Według mnie, człowiek idący do szkoły średniej (zaraz po podstawówce - likwidacja gimnazjum) powinien mieć do wyboru dwie ścieżki - kierunkową (dla tych co wiedzą co chcą w życiu robić) i ogólną (dla niezdecydowanych). Na kierunkach uczeń miałby odpowiednio większą ilość zajęć z przedmiotów ścisłych/humanistycznych/artystycznych, kosztem pozostałych przedmiotów. Po co trzymać na siłę matematyka na lekcjach muzyki? Każdy ponosiłby odpowiedzialność za swój wybór i to byłoby pięknym wstępem do dorosłego i odpowiedzialnego życia. Np. Wybrałeś kierunek artystyczny żeby łatwiej zdać szkołę średnią? To na politechnikę się raczej nie dostaniesz.
W życiu też nie zlikwidowałbym szkół zawodowych. Często wychodzą z nich fantastyczni specjaliści. Dałbym tylko tym uczniom możliwości zdobycia dodatkowych kursów lub uprawnień. Np. mechanik z kursem na wózki widłowe, hell yeah!
______________
i tak tego, kurwa, nikt nie czyta...______________
anpenertyNasz system zbyt cudowny nie jest, ale przynajmniej to my śmiejmy się z ich głupoty a nie oni z naszej
Najlepsze, że posty takie jak ten piszą Ci którzy w życiu w Stanach nie byli. Oni się nie śmieją z naszej głupoty, bo nawet nie wiedza o naszym istnieniu. Nie chce mi się nawet rozpisywać na ten temat, bo i tak znajdzie się setka znawców, którzy swoje przekonania opierają na filmikach i ogólnym postrzeganiu danego narodu.
Moim zdaniem do 18 roku życia powinno być klepane na jak najwyżej możliwym poziomie wszystkie najważniejsze przedmioty - nazwałbym to "UMIEJĘTNOŚCIO-GENNE" polski, obcy (ze dwa) geografia, biologia, chemia, fizyka, technika, historia WSPÓŁCZESNA (a nie pierdolenie 1000 razy o babilończykach i egipcjanach) dużo w-fu, ekonomia z przedsiębiorczością, P.O., MATEMATYKA użyteczna, a takie przedmioty jak plastyka, historia starożytna, muzyka, i tysiąc innych pierdół jako dodatkowe, już nie mówiąc o religii ktora dla chętnych może być co najwyżej religioznastwem i tyle.
O tak kurwa, bo biologia, chemia i fizyka to przedmioty, które na poziomie liceum są zajebiście przydatne. Zgadzam się z matematyką użyteczną, historią (najlepiej w głównej mierze naszego kraju, ale bez pomijania innych nacji), oczywiście polskim i językiem obcym. Ale fizyki, chemii i biologii dość się człowiek nauczy w gimbazjum. Jeśli ktoś chce się w tym kształcić na poziomie zaawansowanym, to niech sobie wybierze odpowiedni profil. Geografia w liceum to tępe uczenie się map na pamięć i teorii, która przyda się jedynie ludziom, którzy pójdą w tym kierunku w przyszłości. Na temat ekonomii i przedsiębiorczości się nawet nie wypowiem, bo miałem podstawy w liceum i na studiach i przyswoiłem tyle pożytecznej wiedzy ile przy oglądaniu programów na MTV.
Pierdolisz, że nastolatek gówno wie co chce w życiu robić. Sam dodajesz, że nawet ludzie po szkole średniej nie wiedzą i wybierają chujowe kierunki. A ile się zmienia w późniejszym czasie?
