- Gdy zgłaszałem kradzież auta, usłyszałem: "Byłeś tak napruty, że nie pamiętasz, gdzie zostawiłeś” - mówi nasz Czytelnik. Co na to policja?
Był 4 września. Pan Łukasz wieczorem zaparkował samochód przed blokiem przy ul. Piłsudskiego i poszedł do domu. Nazajutrz, gdy wychodził do pracy, auta nie było. Na wszelki wypadek obszedł jeszcze osiedle i zadzwonił na policję. Dowiedział się, że mundurowi znaleźli samochód około 7.00 na środku skrzyżowania ulic Roosevelta i Kazimierza Wielkiego - porzucony blokował ruch, został odholowany.
- Mam w aucie immobilizer, pewnie złodziej porzucił je 500 metrów od domu, bo samo się zatrzymało - podejrzewa pan Łukasz. Udał się do komisariatu. - Przyjęło mnie dwóch policjantów. Najpierw usłyszałem: "Nie będę mówił ci na pan, bo mam syna w twoim wieku”. Potem: "Pewnie byłeś tak napruty, że nie pamiętasz, gdzie auto zostawiłeś”. Pytali, czy mieszkam sam. Odpowiedziałem, że tak. "A, to pewnie imprezę urządziłeś, zaprosiłeś koleżanki, upiliście się i zapomniałeś o samochodzie”. Byłem w szoku - relacjonuje nasz Czytelnik. - Potem wezwali trzeciego policjanta, który spisał protokół.
Po sześciu dniach pan Łukasz dostał z policji pismo informujące o umorzeniu postępowania z powodu niewykrycia sprawcy. Zdarzenie uznano za krótkotrwałe użycie pojazdu, a nie za próbę kradzieży.
gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130917/POWIAT04/130919475