Większość rodzin, które trafiały do obozu koncentracyjnego
Auschwitz-Birkenau, nigdy nie opuściło już jego bram. Do komór gazowych trafiały całe familie; bywało, że miejsce kaźni, jakim były lagry, opuszczali tylko pojedynczy członkowie rodów. Inaczej rzecz miała się z Ovitzami - rodziną karłów, która trafiła do Birkenau. Tam szybko zainteresował się nią doktor Mengele. Pochodzący z Rumunii klan karłów pochodzenia żydowskiego szybko stał się oczkiem w głowie "Anioła Śmierci".
Doktor Mengele do dziś pozostaje synonimem zła. To właśnie jego nazwisko często pojawia się w pierwszym rzędzie pośród oprawców, którzy kojarzeni są z piekłem Holokaustu. Słynący z mrocznych eksperymentów, realizowanych w Auschwitz-Birkenau, Mengele szczególnie dużo uwagi poświęcał bliźniętom, karłom oraz ludziom upośledzonym. Niektórzy z nich umierali w przerażających męczarniach podczas doświadczeń, które odbywały się gabinetach należących do niemieckiego szaleńca świata medycyny. Ale byli też tacy, którzy mogli liczyć u Mengele na specjalne względy. Wśród tych, którzy przez zbrodniarza traktowani byli w sposób wyjątkowy, znajdowali się członkowie rodziny Ovitzów.
Pochodząca z Rumunii, z rejonu Transylwanii, rodzina Ovitzów, była na wskroś nietuzinkowa. Większość jej członków stanowiły osoby, które wyróżniał niewielki wzrost. Niektóre ze źródeł podają informację, że ze względu na liczbę karłów, rodzina Ovitzów należała do swoistych rekordzistów. Głową rodziny był Shimson Eizik Ovitz, który spłodził dziesięcioro dzieci. Siedmioro jego potomków z dwóch małżeństw było karłami. Najmłodsza była Perla, która urodziła się w 1921 r. Matka, która się nimi opiekowała, wiedziała, że dzieci nie poradzą sobie w życiu, np. uprawiając rolę. Szybko okazało się jednak, że większość z nich ma dar rozśmieszania ludzi. Zamiast szukać angażu w cyrku albo grupie teatralnej, Ovitzowie założyli swoją własną trupę - nazwali ją Trupą Liliputów. Przez 15 lat zespół występował w Europie Środkowej, systematycznie zyskując coraz większą popularność. Potem przyszedł jednak czas wojny.
Od czasu, gdy Hitler zaczął realizować swój szatański plan, los rodziny Ovitzów wisiał na włosku. W dużej mierze przez akcję T-4 - program, którego celem była eksterminacja ludzi chorych psychicznie, niedołężnych lub zmagających się z dolegliwościami neurologicznymi. Bez znaczenia było tutaj pochodzenie danej osoby, ale na niekorzyść Ovitzów przemawiał dodatkowo fakt, że mieli korzenie żydowskie. Większość z nich (dwanaście osób) trafiło do obozu Auschwitz-Birkenau 19 maja 1944 r. - najmłodszy przedstawiciel klanu miał osiemnaście miesięcy, a najstarszy 58 lat.
Ich pojawienie się w obozie wzbudziło niemałe zainteresowanie. Strażnicy, którzy nadzorowali kolejne transporty więźniów przybywających do Auschwitz-Birkenau, mieli odgórne zadanie wyłapywania bliźniąt, karłów, osób cierpiących z powodu innych zaburzeń wzrostu czy ludzi otyłych. Strażnicy, którzy wytropili w tłumie Ovitzów, znając zainteresowania doktora Mengele, postanowili niezwłocznie go powiadomić o nowych, niecodziennych przybyszach - siedmiu karłach i charakteryzujących się normalnym wzrostem ich krewnych. Co ciekawe, za krewnych Ovitzów podali się też przedstawiciele dwóch rodzin, które swego czasu mieszkały z nimi po sąsiedzku w wiosce. Ovitzowie nie protestowali, więc uznano, że klan składa się z 22 osób. Wszyscy zostali natychmiast zabrani do specjalnego budynku, znajdującego się na skraju obozu.
W błędzie jest oczywiście ten, kto sądzi, że pochodzące z Rumunii żydowskie karły cieszyły się sympatią degenerata. Mangele o nich dbał, ale tylko ze względu na to, że byli mu potrzebni do celów badawczych. Poza tym miał o nich takie samo mniemanie jak o innych Żydach. W kontekście rodziny Ovitzów, której skrupulatnie przyglądał się Mengele, a także innych karłów żydowskiego pochodzenia, niemiecki szaleniec wykoncypował jedną dziwaczną rzecz - uznał, że członkowie rodu Ovitzów i im podobni mogą stanowić szczebel ewolucyjny ludzi pochodzenia semickiego. Jedna z jego idei głosiła, że przedstawiciele tej nacji na przestrzeni dziejów ulegali przekształceniom, aż osiągnęli stadium karłów i kalek - przypomniał dziennik "The Guardian".
