To pojedźcie do Knurowa, Rybnika itp - oni utrzymują że są najzajebistrzymi, najczystszymi hanysami pod słońcem
A ta ich "gwara", zgwałcona wiejskim dialektem, rozpierdala.
Ogólnie nawiązując, mam wyjebane w to. Hanys, gorol... jebie mnie to
Teoretycznie to, matkę mam gorolkę a ojca z Katowic. Gorol powie, żem prawie Hanys, bo i nawet gwarę znam, ale nie preferuję, bo to wieśniackie i głupie używać tego na codzień w kontaktach z ludźmi, którzy nie mają pojęcia co do nich pierdolisz. Pobajerzyć gwarą mogę jak odwiedzam babcię po stronie ojca. A i tak jak pracowałem na kopalni to nie rozkminiałem ich pierdolenia. Głupia w chuj wojna między hanysami i gorolami, rozdmuchiwana przez jednych i drugich - Hanysi mi moga mówić że jestem "Krojcok" czy tam "Basztat" czy chujtamwie, w każdym razie nie Hanys, i chuj. Hanysi uważają się za lepszych, i zajebiście podkreślają swoją odmienność i w sumie sami szukają podziałów, na siłę zaczną pierdolić gwarą jak skumają, że rozmówca nie ma pojęcia o czym on pierdoli, co jest chujowe. Jak w euro przepierdoliła Polska, to viva la Niemcy. Nokurwa... Gorol natomiast, słysząc ten dialekt i akcent, z góry wszywa sobie obraz wieśniaka wpierdalającego wegiel na obiad, niedouczonego prymitywa zakochanego we wszystkim co niemieckie. Szukanie podziałów na siłę to domena Polaków, więc już macie to, co łączy i jednych i drugich
Tyczy się to tak samo przyjezdnych Warszawiaków i tych wszystkich zajebistych Hanysów, tych konkretnych, którzy gdzie nie wejdą obnoszą się ze swoją odmiennością.