Sprawozdanie z działalności ministerstwa gospodarki za 2012 rok dostarcza wielu ciekawych danych, szczególnie w odniesieniu do energetyki.
Energia elektryczna produkowana jest w 96,9% z paliw krajowych. Poziom ten utrzymuje się już od kilku lat. Widać zatem, że ani import węgla ani biomasy nie wpłynął na zmianę wartości udziału paliw krajowych w produkcji energii elektrycznej w ubiegłym roku.
Nadwyżka mocy dyspozycyjnych elektrowni krajowych wobec maksymalnego zapotrzebowania na energię to 12,5%. Bezpieczny margines – choć należy zwrócić uwagę, że w dobie kryzysu spadło zapotrzebowanie na energię elektryczną. Trzeba także dodać, że zdecydowanie poprawiła się w ostatnich latach efektywność energetyczna, przede wszystkim w sektorze przedsiębiorstw energochłonnych. Czeka nas także w perspektywie kilku najbliższych lat ograniczenie aktywności starych bloków. Mówimy wprawdzie o perspektywie kolejnych 4-6 lat, ale warto mieć na uwadze te liczby już dziś. Szczególnie w kontekście dość łatwego rozwiązania – to jest zniwelowania deficytu mocy poprzez import energii z Rosji, o co bardzo mocno zabiegają rosyjskie koncerny energetyczne. Rozwiązanie z pozoru najtańsze i najłatwiejsze, ale dyskusyjne z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego kraju z powodu naturalnego obniżenia skłonności do budowy własnych źródeł, co w perspektywie długoterminowej może wpłynąć na częściowe uzależnienie od jednego kierunku dostaw. Potencjalnie możliwe jest więc powtórka sytuacji znanej nam z rynku gazu czy ropy naftowej. Czego w związku z tym zabrakło w raporcie MG o rynku energii? Poziomu importu energii elektrycznej do Polski.
Udział energii pochodzącej z OZE i kogeneracji w całkowitej rocznej sprzedaży energii elektrycznej nie został wprawdzie podany, ale ministerstwo gospodarki spodziewało się, że osiągnie 37%.
Ciekawie natomiast wgląda dynamika na rynku dostawców energii. Otóż na zmianę dotychczasowego dostawcy energii elektrycznej zdecydowało się 0,85% odbiorców. MG zakładało niższy współczynnik. Wciąż nam daleko do takich państw jak choćby Szwecja gdzie świadomość energetyczna jest na znacznie wyższym poziome, a co za tym idzie większa skłonność do poszukiwania lepszej oferty. Jednak w najbliższych latach nie należy spodziewać się znacznego wzrostu liczby odbiorców zmieniających dostawców. Wynika to przede wszystkim ze struktury rynku, który w konsekwencji wielu czynników tak ekonomicznych jak i regulacyjnych został ponownie zdominowany przez duże koncerny z udziałem skarbu państwa. Innymi słowy podmioty te nie są nastawione na konkurencję wolnorynkową w tym sensie, że nie walczą między sobą o rynek klienta. W związku z tym gorzej wygląda także system edukacji energetycznej klientów, których świadomość na temat ofert poszczególnych firm jest bardzo niska.
Roczne wydobycie gazu ziemnego w 2012 roku – 4,5 mld m3 jak informuje w swoim raporcie ministerstwo gospodarki, nie odbiega znacząco od lat poprzednich (w ciągu ostatnich 10 lat to poziomy pomiędzy 4,1 a 4,4 mld m3). Roczne zużycie gazu ziemnego kształtowało się natomiast na nieco zwiększonym poziomie 15,8 mld m3, co było spowodowane dłuższą niż zwykle zimą
Na rynku sprzedano 73,9 mln ton węgla kamiennego wydobywanego w Polsce a średni jednostkowy wynik ze sprzedaży każdej tony wyniósł 30,73 zł. To oznacza, że wydobywanie węgla kamiennego było po prostu rentowne, co w latach poprzednich nie zawsze było oczywiste.
W odniesieniu do utrzymania odpowiedniego poziomu rezerwy strategicznych zostały spełnione zakładane plany. Łączna pojemność czynna magazynów gazu ziemnego wysokometanowego w 2012 r. to ok. 1 822 mln m3, z czego 883,7 mln m3 stanowiły zapasy obowiązkowe.
Ministerstwo Gospodarki poważnie podeszło także do problemu, który pojawi się po uruchomieniu elektrowni atomowej, a dotyczy odpadów. Otóż przygotowało listę aż 15 potencjalnych lokalizacji dla składowisk odpadów promieniotwórczych (pierwotnie planowano, aby były to co najmniej 3 lokalizacje).
W tym tygodniu ABW opublikowała roczny raport, z którego płynie wniosek, iż Polska jest stałym obiektem zainteresowania obcych służb wywiadu. W dokumencie można przeczytać m. in., że jednym z sektorów, który najbardziej ciekawi obce służby jest energetyka. Jak te informacje mają się do ostatnich głośnych afer: budowy drugiej nitki gazociągu "Jamał" i przejęcia polskich "Azotów" - pytamy byłego szefa ABW - Bogdana Święczkowskiego.
Bogdan Święczkowski: To jest nic nowego, od wielu lat notuje się zainteresowanie obcych służb specjalnych Polską. W szczególności jest to wschodnia agentura - głównie służby rosyjskie, ale aktywny jest także wywiad ukraiński czy białoruski. Od dłuższego czasu ta aktywność skupia się w dużym stopniu na sektorze energetycznym - poczynając od dostaw lub wydobyciu surowców, poprzez linie przesyłowe aż po strategiczne magazyny. Dziwię się, że ABW nie wskazuje własnych osiągnięć - np. nie ujawnia faktów zatrzymania obcych kadrowych oficerów wywiadów, agentury, czy "nielegałów".
Sukcesy dotyczące skazania rosyjskich szpiegów w ciągu ostatnich kilku lat dotyczą spraw, które były prowadzone i rozpoczęte przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast aktualnie nie słyszymy o żadnych aktywnych działaniach polskich służb specjalnych. W oczywisty sposób należy kojarzyć obie sprawy - tzw. drugiej nitki i kwestii związanych z polskim rynkiem chemicznym. W tych działaniach muszą uczestniczyć przedstawiciele obcych służb. Mówi się, że zakładami azotowymi były zainteresowane prywatne spółki rosyjskie - biorąc pod uwagę obecny system w Rosji, niemożliwym jest prowadzenie działalności bez wiedzy i zgody SWR-u [rosyjskiego wywiadu - red.] i GRU [wywiad wojskowy - red.]. Szkoda, że nie realizowana jest na bieżąco tarcza kontrwywiadowcza, którą my w czasach rządów prawicy stworzyliśmy. Były odpowiednie szkolenia i odpowiednie jednostki w służbach specjalnych, które na bieżąco zajmowały się śledzeniem aktywności obcej agentury w najbardziej wrażliwych sektorach polskiej gospodarki.
Co Rosja, czy inne kraje zza wschodniej granicy mogą zyskać działając na szkodę polskiego bezpieczeństwa energetycznego?
To są połączone cele: kwestia uzależnienia energetycznego, połączonego z uzależnieniem ekonomicznym - a to w konsekwencji może prowadzić do zależności politycznej. Przejmowanie przedsiębiorstw związanych z energetyką, może być szerszym planem, mającym doprowadzić do przejęcia tych najlepszych wisienek w torcie. Często działalność spółek związanych z państwami zza wschodniej granicy wiąże się z przejmowaniem firm z sektora energetycznego przez spółki faktyczne lub podstawione, zarejestrowane w rajach podatkowych. Po jakimś czasie okazuje się, że dany rynek jest przejęty przez firmy kojarzone bardzo mocno z rosyjskim kapitałem, należące do prominentnych polityków, czy służb związanych z nimi. To prowadzi do faktycznego uzależnienia politycznego - jeżeli linie przesyłowe zostałyby przejęte przez Rosję czy zaniechano by budowy nowych elektrowni, no to skąd będziemy brać tanią energię? Nie z Niemiec czy krajów UE, tylko z Rosji czy krajów wschodnich, gdzie nie ratyfikowano protokołu z Kioto i nie przejmują się tam żadnymi ograniczeniami emisji gazów cieplarnianych. W moim przekonaniu to jest bardzo szeroki, strategiczny plan, mający doprowadzić do przejęcia wielu firm w Europie Środkowo-Wschodniej, aby uzależnić te państwa od Rosji. Przy okazji jest to doskonałe pole do zarabiania pieniędzy. To działa na zasadzie mechanizmu samonapędzającego się - Rosja nie musi marnować olbrzymich sum pieniędzy na uzależnienie polityczne innych państw, ale inwestuje i potem te sumy jej się wielokrotnie zwracają. Prócz Polski i Polaków - zadowoleni są wszyscy.
Wspomniał pan, że nie widać działań obronnych przeciw działaniom obcych służb wywiadowczych. Czy obecnie, na tym etapie, jest możliwość wprowadzenia jakichś zmian, które zaczęłyby chronić polskie bezpieczeństwo, m. in. energetyczne?
To są decyzje stricte polityczne. Polskie służby specjalne - nawet tak ułomne jakie mamy aktualnie - mają w szerokim stopniu rozpoznane zagrożenia obcej agentury. Jeżeli byłaby decyzja polityczna, np. o wydaleniu osób z personelu dyplomatycznego podejrzewanych o szpiegostwo, to na pewno takie osoby bylibyśmy w stanie wytypować i wskazać do deportacji. Jednak to zależy w dużej mierze od rządzących. Zarówno prezydent Komorowski jak i Donald Tusk - zainteresowani w kreowaniu bardzo dobrych relacji ze stroną rosyjską - nie pozwolą sobie na takie działania. To rodzi przekonanie, że polskie służby specjalne są słabe i nie mają możliwości skutecznych, realnych działań.
Niestety ostatnie wyroki dotyczące rosyjskich szpiegów, wydane przez polskie sądy, też nie były zbyt surowe. Powoduje to przekonanie o bezkarności w obcych służbach, szczególnie tych rosyjskich - a to są służby bezwzględne, posługujące się wszelkimi metodami - od metod finezyjnych, poprzez szantaż, aż do, zapewne, metod ostatecznych. Ich przekonanie o własnej bezkarności zwiększa skalę ich działań. Martwi fakt, że najpewniej, polskie służby nie prowadzą skomplikowanych operacji kontrwywiadowczych, w ten sposób aby przejmować i ujawniać oficerów nielegalnych - nie są to osoby z ambasad czy konsulatów. Zagrożenie związane z ich działalnością jest najpoważniejsze, tym bardziej że, niewątpliwie, jak wskazuje historia, werbują przedstawicieli polskiej klasy politycznej czy polskiego biznesu.
Rozmawiała Magdalena Czarnecka
Panowie, że się tak zapytam, jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Ja osobiście nie wierzę w to, że ktoś w naszym rządzie może pracować jak agent "jego carskiej mości". To by już dawno wyszło na jaw, jak nie w TV to nawet tutaj, istniałyby jakieś dowody.
Dzięki za wstawkę, zajebista.
Panowie, że się tak zapytam, jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Ja osobiście nie wierzę w to, że ktoś w naszym rządzie może pracować jak agent "jego carskiej mości". To by już dawno wyszło na jaw, jak nie w TV to nawet tutaj, istniałyby jakieś dowody.
Rosyjski, a wcześniej radziecki, wywiad odstawiał już takie numery, że byś się zdziwił. Ale w obecnej sytuacji wcale nie potrzeba wpychać gdzieś tu przeszkolonego szpiega, żeby zorganizował siatkę wywiadowczą, wystarczy kilku pożytecznych idiotów, czyli innymi słowy agentów wpływu. To tacy ludzie, którzy niczego nie kradną, a po prostu z tego czy innego powodu dbają o interesy mocodawcy, zwanego w niektórych kręgach alfonsem, z czego łatwo się domyśleć jakim mianem określa się rzeczonych agentów wpływu.
Mogą to być np odpowiednio zmotywowani ludzie czerpiący zyski z handlu rosyjskim gazem, w sposób pośredni lub bezpośredni. Szeroko pojęci postkomuniści, wiedzący, że gdyby doszło do zmiany władzy, ktoś mógłby zacząć pytać o ich źródła utrzymania. Rusofile, którzy po prostu uważają, że za wszelką cenę trzeba rosją z Polską zbliżyć. Idioci, którzy chcą w ten sposób zrobić komuś nazłość, lub tacy, którzy są gotowi za kilka srebrników sprzedać nasze narodowe interesy.
Czy w końcu agentem wpływu może być zwykły urzędas, który nie chce zmian, więc stara się jak najbardziej przypodobać górze, a skoro góra krzyczy o zbliżeniu z rosją to on też do tego zbliżenia rozkłada nogi.
Rosyjscy szpiedzy siedzą w naszych instytucjach siłowych, bo tam grzebie się w informacjach za które czasami warto zabić, ale wyszkolenie i prowadzenie takich ludzi kosztuje, więc tam gdzie wystarczy zwykły zdrajca, który właściwie za darmo i z własnej woli oddaje obcym rodowe srebra, tam korzysta się z jego usług.
No i pamiętajmy o rozroście zjawiska.
Jeśli szef firmy zdecyduje się wejść interes, który sprawi, że jesgo zyski będą uzależnione od powodzenia, czy ja wiem np łady na polskim rynku, to będzie o pozycję tej łady walczył. Ale tak samo o pozycję tej łady będą walczyli jego pracownicy, którym zależy na swojej pracy.
Teraz wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, że pracownicy np z powodu kryzysu w momencie utraty pracy nie mogliby znaleźć innego zajęcia. W tym momencie agentami wpływu walczącymi o interesy łady stają się członkowie ich rodzi oraz koledzy.
Podobny mechanizm zastosowało GRU by zmusić amerykanów do wycofania się z wietnamu. Przekonali kilku brodaczy, że walka z wietnamczykami jest zła, że powinno im się pozwolić mordować i co tam jeszcze chcieli robić. Ci brodacze, zaczęli przekonywać innych, oczywiście nie wspominając o źródle swojego przekonania, następnie już przekonani zaczęli propagować te idee w swoich środowiskach. oczywiście większość tych ludzi wcale nie wiedziała o strumieniu pieniędzy płynącym z kremla do nadbrodaczy. Teraz idea walki o pokój w wietnami przerodziła się w samodzielny byt, ale ci wszyscy ludzie, którzy za nią poszli i tak byli agentami wpływu. I to całkiem skutecznymi, bo udało im się sprawić, że USA przegrała wygraną właściwie wojnę.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów