Mieszkam w małym angielskim miasteczku i kilka dni temu wybrałem się z dwójka kolegów na wycieczkę rowerami po pobliskich klifach.
Po zwiedzeniu wszystkiego co było było tego warte przyszedł czas na powrót. Zjeżdżaliśmy z dość stromej kamienistej górki i w pewnym momencie stwierdziłem ze moi koledzy nieźle zapier**lają i maja coraz mniejsze szanse na wyrobienie się w zakręcie. Tak też się stało, zdążyłem krzyknąć O KUR*A!!! i zobaczyć jak lecą wprost w przepaść.
Rzuciłem pędem rower i pytam się czy są cali itp. Pierwszy miał sporego farta i nieźle poobijany zatrzymał się na zboczu. Drugi zaś miał pecha i wleciał rowerem w drzewo i przeleciał jeszcze 10 metrów zatrzymując się na drewnianej kłodzie łamiąc przedramię i obojczyk (Niestety nie posiadam żadnych smaczków na harda). Patykami usztywniłem rękę i zrobiłem chustkę na obojczyk. Wybrnęliśmy jakoś z dziury i doszliśmy do parku gdzie mogliśmy wytlumaczyć pogotowiu jak nas znaleźć. Pół godziny zajęło idiocie z Emergency aby nas namierzyć. Zadawał te same pytania po kilka razy jakby był bardziej przejęty wypadkiem niż ja sam. Wreszcie karetka zaszczyciła nas swym przybyciem i powieziona nas do szpitala. I dopiero tu zaczyna się zabawa.
Godzina czekania na nie wiadomo co, kolejna godzina na prześwietlenie. Gdy okazało się że potrzebujemy jakiegoś papierka cały personel zaczął latać po szpitalu i pytać się o co w ogóle chodzi bo oni NIE WIEDZĄ. Po informacji ze potrzebna jest operacja przy obojczyku czekaliśmy w sumie sami nie wiedzieliśmy na co aż w pewnym momencie uradowana lekarka mówi: "No już możecie iść do domu!" Wszyscy stanęli jak słup soli. Jak to do domu się pytam, przecież mój kolega ma dwie kości złamane i czeka na operacje. Oni wręcz oburzeni do nas że on NIE WYMAGA ich opieki ze może sobie spokojnie poczekać połamany w domu i za dwa dni wrócić by nastawić kości. Prośba o zostawienie go na noc w szpitalu ze względu na ból i odległość od szpitala do jego domu została skwitowana tym że jego obrażenia nie wymagają ich interwencji. Mój kolega(połamany) wstał z łóżka i powiedział do lekarki żeby spierdala*a co poskutkowało wezwaniem ochrony i wyprowadzeniem nas ze szpitala. Wypuścili nas z niczym jedyna różnica polegała na tym że ręką mojego kolegi nie była już usztywniona patykami tylko gipsem.Przypisali mu paracetamol raz na 4 godziny Tyle udało się zrobić Królewskiej służbie zdrowia przez około 4-5h czekania. Strach chorować. Dodam że na 4 lekarzy dwóch było ciapatych, jeden czarny. Mimo to żadne z nich nie wiedziało jak nastawić jebane złamanie.
Pierwszy temat
Po zwiedzeniu wszystkiego co było było tego warte przyszedł czas na powrót. Zjeżdżaliśmy z dość stromej kamienistej górki i w pewnym momencie stwierdziłem ze moi koledzy nieźle zapier**lają i maja coraz mniejsze szanse na wyrobienie się w zakręcie. Tak też się stało, zdążyłem krzyknąć O KUR*A!!! i zobaczyć jak lecą wprost w przepaść.
Rzuciłem pędem rower i pytam się czy są cali itp. Pierwszy miał sporego farta i nieźle poobijany zatrzymał się na zboczu. Drugi zaś miał pecha i wleciał rowerem w drzewo i przeleciał jeszcze 10 metrów zatrzymując się na drewnianej kłodzie łamiąc przedramię i obojczyk (Niestety nie posiadam żadnych smaczków na harda). Patykami usztywniłem rękę i zrobiłem chustkę na obojczyk. Wybrnęliśmy jakoś z dziury i doszliśmy do parku gdzie mogliśmy wytlumaczyć pogotowiu jak nas znaleźć. Pół godziny zajęło idiocie z Emergency aby nas namierzyć. Zadawał te same pytania po kilka razy jakby był bardziej przejęty wypadkiem niż ja sam. Wreszcie karetka zaszczyciła nas swym przybyciem i powieziona nas do szpitala. I dopiero tu zaczyna się zabawa.
Godzina czekania na nie wiadomo co, kolejna godzina na prześwietlenie. Gdy okazało się że potrzebujemy jakiegoś papierka cały personel zaczął latać po szpitalu i pytać się o co w ogóle chodzi bo oni NIE WIEDZĄ. Po informacji ze potrzebna jest operacja przy obojczyku czekaliśmy w sumie sami nie wiedzieliśmy na co aż w pewnym momencie uradowana lekarka mówi: "No już możecie iść do domu!" Wszyscy stanęli jak słup soli. Jak to do domu się pytam, przecież mój kolega ma dwie kości złamane i czeka na operacje. Oni wręcz oburzeni do nas że on NIE WYMAGA ich opieki ze może sobie spokojnie poczekać połamany w domu i za dwa dni wrócić by nastawić kości. Prośba o zostawienie go na noc w szpitalu ze względu na ból i odległość od szpitala do jego domu została skwitowana tym że jego obrażenia nie wymagają ich interwencji. Mój kolega(połamany) wstał z łóżka i powiedział do lekarki żeby spierdala*a co poskutkowało wezwaniem ochrony i wyprowadzeniem nas ze szpitala. Wypuścili nas z niczym jedyna różnica polegała na tym że ręką mojego kolegi nie była już usztywniona patykami tylko gipsem.Przypisali mu paracetamol raz na 4 godziny Tyle udało się zrobić Królewskiej służbie zdrowia przez około 4-5h czekania. Strach chorować. Dodam że na 4 lekarzy dwóch było ciapatych, jeden czarny. Mimo to żadne z nich nie wiedziało jak nastawić jebane złamanie.
Pierwszy temat