📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 5:32
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 3:27
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Później się dziwią, że dzieci w Anglii nie umieją czytać i pisać jak wychodzą z podstawówki.
Powiem szczerze, że nie wiem co o tym myśleć. Dałem piwo, bo nigdy nie słyszałem o czymś takim. (choć przyznam, że jestem dość blisko związany z ogólnie pojętą "oświatą")
Jednym z pierwszych pytań jakie przyszły mi do głowy było "Koleś, jakie masz wykształcenie?", gdy kadr przeszedł na typa czuwającego nad dzieciakami. Dziwne, ale biorąc pod uwagę teoretyczne zamierzenie takiej a nie innej konwencji nauczania, wychodzi na to, że najlepiej nadającymi się opiekunami byliby ludzie najbardziej życiowi, a nie "belfry-magistry". Okej, zajebiście, ale czy o to tak do końca chodzi w edukacji jako-takiej?
Moje odniesienie do tego filmiku będzie dość sceptyczne. Otóż weźmy na przykład tego chłopaka od "Spoko Szekspira" - szansa, że uczeń zainteresuje się twórczością artysty w postaci odpowiednika naszego wieszcza narodowego; tak zwaną "LITERATURĄ" (przerażające słowo dla wielu gimnazjalistów), jest jak jeden do tysiąca. W dodatku zakładając, że nikt owego ucznia do tego nie "zmusi", szanse maleją jeszcze bardziej - i właśnie o to mi chodzi. Według mnie nie można całkowicie deprecjonować wagi nauki i niszczyć jej pojęcia w sferze bezwzględnej - owszem, na całą "naukę" składa się to co aktualnie ludzie, jako jednostki, wiedzą i potrafią tym dysponować, ale fakt posiadania tego dorobku cywilizacyjnego w plastikowym gówienku z napisem Iphone nie powinien odstraszać ludzi do zdobywania wiedzy samemu. A do tego niezbędni są przewodnicy - w tej sferze nauczyciele.
Bariera poznania drugiego człowieka jest nieprzekraczalna. Jeśli byłoby inaczej, taki sobie specjalista od jakiejśtam dziedziny mógł wyczytać w nas czy się czymś interesujemy czy nie i byłoby po kłopocie, bo swoją wiedzę poszerzalibyśmy o materiały, które nas jarają. W innym (czyli jedynym możliwym) wypadku, możemy tylko obierać różne kierunki i szukać odpowiedniej dla nas cząstki nauki. I teraz wracam do tego chłopaka od Szekspira - udało się. "Szekspir jest spoko", więc pewnie już to odnotował i sięgnie dalej - no ale co jeśli "Nie wiem kto to Szekspir", bo "nigdy się nie zagłębiałem w coś takiego"? (A chyba nie jestem jedynym, który nie wierzy w taką automatyczną chęć pozyskiwania wiedzy w młodym wieku...) Nie bez powodu edukację zaczyna się od podstaw i "pierdółek" - dziwnym wręcz wydawałoby się, gdyby zamiast wyobrażania sobie bohaterskiego Anaruka, dzieci rozmyślały nad przemianą Kmicica, lub formą Gombrowicza. Koleje usystematyzowanej edukacji powinny tworzyć schody, dzięki którym odważny (bo podejmujący się edukacji w polskiej szkole ;d) uczeń poznaje po kolei wszystkie przypadki i złożoności, które składają się na takiego Hamleta a nie innego.
No i czy pierwszoklasista potrafi zorganizować sobie efektywnie czas?
Chciałbym pojechać do takiej szkoły i zobaczyć jak wygląda tam dzień dla typowego ucznia. Jeśli taka wizyta wyleczyłaby mój sceptycyzm, to bez wątpienia wciągnąłbym się w to, no bo skoro taki innowacyjny, "teoretycznie przyjazny" uczniowi system edukacji odnosiłby sukces... to nauczyciele mają jeszcze bardziej przejebane z robotą i trzeba brać póki jest co ;d.
Jednym z pierwszych pytań jakie przyszły mi do głowy było "Koleś, jakie masz wykształcenie?", gdy kadr przeszedł na typa czuwającego nad dzieciakami. Dziwne, ale biorąc pod uwagę teoretyczne zamierzenie takiej a nie innej konwencji nauczania, wychodzi na to, że najlepiej nadającymi się opiekunami byliby ludzie najbardziej życiowi, a nie "belfry-magistry". Okej, zajebiście, ale czy o to tak do końca chodzi w edukacji jako-takiej?
Moje odniesienie do tego filmiku będzie dość sceptyczne. Otóż weźmy na przykład tego chłopaka od "Spoko Szekspira" - szansa, że uczeń zainteresuje się twórczością artysty w postaci odpowiednika naszego wieszcza narodowego; tak zwaną "LITERATURĄ" (przerażające słowo dla wielu gimnazjalistów), jest jak jeden do tysiąca. W dodatku zakładając, że nikt owego ucznia do tego nie "zmusi", szanse maleją jeszcze bardziej - i właśnie o to mi chodzi. Według mnie nie można całkowicie deprecjonować wagi nauki i niszczyć jej pojęcia w sferze bezwzględnej - owszem, na całą "naukę" składa się to co aktualnie ludzie, jako jednostki, wiedzą i potrafią tym dysponować, ale fakt posiadania tego dorobku cywilizacyjnego w plastikowym gówienku z napisem Iphone nie powinien odstraszać ludzi do zdobywania wiedzy samemu. A do tego niezbędni są przewodnicy - w tej sferze nauczyciele.
Bariera poznania drugiego człowieka jest nieprzekraczalna. Jeśli byłoby inaczej, taki sobie specjalista od jakiejśtam dziedziny mógł wyczytać w nas czy się czymś interesujemy czy nie i byłoby po kłopocie, bo swoją wiedzę poszerzalibyśmy o materiały, które nas jarają. W innym (czyli jedynym możliwym) wypadku, możemy tylko obierać różne kierunki i szukać odpowiedniej dla nas cząstki nauki. I teraz wracam do tego chłopaka od Szekspira - udało się. "Szekspir jest spoko", więc pewnie już to odnotował i sięgnie dalej - no ale co jeśli "Nie wiem kto to Szekspir", bo "nigdy się nie zagłębiałem w coś takiego"? (A chyba nie jestem jedynym, który nie wierzy w taką automatyczną chęć pozyskiwania wiedzy w młodym wieku...) Nie bez powodu edukację zaczyna się od podstaw i "pierdółek" - dziwnym wręcz wydawałoby się, gdyby zamiast wyobrażania sobie bohaterskiego Anaruka, dzieci rozmyślały nad przemianą Kmicica, lub formą Gombrowicza. Koleje usystematyzowanej edukacji powinny tworzyć schody, dzięki którym odważny (bo podejmujący się edukacji w polskiej szkole ;d) uczeń poznaje po kolei wszystkie przypadki i złożoności, które składają się na takiego Hamleta a nie innego.
No i czy pierwszoklasista potrafi zorganizować sobie efektywnie czas?
Chciałbym pojechać do takiej szkoły i zobaczyć jak wygląda tam dzień dla typowego ucznia. Jeśli taka wizyta wyleczyłaby mój sceptycyzm, to bez wątpienia wciągnąłbym się w to, no bo skoro taki innowacyjny, "teoretycznie przyjazny" uczniowi system edukacji odnosiłby sukces... to nauczyciele mają jeszcze bardziej przejebane z robotą i trzeba brać póki jest co ;d.
Moim zdaniem problem nauki np. w Polsce polega też na tym że nauczyciel nie potrafi zainteresować młodzież aby nauka była dla nich ciekawa. Dodatkowo dużo faktów, najważniejszych faktów w historii Polski nie są przekazywane na lekcji historii co mnie bardzo dziwi. Na przykładzie Hołd Ruski 1611, w podręcznikach takiego wydarzenia się nie znajdzie co dla mnie wygląda jak komunistyczna cenzura. Uważam, że młodzież powinna wiedzieć że kiedys ruskie pucowali buty Zygmuntowi III Wazie. Podsumowując, szkoła uczy wzorców nie ma większej ingerencji z zainteresowaniami dziecka.
gimbusy by siedziały cały dzień na ławce i pluły sobie pod nogi.
każda osoba potrzebuje nauczyciela - coucha
każda osoba potrzebuje nauczyciela - coucha
No, no, no, dowaliłeś niezłym tematem.
Od siebie powiem tyle, że cały czas nam się tłucze, że wykształcenie jest po to, aby później mieć pracę. By znać świat. Jednak ile z tych rzeczy które musimy/musieliśmy wykuwać w szkole jest tak na prawdę potrzebne nam w pracy, czy nawet w życiu? Straciliśmy czas.
Taki dzieciak, jak mu się udostępni wiedzę, będzie najlepiej wiedział co go interesuje. I Może nawet zacznie się zagłębiać w temacie, zacznie realizować swój talent.
Ale nie kurwa, u nas to by się nie przyjęło, jesteśmy jebanymi psami zaprzęgowymi, musimy się uczyć po to aby potem przeżyć! By płacić potem podatki. Przy okazji nam mózg wypiorą homopropagandą, itp.
Niestety, ale nikogo nie da się zmusić do uczenia się.
Których najczęstszą metodą motywowania jest swoisty opierdol.
Gdy zauważy, że przynoszenie slajdów na lekcje i kolorowe podręczniki nie zachęcają dzieciaków do nauki.
Od siebie powiem tyle, że cały czas nam się tłucze, że wykształcenie jest po to, aby później mieć pracę. By znać świat. Jednak ile z tych rzeczy które musimy/musieliśmy wykuwać w szkole jest tak na prawdę potrzebne nam w pracy, czy nawet w życiu? Straciliśmy czas.
Taki dzieciak, jak mu się udostępni wiedzę, będzie najlepiej wiedział co go interesuje. I Może nawet zacznie się zagłębiać w temacie, zacznie realizować swój talent.
Ale nie kurwa, u nas to by się nie przyjęło, jesteśmy jebanymi psami zaprzęgowymi, musimy się uczyć po to aby potem przeżyć! By płacić potem podatki. Przy okazji nam mózg wypiorą homopropagandą, itp.
Cytat:
Według mnie nie można całkowicie deprecjonować wagi nauki i niszczyć jej pojęcia w sferze bezwzględnej - owszem, na całą "naukę" składa się to co aktualnie ludzie, jako jednostki, wiedzą i potrafią tym dysponować, ale fakt posiadania tego dorobku cywilizacyjnego w plastikowym gówienku z napisem Iphone nie powinien odstraszać ludzi do zdobywania wiedzy samemu.
Niestety, ale nikogo nie da się zmusić do uczenia się.
Cytat:
A do tego niezbędni są przewodnicy - w tej sferze nauczyciele.
Których najczęstszą metodą motywowania jest swoisty opierdol.
Gdy zauważy, że przynoszenie slajdów na lekcje i kolorowe podręczniki nie zachęcają dzieciaków do nauki.
Ludzie przyswajaja wiedze na rozne sposoby. Ja np najlepiej sie ucze ze sluchu i taki nauczyciel co omawia zagadnienia bardzo duzo dla mnie znaczy. Maszyna mi tego nigdy nie zastapi, bo nie moge jej zatrzymac, przerwac, zadac dodatkowego pytania gdy czegos nie rozumiem.
