Nie chciałbym być w skórze pana na dole i tych poniżej też nie
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 5:32
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 3:27
#bombowiec
Zrzutka na serwery i rozwój serwisu
Witaj użytkowniku sadistic.pl,Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Powietrzny wyścig zbrojeń między III Rzeszą i aliantami.
Film typu "dołącz do najlepszych" czyli jak ogarnąć B-29.
Materiał instruktażowy z 1944 roku
Materiał instruktażowy z 1944 roku
Północna Afryka, gdzieś nad Tunezją, 1 lutego 1943 roku, godzina 11:00.
- Pięć minut do celu – powiedział spokojnym głosem dowódca bombowca B-17 do drugiego pilota.
Ten odpowiedział skinieniem głowy.
To nie była zbyt wymagająca misja. Zwykłe bombardowanie doków w tunezyjskiej Bizercie, zaledwie 350 kilometrów na północny wschód od bazy w Biskrze. Bułka z masłem w porównaniu z misjami nad Niemcy.
Formacja dziesięciu Latających Fortec ustawiła się w szyku bojowym. Na czele leciały cztery bombowce prowadzone przez maszynę pilotowaną przez majora Roberta Coultera. Leciała ona nieco wyżej od trzech podążających za nią Fortec. Pozostałe sześć bombowców leciało kilkaset metrów dalej i kilkadziesiąt metrów niżej.
Niemcy przygotowali jednak komitet powitalny. Doki w Bizercie były częstym celem alianckich nalotów, więc niemieckie myśliwce stacjonujące w pobliżu były utrzymywane w stanie gotowości bojowej. Tym razem w niebo wzbiły się cztery Focke-Wulfy Fw 190 – samoloty, które za kilka lat zostaną okrzyknięte najlepszymi myśliwcami II Wojny Światowej. I to w zgodnej opinii pilotów niemieckich i alianckich.
Myśliwce zaatakowały amerykańską formację od czoła. Dwa z nich zaatakowały grupę prowadzoną przez majora Coultera, a dwa inne zajęły się sześcioma maszynami drugiego rzutu.
Porucznik Kendrick Bragg, pilot jednej z Fortec pierwszej grupy obserwował jak dwa Fw 190 nabierają wysokości i z odległości kilkuset metrów otwierają ogień do jego dowódcy. Górny strzelec maszyny majora Coultera nie pozostawał im dłużny. Wieżyczka Fortecy pluła ogniem w stronę nadlatujących myśliwców, a ślady pocisków smugowych świadczyły o tym, że strzelec nie pudłował. Karabiny pierwszego z atakujących Focke-Wulfów umilkły. Myśliwiec jednak nie zmienił kursu. Nadal leciał prosto na Fortecę majora Coultera.
- Poderwij! – wyrwało się z ust porucznika Bragga.
Nic z tego. Myśliwiec spadł prosto na maszynę jego dowódcy. Prawe skrzydło Fortecy oderwało się od kadłuba i bombowiec runął korkociągiem w dół. Niemiecki myśliwiec także kontynuował swój lot ku śmierci.
„Jasna cholera! Leci prosto na nas!” – pomyślał porucznik Bragg.
Bombowiec B-17 nieprzypadkowo został nazwany Latającą Fortecą. Nie tylko był potężnie uzbrojony (13 karabinów maszynowych Browning, w tym 4 podwójnie sprzężone), ale słynął także z odporności na uszkodzenia. Piloci żartowali, że Forteca spada dopiero wtedy, kiedy Niemcy władują w nią tyle pocisków, że ich waga przekroczy dopuszczalny udźwig. Niektóre maszyny wracały z misji bombowych nad Europą tak zmasakrowane, że piloci towarzyszących im myśliwców nie mogli uwierzyć własnym oczom. Fortece lądowały w bazie z metrowej szerokości dziurami w skrzydłach i kadłubie, z trzema zniszczonymi silnikami, z potrzaskanymi urządzeniami nawigacyjnymi i sterami.
Jednak to, co się stało 1 lutego 1943 roku nad Tunezją graniczy z cudem.
Podczas II Wojny Światowej Tunezja opowiedziała się po stronie Francji, a w 1940 roku zadeklarowała lojalność wobec kolaboracyjnego rządy Vichy. Dwa lata później kraj zajęły wojska włoskie i niemieckie.
