Ale mnie wkurwili ci, którzy piszą o tym, że wystarczy się trochę znać, żeby wiedzieć, że ten pies nie chciał zaatakować.
A ja się nie znam i dla mnie pies, który biega wkoło, szczerzy kły, szczeka i warczy chce mi zrobić krzywdę i będę się bronił. I gówno mnie obchodzi, co ten pies sobie myśli. JA się czuję zagrożony i skoro właściciel jest tępą dzidą i pozwala swojemu psu na coś takiego, to niech później nie płacze. Ja się na zachowaniach psa znać nie muszę. Macha ogonem - jest przyjazny; szczeka, warczy i szczerzy kły - nie jest. To mi wystarczy.
Jeszcze bardziej wkurwiają mnie właściciele, którzy nie panują nad swoim psem, ale są święcie oburzeni, kiedy tylko dotknie się ich psa, rzucającego się na nas, bądź naszą rodzinę. "On chciał się tylko pobawić". No kurwa!
edit: O i jeszcze ci, którzy dobro zwierząt stawiają nad dobro człowieka.
A teraz pewnie zostanę zjechany przez "miłośników zwierząt", którzy nawet nie wiedzą, jaką mam oranżerię w domu. Ale nie płakałem, kiedy policjant zabijał pieska, więc jestem skurwysynem. Prawda?