Jako że jestem osobą uwielbiającą rozmawiać na poważniejsze tematy, od wycieczki i wypadnięcia rzepki w kolanie wraz z koleżanką zaczęłyśmy rozmawiać o śmierci. I tutaj mogłam popisać się odejściem dwóch prababć w równo tygodniowym odstępie czasowym, co jest dosyć niefortunnym zbiegiem okoliczności, jednak sprawa była poważniejsza - obu kobiecinom zdarzyło się leżeć radośnie w domku w niedzielę, co wiąże się z podaniem ludowym.
W skrócie istnieje opowieść, że jeśli zwłoki leżą po śmierci w niedzielę, to zmarły wróci i zabierze kogoś ze sobą.
I tutaj można to interpretować dowolnie - ja się śmiałam, jednak może śmierć jednej prababci (co z tego, że leżała w domu tylko przez dwie godziny w niedzielę, bo zdarzyło jej się umrzeć wieczorem, a poniedziałek zaczyna się o tej 00:01) była powiązana z tą drugą?
Gdy tylko zaczęłam się śmiać z takiego myślenia, koleżanka jakby nieco zbladła i opowiedziała mi o tym, co się wydarzyło nieco (z 10 dni) wcześniej niż śmierć mojej babci 2 lata temu.
Niedaleko niej mieszkała sąsiadka - zwykła kobieta, szczęśliwa. Miała dosłownie wszystko: udane małżeństwo, wystarczającą ilość pieniędzy, dzieci i wnuki... oraz depresję. Kilka dni przed swoją zaplanowaną śmiercią napisała testament, jednak w jakże szczęśliwym dniu odejścia coś poszło nie do końca zgodnie z planem. Owszem, mąż poszedł do kościoła na różaniec (gdyż był to październik), ale wnuczek również u niej przebywał. Niezrażona tym schowała buty, weszła na strych i się powiesiła. Gdy mąż wrócił, dosłownie obleciał wszystkich sąsiadów, ale kobiety nie było. Po prostu.
Kilka dni później wnuczek po raz kolejny przyjeżdża do (teraz już tylko) dziadka. Koleżanka nie zna szczegółów, jak właściwie (i kiedy) temat wypłynął, jednak chłopiec zapytał, czy już odcięli babcię.
W skrócie istnieje opowieść, że jeśli zwłoki leżą po śmierci w niedzielę, to zmarły wróci i zabierze kogoś ze sobą.
I tutaj można to interpretować dowolnie - ja się śmiałam, jednak może śmierć jednej prababci (co z tego, że leżała w domu tylko przez dwie godziny w niedzielę, bo zdarzyło jej się umrzeć wieczorem, a poniedziałek zaczyna się o tej 00:01) była powiązana z tą drugą?
Gdy tylko zaczęłam się śmiać z takiego myślenia, koleżanka jakby nieco zbladła i opowiedziała mi o tym, co się wydarzyło nieco (z 10 dni) wcześniej niż śmierć mojej babci 2 lata temu.
Niedaleko niej mieszkała sąsiadka - zwykła kobieta, szczęśliwa. Miała dosłownie wszystko: udane małżeństwo, wystarczającą ilość pieniędzy, dzieci i wnuki... oraz depresję. Kilka dni przed swoją zaplanowaną śmiercią napisała testament, jednak w jakże szczęśliwym dniu odejścia coś poszło nie do końca zgodnie z planem. Owszem, mąż poszedł do kościoła na różaniec (gdyż był to październik), ale wnuczek również u niej przebywał. Niezrażona tym schowała buty, weszła na strych i się powiesiła. Gdy mąż wrócił, dosłownie obleciał wszystkich sąsiadów, ale kobiety nie było. Po prostu.
Kilka dni później wnuczek po raz kolejny przyjeżdża do (teraz już tylko) dziadka. Koleżanka nie zna szczegółów, jak właściwie (i kiedy) temat wypłynął, jednak chłopiec zapytał, czy już odcięli babcię.