmunt oblał z fizyki ponad 90% studentów. Na marginesie dodam, że rekord Polski należy chyba do Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie w 2002 roku oblano z prawa cywilnego 95% studentów prawa. Władze UJ musiały wtedy na szybko podjąć uchwałę o przepchaniu niedoszłych spadochroniarzy na kolejny rok.
No ale to nie UJ. W tym przypadku władze uczelni po prostu „wytłumaczyli” naszemu bohaterowi, że w drugim terminie nie może sobie pozwolić na żadne krucjaty. Co na to pan Zygmunt? Poprosił studentów, aby przynieśli indeksy. Gdy wszyscy zebrali się, zaczął wywoływać po jednym studencie do tablicy, pytając na jaką ocenę ów student zasłużył. Wpisywał natychmiast usłyszaną ocenę jako uzyskaną w drugim (ostatnim) terminie egzaminu i… wyrzucał indeksy przez okno do uczelnianego ogródka.
W sumie historię naszą można byłoby zakończyć pewnym zdarzeniem z tej niecodziennej sytuacji. Otóż jedna z przerażonych studentek powiedziała, że... zasłużyła na pałę. Oczywiście chwilę później znalazła ją w ogródku.
No cóż. Może jej po prostu nie o taką pałę chodziło?
Jednak historia na tym nie kończy się, bo to tylko wstęp do prawdziwej akcji. Oczywiście zamieszczę ją na sadistic, jeżeli któryś z szanownych sadoli wyjaśni mi, co zrobić aby kolejne części nie były usuwane przez moderatorów z poczekalni i wpychane jako komentarze do pierwszej części, o której już się nie pamięta. Pisałem do administratora trzy razy w tej sprawie, ale on - jak przystało na prawdziwego sadystę – olał mnie zupełnie (ale nie dosłownie).
Chciałbym też skończyć historię „jak przywitałem Nowy Rok”, bo po dwóch częściach ledwo dotarłem do godziny 23.30, a do szpitala przecież trafiłem dopiero nad ranem.
Jeżeli już pisać to dla sadoli!