gówno
Dokładnie. Wydaje mi się, że trzeba być kurewsko ograniczonym żeby nie mieć żadnej pasji na poziomie liceum. Znam multum ludzi, którzy w szkole średniej wiedzą co chcą robić. Ja wybrałem badziewne dziennikarstwo, ale nie z zamysłem, że same studia zrobią ze mnie Durczoka. Zajmuję się tym od dość dawna, mam już jak na ten wiek spory warsztat i doświadczenie (które się ciągle rozszerzają) i wiem, że to właśnie będzie wyznacznikiem po studiach, a nie same ukończenie studiów. Ogólnie rzecz biorąc zgodzę się z Tobą, że dziennikarstwo to badziewny kierunek, szczególnie jak patrzę na wiele osób studiujących, a nie mających za sobą ani grama doświadczenia i perspektyw na przyszłość. Na jednych ćwiczeniach, które polegały na kreatywnym tworzeniu tekstów po otrzymaniu jedynie tematu, siedziałem z pewną dzidą, która powiedziała mi, że "ona to ogólnie nie lubi pisać"
Chłopak na filmie pokazał plan lekcji, którego zamysł jest w miarę dobrze skonstruowany. Brakuje historii powszechnej i ta algebra mi śmierdzi, bo powinna to być matematyka ogólna, a nie tylko wybrane działy. Wybierasz trygonometrię i cały rok napierdalasz trójkąty? Porażka. Ponadto dodałbym obowiązkowo język obcy, jakikolwiek.
Ostatni W-F? Za moich czasów to by wszyscy z niego zjebali:)
za moich czasów to jest kurwa w srodku lekcji i chodzisz caly dzien zjechany ale noznej sie nie odmowi
za moich czasów to jest kurwa w srodku lekcji i chodzisz caly dzien zjechany ale noznej sie nie odmowi
Jak widzisz inni mają wyższe cele niż bezmózgie kopanie piłki. Dobra interpunkcja.
Uwazam, ze zadna z tych opcji nie jest zla, a proble lezy w sposobie(metodach) nauczania. Rozne WOSy, WOKi, PO i niektore lekcje z podstawowych przedmiotow to strata czasu, czasu ktory moglibysmy wykozystac efektywniej. Skupiajac sie na szkolach ponadgimnazialnych(bo do takiej chodze), na tego typu zajeciach wiekszosc czasu spedzamy na przepisywaniu "przydatnych informacji" dyktowanych przez naczyciela. Informacje te naczyciel najczesciej dyktuje bezposrednio z podrecznika lub z kser sciagnietych z internetu(tak, wikipedia tez), a zadko kiedy z glowy. Wiekszosc czasu na zajeciach spedzamy na pisaniu, a niewielka czesc nauczyciel poswieca na tlumaczenie nam wlasnie podyktowanego materialu po czym np. dowiadujemy sie ze na najblizszych zajeciach bedziemy mieli kartkowke. oczywiscie z lekcji nie wiele wynieslismy wiec pozostaje nam uczenie sie z notatek(ktore czesto nie zawieraja zadowalajaca ilosc informacji w opinii nauczyciela). Tu stawiam pytanie, czy do szkoly chodze sie uczyc czy przychodze po material z ktorego mam sie sam nauczyci(w moim wolnym PRYWATNYM czasie)?. Osobiscie zorganizowal bym zajecia w inny sposob, nauczyciel powinnien nam udostepnic material czyli to co dyktuje nam przez wiekszosc lekcji a wiecej czasu poswiecic na tlumaczenie nam przekazanego materialu. czasami dochodzi do tego ze na zajeciach nikt nie slucha co nauczyciel mowi choc najczesciej sa to dla nas nieprzydatne informacje(bzdury) np na zajeciach PO "jakie znamy rodzaje obrazen ciala itp, a oceny wystawiane sa na podstawie uzupelnionych cwiczen i kartkowek spisywanych niekiedy na biurku nauczyciela. oczywiscie nie mowie ze nie chcialbym miec zajec PO WOK itp ale uwazam ze sa one prowadzone w zly sposob.
