Zastanawia mnie, dlaczego w takich sytuacjach policja nie robi pokazowych akcji wyeliminowania, choć na trochę, sebixów i karyn ze społeczeństwa.
Polskie prawo pozwala ukarać za przeklinanie w miejscu publicznym mandatem nawet w wysokości do 1500zł. Na pewno jakaś karyna na akcję przytarga swoją dżesikę, więc połączenie bluzgów w obecności dziecka z agresywnym kontekstem ich wymawiania, pozwoliłoby nałożyć coś z wyższej stawki. Bluzgi od tego typu wojowników wylatują w niekontrolowany sposób - to już jest odruch, a nie świadoma chęć wzmocnienia przekazu.
W takiej sytuacji należałoby otoczyć teren dobrej jakości kamerami, by później nie było wątpliwości dla sądu. Każdy prawilny sebix odmówi oczywiście przyjęcia mandatu - ma do tego prawo, jednak idę o zakład, że na tym się nie skończy. Odmówi też okazania dokumentów w celu wypisania mandatu lub skierowania sprawy do sądu. A zdaje się, że za to jest kolejny mandat (do 500zł). I tutaj pojawia się możliwość zawiezienia na komisariat w celu ustalenia tożsamości. Taki czyn jest największą zniewagą dla rycerza ortalionu, więc niemal pewnikiem jest to, że będzie stawiał opór. Dlatego konieczne byłoby zaangażowanie najlepszych policjantów, którzy nie zrobią ani jednego fałszywego ruchu - nie mogą go nawet uszczypnąć w ucho.
Tym bardziej, że to jeszcze nie jest cel. Celem jest osiągnięcie tego co dresiwo potrafi najlepiej, czyli "czynna napaść na policjanta". Oczywiście brak myślenia i choćby chwili zastanowienia nad możliwymi konsekwencjami swojego oporu, łatwo przeradza się w wyrywanie i wykonywanie niekontrolowanych ruchów kończynami, a tutaj na pewno będzie można co nieco wyłapać z nagrań.
Każdy z nas codziennie, wielokrotnie łamie prawo, często nieświadomie. Jeśli świadomie, to człowiek myślący powinien wziąć pod uwagę ryzyko i w przypadku przyłapania przyjąć odpowiedzialność za dokonany czyn. Gdyby policjanci naprawdę chcieli nakładać mandaty za każde przewinienie, to nie wychodzilibyśmy z domów. A i w domu można dostać mandat za śmieci na podwórku czy brak tabliczki z numerem porządkowym nieruchomości.
Jest pewna tolerancja na wybryki i naruszanie przepisów, ale kiedy ktoś to robi z premedytacją i mimo upomnienia nie przestaje, to nie powinno być litości.
Sam nigdy nie miałem problemów z policją, choć święty nie jestem. Zawsze w przypadku odwalenia jakiegoś numeru wystarczyła odrobina pokory, uśmiechu i normalnej rozmowy. Zwykle kończyło się na upomnieniu lub wypisaniu najniższego mandatu, bo policjant już "uruchomił akcję" i musi mu się zgadzać w statystykach.
Raz nawet miałem sytuację, że nie zgadzałem się z policjantem, a on totalnie nie przyjmował argumentów. Mimo dość ostrej dyskusji, ale bez podnoszenia głosu czy przejawów agresji uznaliśmy, że żaden z nas nie ustąpi i wybraliśmy spotkanie się w sądzie. Mimo przekonania o swojej wyższości nie skuł mnie, ani nie zawiózł na dołek, a był to przykład gościa, który tylko szuka okazji do tego, by komuś dojebać.