18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (1) Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: 28 minut temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 11:18
Ulubionym kneblem „moralnym” lepszego towarzystwa, które trzyma władzę, są surowe zakazy grzebania w życiorysach. Na ten knebel składa się precyzyjnie dobrana „aksjologia”, która swoim poziomem pozwala dotrzeć do najprostszych umysłów. Dzieci nie mogą odpowiadać za winy rodziców! Koniec dyskusji, wyznanie wiary zamyka temat. Ekstatyczne, moralne połajanki, stygmatyzowanie faszyzmem, każdego, kto się odważy zauważyć pewną nadzwyczajną prawidłowość. Tymczasem rzecz z czysto logicznego punktu widzenia ma się zupełnie inaczej, moralnych punktów nie rozpatruję, bo to obszar tak zgwałcony, że cierpienia nie będę dokładał. Logicznie, a nawet prawnie rzecz ujmując, każdy czerpiący profity z przestępstwa nie tylko bezpośrednio, ale i pośrednio, podlega karze. Każdy kto dostarcza fałszywego alibi przestępcy podlega karze. Proste i logiczne, przy tym wykluczające jakieś absurdalne lęki. Tylko ktoś wyjątkowo nielogiczny i z predyspozycjami do faszyzmu, będzie miał pretensje do Ludwika Dorna, że był synem stalinowskiego politruka. Ludwik Dorn nigdy nie czerpał zysków z haniebnej działalności ojca i nigdy nie dostarczał tego rodzaju działaniom i ludziom fałszywego alibi, co więcej przypłacił wybitymi zębami, swój sprzeciw wobec zbrodniczych działał, takich ludzi jak jego ojciec.

Dzieci nie mogą odpowiadać za czyny rodziców, pod warunkiem, że tym czynom nie dostarczają fałszywego alibi i nie korzystają z niecnego dorobku życiowego rodziców, aby się łatwiej dorobić własnego i nie kontynuują "dzieła" rodziców. Według tego prostego, logicznego klucza, można podzielić kariery osób publicznych na takie, które są wynikiem odcięcia pępowiny i takie, którym pępowina dostarczała awansu. Ten gatunek karier cechuje się też tak zwanym dystansem i jasnością światową. Awansowani mają olbrzymi dystans do kultury, tradycji i wierzeń, którym hołduje proste słowiańskie plemię, zwane Polakami. Nazywa się to normalność i bywałość, pokazuje, że Polacy mogą się wyzwolić ze swojego polskiego zaścianka, i porzucić tandetną polską mitologię, czyli: Fryderyka Szopena, Juliusza Słowackiego, Ignacego Jana Paderewskiego i Stefana Wyszyńskiego. Ten typ ludzi robiących kariery zawsze podkreśla, że Polska jest mało ważna i powinna się liczyć z ważnymi, zaś katolicyzm, czy nawet szerzej chrześcijaństwo, to nie Versace i Gucci. Poniżej przedstawiam listę znanych dziennikarzy połączonych jedną techniką awansu i ideą luźnych stosunków do Polski, Polaków i wierzeń tutejszych. Ci dziennikarze zawsze usprawiedliwiali życiorysy własne i swoich rodziców, w związku z czym czerpali osobiste korzyści, w postaci własnych karier, którymi z kolei kontynuowali dzieło rodziców.

1)
Monika Olejnik, ur. 21 listopada 1956 w Warszawie, ukończyła Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego, na wydziale zootechnicznym. Dziennikarka w czasach PRL. Pracę dziennikarki rozpoczęła z tytułem zootechnika, w 1982 roku, gdy w Polsce obowiązywał stan wojenny. Prywatnie córka Tadeusza Olejnika, wysokiego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa i była żona Grzegorza Wasowskiego, syna jednego ze Starszych Panów.

2)
Jakub Władysław Wojewódzki, ur. 2 sierpnia 1963 w Koszalinie. Ukończył Liceum w rodzinnym mieście. Medialną karierę zaczął modelowo, w PRL, w Harcerskiej Rozgłośni Polskiego Radia. Syn Władysława Wojewódzkiego, wysokiego funkcjonariusza SB i prokuratora PRL.

3)
Grzegorz Miecugow, ur. 22 listopada 1955 w Krakowie, z wykształcenia filozof. Dziennikarz radiowy w czasach PRL. Pracę w radiu rozpoczął w roku 1980 w lokalnej rozgłośni warszawskiej. W roku 1987 przeniósł się do PR, gdzie wkrótce został szefem Radiowej Trójki. Prywatnie syn Brunona Miezugowa, stalinowskiego dziennikarza, który zasłynął jako sygnatariusz tzw. „Apelu Krakowskiego” z roku 1953, była to rezolucja członków ZLP wyrażająca swoje poparcie, dla stalinowskich władz, które na podstawie sfałszowanych dowodów, dokonały aresztu duchownych katolickich. List podpisała między innymi Wisława Szymborska. W procesie na karę śmierci zostali skazani duchowni: Józefa Lelito, Michał Kowalik i Edward Chachlica. Wyroków ostatecznie niewykonano.

4)
Hanna Lis z domu Kedaj, primo voto Smoktunowicz, ur. 13 maja 1970 w Warszawie. Ukończyła italianistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Z racji młodego wieku, karierę dziennikarską rozpoczęła już w RPIII, w roku 1992 jako prezenterka Teleexpresu. Córka Aleksandry i Waldemara Kedaja, oboje byli znanymi peerelowskimi dziennikarzami, znanymi przede wszystkim z politycznej agitacji, tajni agneci SB. Oboje zostali umieszczeni na słynnej „liście kanalii” Stefana Kisielewskiego. Była żona: Roberta Smoktunowicza i Jacka Kozińskiego, obecna żona Tomasza Lisa.

5)
Magdalena Gessler, z domu Ikonowicz, ur. 10 lipca 1953. Ukończyła malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w Madrycie. Prywatnie córka wieloletniego peerelowskiego dziennikarza PAP i agenta esbeckiego TW „Metrampaż”. Siostra Piotra Ikonowicza socjalistycznego populisty, obecnie doradcy Janusza Palikota. Dzieciństwo spędziła na Kubie rządzonej przez Fidela Castro.

Wszyscy wychowali się w domach skrajnie lewicowych i internacjonalistycznych, krótkim zdaniem międzynarodówka komunistyczna. Żaden z tych domów nie był polski i w każdym domu panowała nienawiść do religii, opium dla mas. Chcę przez to powiedzieć, że każdy ma prawo do luzu, dystansu i torebki od Gucciego, ale dlaczego to robi w imieniu narodu i religii, z którymi nigdy nie miał nic wspólnego? Etyk powiedziałby, że to głęboko nieetyczne, ja mówię, że to cholernie zabawne, małostkowe, prowincjonalne, fanatyczne, zakompleksione. Aha! Żeby się komuś głupio nie pomyślało. Mówiąc, że żadna z wyżej wymienionych i zakompleksionych postaci, rozpaczliwie chroniących swoją prawdziwą tożsamość, nie jest pochodzenia polskiego, miałem na myśli kilka narodowości, na przykład: gruzińsko-ormiańską i czeską, chociaż ta domyślna jest oczywiście dominująca. Przedstawiony wybór faktów jest tylko wycinkiem pełnej listy, bardzo skromnym i losowym. Nawet najgłupszy światowiec przyzna, że jest satyryczna różnica między nabieraniem dystansu do własnej tożsamości, a smarkatym, faszystowskim opluwaniem obcych kultur i religii.

LINK
Zgłoś
Avatar
Ponury Knur 2011-11-03, 14:40 2
witamy kolegę narodowca.
Nad interpretacja faktów, bo ktoś kimś tam był i wkręcił kogoś. No jak to w rodzinie. Trudno żeby rodzice choćby koneksjami nie pomagali dzieciom.
Takie artykuły piszą osoby którym żal dupę ściska bo nie mogą lub nie potrafią się wybić.
Pisane z zazdrości.
Zgłoś
Avatar
HoseBanditos 2011-11-03, 15:44 4
W tej całej układance brak jest najważniejszego elementu, swoistego spoiwa łączącego ww. osobistości.
Waldemar Łysiak, opisując kiedyś zachowanie Michnika, podkreślał jego niebywałą skłonność do kłamstwa, to, że potrafi łgać w żywe oczy, dosłownie iść w zaparte. Trzeba przyznać, że szczyt łgarstwa osiąga Michnik już przy najnowszych opisach rodowodu swojej rodziny, kiedy na przykład stara się maksymalnie wybielić postać swego ojca Ozjasza Szechtera, członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Pisze o nim, że czuł się on jak “absolutnie polski Polak” (“Między panem a plebanem”, Kraków 1995, s. 50). Nie wyjaśnia tylko nigdzie, czego ten “absolutnie polski Polak” szukał w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i jak zawędrował na sam jej wierzchołek z tą swą rzekomą “dumą z polskiej tożsamości” (tamże, s. 50).

Przypomnijmy, że Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy konsekwentnie dążyła do rozbicia Polski, oderwania wielkiej części jej ziem i przyłączenia do już rusyfikowanej skrajnym sowieckim terrorem wschodniej Ukrainy. Dodajmy, że według książki H. Piecucha “Akcje specjalne” (Warszawa 1996, s. 76), ten “absolutnie polski Polak” Ozjasz Szechter był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce. I wchodził wraz z Brystygierową, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem i innymi w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie.
Według najlepszego jak dotąd opracowania dziejów przedwojennych komunistów pióra Jana Alfreda Reguły (Mitzenmachera), Szechter, bardzo znany działacz KPZU, został aresztowany wraz z grupą innych działaczy KPZU jesienią 1930 r. Jak pisze Reguła: “Oskarżeni sypali innych towarzyszy partyjnych (…). Przodowali w tym komuniści, zajmujący stanowiska kierownicze (…). Okazało się, że ci bohaterowie byli skończonymi tchórzami” (J.A. Reguła, Historia Komunistycznej Partii Polski, Warszawa 1934, s. 243). Michnik w wywiadzie z Danielem Cohn-Benditem stwierdził: “Mój ojciec był bardzo znanym działaczem komunistycznej partii przed wojną, siedział osiem lat w więzieniu. Po wojnie nie odgrywał żadnej roli. Nie odgrywał, bo nie chciał jej odgrywać” (cyt. za: L. Żebrowski, Paszkwil “Wyborczej”, Warszawa 1995, s. 35). Zdaniem Żebrowskiego (op. cit., s. 35): “Bardziej prawdopodobne jest jednak to, iż z powodu zaszłości nie powierzono mu wysokich funkcji partyjnych”. Ze zwierzeń Michnika w “Polityce Polskiej” dowiadujemy się również, że od ojca już w pierwszych rozmowach otrzymał “niezwykle mocny zastrzyk myślenia antyreżimowego”. Był to rzeczywiście “mocny” zastrzyk, jeśli nie przeszkodził Michnikowi już w młodości w działaniu przez lata w komunistycznym “czerwonym harcerstwie” walterowców, a jeszcze podczas swego procesu w 1969 r. w gromkich zapewnieniach, że jest komunistą!

Brat – morderca sądowy
W “Między panem a plebanem” (op. cit., s. 50) znajdujemy kolejne łgarstwo Michnika o ojcu: “Przez wszystkie lata bardzo konsekwentnie unikał peerelowskiej kariery”. Jak więc wytłumaczyć piastowanie przez Ozjasza Szechtera w czasach stalinowskich stanowiska zastępcy redaktora naczelnego skrajnie serwilistycznego organu związków zawodowych – “Głosu Pracy” (od 1 stycznia 1951 r. do 11 marca 1953 r.). Ciekawe, że szefem Szechtera w tej gazecie kadłubowych związków zawodowych był Bolesław Gebert, ojciec obecnego podwładnego Michnika – Dawida Warszawskiego (Geberta).
Wpływ wychowawczy “wielkiego antykomunisty” Ozjasza Szechtera jakoś nie zaszkodził w PRL-owskiej karierze starszego brata Adama – mordercy sądowego Stefana Michnika. Należy on do grupy stalinowskich katów, którzy winni odpowiadać przed sądem Rzeczypospolitej za zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu. Prezes Sądu Najwyższego Adam Strzembosz pisał na łamach “Rzeczpospolitej” (z 18 marca 1996 r.) o kapitanie Stefanie Michniku jako członku jednej z dwóch grup sędziów najbardziej odpowiedzialnych za mordercze wyroki. Był on bowiem członkiem grupy sędziów, którzy orzekali wyroki śmierci w sprawach, w których doszło później do pełnej pośmiertnej rehabilitacji osób skazanych na śmierć.

Magdalenkowa zdrada zydowska

Dobrzy znajomi: gen. SB Czesław Kiszczak i “opozycjonista” Adam Michnik – Aaron Szechter

Jeszcze jako młody podporucznik Stefan Michnik został dopuszczony do sądzenia spraw oficerów dużo wyższych od niego stopniem. Niejednokrotnie wchodził do składów sędziowskich w warszawskim Wojskowym Sądzie Rejonowym, który miał najwięcej spraw “ciężkiego kalibru” o wielkim politycznym znaczeniu, oczywiście spraw całkowicie sfabrykowanych. Wyrokował w tzw. sprawach tatarowskich.
Stefan Michnik nie zawiódł pokładanego w nim zaufania. Sądził tak, jak od niego oczekiwano, nieuczciwie i bezwzględnie, wydając surowe wyroki, w tym wyroki śmierci na osoby całkowicie niewinne. I został za to dobrze wynagrodzony, awansując w 1956 r. w wieku zaledwie 27 lat do stopnia kapitana. Jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach majora Zefiryna Machalli, pułkownika Maksymiliana Chojeckiego, majora Jerzego Lewandowskiego, pułkownika Stanisława Weckiego, majora Zenona Tarasiewicza, pułkownika Romualda Sidorskiego, podpułkownika Aleksandra Kowalskiego (por. “Dokumenty. Mieczysław Szerer. Komisja do badania odpowiedzialności za łamanie praworządności 10 czerwca 1957″, paryskie “Zeszyty Historyczne”, 1979, nr 49, s. 156-157, i J. Poksiński, My sędziowie, nie od Boga…, Warszawa 1996, s. 276). Wydał w tych procesach surowe wyroki, w tym kilka wyroków śmierci.
10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez Michnika majora Zefiryna Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.). Stefan Michnik wydał wyroki śmierci również na byłego polskiego attaché wojskowego w Londynie, pułkownika M. Chojeckiego i na majora J. Lewandowskiego. Ci mieli więcej szczęścia, wyroku nie wykonano. W przypadku płk. Chojeckiego zadecydowało to, że wiceminister MBP Romkowski chciał wykorzystać Chojeckiego jako świadka w innym procesie. Dzięki temu Chojecki dożył 1956 r., a 28 marca 1956 r. jego sprawa została umorzona z powodu całkowitego braku dowodów winy. 8 grudnia 1954 r. zmarł, niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w odbywaniu kary więzienia, skazany przez Michnika na 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki, były wykładowca Akademii Sztabu Generalnego, przez dwa lata więzienia torturowany, pośmiertnie uniewinniony (por. J. Poksiński, TUN, Warszawa 1992 r.). Ciężkie przejścia więzienne przyspieszyły śmierć innego skazanego przez Michnika (na 12 lat więzienia) płk. Romualda Sidorskiego, byłego naczelnego redaktora “Przeglądu Kwatermistrzowskiego”. W marcu 1955 r. ze względu na bardzo zły stan zdrowia udzielono mu przerwy w odbywaniu kary; zmarł wkrótce. Został pośmiertnie zrehabilitowany 25 kwietnia 1956 r.
Wyroki śmierci w głośnych sprawach wysokich oficerów z grupy generała Tatara wcale nie były jedynymi wyrokami śmierci, które orzekł Stefan Michnik. Tylko że te inne wyroki – w sprawach oficerów podziemia niepodległościowego, są dużo mniej znane. Tak jak podpisany przez Stefana Michnika wyrok śmierci na majora Karola Sęka, który miałem możliwość oglądać w listopadzie 1994 r. na wystawie na UMCS w Lublinie, uczestnicząc tam w panelu na temat “Żołnierzy wyklętych” (tj. żołnierzy polskiego niepodległościowego podziemia po 1944 r.). Major Karol Sęk, artylerzysta spod Radomia, przedwojenny oficer, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, został stracony z wyroku sędziego wojskowego Stefana Michnika w 1952 r.
Stefan Michnik “niewiele rozumiał, ale podpisywał wyroki śmierci i czuwał nad ich wykonaniem”. A były to wyroki godzące w najlepszych polskich patriotów. Tak jak w przypadku kierowanego przez Stefana Michnika wykonania wyroku śmierci na wspaniałym polskim patriocie Andrzeju Czaykowskim, cichociemnym, powstańcu warszawskim, zastępcy dowódcy połączonych baonów “Oaza-Ryś” na Mokotowie i Czerniakowie. Odznaczonym za bohaterstwo w walce z Niemcami Krzyżem Virtuti Militari. Zamordowano go na Mokotowie 10 października 1953 r. pod nadzorem porucznika Stefana Michnika (por. opis tej tragedii pióra P. Jakuckiego, “Zamordowany za patriotyzm”, “Gazeta Polska”, 20 października 1994 r.).

Hańba domowa
Myślę, że sprawa brata – stalinowskiego zbrodniarza, stanowi jeden z kluczy, wyjaśniających ciągły flirt Adama Michnika z komunistami po czerwcu 1989 r. Chodziło o łączący go z nimi równie głęboki strach przed rozliczeniami i pełnym pokazaniem “hańby domowej” czy “hańby rodzinnej”. Mając stalinowskiego kata w rodzinie, Michnik robił wszystko, aby nie doszło do prawdziwych rozliczeń ze zbrodniami komunizmu, opublikowania ksiąg hańby, bo uznał to za niezwykle groźne dla własnej legendy.
Przypomnę tu, że Adam Michnik usprawiedliwiał wyroki wydawane przez swego brata (nigdzie nie podając jednak, że chodziło o wyrok śmierci) tym, że: “Kiedy zapadały najgorsze wyroki, Stefan był dwudziestoparoletnim człowiekiem, który niewiele rozumiał z tego, co się działo” (“Między panem…”, s. 48). Wyjaśnijmy więc, że młody porucznik Stefan Michnik gorączkowo rwał się do sądzenia w sfabrykowanych procesach wojskowych nad dużo wyższymi od niego stopniem majorami czy pułkownikami, bo widział w tym szansę błyskawicznego przyspieszenia swojej kariery. I rzeczywiście uległa ona radykalnemu przyspieszeniu – już w wieku 27 lat awansował na kapitana.
Przy obrazie rodowodu Adama Michnika warto wspomnieć również o roli jego matki, zaangażowanej komunistki sprzed wojny – Heleny Michnik. Po wojnie wsławiła się głównie dogmatycznymi podręcznikami, zalecającymi m.in. jak najskuteczniej walczyć z religią katolicką. Oto przykładowy fragment jej zaleceń zamieszczony w “Komentarzu metodycznym dla klasy IX ogólnokształcącej szkoły korespondencyjnej stopnia licealnego” do podręczników: E. Kosiński “Historia wieków średnich”, A.W. Jefimow “Historia nowożytna”, S. Missalowa i J. Schoenbrenner “Historia Polski”, Warszawa 1953 r.: “(…) Nie wystarczy np. powiedzieć, że Kościół był główną podporą feudalizmu, lecz trzeba to udowodnić. Udowadniać będziecie w ten sposób: Kościół był główną podporą feudalizmu, ponieważ: 1) głosił, że władza królewska pochodzi od Boga, a więc poddanym nie wolno się buntować; 2) głosił wieczność feudalizmu i zasady nierówności społecznej; 3) stosował klątwę kościelną i karał wszystkich występujących przeciwko nierówności społecznej; 4) urządzał krucjaty przeciwko ruchom ludowym, np. przeciwko albigensom we Francji, husytom w Czechach itd.; 5) zwalczał postępową naukę, gdyż podważała ona panujący ustrój (np. potępienie nauki Kopernika, Galileusza itd.); 6) przez hasło ‘błogosławieni maluczcy duchem’ utrwalał ciemnotę i zacofanie mas ludowych; 7) głosząc, że ci, którzy cierpią na tym świecie, będą zbawieni po śmierci, rozbrajał rewolucyjną walkę mas ludowych” itd. Adam Michnik twierdził, że jego matka wywodziła się z “całkowicie spolonizowanej żydowskiej rodziny”, pisał o jej “całkowitej identyfikacji z polskością” (“Między panem…”, s. 46-47). Nie wyjaśnił tylko, jak pod opieką takich patriotycznych rodziców – ojca jakoby absolutnie “polskiego Polaka” i matki “całkowicie identyfikującej się z polskością” – on sam już w młodości stał się narodowym nihilistą (“Między panem…”, s. 91). Pisał sam o sobie, że był narodowym nihilistą i rzekomo przestał nim być po marcu 1968 r.
Komunistycznemu rodowodowi Michnika towarzyszyły odpowiednie splendory – wielkie, eleganckie mieszkanie w gęsto obsadzonej przez zaufanych towarzyszy z partyjnej i bezpieczniackiej elity Alei Przyjaciół w Warszawie, dokładnie w tym samym domu, w którym mieszkał były stalinowski minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz (por. “Wprost”, 22 listopada 1991 r.). [...]

prof. Jerzy Robert Nowak

Źródło
Zgłoś
Avatar
Hauer88 2011-11-03, 19:50 2
Ozjasz Szechter (ur. 1901, zm. 1982) - działacz komunistyczny i antypolski, pochodzenia żydowskiego.
Jego synem ze związku z Heleną Michnik jest Adam Michnik.
W dwudziestoleciu międzywojennym aktywnie działał w ruchu komunistycznym. We Lwowie był członkiem młodzieżowej bojówki komunistycznej. Później jednym z funkcyjnych działaczy nielegalnej Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy.
Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy konsekwentnie dążyła do rozbicia Polski, oderwania wielkiej części jej ziem i przyłączenia do już rusyfikowanej skrajnym sowieckim terrorem wschodniej Ukrainy. Ozjasz Szechter był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce. I wchodził wraz z Brystygierową, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem i innymi w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie. Był też zwolennikiem Paktu Ribbentrop-Mołotow oraz popierał aktywnie oderwanie wschodnich terytoriów II RP i wcielenie ich siłą do ZSRR, a co za tym idzie walnie przyczynił się do IV rozbioru Polski.


Ozjasz Szechter [u góry z lewej]. Obok niego Joanna Szczęsna i Bogusława Blajfer, w pierwszym rzędzie Henryk Wujec i Aleksander Hauke-Ligowski.

Brał udział w operacji szpiegowskiej NKWD przeciw Polsce pod kryptonimem Koń Trojański (w Obszarze C - Zachodnim). Został za to aresztowany i skazany w tzw. procesie łuckim w 1934. (nazwa wzięła się od miejscowości Łuck), załamał się i sypał współtowarzyszy, tłumacząc to rzekomymi torturami w śledztwie. Gdy później wyszło na jaw że nic takiego nie miało miejsca, nie zrobił już znaczącej kariery w Polsce Ludowej. Ale nie został też odrzucony przez władców PRL. Mieszkanie „dostał” w Alei Przyjaciół (w czasie okupacji była to dzielnica tylko dla Niemców, po wojnie dla nowych okupantów czyli komunistów).
Po wojnie Szechter był członkiem kierownictwa Komitetu Organizacyjnego Żydów w Polsce. Pracował jako kierownik Wydziału Prasowego Centralnej Rady Związków Zawodowych, a następnie jako zastępca redaktora naczelnego pisma związkowego "Głos Pracy" oraz redaktor w wydawnictwie Książka i Wiedza. Ciekawe, że szefem Szechtera w tej gazecie kadłubowych związków zawodowych był Bolesław Gebert, ojciec obecnego podwładnego Michnika - Dawida Warszawskiego (Geberta).
W latach 60. związał się ze środowiskami kontestującymi system polityczny. W maju 1977 wziął udział w odbywającej się w warszawskim kościele św. Marcina głodówce protestacyjnej przeciwko uwięzieniu przez władze PRL kilkudziesięciu działaczy KOR-u.



Stefan Michnik ur. 28 września 1929 w Drohobyczu – syn Heleny Michnik i przyrodni brat Adama Michnika, kapitan Ludowego Wojska Polskiego, sędzia, adwokat. Był również informatorem i rezydentem Informacji Wojskowej, sądowy morderca.
Był aktywnym działaczem w Związku Walki Młodych. W 1948 r. został sekretarzem koła Związku Młodzieży Polskiej na terenie elektrowni w Warszawie, gdzie pracował jako laborant-elektryk. 7 grudnia 1947 r. wstąpił do PPR, a później do PZPR. Z rekomendacji partii 28 sierpnia 1949 r. zapisał się jako ochotnik do Oficerskiej Szkoły Prawniczej w Jeleniej Górze. Studiował tam do 25 lutego 1951 r. W 1950 r. został członkiem egzekutywy Oddziałowej Organizacji Partyjnej PZPR w tej szkole.
W 1950 r. został płatnym, dobrowolnym tajnym informatorem służby bezpieczeństwa o pseudonimie "Kazimierczak". Wkrótce awansował na rezydenta Informacji Wojskowej w Jeleniej Górze.
27 marca 1951 r., po ukończeniu Oficerskiej Szkoły Prawniczej, został asesorem w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie, w stopniu podporucznika w wieku 22 lat. Jednocześnie został rezydentem Wydziału Informacji Garnizonu Warszawskiego, który miał sześciu informatorów o pseudonimach: "Chętki", "Czaruch", "Romański", "Szych" (lub "Szycha"), "Zbotowski" i "Żywiec". W 1952 r. przekwalifikowano go z rezydenta na tajnego informatora. 10 czerwca 1953 r. podjęto decyzję o zaprzestaniu współpracy z "Kazimierczakiem".
W kwietniu 1952 r. został porucznikiem i zaczął przewodniczyć składom sędziowskim sądzącym schwytanych członków żołnierzy podziemia niepodległościowego i członków dawnej partyzantki antyhitlerowskiej. 20 listopada 1953 r. przestał pracować w Wojskowym Sądzie Rejonowym. Objął wówczas stanowisko kierownika gabinetu Katedry Nauk Wojskowo-Prawniczych Wojskowej Akademii Politycznej im. F. Dzierżyńskiego w Warszawie kierowanej przez Polana-Haraschina.
Nigdy nie ukończył studiów prawniczych. Próbował uzupełnić swą wiedzę, studiując na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego. Jednak po czterech latach nauki w 1955 r. zaliczył tylko I stopień studiów prawniczych.
Od 10 grudnia 1955 r. był instruktorem Wydziału Szkolenia Oddziału I Organizacji i Planowania Zarządu Sądownictwa Wojskowego. W roku 1956 w wieku 27 lat awansował do stopnia kapitana, aby rok później dobrowolnie odejść z wojska. Według innych danych 26 lipca 1957 r. kapitan Stefan Michnik został przeniesiony do rezerwy ze względu na opisanie jego działań w raporcie Komisji Mazura. Przez kilka miesięcy w latach 1957-1958 był adwokatem w Warszawie. Następnie, w latach 1958-1968, redaktorem w Wydawnictwie MON. Przez kilka miesięcy na przełomie lat 1968-1969 był likwidatorem szkód stołecznego PZU.
Oskarżany o zbrodnie stalinowskie oficer Ludowego Wojska Polskiego, sędzia w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Warszawie w latach 1951-1953, gdzie był przewodniczącym składów sędziowskich orzekających często karę śmierci na żołnierzach podziemia antykomunistycznego, wywodzących się z dawnych oddziałów AK, BCh i NSZ.
Był sędzią między innymi w procesach:

majora Zefiryna Machalli (wyrok śmierci, pośmiertnie rehabilitowany, skład sędziowski podjął wspólną decyzje o niedopuszczeniu obrońcy do procesu, o wykonaniu wyroku nie poinformowano rodziny),
pułkownika Maksymiliana Chojeckiego (niewykonany wyrok śmierci),
por. Andrzeja Czaykowskiego, w którego egzekucji uczestniczy,
majora Jerzego Lewandowskiego (niewykonany wyrok śmierci),
pułkownika Stanisława Weckiego wykładowcy Akademii Sztabu Generalnego (13 lat więzienia, zmarł torturowany, pośmiertnie zrehabilitowany),
majora Zenona Tarasiewicza,
pułkownika Romualda Sidorskiego redaktora naczelnego Przeglądu Kwatermistrzowskiego (12 lat więzienia, zmarł wskutek złego stanu zdrowia, pośmiertnie zrehabilitowany),
podpułkownika Aleksandra Kowalskiego,
majora Karola Sęka, artylerzysty spod Radomia, przedwojennego oficera, potem oficera Narodowych Sił Zbrojnych (wyrok śmierci, stracony w 1952 roku).
Był również sędzią w tzw. "sprawach odpryskowych" od procesu generałów (sprawy Tatara).

Wymieniony przez Komisję Mazura jako jeden z sędziów łamiących praworządność.
W 1969 r. po wydarzeniach marcowych 1968 r. wyjechał do Szwecji (odmówiono mu wizy USA), gdzie mieszka do dziś jako emerytowany bibliotekarz w miasteczku Storvreta, około 10 kilometrów od Uppsali. W latach 70 współpracował z Radiem Wolna Europa i publikował w paryskiej "Kulturze" teksty na temat Czechosłowacji w roku 1968 (pod pseudonimem Karol Szwedowicz).
Po 1989 r jego postawa spotkała się z próbą tłumaczenia jej naiwnością przez Adama Michnika. Jednak od sierpnia 2007 Instytut Pamięci Narodowej rozważa wniosek o jego ekstradycję któremu to sprzeciwia się środowisko Gazety Wyborczej.

LINK
Zgłoś
Avatar
HoseBanditos 2011-11-03, 23:51 2
Hauer88 Wspomniałeś w swoim cytacie o kolejnym przykładzie członka tego samego ugrupowania, niejakim Konstantym Gebercie (Dawidzie Warszawskim).Konstanty Gebert, ps. Dawid Warszawski, ur. 22 sierpnia 1953 w Warszawie – dziennikarz, publicysta o charakterze antypolskim.
Od 1989 dziennikarz i współpracownik Gazety Wyborczej (Dawid Warszawski), założyciel i były redaktor naczelny miesięcznika o tematyce żydowskiej „Midrasz”.

Syn Bolesława Geberta (1895–1986), jednego z założycieli Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych, agenta sowieckiego oraz zdrajcy Polski, i Krystyny Poznańskiej-Gebert (1916– 1991), pierwszej żony Artura Starewicza i agentki UB. W małżeństwie z Małgorzatą Jasiczek-Gebert, członkiem zarządu i dyrektorem Centrum Pomocy Uchodźcom Polskiej Akcji Humanitarnej, ma czworo dzieci.

Jest publicystą i międzynarodowym reporterem „Gazety Wyborczej”, a także prezesem Stowarzyszenia „Midrasz”, wydającego miesięcznik pod tym samym tytułem. Autor książek o Okrągłym Stole, wojnie w Bośni i o współczesnym Izraelu.

Konstanty Gebert związany z KOR-em, był jednym z założycieli niezależnego Żydowskiego Uniwersytetu Latającego (1979), Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz – we wrześniu 1980 roku – Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Pracowników Nauki, Techniki i Oświaty, który wkrótce połączył się z NSZZ „Solidarność”. Uniknąwszy internowania w czasu stanu wojennego, jako Dawid Warszawski publikował w prasie podziemnej. W 1989 r. relacjonował obrady Okrągłego Stołu. Od początku współtworzył „Gazetę Wyborczą”, dla której w latach 1992- 95 pisał korespondencje z wojny w Bośni.

Antypolonizm Dawida Warszawskiego

Warszawski niejednokrotnie narzekał na rzekomy polski „antysemityzm” i brak odpowiedniej gotowości polskich katolików do dialogu z Żydami. Sam zaś „najlepiej” pokazał, jak rozumie ten dialog już w 1989 r., wulgarnie i oszczerczo atakując Prymasa Polski Józefa Glempa na łamach wychodzącego w Stanach Zjednoczonych żydowskiego czasopisma „Tikkun”. Nazwał tam poglądy Prymasa Polski „aroganckimi i głupimi” – dość szczególny przejaw skłonności do dialogu (!).

26 lipca 1996 Warszawski opublikował na łamach dodatku „Ex Libris” do „Życia Warszawy” jeden z najbardziej paszkwilanckich tekstów, gruntownie zafałszowujących historię stosunków polsko-żydowskich. Twierdził tam m.in., że przed wojną jakoby niemal żaden Żyd nie mógł zostać wyższym oficerem w Polsce, tak silna była dyskryminacja Żydów. Okazało się, że Warszawski jest tak leniwy, że nie czyta dokładnie nawet współredagowanej przez niego „Gazety Wyborczej”. Mógłby się bowiem z niej dowiedzieć, że w Katyniu zginęło ok. 400 oficerów Żydów z pochodzenia. Wyjątkowo niebezpieczne dla obrazu Polski i Kościoła katolickiego w Polsce okazały się rozliczne „donosy” Warszawskiego na Polskę na użytek zagraniczny, w stylu cytowanego już wcześniej tekstu publikowanego w „Tikkun”. Warszawski szczególnie mocno nasilił swą kalumniatorską działalność tego typu przy okazji „Sąsiadów” Grossa. Między innymi w artykule publikowanym w niemieckim „Die Welt” pisał, że: „Polacy powinni swoje zbrodnie na Żydach zaakceptować jako część własnej historii” (cyt. za korespondencją W. Maszewskiego z Hamburga „Warszawski szkaluje Polaków”, „Nasz Dziennik” z 18 lipca 2002 r.).

Dawid Warszawski stał się czołowym wyrazicielem żydowskiego nacjonalizmu. Wymowne pod tym względem były jego uwagi zamieszczone na łamach amerykańskiego miesięcznika „Moment” w 1998 roku w artykule pt. „By 2050 Poland will become an economic powerhouse with Polish Jews as its drawing force” (Przed 2050 r. Polska będzie ekonomiczną potęgą z polskimi Żydami jako jej siłą napędową).
Przytoczę ten artykuł:
Konstanty Gebert (Dawid Warszawski)

Do 2050 roku Polska stanie się ekonomiczną potęgą z polskimi Żydami
jako kierowniczą siłą

Patrząc wstecz, to wszystko wydaje się tak oczywiste, że aż budzi zdumienie niezdolność obserwatorów końca XX wieku do uchwycenia tendencji w rozwoju sytuacji. Już ponowne pojawienie się polskich Żydów w ostatnim ćwierćwieczu minionego stulecia powinno wskazać kierunek, w którym zmierza bieg wydarzeń. Pomimo Holocaustu, powojennych pogromów, półwiecza komunizmu oraz chaotycznej demokracji, jaka wyłoniła się z potknięć skorumpowanego systemu, polscy Żydzi przetrwali. Gdy tylko wypełznięcie z kryjówki (roboty cieśli) stało się bezpieczne, dzieci i wnuki tych, którzy pod wpływem iluzji lub pod przymusem porzucili swoją żydowskość (Yiddishkeit), odnalazły drogę powrotu do żydowskich instytucji. Niektóre z nich wstąpiły do synagogi, inne ochoczo zakładały niereligijne stowarzyszenia żydowskie. Wszyscy oni jednak zgodnie współpracowali ze sobą, przywracając do życia przedszkola, szkoły [żydowskie] oraz uruchamiając programy dla [żydowskiej] młodzieży.

Do roku 2000 Polska miała już gminę żydowską liczącą około 30,000 osób, sześciokrotnie więcej niż w 1089 roku, kiedy to żydowskie odrodzenie zaczęło się na dobre. Wspólnot żydowska podjęła demograficzne wyzwanie, wychodząc z niego zwycięsko i zaczęła rozrastać się w wolniejszym, bardziej naturalnym tempie. Polityczne wyzwanie okazało się możliwe do opanowania. Młodzi Polacy, w swojej determinacji, by przyłączyć się do Unii Europejskiej i uwolnić się od polityki, która czyniła ich naród zakładnikiem historii przez 200 lat, porzucili zarówno złe tradycje jak i dobre. Zamiast uczyć się historii wojen z Niemcami, woleli uczyć się języka niemieckiego. Zamiast studiować mętne teorie spiskowe, woleli studiować programowanie komputerowe. Antysemityzm został sprowadzony do chorego marginesu. Ale zostały przy tym zapomniane znaczne elementy narodowej tożsamości i tradycji.

"Bardzo niepatriotyczne - powiedzieli polscy Żydzi z dezaprobatą. Kiedy więc tylko uporali się oni z odbudowaniem swojej tożsamości i swoich instytucji, rozpoczęli specjalny program zachowywania polskiej tradycji. Obecnie w 2100 (tak!) żydowscy profesorowie dominują na wydziałach historii i tradycji na polskich uniwersytetach.

Kiedy Polska ostatecznie przyłączyła się do Unii Europejskiej, odkryła swoich sprzymierzeńców spoza Polski. Pokolenia polskich Żydów, które opuściły Polskę i urządziły się gdzie indziej na kontynencie, przekazały swoim dzieciom tęsknotę za Starym Krajem: za płaczącymi wierzbami i szarżującą kawalerią, za wódką i Fryderykiem Szopenem. Wkrótce zostało stworzone lobby Żydów polskich, które wiązało się z zadziwiającym rozwojem polskiej gospodarki i pomogło stworzyć polski cud ekonomiczny. W połowie stulecia Polska stała się kontynentalną potęgą gospodarczą, a polscy Żydzi, całej Europy, byli jego siłą kierowniczą.

Wspólnota żydowska nadrabiała chucpą to, czego brakowało w oryginalnym nauczaniu. Poza niektórymi specjalistami, dokumentującymi historię chasydyzmu, antysemityzmu i Holocaustu, większość polskich Żydów była szczęśliwa, mogąc zarabiać pieniądze, ażeby sprowadzać amerykańskich rabinów i profesorów, tak, aby wynagrodzić sobie do reszty.

Ponieważ amerykańskie żydostwo asymilowało się i wyschło, żydowskie instytucje edukacyjne musiały pociągnąć z jego szkatułek. Ale kontynentalna ambicja nie pozwalała, by z niej szydzono i w połowie 21. stulecia ze Stanów Zjednoczonych prowadzono na masową skalę import żydowskiego [religijno-kulturowego] nauczania do Europy Środkowej. Dziesięć lat później zaprzestano już tego importu. Po dalszych dziesięciu latach nie tylko wytwarzano własne [środkowo-europejskie] żydowskie nauczanie, ale jeszcze jego nadwyżki importowano [do innych krajów].

Była to słomka, którą przetrącono wielbłądowi grzbiet. Amerykańskie władze udały się do amerykańskich żydowskich organizacji na skargę, oskarżając polskich Żydów o nieuczciwą konkurencję w przeszłości. Izrael, od dawna rozwścieczony na Środkową Europę za okazywanie braku syjonistycznych uczuć, pragnący zarobić dla siebie punkty dzięki współpracy ze Stanami Zjednoczonymi, przyłączył się do Amerykanów. Ostatecznie obie strony walczyły ze sobą [o prymat w świecie] tak długo, aż doprowadziło to do impasu. [Wówczas] potomkowie polskich Żydów w Ameryce i Środkowej Europie wynegocjowali z polskimi Żydami zawieszenie broni. Dla uhonorowania roli Środkowej Europy w dopomożeniu w integracji kontynentu - ostatecznie, Żydzi doszli do wniosku, że łatwiej im zaprzysiąc swoją przynależność do Europy, niż inni obywatele różnych państw narodowych - rząd Unii Europejskiej w Brukseli przyznał Baronowi de Rothchild pierwszą europejską nagrodą dla polskiego Żyda.

Źródło
Zgłoś
Avatar
Hauer88 2011-11-04, 0:35 2
Idąc dalej:



BOROWSKI, SYN WYSOKIEGO FUNKCJONARIUSZA Z ANTYPOLSKIEJ KPP
Przewodzący buntowi wewnątrz SLD przeciwko Millerowi, marszałek Sejmu Marek Borowski jest synem wysokiej rangi komunistycznego działacza o bardzo szkodliwej antypolskie] przeszłości. Jego ojciec, Wiktor Borowski (właść. Aron Berman) był w czasach II Rzeczypospolitej trzykrotnie skazywany na więzienie za działalność wymierzoną w interesy Polski. Zaszedł bardzo wysoko w strukturach KPP - partii zdrady narodowej, stając się członkiem sekretariatu jej władz. Został nawet pracownikiem przedstawicielstwa KPP przy Komitecie Wykonawczym Międzynarodówki Komunistycznej w Moskwie. Można więc powiedzieć, ze stał się prawdziwą szychą wśród agentury sowieckiej na Polskę.

Po wojnie ojciec Borowskiego (na zdjęciu powyżej) należał do najgorszych staliruzatorów polskiej prasy jako redaktor naczelny „Życia Warszawy", a od 1951 r. zastępca redaktora naczelnego głównego dziennika komunistycznego „Trybuny Ludu'. Jego wpływy w dobie stalinowskiej powiększał fakt, ze był spokrewniony z głównym zarządcą okrutnej bezpieki - Jakubem Bermanem, członkiem Biura Politycznego KC PPR, a potem PZPR, najbardziej wpływowym członkiem tnumwiratu rządzącego Polską na przełomie lat 40 i 50. Młody Borowski próbuje dziś maksymalnie pomniejszać znaczenie tych bliskich związków rodzinnych z Jakubem Bermanem. Zapytany przez redakcję „Życia Warszawy", czy łączy go pokrewieństwo ze stalinowskim szefem bezpieczeństwa, odpowiedział - Nie wiem, ale jeśli nawet, to czy to, że byłbym odlegle spokrewniony z jakimś oprawcą, ma mieć jakieś znaczenie? "W rzeczywistości te dowody pokrewieństwa mają aż nadto wiele znaczenia także dziś, odbijając się w postawach SLD tak mocno blokującego różne formy rozliczenia ze zbrodniami komunizmu i „wielkodusznie zabiegającego o utrzymanie uprzywilejowanych emerytur dla stalinowskich sędziów prokuratorów (vide casu\ S Morela czy H Wohńskiej).

Młody Marek Borowski (ma syna Jakuba) był - według .Wprost" - bardzo mocno związany duchowo ze swym ojcem - stalinowcem. Polityk Unii Wolności Jan Litynski, który chodził z M. Borowskim do jednej klasy (w sławetnym liceum dla młodzieży bananowej im Klimenta Gottwalda) wspominał, ze M Borowski już wtedy był ideowym wyznawcą komunizmu. Młody Borowski wcześnie zaprzyjaźnił się L innym synem komunistycznego działacza - Adamem Michmkiem w 1962 r wstępując do założonego przez Michnika międzyszkolnego Klubu Poszukiwaczy Sprzeczności. W 1967 r zostaje członkiem PZPR. W 1967 r ojciec Borowskiego traci piastowaną od 1951 r. funkcję zastępcy naczelnego „Trybuny Ludu". To jeszcze bardziej popycha związanego z michnikowcami Borowskiego do opozycyjnego ruchu studenckiego. W 1968 r. odgrywa w nim aktywną rolę. Zostaje wyrzucony z PZPR, co ogromnie przeżywa; jest wręcz zdruzgotany. Pozostał jednak - jak wspominał -nadal wierny wartościom komunistycznym. Pozostał członkiem ZMS-u i dalej studiował na SGPiS-ie. Po ukończeniu studiów zaczął pracować w Domach Towarowych „Centrum", gdzie został przewodniczącym ZMS. Już po kilku latach - w 1973 r. wysłano go na staż do francuskich domów towarowych.

Powrócił do PZPR w 1975 r., w dość szczególnym roku, w którym zaproponowano do konstytucji wpis o wiecznej przyjaźni z ZSRR. Jak pisze w „Życiu" z 3 listopada 2001 r. Joanna Bichniewicz: Wprowadzenie stanu wojennego przyjął niemal z ulgą. - „To było racjonalne i słuszne rozwiązanie" -mówił zarówno wtedy, jak i dziś. Ciekawe, że akurat w dobie stanu wojennego zaczyna się nagły skok jego kariery - zatrudnienie w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego. Znalazł jakichś dobrych protektorów. Był to szczególnie dobry czas dla awansów towarzyszy żydowskiego pochodzenia. Jak stwierdzał żydowski publicysta Abel Kainer (Stanisław Krajewski) na łamach podziemnej KOR-owskiej „Krytyki", nr 15 z 1983 r. WRON grała rolę bardziej opiekunki Żydów. Znany izraelski naukowiec profesor Chone Shmeruk mówił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" z 19 kwietnia 1995 r., że: - Władze PRL w łatach 80. też popierały sprawy żydowskie. Było wtedy takie powiedzonko: „Co się nosi w Polsce? Żydów na rękach (...).
Red. Bichniewicz przytacza w kontekście ówczesnego awansu Borowskiego wypowiedź jednego z członków SLD i długoletniego działacza PZPR: -Musiał go ktoś dobrze pilotować. Nie było takich cudów, by ktoś, ot tak, wypatrzył młodego zdolnego w domach „Centrum" i zapragnął go mieć w ministerstwie. Nie w tamtym systemie. Być może o awansie Borowskiego zadecydowały wcale nie znajomości rodzinne i nowa filosemicka moda czasów Jaruzelskiego, lecz jego własne kontakty. Były przewodniczący Klubu Parlamentarnego KPN Krzysztof Król zapewniał, że Borowski prowadził wDT„Centrum" sklepik za tzw. żółtymi firankami, czyli dla KC i uprzywilejowanych członków partii (według tekstu A. Gargas w „Gazecie Polskiej" z 5 stycznia 1995 r.). Sprzyjało to poznaniu „odpowiednich" protektorów.
Za rządów T. Mazowieckiego Borowski awansował na podsekretarza stanu w Ministerstwie Rynku Wewnętrznego, gdzie odpowiadał za rynek artykułów konsumpcyjnych i nadzorował prywatyzację handlu i turystyki. Anita Gargas, pisząc w „Gazecie Polskiej" o tym okresie kariery Borowskiego przypomniała: To w tym okresie doszła do skutku afera alkoholowa, za co miał odpowiadać przed Trybunałem Stanu przełożony Borowskiego.
W 1993 r. został wicepremierem i ministrem finansów w rządzie pierwszej koalicji SLD i PSL. Jako szef resortu finansów odpowiadał m.in. za fatalnie, z różnymi nieprawidłowościami, przeprowadzoną prywatyzację Banku Śląskiego. Wybuchł prawdziwy skandal wokół całej sprawy, w niemałej mierze dzięki nagłośnieniu jej przez ówczesnego posła PSL, przewodniczącego
Komisji Przekształceń Własnościowych Bogdana Pęka. Premier W. Pawlak zdecydował się na odwołanie wiceministra finansów Stefana Kawalca, który bezpośrednio odpowiadał za przekształcenia Banku Śląskiego. Borowski postanowił postawić się premierowi Pawlakowi i wymusić na nim cofnięcie dymisji Kawalca. Złożył swoją dymisję ze stanowisk rządowych i bezskutecznie próbował namówić innych postkomunistycznych ministrów do zbiorowe¬go odejścia z rządu. Bleff Borowskiego zawiódł. Premier przyjął dymisję Borowskiego, który wyraźnie przegrał całą sprawę. Zemścił się wkrótce na pośle B. Pęku, doprowadzając do jego odwołania z przewodnictwa Komisji Sejmowej.
Jako polityk SLD-owski należy do nurtu „czerwonych liberałów" w gospodarce. Ma wyraźne uprzedzenia wobec Kościoła. Należał do tych posłów SLD, którzy wykazywali wręcz „ośli upór" w przeciwstawianiu się ratyfikacji konkordatu. Można przewidywać, że będzie oddziaływał na założoną przez siebie partię w duchu polityki antykościelnej. Po wygranej SLD w 2001 r. Borowski awansował najwyżej - został marszałkiem Sejmu. Na tej funkcji „wsławił się" m.in. brutalną decyzją o usunięciu nocą przez Straż Marszałkowską posła Gabriela Janowskiego, okupującego trybunę z żądaniem debaty o prywatyzacji STOEN-u. Następnego dnia liczni posłowie opozycyjni powitali za to Borowskiego krzykami: „Hańba" i „Łukaszenko"!
Borowski odegrał szczególnie dużą rolę w niedawnych działaniach opozycji SLD-owskiej, zmierzającej do obalenia rządu Millera i stworzenia nowej partii - Socjaldemokracja Polska. Wielu widzi w powstaniu tej partii drogę do powstania tak wymarzonej przez Kwaśniewskiego i Michnika wspólnej formacji i tworzącej wreszcie historyczny sojusz byłych komunistów i byłych opozycjonistów z lewicowej opozycji laickiej, głównie też komunistycznego chowu.
Warto przypomnieć, że Borowski od początków powstania SdRP, faktycznie od jej zjazdu założycielskiego, należał do ludzi związanych z Aleksandrem Kwaśniewskim.
Zgłoś
Avatar
HoseBanditos 2011-11-04, 0:59
Pokrewieństwo Wiktora Bermana z Jakubem jest bardzo bliskie. Byli braćmi.
Zgłoś
Avatar
j................o 2011-11-21, 1:19
i ludzie wychowani przez najwieksze szuje maja teraz ksztaltowac poprzez przekaz medialny mlodziez tak jak robi to wojewodzki...
Zgłoś
Avatar
Karenz88 2013-03-11, 1:08
o prosze
Zgłoś