18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (3) Soft (4) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 16:58
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 4:40
🔥 Koniec jazdy - teraz popularne
Prywatyzacja przekręt 1000 lecia
c................0 • 2013-12-26, 14:42
Ostania krowa z PGR -u Brawo panie prof.Balcerowicz-opecja sie udala pacjent skonał.

Wszystko, co tylko miało wartość i co wypracowały przynajmniej trzy pokolenia Polaków, trzeba było rzekomo natychmiast sprywatyzować, lub zlikwidować miała być druga JAPONIA

Prywatyzacja stała się dziś w Polsce synonimem prywaty, a bogacili się tylko ci, co byli przy żłobie. Grupka cwaniaków i oszustów zarobiła na prywatyzacji i wyprzedaży majątku narodowego miliony dolarów, które schowali do własnych kieszeni albo wyeksportowali za granicę. A społeczeństwo i państwo wpędzili w nędzę. Polacy prywatyzację krytycznie oceniają za bezmyślna szkodliwa wręcz zbrodniczą.. Prezydent Wałęsa, obiecując każdemu 100 milionów starych złotych. Nikt nigdy nie dokonał wyceny polskiego majątku narodowego, nie określił, co ma być prywatyzowane, nie stworzył żadnego planu prywatyzacji. Przez całe lata nikt nie liczył, co zostało sprzedane i za ile. Pod koniec lat 2008 zrobiono plan-były to resztki, co pozostały. Smaczne kaski zostały sprzedane przez kolejnych ministrów skarbu. Mam pytanie, kto rządził Polską czy grupa kolesiów czy nieudaczników, albo cwanych pozbawionych wszelkich skrupułów cwaniaków. W początkowej fazie pan Balcerowicz Bilecki – uznanych za autorytety przez międzynarodowe instytucje. Szanowni rządzący sprzedaliście Polskę panowie, z wyrachowania!??

PRL to jedyny okres gdzie chłop i robotnik poznał swoja wartosc, Pierwszy raz dostali przepustkę do normalności-Po 45 latach, gdy dorastało trzecie pokolenie inteligencji pochodzenia chłopskiego i robotniczego-było niecierpliwe, posłuchano wodzów Solidarności oraz kleru, który stracił władze nad władzą w 1945r.

Rozwalono wg prawicy totalitarny ten ustrój, A było go tylko modernizowac, Były wszystkie gałęzie przemysłu, funkcjonowało rolnictwo, Była armia, która zabezpiecza nasza granice. W PRL nie było do pomyślenia ze jednym samolotem pole leci całe dowództwo WP. ,Energetyka sprzedana, monopol spirytusowy i tytoniowy sprzedany, Przemysł włókienniczy zniszczony, stocznie padły, cementownie w obcych rekach.Przemysł farmaceutyczny sprzedany huty sprzedane, Wojsko rozwalone, Gierek z Jaruzelskim zrobili dług 60 miliardów -nawet gdyby oddano 100% to obecnie za 20 lat III RP dumnie zwana demokratyczna zrobiła 256 miliardów, DOLARÓW Obecnie dobijaj resztki gospodarki, Sprzedają resztówki. Czyli nasze kurorty Wałbrzych wracają wam biedaszyby jak za II RP.

Program prywatyzacji na lata 2008-2011

Priorytety Planu Prywatyzacji

Przygotowany przez Ministerstwo Skarbu Państwa i przyjęty przez Radę Ministrów w kwietniu 2008 r. (zaktualizowany 10 lutego 2009 r.) Plan prywatyzacji na lata 2008-2014 zakłada prywatyzację 802 spółek i jest realizowany od półtora roku. W związku z rządową decyzją przyspieszenia prywatyzacji MSP opracowało aktualizację 4-letniego programu obejmującą najbliższe 1,5 roku, w której wyselekcjonowano 54 kluczowe spółki do prywatyzacji w latach 2009-2010: 15 do końca bieżącego roku i 39 w roku 2010.

Najważniejsze projekty zawarte w ofercie prywatyzacyjnej to:

Sektor energetyczny Enea S.A. Jest właścicielem Elektrowni Kozienice, największej w Polsce pod względem wielkości mocy elektrowni opalanej węglem kamiennym, oraz spółki Enea Operator, sieci dystrybucyjnej obejmującej ok. 20% kraju. Od listopada 2008 r. jest notowana na GPW. MSP posiada 76,48% akcji, z których w 2009 r. zamierza sprzedać 67,05% w trybie negocjacji. 27 VII 2009 r. MSP opublikowało zaproszenie do negocjacji z terminem składania ofert do 14 VIII 2009 r. PGE Polska Grupa Energetyczna S.A. Jest spółką dominującą największej energetycznej grupy kapitałowej w Polsce i jednej z największych w Europie Śr.-Wsch. Do Skarbu Państwa należy 100% udziałów, z których do 10% zostanie sprzedane w 2010 r. w kilku transzach na GPW, po wprowadzeniu akcji PGE do publicznego obrotu na GPW w 2009 r. Obecnie trwają przygotowania do debiutu giełdowego

. Tauron Polska Energia S.A. Tworzony przez 92 firm jest drugim pod względem wielkości producentem energii elektrycznej w Polsce. Skarb Państwa posiada 100% akcji, z których w 2010 r. zamierza sprzedać część akcji (do poziomu pozwalającego zachować władztwo korporacyjne Skarbu Państwa w spółce) w pierwszej ofercie publicznej na GPW lub w trybie negocjacji podjętych na podstawie publicznego zaproszenia. Energa S.A. Zarządza grupą kapitałową 44 spółek. 100% Akcji należy do Skarbu Państwa, który w 2010 r. zamierza sprzedać 85% udziałów w trybie negocjacji podjętych na podstawie publicznego zaproszenia. Zespół Elektrowni Pątnów Adamów Konin S.A. Jest drugim, co do wielkości polskim producentem energii elektrycznej otrzymywanej z węgla brunatnego. Prywatyzacja jest planowana przez sprzedaż w 2010 r. w trybie negocjacji całego posiadanego przez Skarb Państwa pakietu 50% udziałów, przy rozważanej łącznej sprzedaży z akcjami kopalni węgla brunatnego Adamów i Konin. Pozostałe spółki planowane do sprzedaży w 2009 r. to

Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Legnicy S.A., Elektrociepłownia Zabrze S.A., Nadwiślańska Spółka Energetyczna S.A. i Zespół Elektrociepłowni Bytom S.A. (negocjacje podjętych na podstawie publicznego zaproszenia). W planie prywatyzacji przewidziana jest również prywatyzacja 12 innych spółek sektora.

Sektor chemiczny i tworzyw sztucznych oraz kopalnie surowców chemicznych

Do prywatyzacji w 2009 r. przeznaczone są spółki Wielkiej Syntezy Chemicznej tworzące tzw. I Grupę Chemiczną: Ciech S.A., Zakłady Azotowe Kędzierzyn S.A. i Zakłady Azotowe w Tarnowie Mościcach. Skarb Państwa posiada w spółce Ciech 36,68% oraz (wraz z Naftą Polską S.A.) 86,28% w ZA Kędzierzyn i 52,56% w ZA Tarnów. Do sprzedaży przeznaczone jest odpowiednio 36,68%, 85% i 52,15% akcji tych spółek. Prywatyzacja grupy nastąpi w 2009 r. w trybie negocjacji prowadzonych przez Naftę Polską S.A. na podstawie porozumienia ze Skarbem Państwa. 26 VI 2009 r. Nafta Polska opublikowała zaproszenie do negocjacji z terminem składania pisemnych odpowiedzi do 15 IX 2009 r. W 2010 r. planowana jest sprzedaż w trybie negocjacji dwóch innych spółek Wielkiej Syntezy Chemicznej, Zakładów Azotowych Puławy S.A. (50,12% z należących do Skarbu Państwa 50,70%) i Zakładów Chemicznych Police S.A. (59,23% z 59,41%). Planowana jest również sprzedaż w trybie negocjacji 85% ze 100% w spółkach Azoty-Adipol S.A. i Kopalnie i Zakłady Chemiczne Siarki „Siarkopol” S.A. w Grzybowie. Do 2011 r. zostanie sprzedane jeszcze 13 spółek z tych sektorów.

Instytucje finansowe Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie S.A., w której Skarb Państwa posiada 98,82%, zostanie sprywatyzowana w 2009 r. Obecnie weryfikowane są oferty wstępne inwestorów. W 2010 r. planowana jest sprzedaż 0,9% udziałów Skarbu Państwa

Pekao S.A., 1,93% w banku BZ WBK S.A., 3,68% w BPH S.A. i 2,49% w BH w Warszawie S.A. (najprawdopodobniej na rynku regulowanym). Na liście projektów prywatyzacyjnych na lata 2009-2010 jest także bank PKO BP S.A., w którym Skarb Państwa posiada 51,49%. W ramach planu ekspansji bank wyemituje nowe akcje w celu zwiększenia kapitału zakładowego. Do 2011 r. MSP planuje również prywatyzację 4 innych instytucji finansowych.

Kopalnie węgla kamiennego, otoczenie górnictwa i

koksownictwo Lubelski Węgiel Bogdanka S.A., jedna z największych w Polsce kopalń węgla kamiennego, 25 VI 2009 r. zadebiutowała na GPW w Warszawie. Po ofercie publicznej Skarb Państwa zachował większościowy pakiet. Po zarejestrowaniu podwyższenia kapitału zakładowego spółki udział Skarbu Państwa wyniesie 65,50%, z których 55,97% zostanie sprzedane w 2010 r. na rynku regulowanym lub w trybie negocjacji. Do sprywatyzowania w 2010 r. przeznaczone są też Kopalnia Węgla Brunatnego Konin S.A. i Kopalnia Węgla Brunatnego Adamów S.A., w których MSP zamierza w trybie negocjacji sprzedać 85% ze 100%. Do 2011 r. MSP planuje prywatyzację kolejnych 8 spółek z tych sektorów.

Sektor Farmaceutyczny

W 2010 r. planowana jest sprzedaż w drodze przetargu publicznego 41,65% z 49,00% akcji spółki

Cefarm-Rzeszów S.A. oraz prywatyzacja

Tarchomińskich Zakładów Farmaceutycznych Polfa S.A. (16,71%),

Pabianickich Zakładów Farmaceutycznych Polfa S.A. (5,04%) i Warszawskich Zakładów Farmaceutycznych Polfa S.A. (5,14%) a także 5 innych spółek z sektora farmaceutycznego.

Sektor naftowy W 2010 r. Skarb Państwa planuje sprzedaż części swoich udziałów w Grupie Lotos S.A., w której posiada 63,97% akcji (z zachowaniem pakietu kontrolnego) i w OBR Przemysłu Rafineryjnego S.A. w trybie negocjacji 85% ze 100%. Do 2011 r. zostaną sprywatyzowane 2 inne rafinerie.

Hutnictwo żelaza, stali i metali nieżelaznych oraz surowce skalne Do sprzedaży w 2009 r. na rynku regulowanym przeznaczono 4,52% udział Skarbu Państwa w Grupie Kęty S.A. W 2010 r. planowana jest sprzedaż do 10% udziałów w KGHM Polska Miedź S.A. (z zachowaniem kontroli nad spółką) i 85% ze 100% w spółkach Centrozłom Wrocław S.A. (negocjacje) i Zakłady Górniczo-Hutnicze Bolesław S.A. (sprzedaż na rynku regulowanym). Do 2011 r. nastąpi prywatyzacja 19 innych spółek z tych sektorów, w tym 7 hut.

Sektor obronny W 2010 r. planowana jest sprzedaż całego udziału Skarbu Państwa w Hucie Stalowa Wola S.A. (56,82%, w trybie negocjacji) oraz 85% ze 100% w Zakładach Tworzyw Sztucznych „Gamrat” S.A. (negocjacje, do 15 IX 2009 r. składanie ofert wstępnych). W latach 2009-2010 Skarb Państwa planuje prywatyzację całego posiadanego udziału w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Kalisz” S.A. (53,94%, negocjacje). Do 2011 r. planowana jest prywatyzacja innych 27 spółek sektora obronnego. Budownictwo, przemysł budowlany i ceramika W 2009 r. Skarb Państwa sprzeda 2,12% udziałów w spółce Cersanit S.A. i 3,50% w spółce Elektrobudowa S.A. Do 2011 r. sprywatyzuje ok. 39 innych spółek z tych sektorów.

. Przedsiębiorstwa handlowe i agencje przedsiębiorczości W 2009 r. planowana jest sprzedaż na rynku regulowanym 3,21% udziałów w spółce Kopex S.A. W 2010 r. Skarb Państwa sprzeda w trybie odpowiedzi na wezwanie poprzedzone negocjacjami cały pakiet 55,07% w spółce Ruch S.A., największym w Polsce dystrybutorze prasy i jednym z największych dystrybutorów artykułów FMCG, a także w przetargu publicznym 85% ze 100% w spółce Towarzystwo Obrotu Nieruchomościami Agro S.A. oraz Intraco S.A. MSP planuje też sprzedaż całego udziału w spółce Nadwiślańska Spółka Mieszkaniowa Sp. z o.o. (96,47%, negocjacje). Do 2011 r. zostanie również sprzedanych 15 przedsiębiorstw handlowych i 12 agencji przedsiębiorczości.

Przemysł drzewny, papierniczy i meblowy Do prywatyzacji w 2009 r. przeznaczono udziały w Mondi Packaging Paper Świecie S.A. (5%, sprzedaż na rynku regulowanym) i Fabrykę „Sklejka-Pisz” S.A. (85% ze 100% w trybie negocjacji). Do 2011 r. nastąpi prywatyzacja kolejnych 12 spółek z tych sektorów, w tym 3 fabryk mebli.

Turystyka W 2009 r. nastąpi prywatyzacja spółek Gliwicka Agencja Turystyczna S.A. (100% w trybie aukcji) i Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Usług Turystycznych Sp. z o.o. (85% ze 100% w trybie negocjacji). 4-letni program prywatyzacji zakłada również prywatyzację 11 innych spółek turystycznych.

Przemysł maszynowy i metalowy W 2010 r. Skarb Państwa zamierza zbyć w trybie negocjacji 85% ze 100% w spółce Remag S.A. Dla spółki Zakłady Górniczo-Metalowe Zębiec” S.A. rozważane są różne tryby prywatyzacji. Do 2011 r. planowana jest prywatyzacja 48 spółek przemysłu maszynowego i 11 metalowego.

Przemysł spożywczy, cukrowniczy, mięsny i spirytusowy oraz otoczenie rolnictwa W 2010 r. Skarb Państwa planuje prywatyzację spółki Warszawski Rolno-Spożywczy Rynek Hurtowy S.A. (59,32%), dla której, obok Fabryki Osłonek Białkowych „Fabios S.A., rozważane są różne tryby. Do 2011 r. zostanie sprywatyzowanych 46 innych spółek z tych sektorów, w tym 7 Polmosów.

Transport i przemysł środków transportu Na liście projektów prywatyzacyjnych MSP znajdują się Polskie Linie Lotnicze LOT S.A., w których Skarb Państwa posiada 67,97%. W 4-letnim programie prywatyzacji planowana jest sprzedaż 112 innych spółek sektora, w tym 85 Przedsiębiorstw Komunikacji Samochodowej.

Pozostałe sektory W 2009 r. Skarb Państwa planuje sprzedaż udziałów w

Telekomunikacji Polskiej S.A. (1,04% z posiadanych 4,15%, na rynku regulowanym). W 2010 r. zostanie sprzedana pozostałe 3,11% udziałów. Do 2011 r. zostaną sprzedane udziały Skarbu Państwa w 3 innych spółkach telekomunikacyjnych. W 2010 r. Skarb Państwa zamierza sprzedać w trybie negocjacji 85% w spółkach

Polska Żegluga Bałtycka S.A. (i do 2011 r. 9 innych spółek z tego sektora), Zakłady Graficzne Dom Słowa Polskiego S.A. (oraz do 2011 r. 18 wydawnictw i spółek poligraficznych),

Zespół Uzdrowisk Kłodzkich S.A. (i 11 innych uzdrowisk do 2010 r.) oraz Lubuskie Zakłady Aparatów Elektrycznych Lumel S.A. (oraz do 2011 r. 16 innych spółek sektora elektronicznego i elektrotechnicznego). Spółka Dipservice w Warszawie S.A. zostanie sprzedana w przetargu publicznym (85% ze 100%). Planowana jest także prywatyzacja

Mennicy Polskiej S.A. poprzez sprzedaż całości 31,64% udziału Skarbu Państwa na rynku regulowanym. Plan Prywatyzacji 2008-11 przewiduje ponadto w tym okresie prywatyzację 6 spółek sektora stoczniowego, 16 z sektora hodowli i upraw, 22 z sektora odzieżowego, 27 jednostek usługowych, 28 spółek z programu NFI a także ok .100 innych, nie wymienionych powyżej udziałów resztówkowych..

Czy Polska jeszcze ma cos do utylizacji

Władze sprzedały amerykańskim koncernom gazłupkowy za bezcen

Polskie władze przyznają licencje koncernom, które planują odwierty w rejonach występowania gazu łupkowego, po stawkach o wiele niższych niż te obowiązujące na świecie – alarmuje Gazeta Finansowa. Niedawno dziennikarze RMF FM dotarli do umów licencyjnych jednego z takich przedsiębiorstw. Wynika z nich, że Polska dostanie w postaci opłaty licencyjnej góra 1 proc. przychodu z wydobycia gazu. Dla porównania w USA stawki te wynoszą 20 proc. Nawet przedstawiciele firm wydobywczych przyznają, że stawki te są bardzo niskie. W rozmowie z The Times jeden z nich podkreślił, że warunki finansowe w Polsce są wręcz najkorzystniejsze na świecie.

Nie mamy banków

Innym przykładem wyprzedaży za półdarmo państwowego majątku jest prywatyzacja sektora bankowego, która rozpoczęła się już w 1991 roku. Zagranicznych właścicieli znalazły prawie wszystkie banki komercyjne, częściowo sprywatyzowany jest też PKO BP. To wszystko spowodowało, że zagraniczny sektor bankowy opanował około 80 proc. rynku. Dla przykładu w Niemczech, Francji czy Włoszech udział zagranicznych banków w rynku jest symboliczny, wynosi co najwyżej około 10 procent. W dodatku zrobili to bardzo tanio, bo trudno za dobry interes uznać 6,5 mld zł, jakie Włosi z UniCredit zapłacili za Pekao SA, albo nieco ponad 2 mld zł, które za BZ WBK zapłacili Irlandczycy z AIB – wartość tych banków była kilka razy wyższa.
Z kolei za 30 proc. akcji PZU Eureko i BiG Bank Gdański zapłaciły ponad 3 mld zł, choć grupa była warta wtedy co najmniej 30-50 mld złotych. Minister Emil Wąsacz wybrał wówczas inwestora bez zgody rządu i w atmosferze skandalu został zdymisjonowany. Kulisy tej prywatyzacji odsłoniła sejmowa komisja śledcza, a Wąsacza postawiono przed Trybunałem Stanu (także za sprzedaż Domów Towarowych Centrum po zaniżonej cenie).

Friedman ostrzegał

Skandalicznie prowadzona prywatyzacja przyniosła Polakom upadek całych gałęzi przemysłu, gigantyczne bezrobocie, spadek poziomu życia. W roku 1990 stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 6,5 proc., a bez pracy było 1,1 mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2 proc. (2,1 mln), a w 1994 – 16,4 proc. (2,9 mln). W pierwszych latach prywatyzacji mieliśmy także do czynienia z drastycznym spadkiem PKB – w 1994 r. był on niższy o kilkadziesiąt procent niż w 1989 roku.
Przed skutkami takiej polityki prywatyzacyjnej przestrzegał Polaków jeszcze w 1990 r. prof. Milton Friedman, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla. Apelował, abyśmy nie popełniali błędu w postaci sprzedaży polskich firm cudzoziemcom, bo sprzedamy je “niemal za nic” i nic na tym nie zyskamy. - Pamiętajcie jedno: cudzoziemcy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, ale po to, by pomóc sobie – mówił Friedman w wywiadzie dla “Res Publiki”.
Stoczniowy biznes Tuska i Grada
Ogromnym skandalem okazała się w ostatnich latach prywatyzacja przemysłu stoczniowego. Rząd Donalda Tuska nie chciał obronić stoczni przed decyzjami Komisji Europejskiej o zwrocie pomocy publicznej, co skazywało je na upadek. W tym samym czasie Niemcy hojnie dotowali swoje stocznie (ponad 300 mln euro) i ani myśleli przejmować się groźbami Brukseli. Tymczasem u nas zgodzono się na bankructwo stoczni, a minister Aleksander Grad gorączkowo szukał dla nich inwestora i “znalazł go” tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Stocznie miał kupić tajemniczy inwestor z Kataru, którego jednak nikt nigdy nie zobaczył.
Taki obrót sprawy był na rękę rządzącym. Stocznie, zwłaszcza ta w Gdańsku, były symbolem zwycięstwa “Solidarności”, jedności narodowej i oporu społecznego, także w III RP. Doprowadzając do zniszczenia wielkie zakłady stoczniowe zatrudniające tysiące ludzi, władze likwidowały także potencjalne ogniska sprzeciwu wobec polityki rządu.

Oszukani Polacy

Polska prywatyzacja jest pełna afer. I słusznie większości Polaków kojarzy się ze złodziejstwem. Dopiero po latach dowiadujemy się o roli różnego typu lobbystów w rodzaju Marka D. [Dochnala - admin], Gromosława C. [Czempińskiego - admin] czy ludzi z holdingu Jana Kulczyka zaangażowanych przy prywatyzacji TP SA.
Za sztandarowy przykład aferalnej prywatyzacji trzeba uznać Program Powszechnej Prywatyzacji z połowy lat 90., który miał z milionów Polaków uczynić właścicieli. Jego pomysłodawcą był minister Janusz Lewandowski, a realizacją zajął się Wiesław Kaczmarek. Program zakończył się klapą, Narodowe Fundusze Inwestycyjne (NFI) zarządzające ponad 500 firmami po kolei bankrutowały, wyprzedając za grosze wiele przedsiębiorstw. Polacy nie zyskali nic, ci, którzy w odpowiednim czasie sprzedali swoje świadectwo udziałowe (trzeba było za nie zapłacić 20 zł), mogli dostać za nie najwyżej 100 zł, a NFI nazwano najdroższą porażką III RP. Pieniądze zarobiła na tym grupa biznesmenów i polityków, często uciekających się do korupcji i innych przestępczych działań.
Historia wyprzedaży polskiego majątku narodowego po 1989 r. poraża skalą celowego niszczenia dobra, które mogło służyć ludziom. Zakłady zaorano, pracownicy poszli na bruk. Winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności.

Reasumując to nie PZPR zniszczył Polskę to prawica z pod znaku przywódców SOLIDURNOSCI którzy dopchali sie do koryta.
Zgłoś
Avatar
bloodwar 2013-12-26, 14:55
Demokracja polega na tym, że odsuwa się od władzy złych i nieudolnych a wynosi na piedastały mądrych, uczciwych i kompetentnych. Więc tylko i wyłącznie do SIEBIE i sobie podobnych lemingów można mieć wyrzuty, że od ponad 20 lat co wybory wybieramy te same mordy i te same mordy przepychają się przy korycie, do SIEBIE możemy mieć tylko wyrzuty, że po 20 latach nieudolnej pseudokracji nie potrafiliśmy wymyślić innego systemu władzy niż taki, w którym trzech profesorów uniwersytetów ma taki sam wpływ na politykę i kraj jak trzech bezrobotnych patoli spod budki z piwem.
Zgłoś
Avatar
satan696 2013-12-26, 15:11
@bloodwar ok ustanawiamy ze 3 profesorów ma dużo większa "moc wyborcza" niż bezrobotni.... co się dzieje ? Ktoś rzuca szatański pomysł ze profesorowie to lewaki i komuniści(onr tak lubiło mówić za 2 rp usprawiedliwiając ataki na nauczycieli) i wracamy do punktu wyjścia.
Zgłoś
Avatar
bloodwar 2013-12-26, 15:36
To był tylko przykład, a nie mądrzej by było np. jakby PRZED wyborami robiono szybki test ze znajomości programów partii (wszystkich, nie tylko tej która nam się "podoba") i odpowiednio do ilości punktów dostawało by się głos o danej "sile" - wynik ponad 80 punktów dawałby 10 głosów, poniżej 70 - 5 głosów, poniżej 50 - 1 głos. I tak jak na maturze - poniżej pewnej wartości "test" byłby niezdany a obywatel nie miałby prawa głosu do czas następnych wyborów i ewentualnego przmyślenia swoich braków w wiedzy o otaczającej go rzeczywistości. Taki test byłby o tyle sprawiedliwy, że nawet 12-15 latek o odpowiedniej wiedzy o kraju mógłby głosować (propozycja obniżenia wieku żeby poszerzyć dostęp dla 16 sto latków - "młodych ale zaangażowanych w życie kraju" - już się kiedyś pojawiła i została zmiażdzona właśnie dlatego, że 80% gimbazy w wieku 16 lat to mentalne debile na poziomie ameby (co nie oznacza niestety tego, że w dniu 18stych urodzin przechodzą magiczną transformację i stają się inteligentnymi i świadomymi obywatelami Kiedyś przeprowadzenie takiego testu to byłby biurokratyczny horror i byłoby nierealne, teraz - w dobie internetu i komputerow - trwałoby 20-30 minut, każdy mógłby je zrobić w real-time (żeby nikt nikogo nie posądzał, że manipuluje się testem, że ludzie znają odpowiedzi przed innymi) i mógłby to robić np. przez komórkę jadąc tramwajem, w pracy, w szkole a bezstronny komputer sam wydawałby osąd kto jest lemingiem, kto planktonem a kto zaangażowanym politologiem i partią mającą najlepszy wpływ na kraj. Albo tak jak w Szwajcarii - KAŻDA ustawa pod osąd ludzi, dostanie 51% głosów - przechodzi, nie to nie, nie wraca się do tematu. Wszystko jest lepsze niż obiecanki-cacanki parę miesięcy przed wyborami a potem 4 lata ciszy i chowania głowy w piasek wiedząc, że obywatele nie mają ŻADNEJ możliwości żeby ich do czagokolwiek zmusić. A potem zmiana nazwy partii/lidera, kilka zmian kadrowych, nowych obiecanek i znowu 4 lata beztroski...
Zgłoś
Avatar
RockyWood 2013-12-26, 16:32 4
...z tym że ta prawdziwa prawica (z którą takie np PiS nie ma nic wspólnego) NIGDY nie rządziła w Polsce. Nigdy.
Zgłoś
Avatar
satan696 2013-12-26, 17:41 1
Mamy w kraju organizacje(RN) które mają cele nieczyste i one udają że są anty-rządowe a tak serio to podstawiona opozycja by nie pojawiła się prawdziwa opozycja. Ot cały myk. Wpierw trzeba pozbyć się fałszywej opozycji by móc coś kombinować.
Zgłoś
Avatar
Blezzer 2013-12-26, 19:20 1
Tak jak pisze RockyWood. W Polsce nigdy nie rządziła gospodarcza prawica.
Zgłoś
Avatar
Strikerr 2013-12-26, 19:26
To smutne.
Zgłoś
Avatar
Kantinflas 2013-12-26, 20:28
Demokratyczne wybory to cos najgorszego co moze sie przytrafic panstwu. Statystycznie wiekszosc stanowia ludzie ze tak powiem "malo inteligentni", wiec skoro wiekszosc wybiera, to niestety ale rzadzic bedzie banda zlodzieji i debili, bo oni najwiecej naklamali, w co oczywiscie uwierzyla kolejna banda debili, no i mamy co mamy.
Zgłoś
Avatar
F................m 2013-12-27, 9:40
Prawo wyborcze trzeba ograniczyć, ale nie wobec cenzusu wykształcenia, tylko bardzo prostego i przejrzystego - cenzusu pracy. Prawo wyborcze powinny mieć wyłącznie osoby zatrudnione ukończywsze 21 rok życia (tak, podnosimy) i nie korzystające z pomocy społecznej. Automatycznie odpadł by problem emerytów (bo nie pracują), duża część zdebilałej młodzieży (która też nie pracuje), lumpy biorące zasiłek itd.
Zgłoś
Avatar
Ork.Fajny 2013-12-27, 10:53
Jak zwykle autor przedstawia swoją wizje historii która ma tyle wspólnego z prawdą co nic...
Prywatyzacja zaczęła się już pod koniec lat 80tych w postaci reformy Wilczka który był komunistom i polegała na tym że komuniści kradli( "kupowali" ) co mogli bo byli jedyną grupą z pieniędzmi w kraju oraz znali treści reform zanim weszły one w życie.
Te wszystkie następstwa, w postaci Balcerowicza, Wałęsy aka. Bolka i innych wychowanków tychże komunistów którzy oddali im dobrowolnie władzę, teraz zasiadają w sejmie, radach nadzorczych, fotelach kierowniczych, to już tylko skutek a nie przyczyna problemu...
Ale po co diagnozować problem od początku, no nie? W końcu tobie nie zależy na tym kraju i ludziach, tobie zależy żeby dopierdolić rzekomym kapitalistom...

PS. Śmiesznie się czyta kiedy pierwszy długi akapit o cwaniaczkach bruździ na komunistów a zaraz po tym ich wysławia pod niebiosa za ratowanie warstwy chłopskiej i robotniczej...
Równie śmieszne jest to że ci np. dzieci tych chłopów których po roku 45tym zabijano na terenie Polskim bo nie chcieli oddać swoją ziemię pod kolektywizację, mają jakikolwiek powód aby być zadowoleni z PRLu...
Zgłoś
Avatar
c................0 2013-12-27, 11:20
Ork.Fajny napisał/a:


Równie śmieszne jest to że ci np. dzieci tych chłopów których po roku 45tym zabijano na terenie Polskim bo nie chcieli oddać swoją ziemię pod kolektywizację, mają jakikolwiek powód aby być zadowoleni z PRLu...


A jeszcze smieiszniejsze jest to że ci wspaniali bohaterowie wyklęci zabijali tych chłopów co przystapili do kolektywizacji ziem. Ciezki był zywot chlopa po 45 roku
A Ork jak zwykle odciety od rzeczywistosci bedzie wmawial iz to wszystko ta cala prywatyzacja miala na celu poprawe buty w Polsce i ze teraz mamy raj na ziemi tzw. Tuskowa zielona wyspe

Ork.Fajny napisał/a:

Jak zwykle autor przedstawia swoją wizje historii która ma tyle wspólnego z prawdą co nic...

Te wszystkie następstwa, w postaci Balcerowicza, Wałęsy aka. Bolka i innych wychowanków tychże komunistów którzy oddali im dobrowolnie władzę, teraz zasiadają w sejmie, radach nadzorczych, fotelach kierowniczych, to już tylko skutek a nie przyczyna problemu...
Ale po co diagnozować problem od początku, no nie? W końcu tobie nie zależy na tym kraju i ludziach, tobie zależy żeby dopierdolić rzekomym kapitalistom...


Piszesz problemu masz racje cala ta prywatyzacja jest jednym wielkim problemem. Wreszcie zaczynasz myslec. Tylko tu trzeba znowu wysylic mozgownice i pomyslec kto doprowadzil do tej sytuacji? Czy to wladza ludowa w latach 80 chodzila po ulicach krzyczac "precz z komuna?" czy tez solidurnosc pod rozkazami prawicowych oszolomow chcacych jak najszybciej sie dorobic i dojsc do wladzy zeby kreowac kraj na swoja chora wizje czego skutki mamy dzisiaj?

Początków procesu prywatyzacji szukać należy jeszcze w okresie PRL. Lata 80-te były dla polskiej gospodarki wyjątkowo ciężkie. Kryzys, który rozpoczął się jeszcze w końcowych latach 70-tych i stał się jedną z przyczyn powstania „Solidarności” i wydarzeń z nią związanych, został co prawda w jakimś stopniu ograniczony podczas stanu wojennego, stabilizacja ta była jednak krucha. Wyniki gospodarcze kraju ciągle były słabe, a niektóre wskaźniki były niższe niż w końcówce lat 70-tych.
Szukając wyjścia z tej trudnej sytuacji władze PRL zaczęły szukać rozwiązań w liberalizowaniu gospodarki. Wiązało się to na pewno z faktem że takie rozwiązania były coraz popularniejsze wśród ekspertów gospodarczych, którzy doradzali poszczególnym rządom. Ten kierunek, który można nazwać „prorynkowym” czy liberalnym (choć nie koniecznie artykułowany wprost) dominował zresztą także wśród doradców ekonomicznych „Solidarności”, jeżeli nie był wśród nich silniejszy[3]. Później znaczenie miały też na pewno przemiany zainicjowane w ZSRR przez Michaiła Gorbaczowa zwane „pierestrojką”, które z pewnością inspirowały część rządzącej ekipy.
Już w 1981 roku PZPR zainicjowała reformę pod hasłem: „samorządność, samodzielność, samofinansowanie”, która rozmiękczała gospodarkę planową. Miała ona na celu likwidację planowania dyrektywnego i branżowo-gałęziowej struktury zarządzania gospodarką. Umożliwiała poszczególnym przedsiębiorstwom różnicowanie warunków płacy w zależności od efektów ekonomicznych. Reforma miała zminimalizować wpływ organów administracji gospodarczej i ministerstw branżowych na przedsiębiorstwa, uwolnić przedsiębiorstwa od związków z innymi przedsiębiorstwami, czy umożliwić im odchudzenie ich infrastruktury socjalnej. Przygotowywała ona więc grunt pod przyszłą restaurację własności prywatnej. Wszystkie te posunięcia były konsultowane z ekspertami „Solidarności”. Kierunek na urynkowienie i likwidację rozwiązań egalitarnych był wśród „ekspertów” w zasadzie poza dyskusją, co pogłębiało się w miarę upływu czasu.
Unikano jednak, przynajmniej w oficjalnych wypowiedziach, mówienia o restauracji prywatnej własności środków produkcji. Pod koniec lat 80-tych eksperci „Solidarności” zarzucali nawet PZPR, że blokuje urynkowienie gospodarki. Także w książkach ekonomistów związanych z PZPR broniono ogólnonarodowej własności środków produkcji.
Taki stan rzeczy powodował oczywiście opór wśród części społeczeństwa, broniono głównie egalitarnych rozwiązań płacowych. Narodziła się pewnego rodzaju koalicja między działaczami OPZZ i częścią administracji gospodarczej, która intuicyjnie dążyła do powrotu stanu z sprzed reformy. Stopniowo odradzały się niektóre praktyki sprzed reformy.
Mimo to faktyczny proces prywatyzacji postępował (prywatyzacja w ujęciu ekonomiczno-socjologicznym a nie prawnym). Jeszcze przed 1989 rokiem powstawały liczne spółki między osobami prywatnymi i przedsiębiorstwami uspołecznionymi (według oficjalnych danych 1593). W roku 1989 powstało, według różnych danych, od 3457 (NIK) do nawet ponad 12 tys. takich spółek. Spółki prawa handlowego z udziałem przedsiębiorstw państwowych istniały aż w 175 spośród 1700 największych przedsiębiorstw sektora państwowego. Choć proces prywatyzacji nie rozpoczął się jeszcze oficjalnie, jak widać faktycznie miał się dobrze. Spółki te często były nazywane „nomenklaturowymi”, a sam proces nazwano „uwłaszczenia nomenklatury”. Że nie ma w tych stwierdzeniach przesady pokazują następujące dane: do spółek tych należało 1000 dyrektorów, wicedyrektorów, kierowników zakładów i głównych księgowych, 580 prezesów spółdzielni, 9 wojewodów, 57 prezydentów i naczelników miast, a także 80 działaczy partii politycznych i związków zawodowych. Spółki te nie prowadziły w praktyce prawie żadnej pożytecznej działalności, należy uznać za Jackiem Tittenbrunem jednym z największych, jeżeli nie największym, znawców meandrów polskiej prywatyzacji, że rola ich sprowadzała się głównie do akumulacji pierwotnej[4]. Nieuregulowanie kwestii wyceny przekazywanego majątku sprawiała że jego cena była najczęściej zaniżona, za podstawę wyceny przyjmowano zazwyczaj tylko jego wartość księgową pomijając np. wartość przedsiębiorstwa jako określonej materialnej całości. Umożliwiało to przejmowanie państwowych zakładów praktycznie za bezcen.
Ta żywiołowa „nomenklaturowa” prywatyzacja stworzyła jednak potrzebę jej prawnego unormowania. W pewnym więc sensie była oprócz politycznych decyzji nowych władz jednym z najsilniejszych czynników umożliwiających restaurację kapitalizmu. Tworzyła ona z warstwy „menedżerskiej” w państwowych przedsiębiorstwach parakapitalistów, którzy pragnęli stać się już kapitalistami oficjalnymi, a do tego potrzebowali prawnego unormowania kwestii własności przejmowanych przez siebie przedsiębiorstw. Stali się oni więc jedną z bardziej świadomych swoich, już klasowych, interesów grup w ówczesnej Polsce.
Z kolei uchwalona 23 grudnia 1988 roku, przez rząd Mieczysława Rakowskiego, ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, dawała „prywatnej przedsiębiorczości” taką wolność że Centrum im. Adama Smitha zastanawiała sie ostatnio czy jej nie przywrócić. Miała więc duże znaczenie dla zwiększenia udziału prywatnych przedsiębiorstw w całości gospodarki.

Na całego

Było to wszystko jednak tylko preludium tego co działo się w latach 90-tych. We wrześniu 1989 roku powstaje pierwszy „solidarnościowy” rząd Tadeusza Mazowieckiego, który postawił sobie za cel, choć może nie artykułowano tego na samym początku wprost, wprowadzenie w Polsce kapitalizmu. Do tego niezbędna była prywatyzacja. O tym że nowy rząd był świadomy swoich celów i wiedział co robi świadczy choćby wypowiedź Jacka Rostowskiego (w latach 1989 – 91 doradca ministra finansów) z stycznia 1990 roku, który zapytany czy umowy okrągło stołowe nie krępowały poczynań rządu odpowiedział: „Oczywiście. I chodziło tu głównie o odejście od tych umów”. Z kolei Waldemar Kuczyński, najbliższy współpracownik i szef zespołu doradców Tadeusza Mazowieckiego, potem minister przekształceń własnościowych w 1998 roku tak wspominał przyczyny wyboru na stanowisko ministra finansów Leszka Balcerowicza: „Szukaliśmy człowieka do zdefiniowanej wcześniej koncepcji. Uważałem receptę liberalną za najwłaściwszą, żadnych eksperymentów i trzecich dróg, tylko korzystanie ze sprawdzonych wzorów. Balcerowicz nie miał jakiejś tajemnej, niedostępnej innym wiedzy. Miał za to cenną cechę, ośli upór”[5]. Wybrano więc kapitalizm w jego najostrzejszej neoliberalnej formie.
Nowa ekipa szybko zabrała się do roboty. Wprowadzono szereg niekorzystnych dla przedsiębiorstw państwowych rozwiązań. Przede wszystkim musiały one oprócz podatku obrotowego i dochodowego płacić podatek od wartości majątku trwałego, myląco nazwany dywidendą. Często okazywał się on zabójczy, bo płatny, w tej samej wysokości przy malejących obrotach i dochodach. Te musiały maleć biorąc pod uwagę inne posunięcia rządu. Przede wszystkim zniesiono regulację cen większości towarów (wcześniej rząd Rakowskiego zniósł ją dla żywności), co spowodowało drożyznę. O 400% podniesiono ceny wszystkich nośników energii, bardzo znacznie podniesiono także oprocentowanie kredytów w 1991 roku wynosiło ono już 120%! Spowodowało to oczywiście Gigantyczną inflację, którą rząd zamierzał zwalczać ograniczając popyt. Podstawowym środkiem jego ograniczania stał się podatek od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń, zwany „popiwkiem”. Szybko kurczył się więc rynek wewnętrzny, zewnętrzny został z kolei drastycznie ograniczany utratom rynków byłej RWPG. Tak w obrazowy sposób opisuje tamtą sytuacje Jacek Tittenbrun: „Restrykcje narzucone przedsiębiorstwom publicznym były więc starannie przemyślane i celowo - z punktu widzenia nadrzędnego zadania – ustrojowej przebudowy – dobrane. Podwójny nelson popiwku i dywidendy pchał je do przekształceń własnościowych, gdyż oba te podatki obciążały jedynie przedsiębiorstwa państwowe. Gdyby zaś mimo wszystko nie miały na taką transformację ochoty, pompy ssące polityki fiskalnej i kredytowej miały je wyniszczyć do stanu, w jakim mógłby na nich położyć rękę likwidator”.
Nie były to zresztą jedyne działania utrudniające żywot przedsiębiorstwom państwowym. Cel był jasny, tak mówił o tym np. Tadeusz Syryjczyk (minister przemysłu w rządzie T. Mazowieckiego): „Oczekujemy, że przedsiębiorstwa nie dostosowane do rynku zbankrutują, a ich zasoby (majątek, załoga, zaopatrzenie) przejdą do nowych przedsiębiorstw”[6]. W skutek tej polityki udział przedsiębiorstw deficytowych w ogólnej liczbie przedsiębiorstw wzrósł z 9,9% w roku 1990 do 37,7% w 1991, z kolei liczba branż deficytowych w przemyśle z 26 do 57. Pogarszająca się kondycja państwowych zakładów mogła w końcu posłużyć jako dowód na konieczność prywatyzacji, i nie ważne że była wywołana działaniami rządu. „Niewidzialna ręka rynku” skorzystała więc z jak najbardziej widzialnej reki państwa. Dodajmy jeszcze że w 1993 r. podatki przypadające na jednego zatrudnionego były w sektorze publicznym trzykrotnie wyższe niż w sektorze prywatnym.

Jak to się robi

13 lipca 1990 roku sejm przyjął ustawę o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, która określała możliwe ścieżki prywatyzacji. Dawała ramy prawne dla restauracji własności prywatnej. Była więc ona milowym krokiem w kierunku pełnej kapitalistycznej transformacji.
Najbardziej „promenedżerskim” rozwiązaniem była prywatyzacja likwidacyjna, zwana potem bezpośrednią. W tej ścieżce rząd preferował wniesienie przedsiębiorstwa aportem do spółki z wyłonionym w publicznym trybie inwestorem. Byłaby ona dzięki temu automatycznie dokapitalizowana, co dawało by jej większe szanse na rozwój. Nie było to jednak rozwiązanie zbyt popularne. Zaważyła na tym głównie postawa „klasy menedżerskiej”, dla której nieznany i co za tym idzie nieprzewidywalny inwestor mógł stanowić potencjalne zagrożenie.
Najpopularniejszą podścieżką stał się tzw. leasing. Czyli odpłatne korzystaniem z mienia przedsiębiorstwa przez stronę leasingującą, formalnym właścicielem pozostaje tu jeszcze państwo. Po pewnym czasie wprowadzono przepis umożliwiający zamianę umowy leasingowej na umowę kupna-sprzedaży. Jednak udziałowcy lub akcjonariusze spółek z ograniczoną odpowiedzialnością, bądź spółek akcyjnych stają się faktycznie ekonomicznymi właścicielami środków produkcji danego przedsiębiorstwa. Choć własność taka jest niepełna, bo nie mogą nią swobodnie dysponować, przede wszystkim nie mogą, do momentu wykupienia przedsiębiorstwa, sprzedać go, lub jego części. W praktyce jednak możliwości dysponowania majątkiem danego przedsiębiorstwa podlegać mogły negocjacji z państwem.
Powszechnie używaną nazwą tej ścieżki stała się „prywatyzacja pracownicza”. Pracownicy mogli w niej uczestniczyć jako posiadacze akcji/udziałów danej firmy. Uzyskali oni możliwości nabywania do 20% akcji prywatyzowanego przedsiębiorstwa po cenach preferencyjnych (50% wartości akcji) z czasem wprowadzono także możliwość przekazywania pracownikom za darmo 15% akcji. Możliwość uzyskania udziałów miała przekonać załogi do prywatyzacji ich zakładów. Nazwa ta jest jednak myląca, jako że sugeruje względny równy podział własności tych przedsiębiorstw. Stało się jednak inaczej. O ile w momencie powstawania "spółek pracowniczych" kierownictwo miało większość akcji w co ósmej spółce, to pod koniec 1992 roku – w co szóstej. W ponad połowie firm "pracowniczych" kierownictwo posiadało wiodący, co najmniej 26%, pakiet akcji. Z biegiem czasu sytuacja ta się pogłębiała i udział załogi w kapitale akcyjnym czy udziałowym systematycznie malał.
Dlatego należy, w tym momencie, rozróżnić formalną od realnej własności kapitału. Mówiąc, krótko jeśli własność pewnej liczby akcji pozwala komuś na życie bez pracy, to można uznać że wyraża ona realną własność środków produkcji. Według ustaleń Jacka Tittenbruna (odnoszących się do 1995 roku) zaledwie 2-3% pracowników spółek leasingujących można uznać za uwłaszczonych realnie a nie tylko nominalnie[7]. Strukturę własności takich przedsiębiorstw można więc podzielić na wąską kapitalistyczna elitę, rekrutującą się z zarządu, troszkę szerszą grupę realnie uwłaszczonych (których status materialny można porównać do drobnomieszczaństwa) i najszerszą masę robotników pozbawioną realnej a bardzo często także formalnej własności.
W takiej sytuacji szybko ustąpiły, wśród nowych elit, początkowe uprzedzenia w stosunku do spółek „pracowniczych”. Przekonano się że nie mają one nic wspólnego ze spółdzielniami i nie są przejawem żadnego bolszewizmu czy kolektywizmu, a wyrażają głównie interesy „klas menedżerskich”, które świadome swoich celów i siły (Choćby dysponowanie funduszami przedsiębiorstwa, które można przeznaczyć na zasilanie kampanii wyborczej polityków i ich partii. Czy istnienie kontaktów towarzyskich między politykami kadrą menedżerską) wykorzystały je aby uwłaszczyć się na majątku państwowym.
Robotnikom prywatyzacja taka nie przyniosła zatem żadnych korzyści, oddajmy ponownie głos Jackowi Tittenbrunowi: „Z punktu widzenia […] robotników i innych szeregowych pracowników rezultat własnościowego przekształcenia ich przedsiębiorstwa okazał się ironiczny; w robotniczych decyzjach o poparciu dyrekcyjnych założycielskich projektów, we własnych inicjatywach oddolnych czy w oporze wobec obecności inwestorów z zewnątrz istotną rolę odgrywała obrona przed poddaniem się władzy kapitału. Tymczasem okazało się, że do ustanowienia w firmie kapitalistycznych porządków nie są wcale potrzebni "obcy", równie sprawni okazali się na tym polu "swoi" szefowie”[8]. A dodać trzeba że, jak się okazało, płace w tych spółkach były niższe niż w innych porównywalnych typach przedsiębiorstw.
Drugą ścieżka, na której dokonywano prywatyzacji, była ścieżka kapitałowa, czyli przekształcenie przedsiębiorstwa w jednoosobową spółkę skarbu państwa (akcyjną albo z ograniczona odpowiedzialnością) a następnie zbywanie jej akcji lub udziałów. Akcje mogli nabywać zarówno drobni inwestorzy, krajowi nabywcy pakietów większościowych jak i inwestorzy zagraniczni.
Także w tej ścieżce pracownicy uzyskali prawo nabycia akcji. Liczba akcji pracowniczych wahała się od 1 do 20%, pracownicy mogli je nabyć na warunkach preferowanych (cena obniżona o połowę). Miało to być dla nich zachętom by poparli prywatyzację, lub przynajmniej się jej nie sprzeciwiali. Zasady uczestnictwa w pakiecie akcji pracowniczych poszczególnych grup załogi regulowały regulaminy wewnętrzne przedsiębiorstw. Najczęściej przyjmowanym kryterium był staż pracy, w wielu zakładach wprowadzono dodatkowe kryterium dotyczące przydatności, czy znaczenia dla zakładu. Był to postulat „klas menedżerskich”, dawało ono podstawę do wyodrębnienia „akcji menedżerskich”, postulat ten był mocno wspierany przez Konfederację Pracodawców Polskich. Z chwilą jednak zmiany przedsiębiorstwa w spółkę, pracownicy tracili resztki wpływu na jego działalność, kończył bowiem w tym momencie byt samorząd pracowniczy. Było więc to swego rodzaju przehandlowanie, choćby ograniczonych, praw współdecydowania o zakładzie, za miraże uwłaszczenia.
Podobnie jak przy „prywatyzacji pracowniczej”, także i w tym przypadku dla większości szeregowych pracowników pakiet akcji jaki uzyskali nie pozwolił im nawet na drobnokapitalistyczne uwłaszczenie. Pozostały one dla nich więc co najwyżej dodatkiem do pensji. Że tak w istocie było świadczy choćby fakt, że udziały jakie przypadły robotnikom nie przeważyły nad ich interesami jako pracowników najemnych, po prywatyzacji ciągle interesowali się oni głównie swoimi płacami. Warto tu zauważyć że po zmianie formy własności na prywatną przestawał ich obowiązywać wspomniany już „popiwek”, był to następny bodziec skłaniający do poparcia prywatyzacji. Na realne uwłaszczenie się, miała więc szanse ponownie tylko kadra zarządzająca.
Niezależnie od ścieżki na jakiej była dokonywana prywatyzacja, stawała się ona często okazją do różnego rodzaju przekrętów. Nieprawidłowości przy zmianie właściciela stały się wręcz normą. Często dochodziło do sytuacji że na wycenę sprzedawanych przedsiębiorstw mieli wpływ członkowie zarządu, którzy jednocześnie byli zainteresowani jego nabyciem. Niema więc się co dziwić że wyceny te były konsekwentnie poniżej ich wartości. Oddajmy zresztą głos świadkowi tych wydarzeń przedsiębiorcy a jednocześnie posłowi Unii Demokratycznej pierwszej i drugiej kadencji Andrzejowi Czerneckiemu, który wspominał w Gazecie Wyborczej grzeszki swoich kolegów i koleżanek: „Były sytuacje, kiedy duże prywatyzowane fabryki kupowali ludzie nie mający grosza przy duszy. Wystarczyła decyzja "zaprzyjaźnionego" ministra, z którą szedł pan do banku, prosząc o kredyt na sfinansowanie transakcji. Bank wiedząc, że przedsiębiorstwo jest warte dużo więcej, a cała sprawa jest przekrętem "umocowanym politycznie", a więc jak najbardziej bezpiecznym, dawał kredyt bez żadnych problemów. Potem prowadził pan tę fabrykę przez chwilę, po czym znajdował pan dla niej tzw. strategicznego inwestora i sprzedawał mu z dziewięciokrotnym przebiciem. A początek był zero. Za odpowiednią działkę goli ludzie stawali się miliarderami z dnia na dzień. [...] Jak można było sprywatyzować fabrykę X za 100 milionów, a przyszedł facet, który dawał 10 i bokiem jeszcze milion, to się sprzedawało za dychę” – i jeszcze – „Rząd Bieleckiego wprowadził pierwsze zezwolenia i koncesje [...] Zezwolenia zaczęli dawać ci, którzy "sponsorowali" rozwijające się polskie partie czekami z wystarczającą ilością zer. W rządzie byli już prywatni przedsiębiorcy, więc wszystko załatwiało się jak w rodzinie[9]”. Ewa Tomaszewska (działaczka „Solidarności”), także w Gazecie Wyborczej wspomina: „Lansowano tezę, że potrzeba nam polskiego kapitału i niechby nawet ten pierwszy milion został ukradziony. Słyszałam to od niektórych moich kolegów z podziemia!”[10]. Widać że taki stan rzeczy był przez ekipę „solidarnościową” nie tylko akceptowany, ale w pewnym sensie uważany za naturalny.
Tego typu bezczelność była typowa przede wszystkim na początku tzw. transformacji ustrojowej, nie znaczy to jednak że podobne praktyki ustały w miarę upływu czasu. Im na większą skalę przeprowadzana jest prywatyzacja, tym większe pieniądze wchodzą w grę, a im większe pieniądze tym większa pokusa działania w nieco mniej „formalny” sposób. Kto wie może powinniśmy się spodziewać w najbliższym czasie kilku nowych afer gospodarczych, w końcu plany rządu przewidują największą falę prywatyzacji od lat.

Memento

Wszelkie te pakiety akcji pracowniczych i „prywatyzacje pracownicze” miały więc pomóc przekonać robotników do prywatyzacji. W pewnym sensie ich przekupić, dać nadzieję na awans w społecznej drabinie. Okazały się jednak dla większości robotników tylko mirażem realnego uwłaszczenia, tymczasem ich pozycja jako pracowników najemnych systematycznie się pogarszała. Podstawową przesłanką robotniczego przyzwolenia na prywatyzację była świadomość jej niezbędności dla dalszej egzystencji zakładu, a więc obrony ich miejsc pracy. W wytworzonej, w dużej mierze przez działania rządu, sytuacji prywatyzacja okazywała się często jedyną szansą na przetrwanie zakładu, nadzieje z nią związane często jednak okazywały się płonne.
Nie znaczy to że polscy robotnicy jednoznacznie popierali prywatyzacje. Postawy robotników były oczywiście różne. Częsta była sytuacja że robotnicy popierali prywatyzację ogólnie, ale byli jej przeciwni jeśli chodzi o ich zakład. Największe poparcie dla niej wśród robotników odnotowano w czasach kiedy dużo się o niej mówiło, ale jeszcze jej masowo nie realizowano, czyli na początku 1990 roku. Potem poparcie dla niej spadało, odsetek robotników, których można zaliczyć do „obozu antyprywatyzacyjnego” w latach 1990-94 wahał się od 40 do nawet 60% robotników w latach 1992-93[11]. Na postawę proprywatyzacyjną miała na pewna wpływ postawa „Solidarności”, która proces ten poparła bezdyskusyjnie. Szczególnie robotnikom związanym z „Solidarnością” czy to formalnie czy emocjonalnie, trudno było przeciwko prywatyzacji protestować. Prywatyzację i inne antypracownicze reformy realizowały „solidarnościowe” rządy, które uzyskały pomoc związku w ich realizowaniu, czy to poprzez poparcie przez związkowych parlamentarzystów „planu Balcerowicza”, czy rozpostarcie słynnego „parasola ochronnego” nad antypracowniczymi działaniami rządu. Karol Modzelewski tak wspomina czasy tuż po przegłosowaniu w Senacie pakietu reform składających się na plan Balcerowicza: „Potem pojechałem do zakładów Hydral we Wrocławiu, dziś już chyba nieistniejących. Było 400-500 osób w hali fabrycznej. I było zgorszenie, że krytykuję NASZ rząd!”[12]. Rząd więc w początkach swojej działalności mógł liczyć na wakacje od poważnych protestów społecznych i skwapliwie to wykorzystał. I to właśnie postawa tego związku zaważyła na kształcie transformacji ustrojowej, której częścią była, jak często określają to teraz ludzie z tego samego związku, „złodziejska prywatyzacja”.
Za najbardziej bezpośrednie negatywne skutki społeczne prywatyzacji uznać należy pogarszające się stosunki pracy w zakładach i bezrobocie. Wraz z prywatyzacją pogarsza się jakość zatrudnienia. Po pierwszym wzroście, związanym z próbą przekonania do prywatyzacji, spadały przeważnie pensje w prywatyzowanych przedsiębiorstwach. Dopiero po pewnym czasie zaczęły rosnąć nie dorównując jednak wzrostowi wydajności. Wraz z wzrastającym bezrobociem malała pewność zatrudnienia. Pojawiają się w prywatyzowanych przedsiębiorstwach praktyki kojarzone dotychczas w Polsce z dziewiętnastowiecznym kapitalizmem. Inspekcja pracy zaczęła odnotowywać coraz więcej skarg pracowniczych, od 1992 do 1997 roku liczba skarg wzrosła z 13,4 tys. do 26,8 tys. Na 402 przeprowadzone w latach 1992-94 przez inspekcję pracy w sprywatyzowanych zakładach kontrolach, naruszenia przepisów dotyczących czasu pracy ujawniono w 55% z nich, naruszenie przepisów o urlopach wypoczynkowych w 52%, nie terminową wypłatę wynagrodzeń w 20%, brak szkoleń 38%, a brak profilaktycznych badań lekarskich 35%. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać że praktyki takie są nadal normą w prywatnych firmach.
Bezrobocie było i jest jedną z największych plag społecznych III RP. Jedną z jego najważniejszych przyczyn stała się na początku lat 90-tych prywatyzacja. Polityka stosowana wobec państwowych przedsiębiorstw sprawiała że wiele z nich upadało, upadały również przedsiębiorstwa sprywatyzowane mimo że miały się okazać lepsze niż państwowe. Zagraniczni inwestorzy nie zawsze byli zainteresowani rozwijaniem zakładów które często kupili za śmieszne pieniądze, woleli je zlikwidować zmniejszając konkurencję w branży w której działali. Presja zagranicznych rynków zmuszała do redukcji zatrudnienia. W sprywatyzowanych przedsiębiorstwach dokonywano restrukturyzacji, które to słowo zaczęło się kojarzyć jednoznacznie jako synonim zwolnień. Firmy, które przejmowane w podejrzanych okolicznościach, przez różnego rodzaju awanturników były im potrzebne tylko po to by zbić majątek, a potem ulotnić się z finansami przedsiębiorstwa w nieznanym kierunku. Specyficznie dokonała się prywatyzacja na wsi. Decyzją Leszka Balcerowicza w jednym dniu postawiono wszystkie Państwowe Gospodarstwa Rolne w stan upadłości nie patrząc na wyniki finansowe poszczególnych przedsiębiorstw. Ludzie tam pracujący stracili pracę, a wsie po pegeerowskie stały się enklawami biedy bez szans na jakikolwiek rozwój. Ziemię przejęła Agencja Własności Rolnej, majątek ruchomy (maszyny, zapasy, zwierzęta) odrębną decyzją przejęli bądź byli dyrektorzy tychże zakładów, bądź sołtysi. Przy okazji uwłaszczył się Kościół Katolicki, który dzięki ustawie o zwrocie majątków kościelnych, „odzyskał” już chyba więcej ziemi niż miał przed wojną.
Bezrobocie wzrosło więc lawinowo, pod koniec 1990 roku sięgnęło 6,5 a pod koniec 1991 już 12,2%. Rosło dalej aż do 1994 roku po czym zaczęło delikatnie spadać. Na początku XXI wieku przekroczyło nawet 20%. Nigdy w III RP nie spadło ono poniżej 1 mln osób. Dodatkowo tak szaleńcza prywatyzacja i związany z nią upadek wielu zakładów spowodował spadek produkcji zarówno przemysłowej jak i rolnej (likwidacja PGR-ów). PKB w latach 1990-1991 spadło łącznie o 18%. Taki stan rzeczy wepchnął dużą część społeczeństw w biedę, z której niewielu udało się wyrwać, a wskaźniki biedy w Polsce w ciągu ostatnich 20 lat raczej rosną niż maleją.
Teraz gdy rząd przedstawia, i zaczyna już realizować, swe plany, a premier Pawlak jako bardziej prospołeczne rozwiązanie proponuje „prywatyzację pracowniczą”, pamiętać trzeba o skutkach tamtej polityki. Choć prywatyzacja jest tylko jedną z przyczyn wzrostu biedy czy bezrobocia, to była jedną z przyczyn najważniejszych, bez niej nie można by sobie przecież wyobrazić kapitalistycznej transformacji w Polsce. Pierwszym zagrożeniem dla pracowników prywatyzowanych obecnie przedsiębiorstw, będzie niewątpliwie atak na ich płace i warunki pracy. Pracownicy ci nie powinni pokładać nadziei w negocjowaniu ewentualnych paktów socjalnych, praktyka pokazuje że dla kapitalisty znaczą one niewiele. A trudno sobie wyobrazić by rząd PO jakoś szczególnie gorliwie dbał o ich przestrzeganie.
Jeżeli Pracownicy tych przedsiębiorstw nie chcą się stać ofiarami „koniecznych dostosowań” i restrukturyzacji, powinni pomyśleć o protestach innych niż internetowe.

[1] solidarnosc.org.pl/pl/aktualnosci/internetowy-protest-pracownikow-kghm.html
[2] „Polska Kurier Lubelski”, 2009. 12. 19., s.13, kghm.sos.pl/images/stories/dlugi_artykul/Balcerowicz.jpg
[3] Florian Nowicki, O Stalinizmie, kontrrewolucji i trockizmie. Komentarz do polemiki Sylwestrowicz Heine, wladzarobotnicza.pl/index.php?option=com_content&view=article&...
[4] Jacek Tittenbrun, Własność i Interesy – Prywatyzacja w Polsce w ujęciu socjologii gospodarki, main3.amu.edu.pl/~jacek/pryw_w_pol.html
[5] Jacek Tittenbrun, Bez mandatu, main3.amu.edu.pl/~jacek/BEZ%20MANDATU.html
[6] Ibidem.
[7] Jacek Tittenbrun, Własność i Interesy – Prywatyzacja…
[8] Ibidem.
[9] Florian Nowicki, O Stalinizmie, kontrrewolucji i trockizmie…
[10] Jacek Tittenbrun, Bez mandatu…
[11] Więcej o stosunku robotników do prywatyzacji zobacz: Florian Nowicki, Postawy Robotników wobec prywatyzacji, w: „Rewolucja” nr 3, s. 71-106.
[12] Karol Modzelewski, Jestem z tej Polski, która ginie, lewica.pl/?id=20786
Zgłoś
Avatar
Blezzer 2013-12-27, 17:33
Najlepsze jest to, że większość "rzetelnych" źródeł, na których się opierasz ma pochodzenie z lewicowych środowisk. Ile ci za to płacą?
Zgłoś
Avatar
Ork.Fajny 2013-12-27, 22:25
czarek00 napisał/a:

A jeszcze smieiszniejsze jest to że ci wspaniali bohaterowie wyklęci zabijali tych chłopów co przystapili do kolektywizacji ziem. Ciezki był zywot chlopa po 45 roku


Teraz możesz śmiało przedstawić mi źródła WYWIADOWCZE jakiejkolwiek formacji zbrojnej która takowe informacje zebrała. Nie pogardzę skanami z oryginalnych dokumentów.

czarek00 napisał/a:

A Ork jak zwykle odciety od rzeczywistosci bedzie wmawial iz to wszystko ta cala prywatyzacja miala na celu poprawe buty w Polsce i ze teraz mamy raj na ziemi tzw. Tuskowa zielona wyspe


Prywatyzacja miała na celu poprawę bytu. Ale nie Polaków. Tylko komunistów. Jak mówiłem a ty tego nie zanegowałeś, to komuniści przeprowadzili reformy pozwalające im na zagrabienie majątków. Nikt z krzyczących "precz z komuną" na poważnie nie był częścią nomenklatury komunistycznej.

czarek00 napisał/a:

Piszesz problemu masz racje cala ta prywatyzacja jest jednym wielkim problemem. Wreszcie zaczynasz myslec. Tylko tu trzeba znowu wysylic mozgownice i pomyslec kto doprowadzil do tej sytuacji? Czy to wladza ludowa w latach 80 chodzila po ulicach krzyczac "precz z komuna?" czy tez solidurnosc pod rozkazami prawicowych oszolomow chcacych jak najszybciej sie dorobic i dojsc do wladzy zeby kreowac kraj na swoja chora wizje czego skutki mamy dzisiaj?


Prawicowe oszołomy w Solidarności. Ja pierdole... Ty się sam gubisz w swoich teoriach. Solidarność była związkiem zawodowym tak? Związkiem który walczył o prawa pracowników, tak...? Więc jakim kurwa cudem mógł być to ruch kapitalistyczny(prawicowy) skoro kapitalizm nie zakłada istnienia związków zawodowych jako czegoś z jakąkolwiek mocą prawną...?
Zgłoś
Avatar
ulifont 2013-12-28, 17:32
szybko dawać teraz coś o mesjaszu korwinie
Zgłoś