''Bo jak leży na ziemi, to przecież nie kradzież''
''W południe 28 lutego z przyczepy ciężarówki jadącej ulicą Grodzieńską (na wysokości hotelu „Kresowiak”) wysypało się na jezdnię i chodnik kilkaset kilogramów marchwi. Samochód należał do siemiatyckiej firmy „Ekopodlasie”. Widząc to niektórzy przechodnie rzucili się na leżącą na ulicy marchew, pakując ją do toreb. Jeden z mężczyzn - były radny gminy Siemiatycze będąc przekonanym, że ma na głowie czapkę niewidkę, łopatą wsypywał do plastikowych skrzynek marchew i nosił do swojego busa (handluje warzywami na targu).
Dał nogę z łupem w momencie pojawienia się policjantów. Po interwencji właściciela warzyw i stróżów prawa cześć osób musiała z reklamówek wysypywać zapakowaną cudzą marchew, inni zdążyli wziąć nogi za pas. Nikt nie zadeklarował właścicielowi, że chce pomóc zebrać warzywa z ulicy - na przykład w zamian za darmową marchew.
Po kilkudziesięciu minutach na miejsce przyjechał traktor z pracownikami z firmy „Ekopodlasie”. Panowie posprzątali ulicę, a policjanci prawdopodobnie ukarzą kierowcę tira mandatem za nieodpowiednie zabezpieczenie naczepy i stworzenie zagrożenia w ruchu drogowym. Utrudnienia w ruchu w centrum miasta trwały ponad 2 godziny.''
Źródło