Pozatym jakbym sam sobie mial narzucac norme programowa to bylaby masakra. Ok jezeli cos mnie interesuje, ale jak zobaczylbym bardzo gruba ksiazke to zastanowilbym sie 2 razy zanim bym do niej podszedl. W normalnej szkole podchodze, bo musze. Wiele osob po prostu by szlo po najmniejszej linii oporu.
Pozatym jakbym sam sobie mial narzucac norme programowa to bylaby masakra. Ok jezeli cos mnie interesuje, ale jak zobaczylbym bardzo gruba ksiazke to zastanowilbym sie 2 razy zanim bym do niej podszedl. W normalnej szkole podchodze, bo musze. Wiele osob po prostu by szlo po najmniejszej linii oporu.
Moim zdaniem pomysł niby dobry, ale czy lepszy od "tradycyjnego" systemu edukacji nie wiem.Trzeba by poczekać kilkanaście lat żeby się o tym przekonać.Do plusów na pewno należy to że nie ma zniechęcania uczniów nudą i przymusem.Mało który nauczyciel potrafi zainteresować ucznia wiedzą którą chcę(musi) mu przekazać.Tu każdy na własną rękę też może odnaleźć się w swoich zainteresowaniach i talentach.Przykładowo podam że jak mój kolega był jeszcze w podstawówce ojciec chciał go przymusowo nauczyć grać na gitarze i właśnie tym przymusem go zniechęcił jednak po tym jak ukończył gimnazjum się sam wkręcił i zaczął uczyć, gra do tej pory.Fakt faktem jest taki że u nas ciężko by ktoś odnalazł się w tym co chce robić w podstawówce, gimnazjum czy nawet szkole średniej.A ten system mimo iż daje mu małe szanse na sukces może stworzyć coś pokroju szkoły talentów skąd będą wychodzić wybitni muzycy,pisarze,akrobaci,piłkarze itp itd.Każdy ma jakiś talent i tam bedzie można go z niego wydobyć , choć pewnie zostanie spora część uczniów z których nie uda się nic zrobić.
PS. 5:30 Mimo tej cenzury na ekran chyba każdy wie że to Final Fantasy VII
PS. 5:30 Mimo tej cenzury na ekran chyba każdy wie że to Final Fantasy VII
napierdalają w fajnala 7 ah te wspomnienia...
______________
lizać cipy
@Norti: Wszystko ładnie pięknie, tyle, ze do programowania nikt mnie nie zmuszał i nie zachęcał ( nawet przeszkadzał), a teraz prowadzę własną firmę.
I pomimo "edukacji" wciąż czytam książki (ja nie przeczytam przynajmniej jednej na miesiąc to chodzę po ścianach), szkoła nie obrzydziła mi książek, za to matematykę czy fizykę bardzo i teraz jak podchodzę do problemów matematyczno-fizycznych, to czuję wstręt, bo przed oczami mam obraz nudnych szkolnych ławek i napierdalania 50 zadań ze zbioru matematyki, żeby utrwalić sobie wzór na deltę (gdzie w prawdziwym życiu, jak nie wiem jakim algorytmem się posłużyć, to odpalam Wikipedię/Googla/*.edu.pl (z Googla ), czytam opracowanie i wdrażam algorytm.
Tyle, że poszukiwania informacji, uczenia się i wdrażania algorytmów tez nauczyłem się sam i poznałem kilka lepszych, szybszych i łatwiejszych sposobów na niektóre rzeczy, niż te co uczą w szkołach.
Co do materiału.. sam jestem sceptykiem co do tego, bo dzieciaki nie mają w sobie wyrobionego mechanizmu samodyscypliny. Byłbym raczej za tym, żeby można było sobie dobierać przedmioty (kilka obowiązkowych jak matematyka (sorry), fizyka (sorry), język ojczysty w zakresie podstawowym - głownie gramatyka i ortografia (sorry), historia kraju i to głownie czasy nowożytne, a nie 3 klasy starożytności i średniowiecza i 2h I Wojny Światowej i dwudziestolecia miedzy-wojennego (nie sorry ); oraz dodatkowe, jak np. literatura (gdzie w formie zaawansowanej omawiane są książki i twórczość, humanizm i inne... Dla tych co chcą być humanistami, a nie dla wszystkich). Coś jak w stylu Hamerykańskim. Dzieciaki stale poszukują swojego ja, więc nie robiłbym problemu z tym, żeby jak im nie pasują przedmioty dodatkowe, żeby sobie zmienili, bo np. jeśli czują się w muzyce dobrze, to po co ich chemią męczyć. Nie robiłbym nawet sprawdzianów, ale końcowy egzamin dojrzałości, gdzie podchodzi się do obowiązkowych przedmiotów i np. wybranych 3 dodatkowych. Uczeń ma do dyspozycji Internet, książki jako pomoc naukową i ma opracować temat/projekt. Ma na to X czasu, powodzenia. Jak się przygotuje jego wola, jak nie, trudno, zawsze może podejść drugi raz (kluczem jest tu trzymania Giertycha z dala od Edukacji ), nawet jak zda, a chce sobie poprawić wyniki.
To czy uczeń będzie chodził do "szkoły" czy siedział w domu i jak się uczył zależy od niego. Piszę "szkoły", bo to nie byłaby tradycyjna szkoła z ławkami itp., ale raczej miejsce, gdzie można spotkać nauczyciela z danej dziedziny, który pomógłby z problemem jeśli uczeń miałby problem, ale nie chodzi głownie o to, ale o możliwość udostępnienia narzędzi i pracowni, np. laboratorium chemicznego, elektrycznego, czy fizycznego (nie każdy w domu mógłby sobie pozwolić na takie coś). Sądzę (i graniczy to niemal z pewnością), że do takich instytucji uczniowie waliliby chętnie jak do biedronki po piwo
Ale najsampierw, to trzeba by zmienić myślenie elit i opinii publicznej: "Co jak nie zda i nie będzie chciał się uczyć?"
Nic, do łopaty i na kasy też trzeba ludzi. Nauka to nie obowiązek, tylko dar i przywilej. Nie musi doświadczać jej każdy chociażby na siłę. Mój najmłodszy brat po latach oporu w edukacji, jak poszedł do roboty z nawet nie pamiętam czy pełnym zawodowym, szybko zrozumiał, że dla jego ludzi z wykształceniem nie ma po pierwsze pracy, po drugie dobrze płatnej pracy. Teraz zapierdalając w Holandii, sam się tam zapisał do szkoły, żeby podnieść swoje wykształcenie (i wiedzę przy okazji). Tak, nic tak nie motywuje do pracy jak pieniążki i poczucie wstydu
Tyle ode mnie, a teraz możecie scrollować dalej. Wasze opinie mam gdzieś, miłego dnia :]
Zasrana autokorekta, jakby jakiś wyraz nie pasował w zdaniu, to przez nią.
I pomimo "edukacji" wciąż czytam książki (ja nie przeczytam przynajmniej jednej na miesiąc to chodzę po ścianach), szkoła nie obrzydziła mi książek, za to matematykę czy fizykę bardzo i teraz jak podchodzę do problemów matematyczno-fizycznych, to czuję wstręt, bo przed oczami mam obraz nudnych szkolnych ławek i napierdalania 50 zadań ze zbioru matematyki, żeby utrwalić sobie wzór na deltę (gdzie w prawdziwym życiu, jak nie wiem jakim algorytmem się posłużyć, to odpalam Wikipedię/Googla/*.edu.pl (z Googla ), czytam opracowanie i wdrażam algorytm.
Tyle, że poszukiwania informacji, uczenia się i wdrażania algorytmów tez nauczyłem się sam i poznałem kilka lepszych, szybszych i łatwiejszych sposobów na niektóre rzeczy, niż te co uczą w szkołach.
Co do materiału.. sam jestem sceptykiem co do tego, bo dzieciaki nie mają w sobie wyrobionego mechanizmu samodyscypliny. Byłbym raczej za tym, żeby można było sobie dobierać przedmioty (kilka obowiązkowych jak matematyka (sorry), fizyka (sorry), język ojczysty w zakresie podstawowym - głownie gramatyka i ortografia (sorry), historia kraju i to głownie czasy nowożytne, a nie 3 klasy starożytności i średniowiecza i 2h I Wojny Światowej i dwudziestolecia miedzy-wojennego (nie sorry ); oraz dodatkowe, jak np. literatura (gdzie w formie zaawansowanej omawiane są książki i twórczość, humanizm i inne... Dla tych co chcą być humanistami, a nie dla wszystkich). Coś jak w stylu Hamerykańskim. Dzieciaki stale poszukują swojego ja, więc nie robiłbym problemu z tym, żeby jak im nie pasują przedmioty dodatkowe, żeby sobie zmienili, bo np. jeśli czują się w muzyce dobrze, to po co ich chemią męczyć. Nie robiłbym nawet sprawdzianów, ale końcowy egzamin dojrzałości, gdzie podchodzi się do obowiązkowych przedmiotów i np. wybranych 3 dodatkowych. Uczeń ma do dyspozycji Internet, książki jako pomoc naukową i ma opracować temat/projekt. Ma na to X czasu, powodzenia. Jak się przygotuje jego wola, jak nie, trudno, zawsze może podejść drugi raz (kluczem jest tu trzymania Giertycha z dala od Edukacji ), nawet jak zda, a chce sobie poprawić wyniki.
To czy uczeń będzie chodził do "szkoły" czy siedział w domu i jak się uczył zależy od niego. Piszę "szkoły", bo to nie byłaby tradycyjna szkoła z ławkami itp., ale raczej miejsce, gdzie można spotkać nauczyciela z danej dziedziny, który pomógłby z problemem jeśli uczeń miałby problem, ale nie chodzi głownie o to, ale o możliwość udostępnienia narzędzi i pracowni, np. laboratorium chemicznego, elektrycznego, czy fizycznego (nie każdy w domu mógłby sobie pozwolić na takie coś). Sądzę (i graniczy to niemal z pewnością), że do takich instytucji uczniowie waliliby chętnie jak do biedronki po piwo
Ale najsampierw, to trzeba by zmienić myślenie elit i opinii publicznej: "Co jak nie zda i nie będzie chciał się uczyć?"
Nic, do łopaty i na kasy też trzeba ludzi. Nauka to nie obowiązek, tylko dar i przywilej. Nie musi doświadczać jej każdy chociażby na siłę. Mój najmłodszy brat po latach oporu w edukacji, jak poszedł do roboty z nawet nie pamiętam czy pełnym zawodowym, szybko zrozumiał, że dla jego ludzi z wykształceniem nie ma po pierwsze pracy, po drugie dobrze płatnej pracy. Teraz zapierdalając w Holandii, sam się tam zapisał do szkoły, żeby podnieść swoje wykształcenie (i wiedzę przy okazji). Tak, nic tak nie motywuje do pracy jak pieniążki i poczucie wstydu
Tyle ode mnie, a teraz możecie scrollować dalej. Wasze opinie mam gdzieś, miłego dnia :]
Zasrana autokorekta, jakby jakiś wyraz nie pasował w zdaniu, to przez nią.
arthur5145 napisał/a:
Łał. Powiedz mi, od kiedy to Massachusetts leży w Anglii?Później się dziwią, że dzieci w Anglii nie umieją czytać i pisać jak wychodzą z podstawówki.
@nygas232
Owszem da się. Jestem pewien, że do każdego, kto jest w tym wieku przymusu kształcenia da się jakoś dotrzeć i czymś zainteresować, a jeśli już znajdzie się to "cokolwiek" to dalej będzie z górki. Oczywiście mówię teraz o szkole, do której chodziła większość z nas, a nie placówkach dla.. nazwijmy to "trudnej" młodzieży, gdzie Panowie i Damy za największy sukces edukacyjny uważają, kiedy [ten głupi chuj] nauczyciel z litości przepuści do następnej klasy. Co też jest błędem, no ale o tym już napisał Qwachu dwa posty wyżej.
@qwachu
Więc i tak sobie poradziłeś i to jak widzę wspaniale, gratuluję! Ale ale - weź pod uwagę, że "system edukacji", czy "plan nauczania" choćby się zesrał, to nie będzie nigdy tak szczegółowy, żeby odpowiadał każdemu uczniowi - bo uczniowie są różni, a jakiś system istnieć musi. I tutaj ważna jest rola nauczyciela. Pechowo, większość z nich to miernoty, które uczą, bo to jedyne co im pozostało - jakby prestiż tego zawodu nieco wzrósł, to uczniowie spotkaliby się ze zdecydowanie większym zapałem ze strony belfrów. A taki uczeń, który ma wyjebane na obowiązki szkolne ale sam będzie chciał się kształcić z danej dziedziny i tak sobie poradzi. Poza tym nie oszukujmy się - rolą szkoły nie jest zapracowanie na kwalifikacje do wymarzonego zawodu, co nawet można zauważyć po ostatnich zmianach programowych. Okazuje się, że wymagania pracodawców rosną a podstawa... spada? Można tak to określić? Po prostu dzieciaki uczą się mniej, a raczej samych pierdół, dodatkowo jeszcze skróconych. No ale tak sobie tylko gadam, nie chcę uważać się za eksperta
Owszem da się. Jestem pewien, że do każdego, kto jest w tym wieku przymusu kształcenia da się jakoś dotrzeć i czymś zainteresować, a jeśli już znajdzie się to "cokolwiek" to dalej będzie z górki. Oczywiście mówię teraz o szkole, do której chodziła większość z nas, a nie placówkach dla.. nazwijmy to "trudnej" młodzieży, gdzie Panowie i Damy za największy sukces edukacyjny uważają, kiedy [ten głupi chuj] nauczyciel z litości przepuści do następnej klasy. Co też jest błędem, no ale o tym już napisał Qwachu dwa posty wyżej.
@qwachu
Więc i tak sobie poradziłeś i to jak widzę wspaniale, gratuluję! Ale ale - weź pod uwagę, że "system edukacji", czy "plan nauczania" choćby się zesrał, to nie będzie nigdy tak szczegółowy, żeby odpowiadał każdemu uczniowi - bo uczniowie są różni, a jakiś system istnieć musi. I tutaj ważna jest rola nauczyciela. Pechowo, większość z nich to miernoty, które uczą, bo to jedyne co im pozostało - jakby prestiż tego zawodu nieco wzrósł, to uczniowie spotkaliby się ze zdecydowanie większym zapałem ze strony belfrów. A taki uczeń, który ma wyjebane na obowiązki szkolne ale sam będzie chciał się kształcić z danej dziedziny i tak sobie poradzi. Poza tym nie oszukujmy się - rolą szkoły nie jest zapracowanie na kwalifikacje do wymarzonego zawodu, co nawet można zauważyć po ostatnich zmianach programowych. Okazuje się, że wymagania pracodawców rosną a podstawa... spada? Można tak to określić? Po prostu dzieciaki uczą się mniej, a raczej samych pierdół, dodatkowo jeszcze skróconych. No ale tak sobie tylko gadam, nie chcę uważać się za eksperta
nienawisci do nauki uczymy sie w szkole jaka znamy. dzieciaki z takiej szkoly duzo lepiej rozwijaly by swoje atuty. dobry matematyk byl by neisamowicie dobrym matematykiem, dobry humanista byl by jeszcze lepszym. moim zdaniej zajebisty pomysl
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów