Poczciwy biskup Boso bardzo się starał, żeby nawrócić na chrześcijaństwo swoją trzódkę i nie dość, że nauczył się lokalnego języka, który był jakąś połabską odmianą prasłowiańskiego, to jeszcze przetłumaczył i zapisał w tym języku różne teksty religijne ("Sclavonica scripserat verba"). Jednakowoż liturgia wymagała, żeby śpiewali "po grecku" "Kirieleison". ("Et cos Kirieleison cantare regavit")
Biskup Thietmar zapisał, że śpiewali to jako "ukrivolsa" (tu trzeba wziąć pod uwagę, że litery u i v traktowano wtedy bardzo dowolnie, więc nie wiadomo do końca co właściwie chciał zapisać), i podał tłumaczenie w bardzo średniowiecznej łacinie: "Aeleri stat in frutecto", czyli coś w stylu "Olsza w chaszczach". Po staropolsku (a także po poznańsku, jak się właśnie dowiedziałem) mogłoby to brzmieć "W kierzu olsza", a po prasłowiańsku "*vъ kъru olьxa". Zakładając, że nie zanikły jeszcze jery, przypuszczam, że dało się to zaśpiewać na melodię "Kyrie Eleison" (nie mam pojęcia jak wtedy tam brzmiała) i mogło to brzmieć bardzo podobnie (ale oczywiście nie mam pojęcia jak).
Nie na tyle podobnie jednak, żeby biskup Thietmar się nie zorientował, że ci cholerni Słowianie zamiast "Panie, zmiłuj się" w obcym języku, śpiewają "Olsza w chaszczach" w swoim. Twierdzili, że tak ich nauczył biskup Boso ("dicentes: Sic locutus est Boso") i najwidoczniej bardzo ich to bawiło.
Nasi praprzodkowie byli niezłymi urwisami
Dla zainteresowanych muzyczna interpretacja.
youtube.com/watch?v=RUWa2cPveuc
Żródło: forum FREHA.
______________
Cycki flaki i Szatan