Na koniec orzedstawie wam sytulacje jaka panuje dokladnie w mojej szkole. Chodze do technikum i ucze sie na kierunku technik elektronik, od wrzesnia zaczynam IV klase, stan mojej wiedzy teoretycznej jak i jakosc zajec prowadzony z przedmiotow zawodowy oceniam na 4/5. jednak wiedza praktyczna... coz brakuje pozadnych zajec praktycznym, zajecia praktyczne jakie odbywaja sie w szkole to pracownia ktorej wykozystujemy nasza wiedze teoretyczna, niestety najczesciej na makietach. inne zajecia praktyczne odbywaja sie w CKP(centrum ksztalcenia praktycznego) zasady jakie tam panuja nie zmienily sie najpewniej od czasow PRL. na poczatek o tym jak traktuje sie ucznia, pewnego razu nieco spoznilem sie na zajecia. Zajecia rozpoczynaja sie o godzinie 8:00 ale mamy przychodzic o takiej poze aby do godziny 7:55 wszyscy byli przebrani w stroj roboczy, a wyznaczona osoba zamknela szatnie. Zjawilem sie w budynku dokladnie 8:03, odrazu znalazlem swoja grupe i liczylem na krotka rozmowe na temat mojego spoznienia po czym ktos otworzy mi szatnie, jednak tak sie nie stalo gdyz 60letni majster(nie wazne czy ma jakiego kolwiek mgr czy kursy pedagogiczne) krotko stwierdzil iz jestem nieprzygotowany do zajec, spoznialski, i niezdyscyplinowany po tym jak powiedzialem ze to moje pierwsze spoznienie w tym roku(a byl maj) i chyba kazdemu chyba czasami zdaza sie spoznic pozatym nie byla godzina 9:00 tylko pare minut po osmej. Polecono mi oposcic zajecia, po czym mialem juz wracac do domu ale kolega namowil mnie abym sie przebral gdzies na korytarzu i przyszedl jeszcze raz, po tym jak przyszedlem ponownie czekala mnie kolejna rozmowa na ten sam temat(stary cap probowal mnie postraszyc ze niezalicza mi praktyk ) lecz ty razem dostalem klucz do szatni. wielu osoba przydazaly sie podobne przygoty chociazby dlatego ze nie mialy czapki lub wyszytego numerka i klasy na ciuchach. jestesmy traktowani jak cholota, opowiada nam sie ze niszczymy toalety itp choc zadna osoba z moje klasy niczego takiego nigdy nie zrobila. przypomne jeszcze raz o tym ze mam byc technikiem elektronikiem a na zajeciach praktycznych w CKP "uczymy sie" obslugi frezarek i tokarek konwencjonalnych aby spedzic raptem 3 dni przy maszynach CNC(w mawia nam sie ze w tym kierunku mamy sie ksztalcic pomimo tego, ze mamy zostac elektronikami), obslugi programow eagle, autocad itp(gdzie mowi sie nam ze my mamy wiedziec co mamy robi, choc program eagle jest w jezyku angielskim technicznym i kazdy mial problemy z jego obsluga) piszemy notatki na temat predkosci skrawania rodzajow frezow i czesto zajecia sa przerywane bo ktos przyjechal i trzeba mu blache pociac i zaladowac na samochod. lugie i nudne, ale dziekuje kazdemu kto wytrwal do konca, TAK WYGLADA "technikum gdzie cykl nauczania jest bardziej ukierunkowany". wiem, ze dlugie i nudne, ale dziekuje kazdemu kto wytrwal do konca
Wiem że nasz system ma olbrzymie wady i wiele pomysłów jest naprawdę wartych zapożyczenia z bardziej elastycznych i przyjaznych dla ucznia systemów zachodnich. Ale należy to robić bardzo ostrożnie bo inaczej obudzimy się z ręką w nocniku, dokładnie tak jak z Unią Europejską. Dołączyliśmy do niej dokładnie wtedy kiedy należało z niej spierdalać. Teraz przeszczepimy sobie ich edukację dokładnie w momencie kiedy u nich się zawali.
Nie mogę wybaczyć polskiemu szkolnictwu, że nie można zdawać matury z ekonomi, ale już z historii tańca owszem. Potem się dziwią, że ludzie wierzą takim cwaniakom, jak ten Plichta. Każda lepsza książka o ekonomi praktycznej, czy inwestowaniu pokazuje, że zysk powyżej lokat jest strasznie trudny do osiągnięcia. I nie mówcie mi, że tylko emeryci na czymś takim stracili, bo młode idiotki też płakały na wizji.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów