Moim skromnym zdaniem SR-71 jest jednym z najpiękniejszych samolotów w historii lotnictwa (czeka u mnie na sklejenie model prawie 80cm długości
). Wygląd, rozwiązania techniczne i użyte materiały to dla ludzi z lat sześćdziesiątych science-fiction. Myśląc o tamtych czasach przychodzi mi do głowy taka wymyślona scenka:
Hala z kiepską wentylacją, nie hala, raczej hangar. Mnóstwo spoconych ludzi w białych koszulach, las desek kreślarskich, między którymi leniwie wiją się pasma papierosowego dymu. Wszystko to tonie w intensywnym, lekko kwaśnym aromacie taniej kawy. Po środku stoi biurko, a przy nim dwóch dość głośno rozmawiających mężczyzn:
- Mieliśmy dzisiaj wizytację.
- No i?
- Byli ludzie z rządu i powiedzieli, że spełnia założenia, ale jest za drogo.
- Jak to za drogo? Przecież były założenia...
- Któryś z nich użył takiego śmiesznego słowa... zaraz, zaraz... aaaaa - kompromis.
- Co to jest?
- Hmmm, nie wiem... Hej! Chłopaki! Któryś wie, co oznacza słowo kompromis?!
- Nie, a w jakim to języku?!!!
W ten sposób powstał samolot będący unikatem. Przedmiot, który do dziś fascynuje i zachwyca nie tylko miłośników techniki lotniczej. Jest to jeden z owoców szalonych lat sześćdziesiątych, jak rock and roll i Mustang Boss 429. To były te czasy, gdzie fajne rzeczy projektowali pasjonaci i inżynierowie, a nie księgowi.
Niestety te czasy już nie wrócą, a szkoda. Moglibyśmy być my świadkami spektakularnych osiągnięć człowieka, a nie nasze dzieci i wnuki...