W listopadzie 1942 roku w wyniku operacji desantowej „Pochodnia” Maroko i Algieria zostały opanowane przez Brytyjczyków i Amerykanów. Niewielkie pustynne lotniska zamieniły się w bazy lotnicze, skąd alianci zaczęli przeprowadzać regularne rajdy bombowe na tunezyjskie porty i doki. Najważniejszymi celami ataków były Tunis i Bizerta.
Bombowcom czasem towarzyszyły myśliwskie Mustangi. Często jednak z tej osłony rezygnowano – odległość do celu nie była zbyt wielka, a Niemcy nie dysponowali imponującymi siłami powietrznymi w regionie.
Rankiem 1 lutego 1943 roku z bazy w algierskiej oazie Biskra wystartowała formacja dziesięciu Latających Fortec z 414. Dywizjonu 97. Grupy Bombowej Sił Powietrznych USA i obrała kurs na doki w tunezyjskiej Bizercie. Jedna z maszyn lecących w pierwszej grupie złożonej z czterech bombowców pilotowana była przez porucznika Kendricka Bragga i nosiła przydomek „All American”.
Lot do celu przebiegał spokojnie. Kiedy formacja znajdowała się zaledwie kilka minut od celu na niebie pojawiły się cztery niemieckie Focke-Wulfy Fw 190. Dwa z nich zaatakowały cztery Fortece lecące na przedzie. Górny strzelec bombowca pilotowanego przez majora Roberta Coultera puścił długą serię w kierunku nadlatującego myśliwca. Karabiny maszynowe Focke-Wulfa umilkły, ale on kontynuował lot w kierunku swojej niedoszłej ofiary.
Najprawdopodobniej strzelec pokładowy Fortecy zabił lub ciężko ranił niemieckiego pilota, który nie był już w stanie sterować myśliwcem.
Focke-Wulf wbił się w skrzydło Fortecy majora Coultera. Potężny bombowiec przechylił się na bok i wpadł w korkociąg. Tylko trzech członków jego załogi zdołało wyskoczyć ze spadochronami.
Focke-Wulf po staranowaniu maszyny Coultera spadał dalej lecąc w kierunku bombowca „All American”. Porucznik Bragg instynktownie pchnął wolant do przodu, ale było już za późno. Niemiecki myśliwiec zahaczył skrzydłem o kadłub Fortecy przecinając go ukośnie aż do ogona.
Bombowiec w jednej chwili stracił ster wysokości i kierunku. Przestało działać radio i część systemów elektrycznych. Przewody tlenowe również zostały przecięte, a na domiar złego oba silniki na prawym skrzydle przestały działać. Jeden z silników na lewym skrzydle zaczął się „krztusić” – szwankowała pompa paliwowa. Ogon z uwięzionym w nim strzelcem tylnym trzymał się tylko na dwóch żelaznych belkach i kilku płatach aluminiowego poszycia. Forteca przypominała teraz olbrzymiego owada z przetrąconym odwłokiem trzymającym się reszty ciała na małym pasku skóry i nieruchomym skrzydłem. W kadłubie tkwiły części skrzydła niemieckiego myśliwca. Używając ich oraz linek z własnych spadochronów załoga desperacko starała się uchronić odciętą część kadłuba przed całkowitym oderwaniem, co byłoby równoznaczne z katastrofą.
Po chwili znaleźli się nad celem. Bombardier Ralph Burbridge otworzył luki i zwolnił bomby.
Otwarcie luku bombowego wywołało potężny podmuch wewnątrz maszyny. Był on tak silny, że boczny strzelec Michael Zuk został „wdmuchnięty” do odciętej części ogonowej. Z pomocą kolegów i linek od ich spadochronów zdołał się stamtąd wydostać. Tylny strzelec Sam Sarpolus próbował pójść w jego ślady, ale odcięty ogon zaczął się niebezpiecznie trząść. Sam zrozumiał, że stanowi balast, który nieco stabilizuje tę część kadłuba i postanowił zostać na miejscu.
Bombowiec B-17 Latająca Forteca „All American” z 414. Dywizjonu Bombowego gdzieś nad północną Afryką. Zdjęcie wykonane z myśliwca Mustang.
Aby wrócić do bazy bombowiec musiał zawrócić, jednak lecąc z niemal oderwanym ogonem porucznik Bragg musiał unikać wszelkich ostrzejszych manewrów – odcięta część trzymała się na słowo honoru i w każdej chwili mogła odpaść. Poprowadził więc maszynę po ogromnym okręgu – aby zawrócić do bazy Forteca zatoczyła półkole pokonując dystans ponad 70 mil zanim znalazła się na kursie powrotnym.
Cały czas traciła prędkość i wysokość, a na dodatek była sama na afrykańskim niebie. Wkrótce w pobliżu pojawiły się dwa Messerschmitty Bf 109. Zbliżyły się do Fortecy jak wilki do rannego odyńca, ale czekał ich spory zawód. Karabiny maszynowe bombowca były nadal sprawne. Strzelcy pokładowi przywitali Niemców ogniem tak skutecznym, że ci stracili ochotę na dalszą walkę i odlecieli.
Tylny strzelec Sam Sarpolus mógł strzelać tylko krótkimi seriami. Odrzut jego Browninga wprawiał odciętą część kadłuba w niebezpieczne drżenie.
Piloci Mustangów, którzy przechwycili Fortecę nad Algierią przecierali oczy ze zdumienia. Wiele potrzaskanych bombowców mieli okazję oglądać, ale czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Ogon „All American” wyginał się na boki jakby bombowiec był ogromną rybą płynącą przez przestworza. Na migi dali znak pilotowi, by rozkazał załodze skakać. Bragg odpowiedział, że pięć spadochronów zostało zużytych do przywiązania odciętego ogona i wobec tego spróbuje posadzić maszynę normalnie.
Bombowiec bez problemów wypuścił podwozie i dotknął kołami pasa startowego w bazie Biskra. Natychmiast podjechały do niego karetki. Niepotrzebnie – żaden z członków załogi nie został ranny. Cały personel bazy wybiegł na pas, by z bliska obejrzeć zmasakrowaną Fortecę. Wszyscy byli zgodni, że to cud. Historia nie znała przypadku, by tak uszkodzony samolot doleciał o własnych siłach do bazy.
Po wylądowaniu w bazie w Biskrze.
Dziesięcioosobowa załoga wyszła z maszyny. Na końcu z odciętego ogona wygramolił się tylny strzelec Sam Sarpolus. Na miejsce przyjechał przedstawiciel zakładów Boeinga – producenta samolotu. Kiedy zobaczył „All American” opadła mu szczęka.
- To niemożliwe, by ten samolot utrzymał się w powietrzu! – krzyknął.
A jednak się utrzymał. Latająca Forteca jeszcze raz udowodniła, że zasługuje na swoją nazwę.
Jeśli się spodoba wrzucę więcej ciekawych historii.
- Pięć minut do celu – powiedział spokojnym głosem dowódca bombowca B-17 do drugiego pilota.
Ten odpowiedział skinieniem głowy.
To nie była zbyt wymagająca misja. Zwykłe bombardowanie doków w tunezyjskiej Bizercie, zaledwie 350 kilometrów na północny wschód od bazy w Biskrze. Bułka z masłem w porównaniu z misjami nad Niemcy.
Formacja dziesięciu Latających Fortec ustawiła się w szyku bojowym. Na czele leciały cztery bombowce prowadzone przez maszynę pilotowaną przez majora Roberta Coultera. Leciała ona nieco wyżej od trzech podążających za nią Fortec. Pozostałe sześć bombowców leciało kilkaset metrów dalej i kilkadziesiąt metrów niżej.
Niemcy przygotowali jednak komitet powitalny. Doki w Bizercie były częstym celem alianckich nalotów, więc niemieckie myśliwce stacjonujące w pobliżu były utrzymywane w stanie gotowości bojowej. Tym razem w niebo wzbiły się cztery Focke-Wulfy Fw 190 – samoloty, które za kilka lat zostaną okrzyknięte najlepszymi myśliwcami II Wojny Światowej. I to w zgodnej opinii pilotów niemieckich i alianckich.
Myśliwce zaatakowały amerykańską formację od czoła. Dwa z nich zaatakowały grupę prowadzoną przez majora Coultera, a dwa inne zajęły się sześcioma maszynami drugiego rzutu.
Porucznik Kendrick Bragg, pilot jednej z Fortec pierwszej grupy obserwował jak dwa Fw 190 nabierają wysokości i z odległości kilkuset metrów otwierają ogień do jego dowódcy. Górny strzelec maszyny majora Coultera nie pozostawał im dłużny. Wieżyczka Fortecy pluła ogniem w stronę nadlatujących myśliwców, a ślady pocisków smugowych świadczyły o tym, że strzelec nie pudłował. Karabiny pierwszego z atakujących Focke-Wulfów umilkły. Myśliwiec jednak nie zmienił kursu. Nadal leciał prosto na Fortecę majora Coultera.
- Poderwij! – wyrwało się z ust porucznika Bragga.
Nic z tego. Myśliwiec spadł prosto na maszynę jego dowódcy. Prawe skrzydło Fortecy oderwało się od kadłuba i bombowiec runął korkociągiem w dół. Niemiecki myśliwiec także kontynuował swój lot ku śmierci.
„Jasna cholera! Leci prosto na nas!” – pomyślał porucznik Bragg.
Bombowiec B-17 nieprzypadkowo został nazwany Latającą Fortecą. Nie tylko był potężnie uzbrojony (13 karabinów maszynowych Browning, w tym 4 podwójnie sprzężone), ale słynął także z odporności na uszkodzenia. Piloci żartowali, że Forteca spada dopiero wtedy, kiedy Niemcy władują w nią tyle pocisków, że ich waga przekroczy dopuszczalny udźwig. Niektóre maszyny wracały z misji bombowych nad Europą tak zmasakrowane, że piloci towarzyszących im myśliwców nie mogli uwierzyć własnym oczom. Fortece lądowały w bazie z metrowej szerokości dziurami w skrzydłach i kadłubie, z trzema zniszczonymi silnikami, z potrzaskanymi urządzeniami nawigacyjnymi i sterami.
Jednak to, co się stało 1 lutego 1943 roku nad Tunezją graniczy z cudem.
Podczas II Wojny Światowej Tunezja opowiedziała się po stronie Francji, a w 1940 roku zadeklarowała lojalność wobec kolaboracyjnego rządy Vichy. Dwa lata później kraj zajęły wojska włoskie i niemieckie.
W listopadzie 1942 roku w wyniku operacji desantowej „Pochodnia” Maroko i Algieria zostały opanowane przez Brytyjczyków i Amerykanów. Niewielkie pustynne lotniska zamieniły się w bazy lotnicze, skąd alianci zaczęli przeprowadzać regularne rajdy bombowe na tunezyjskie porty i doki. Najważniejszymi celami ataków były Tunis i Bizerta.
Bombowcom czasem towarzyszyły myśliwskie Mustangi. Często jednak z tej osłony rezygnowano – odległość do celu nie była zbyt wielka, a Niemcy nie dysponowali imponującymi siłami powietrznymi w regionie.
Rankiem 1 lutego 1943 roku z bazy w algierskiej oazie Biskra wystartowała formacja dziesięciu Latających Fortec z 414. Dywizjonu 97. Grupy Bombowej Sił Powietrznych USA i obrała kurs na doki w tunezyjskiej Bizercie. Jedna z maszyn lecących w pierwszej grupie złożonej z czterech bombowców pilotowana była przez porucznika Kendricka Bragga i nosiła przydomek „All American”.
Lot do celu przebiegał spokojnie. Kiedy formacja znajdowała się zaledwie kilka minut od celu na niebie pojawiły się cztery niemieckie Focke-Wulfy Fw 190. Dwa z nich zaatakowały cztery Fortece lecące na przedzie. Górny strzelec bombowca pilotowanego przez majora Roberta Coultera puścił długą serię w kierunku nadlatującego myśliwca. Karabiny maszynowe Focke-Wulfa umilkły, ale on kontynuował lot w kierunku swojej niedoszłej ofiary.
Najprawdopodobniej strzelec pokładowy Fortecy zabił lub ciężko ranił niemieckiego pilota, który nie był już w stanie sterować myśliwcem.
Focke-Wulf wbił się w skrzydło Fortecy majora Coultera. Potężny bombowiec przechylił się na bok i wpadł w korkociąg. Tylko trzech członków jego załogi zdołało wyskoczyć ze spadochronami.
Focke-Wulf po staranowaniu maszyny Coultera spadał dalej lecąc w kierunku bombowca „All American”. Porucznik Bragg instynktownie pchnął wolant do przodu, ale było już za późno. Niemiecki myśliwiec zahaczył skrzydłem o kadłub Fortecy przecinając go ukośnie aż do ogona.
Bombowiec w jednej chwili stracił ster wysokości i kierunku. Przestało działać radio i część systemów elektrycznych. Przewody tlenowe również zostały przecięte, a na domiar złego oba silniki na prawym skrzydle przestały działać. Jeden z silników na lewym skrzydle zaczął się „krztusić” – szwankowała pompa paliwowa. Ogon z uwięzionym w nim strzelcem tylnym trzymał się tylko na dwóch żelaznych belkach i kilku płatach aluminiowego poszycia. Forteca przypominała teraz olbrzymiego owada z przetrąconym odwłokiem trzymającym się reszty ciała na małym pasku skóry i nieruchomym skrzydłem. W kadłubie tkwiły części skrzydła niemieckiego myśliwca. Używając ich oraz linek z własnych spadochronów załoga desperacko starała się uchronić odciętą część kadłuba przed całkowitym oderwaniem, co byłoby równoznaczne z katastrofą.
Po chwili znaleźli się nad celem. Bombardier Ralph Burbridge otworzył luki i zwolnił bomby.
Otwarcie luku bombowego wywołało potężny podmuch wewnątrz maszyny. Był on tak silny, że boczny strzelec Michael Zuk został „wdmuchnięty” do odciętej części ogonowej. Z pomocą kolegów i linek od ich spadochronów zdołał się stamtąd wydostać. Tylny strzelec Sam Sarpolus próbował pójść w jego ślady, ale odcięty ogon zaczął się niebezpiecznie trząść. Sam zrozumiał, że stanowi balast, który nieco stabilizuje tę część kadłuba i postanowił zostać na miejscu.
Bombowiec B-17 Latająca Forteca „All American” z 414. Dywizjonu Bombowego gdzieś nad północną Afryką. Zdjęcie wykonane z myśliwca Mustang.
Aby wrócić do bazy bombowiec musiał zawrócić, jednak lecąc z niemal oderwanym ogonem porucznik Bragg musiał unikać wszelkich ostrzejszych manewrów – odcięta część trzymała się na słowo honoru i w każdej chwili mogła odpaść. Poprowadził więc maszynę po ogromnym okręgu – aby zawrócić do bazy Forteca zatoczyła półkole pokonując dystans ponad 70 mil zanim znalazła się na kursie powrotnym.
Cały czas traciła prędkość i wysokość, a na dodatek była sama na afrykańskim niebie. Wkrótce w pobliżu pojawiły się dwa Messerschmitty Bf 109. Zbliżyły się do Fortecy jak wilki do rannego odyńca, ale czekał ich spory zawód. Karabiny maszynowe bombowca były nadal sprawne. Strzelcy pokładowi przywitali Niemców ogniem tak skutecznym, że ci stracili ochotę na dalszą walkę i odlecieli.
Tylny strzelec Sam Sarpolus mógł strzelać tylko krótkimi seriami. Odrzut jego Browninga wprawiał odciętą część kadłuba w niebezpieczne drżenie.
Piloci Mustangów, którzy przechwycili Fortecę nad Algierią przecierali oczy ze zdumienia. Wiele potrzaskanych bombowców mieli okazję oglądać, ale czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Ogon „All American” wyginał się na boki jakby bombowiec był ogromną rybą płynącą przez przestworza. Na migi dali znak pilotowi, by rozkazał załodze skakać. Bragg odpowiedział, że pięć spadochronów zostało zużytych do przywiązania odciętego ogona i wobec tego spróbuje posadzić maszynę normalnie.
Bombowiec bez problemów wypuścił podwozie i dotknął kołami pasa startowego w bazie Biskra. Natychmiast podjechały do niego karetki. Niepotrzebnie – żaden z członków załogi nie został ranny. Cały personel bazy wybiegł na pas, by z bliska obejrzeć zmasakrowaną Fortecę. Wszyscy byli zgodni, że to cud. Historia nie znała przypadku, by tak uszkodzony samolot doleciał o własnych siłach do bazy.
Po wylądowaniu w bazie w Biskrze.
Dziesięcioosobowa załoga wyszła z maszyny. Na końcu z odciętego ogona wygramolił się tylny strzelec Sam Sarpolus. Na miejsce przyjechał przedstawiciel zakładów Boeinga – producenta samolotu. Kiedy zobaczył „All American” opadła mu szczęka.
- To niemożliwe, by ten samolot utrzymał się w powietrzu! – krzyknął.
A jednak się utrzymał. Latająca Forteca jeszcze raz udowodniła, że zasługuje na swoją nazwę.
Jeśli się spodoba wrzucę więcej ciekawych historii.
Najlepszy komentarz (38 piw)
c................s
• 2012-10-22, 16:43
@up
Jebie mnie skąd ukradł. Artykuł dobry - piwo.
Jebie mnie skąd ukradł. Artykuł dobry - piwo.
szkoda że nie o amerykańskich bombowcach siejących grzyby
Bywa że są w chuj ciekawe
Załoga nie żyje
en.wikipedia.org/wiki/1994_Fairchild_Air_Force_Base_B-52_crash
A taki jeszcze znalazłem
Dodano: 2009.08.16
Katastrofa 2 rosysjkich myśliwców Su27 w trakcie treningów do pokazów MAKS 2009
Wideo: vesti.ru/videos?vid=239824
Załoga nie żyje
en.wikipedia.org/wiki/1994_Fairchild_Air_Force_Base_B-52_crash
A taki jeszcze znalazłem
Dodano: 2009.08.16
Katastrofa 2 rosysjkich myśliwców Su27 w trakcie treningów do pokazów MAKS 2009
Wideo: vesti.ru/videos?vid=239824
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
*Koleś w dolnej wieżyczce teoretycznie od momentu pojawienia się nad terytorium wroga do momentu przekroczenia kanału La Manche i powrotu nad bezpieczną przestrzeń powietrzną Anglii musiał siedzieć w wieżyczce z nogami podkulonymi do siebie, teoretycznie bo nawet najmniejsi (brano tam tylko "karłów" poniżej 1,60 wzrostu) mieli problem z wsiadaniem w czasie lotu i dlatego woleli siedzieć od początku do końca. Cały czas lotu musieli non stop obracając ją w poszukiwaniu nadlatujących samolotów (w wersji E i F musiał ogarniać nie tylko newralgiczny tył i dół ale także przód bo w tych wersjach nie było/był tylko jeden karabin maszynowy z przodu i często Niemcy atakowali od przodu) i dolna-przednia sfera była niemal całkowicie niebroniona), w razie uszkodzania mechanicznego wieżyczki (co zdarzało się bardzo często bo odłamki z flaków trafiały często w mechanizm i go zacinały) strzelec przeważnie ginął bo samolot mógł bezpiecznie wylądować jedynie kiedy wieżyczka była schowana do połowy w kadłubie w pozycji "lądowanie", kiedy była w pozycji bojowej zahaczała o płytę lotniska przy ugiętym podwoziu, odrywała się od uchwytów i strzelec zostawał zmiażdzony/rozerwany przez kadłub. Dodatkowo nie miał przeważnie spadochronu (w wieżyczce i tak było za ciasno żeby go zakładać) a zresztą nawet jeżeli miał - ewakuować musiałby się do zewnątrz (w pozycji wieżyczki wysuniętej) albo do środka (wieżyczka z karabinami skierowanymi do dołu) - zacięcie się w jakiejkolwiek pozycji pośredniej uniemożliwiało otworzenie włazu. A w pikującym samolocie awaryjne otworzenie włazu i wygramolenie się z wieży i tak było niemal niemożliwe (przy wsiadaniu/wysiadaniu pomagali mechanicy a i im było ciężko wyciągnąc ciasno upchniętego strzelca w ekwipunku).