Zulu-Gula napisał/a:
Na wycieczkę to chodzi się do ZOO, ale żeby ogród zoologiczny przychodził do Maka, to już lekka przesada.
U nas w Makach jest cywilizacja, u nich bród smród i mogiła, czystość na poziomie naszych barów mlecznych.
Młodym którym ten drugi widok był oszczędzony tłumaczę: smród brudnej szmaty, talerze i sztućce nigdy nie myte, zmiotki z podłogi trafiają też na talerz, jak ci żul napluje to poprawia jakość potrawy. Kumpela chodziła do takiego bo cena <50% tego co na stołówce czy w chińszczaku, ja nie byłam w stanie. Sanepid zlikwidował ostatnie takie przybytki w połowie lat zerozerowych.
Będąc w Chameryce też chciałam pójść do Maka. Zobaczyłam połamane stoły, czarnuchów z zakazanymi mordami, smród brudnej ściery jak w przybytkach powyżej. Stwierdziłam że nie, wycofałam się i poszłam do Burger Kinga obok — gdzie wyglądało lepiej, ale to był tylko wygląd, w efekcie tego dnia i nocy srałam rzadko a często.
U nas, kiedy w Maku zestaw powiększony był po 11zł, w budce tuż przed Makiem burger szedł za złotych 2.50. Zaś za Wielką Wodą to Mak stanowi ową najniższą kategorię — tak żarcia jak i klienteli. Kryminaliści i niggerzy (nie mylić z gatunkiem murzynus cywilizowanus) jedzą właśnie tam.