Zazwyczaj nie odpowiadam hejterom i ignorantom, ale ukochane hobby tego wymaga
Dla mnie airsoft stoi nieporównywalnie wyżej niż paitball z racji prostego faktu, że z markerów strzelają w 80% panowie Mieciowie do spółek z paniami Grażynkami z biura/urzędu- bo firma zafundowała wyjazd integracyjny, bo kolega namówił. Ta grupa jest przynajmniej nieszkodliwa, pobiegają sobie raz na dwa lata po przygotowanym polu i zrobią 1000 obowiązkowych słit foci na faceboga. Problemem jest pozostałe 20% ludzi, którzy dysponują własnym sprzętem zazwyczaj zachowuje się jak niewyżyci amatorzy, regularnie swoim chamskim zachowaniem i buractwem "paląc" miejscówki których używają grupy ASG.
Zastanawialiście się kiedyś skąd wzajemna wrogość tych dwóch środowisk? Właśnie z tego. Już kilka razy byłem świadkiem akcji, kiedy na nasz wymuskany, regularnie sprzątany i poprawiany teren wjechała banda Painballowej szlachty w drogich autach, narobiła totalnego burdelu (kulki z żelatyny po kilku tygodniach leżenia zamieniają się w obleśną, śliską breję) i chamówy. O dewastacji miejscówy nie wspomnę, przecież oni tam przyjeżdzają okazyjnie. Nie twierdzę oczywiście, że wszycy Farbiarze to buraki. Faktem jest, że takich nie brakuje.
A ASG to ideał i żywe przykłady rycerstwa zapytacie? Nah, co raz więcej jest gówniarzy zaczynających zabawę od chińskiej repliki za 300zł i dresiku zamiast munduru. Trudno, popularyzacja sportu ma swoją cenę. Ważniejsze jest, że zdecydowana większość ASG-owców to sprawni fizycznie ludzie, którzy zdobywają nierzadko ogromną wiedzę i umiejętności dzięki "strzelaniu plastikowymi kuleczkami". Brzmi śmiesznie? Przyjedźcie na jednego z milsimów i zobaczycie ten śmiech w praktyce. Przykład?
Basra VI dwa lata temu. Po cięzkich bojach dnia poprzedniego, kiedy to świętowaliśmy suto zaręczyny kolegi w otoczeniu ponad 500 facetów w mundurach, przyszedł czas na pobudkę. Na zegarku 5.30, w głowie pustka, w żołądku sajgon. Jakiś koleś przebrany za araba drze przez megafon ryja i daje nam pół godziny na ogarnięcie się. Zjadamy coś na szybko, ubieramy cały sprzęt i ciężkie plecaki, po czym idziemy odnaleźć punkt zbiórki. O 6.00 my odnajdujemy dowódcę, a chmura burzowa nasz teren. W skrócie- wyobraźcie sobie 12 godzin biegania, skradania, wykonywania rozkazów, walki w warunkach miejskich, leśnych i bagiennych. Przez ten cały czas deszcz pada z nieba strugami, każdy z nas nie ma na sobie choćby suchej nitki. Mimo to nikt nie pęka, kiedy dostajemy rozkaz przebicia się przez 2 podmokłej łąki, zajęcia terenu i czekania na wsparcie. Nikt nie wymięka aż do końca dnia, kiedy ledwie żywi dotaczamy się do namiotów, żeby wreszcie zdjąć mokre łachy i zjeść coś ciepłego. Dla mnie tym właśnie jest ASG- dobrym wyciskiem, odrobiną symulacji pola walki, zajeb***tą zabawą.
A że pozerzy zdarzają się wszędzie, niektórzy mają du*ę powyżej czoła? A w jakim środowisku takich nie ma? Goście w rodzaju szer. Lucjana czy Dust Devila mogą sobie uprawiać ignorancję i rzucać epitetami, bo łatwiej hejtować czyjeś hobby na forum, niż samemu ruszyć czterylitery i coś zrobić.
Ergo- tak, z plastikowym karabinem, strzelając plastikowymi kulkami, napierda**m prawdziwe kilometry, obrywam prawdziwe siniaki, zarywam prawdziwe nocki, wydając prawdziwy hajs na hobby, dzięki któremu poznaję prawdziwych, zajebis**ch ludzi. i jestem z tego dumny
Problem?