Josefa Mengele szczególnie intrygował natomiast fakt, że w rodzinie występowały zarówno karły, jak i osoby o normalnym wzroście. Tyranowi zależało na tym, by specjalnie dla Ovitzów powstały w obozie kwatery, które ułatwiałyby ich monitorowanie oraz badania. Mieli oni także do dyspozycji znacznie lepsze jedzenie oraz inne ubrania. Niemiecki lekarz chciał, by trwali w dobrym zdrowiu. Nie oznacza to jednak absolutnie, że ich życie przypominało sielankę. Tak samo, jak inni pacjenci doktora Mengele Ovitzowie brali udział w eksperymentach, które stanowiły jedno długie pasmo cierpienia - poszczególnych przedstawicielom rodu wyrywano zdrowe zęby oraz włosy. Pobierano też od nich szpik kostny i przeprowadzano testy genealogiczne.
Ovitzowie mogli jednak liczyć, że tak długo, jak Mengele będzie prowadził swoje doświadczenia, oni będą mogli czuć się bezpiecznie. Perla Ovitz - najmłodsza córka wspomnianego nestora rodu Shimsona Eizika opowiedziała o dziwnym incydencie, do jakiego doszło w Auschwitz wkrótce po przybyciu rodziny do obozu, gdy cała familia została zabrana do komory gazowej. Tam wszystkim nakazano się rozebrać.
"Było prawie ciemno i staliśmy w pomieszczeniu, które wyglądało jak wielka myjnia, czekając na to, co się wydarzy. Spoglądaliśmy na sufit i zastanawialiśmy się, dlaczego woda nie leci. Nagle wyczuliśmy gaz. Ciężko oddychaliśmy, a niektórzy zaczęli upadać na podłogę. Oddychając po raz ostatni, płakaliśmy. Minuty mijały, a może sekundy, a potem usłyszeliśmy gniewny głos dobiegający z zewnątrz. 'Gdzie jest moja rodzina karłów?' Drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy stojącego tam doktora Mengele. Kazał nas wyprowadzić i polać zimną wodą, która miała nas ożywić" - opowiedziała Perla Ovitz. "Zostałam ocalona dzięki łasce diabła" - dodała.
W relacjach dotyczących losów Ovitzów w obozie koncentracyjnym Birkenau pojawiają się pewne rozbieżności. Dotyczą one m.in. losów osiemnastomiesięcznego chłopczyka, który pochodził od rodziców, którzy mieli normalny wzrost. Chłopiec był wcześniakiem i pośród wszystkich członków rodziny padł ofiarą najbardziej zwyrodniałych eksperymentów - Mengele regularnie pobierał krew z różnych części ciała malca. Według niektórych relacji, które się pojawiły, chłopiec miał nie przeżyć eksperymentów, a potem zostać umieszczony na zewnątrz bloku wraz z innymi ciałami, które miały zostać zabrane do krematorium. Końca wojny miał nie doczekać również Avram Ovitz. Przeprowadzone niedawno śledztwo dziennikarskie i analiza istniejącej dokumentacji wykazały jednak, że oboje cało opuścili obóz.
Szereg nieścisłości pojawił się także w kontekście obozowego życia Ovitzów. Znaleźli się świadkowie, którzy twierdzą, że członkowie wszechstronnie uzdolnionej artystycznie rodziny karłów odpowiedzialni byli za zapewnianie rozrywek dla kapo oraz SS-manów. Ale Perla Ovitz wyparła się w jednym z wywiadów, by ona albo ktoś z jej bliskich brali udział w organizacji nocnego życia. Inaczej sprawę widzi historyk profesor Israel Gutman, który przyznał, że więźniowie obdarzeni jakimiś umiejętnościami musieli dostarczać dobrą zabawę swoim oprawcom. Także piosenkarka Fania Fénelon, która była więźniarką obozu, powiedziała, że takie rzeczy były w obozie codziennością. W swojej autobiografii "Playing for Time" zasugerowała nawet, że Ovitzowie, tak samo jak ona, brali udział w wieczorkach kulturalno-rozrywkowych.
Dziś nie można wykluczyć, że wszyscy członkowie rodziny karłów zginęliby po tym, jak Mengele skończyłby swoje eksperymenty. Szczęśliwie dla nich doczekali się wyzwolenia obozu. Wszyscy oni trafili potem do zorganizowanego przez sowietów obozu uchodźców, skąd potem zostali uwolnieni.
źródło : niewiarygodne.pl/kat,1031987,title,Karly-z-Auschwitz-Historia-niezwykl...