Co oczywiście nie oznacza, że poznański sklep celowo sprzedawał kradzione egzemplarze. Najprawdopodobniej sprzedawca w ogóle nie wiedział, skąd gry są (mógł się domyślać, że coś jest nie tak, ale pewności nie miał czy ktoś się pomylił, czy celowo zawinął, więc czemu nie skorzystać z okazji?), tak samo jak i klienci nie byli świadomi, że kupują grę pochodzącą z kradzieży. Do nich Capcom pretensji mieć nie będzie, ale skutecznie zakneblował im usta.
Niektórzy postanowili wystawić grę na sprzedaż, inni być może planowali napisać recenzję albo wrzucić filmiki z rozgrywki na YouTube. Teraz będzie im o to trudniej - handlowanie kradzionymi rzeczami raczej nie jest legalne, więc tego typu aukcje szybko znikną. Ciężko będzie udowodnić, że gra jest normalna i wszystko z nią w porządku, jeśli mamy ją na miesiąc przed oficjalną premierą.
To też dobry powód, by blokować ewentualne materiały z rozgrywki (choć pewnie YouTube i bez tego kasowałoby filmiki, znając życie). Neo +, choć raczej nie zamierzało wychodzić przed szereg i robić przedwczesnej recenzji, teraz tym bardziej tego nie uczyni - fajnie się pochwalić pierwszą notą na świecie, ale jeśli każdy będzie wiedział, że egzemplarz pochodzi z niepewnego źródła, to korzyści z tego nie ma.
Capcom niestety nie ujawnił, ile sztuk skradziono - być może wydawca sam jeszcze nie wie, skąd dokładnie gry wyciekły.
No to ladnie. Przyznawać sie, kto ma, sadole