Idę pewnie po warna, ale co mi tam. Jak mnie wkurwiają takie chujowe akcje.
Mam 35 lat, żonę i 4 letnie dziecko. Ponad 3 lata temu wyjechałem z Polski za "chlebem". Zawodowo pracuję tylko ja, bo żona zajmuje się domem i dzieckiem, które pomimo tego, że chodzi do przedszkola choruje co dwa, trzy tygodnie i jedno z nas musi być dla dziecka. Ci co mają dzieci to wiedzą. Kokosów kurwa nie trzaskam, ale stać mnie na to co potrzebujemy, i zabawki dla małego i dla żony, i dla mnie, i na wakacje i samochód trzeba utrzymać. Pewnie, moi rodzice pomagają.
Jestem klasą średnią i wkurwiają nie te jebane żebrzące reklamy, jak kurwa komuś jest źle. Źle im nie życzę, ale ilu z nas kurwa sra pieniędzmi? Jest okazja to kupuję taniej, bo jest kurwa taniej, a wszędzie tylko "donate".
Mam dziecko na które wolę robić "donate". W zeszłym roku wydałem 600 jewro na dentystę dla syna. Pewnie mogłem znaleźć taniej, pewnie tak, ale chciałem lepiej. Tak 400 dostałem z powrotem, ale to nie ma znaczenia.
Dlaczego chuje, specjaliści od reklam żerują na uczuciach prostych ludzi, którzy czasami muszą sobie odmówić przyjemności, bo ich na nie stać? Czy ja chodzę i kurwa żebrzę o kasę? Wierzcie mi, że ja wybrałbym koszulkę, a nie "donate", bo z koszulki miałbym korzyść ja, czy ktoś z moich bliskich, a gdzie poszły ich dwa euro chuj wie....
Dlaczego odpowiedzialność i poczucie winy, zrzucane jest na nas? Na klasę średnią, a nie na tych najbogatszych?
Znam osobiście ludzi, którzy wydają miesięcznie więcej na rachunek telefoniczny niż ja zarabiam, to dlaczego ja muszę czuć się w potrzebie oddania dwóch euro, na które pracowałem. Za które mogę kupić mojemu dzieciakowi precla, które tak uwielbia.
Pierdole takie reklamy i chore podejście do sprawy, ktoś ma gorzej niż ja trudno, ja nie pomogę obcym, bo mam swoją rodzinę. Moje kurwa dwa euro, dawaj koszulkę!