8 letnie Mitsubishi L200, mam je od nowości. Auto nigdy nie było robione. Z rdzą jest kurwa tragedia - blacha gnije dookoła. Ale czego się spodziewać - japońskie blachy z ryżu są tak cienkie, że gdy naciskam palcem maskę na środku, to jest wrażenie jakby naciskało się na rozciągnięty koc ... mało tego - na ramie jest numer VIN - gość na przeglądzie mówi, żebym go jakoś zabezpieczył, bo rama jest zeżarta na taką głębokość, że już praktycznie nie idzie tego numeru odczytać. Poważnie zastanawiam się nad zdjęciem budy, wypiaskowaniem i pomalowaniem proszkowo ramy - bo żarty słabe jak mi podczas jazdy gdzieś zjedzony przez rdzę spaw puści.
Można trafić też na egzemplarze, które się trzymają normalnie - Toyota Avensis (zakupiony również nowa w salonie) mojej żony z 2006 roku nie ma ślady rdzy. Kilka lat temu posiadałem Passeratti B5 z '97 - polski, salonowy, kupiony od kuzyna - byłem drugim właścicielem. Auto nie tłuczone i z oryginalnymi blachami - rudej ani śladu do momentu sprzedania już jako 15 letnie auto.
Ale trzeba oddać, że większość nowych aut gnije strasznie - tu reguły nie ma - zależy od egzemplarza. A nie będę mówił już o naprawianych po kosztach blacharką z tanich zamienników, malowanych przez Mietka w stodole ...