Mówi się, że śmierć zdejmuje ludziom buty.
Ks. Jan Twardowski w prawdopodobnie najbardziej znanym polskim wierszu o umieraniu napisał:
„Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą, zostają po nich buty i telefon głuchy…”.
I rzeczywiście, często stopy zmarłych są bose, pozbawione ochrony obuwia, w niedalekiej zaś odległości leżą buty. Zupełnie puste.
Lekarze i sanitariusze obserwują to zastanawiająco popularne zjawisko wśród ofiar wypadków oraz kolizji drogowych. Mimo licznych prób racjonalnego wytłumaczenia fenomenu spadających butów, pozostaje on jedną z wielu niewyjaśnionych zagadek poprzedzających moment ludzkiej śmierci.
Gdy na jezdni leżą buty ofiary wypadku, prawie zawsze oznacza to, że ta osoba nie żyje - przyznaje dr Marek Dryja, ordynator oddziału ratunkowego Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. W swojej karierze widział dziesiątki takich zdarzeń, nad niektórymi zastanawia się do dziś.
- Pamiętam żołnierza, który zginął w wypadku. Jego ciało było straszliwie zmasakrowane, ale mimo wszystko fakt, że z nóg spadły mu wysoko sznurowane żołnierskie buty trudno racjonalnie wytłumaczyć - mówi dr Dryja. - A takich przypadków wcale nie jest mało i może o nich opowiedzieć- każdy lekarz czy ratownik, jak również policjanci i strażacy jeżdżący do wypadków.
Reguła, czy przypadek?
Skala zjawiska sugeruje raczej istnienie pewnego wzoru czy schematu. Na nazwanie fenomenu spadających butów regułą wskazuje także – choć w dość przewrotny sposób – fakt, iż nie wszystkie osoby, które uległy wypadkowi i straciły w nim buty, poniosły śmierć. Jak przecież wiemy, to właśnie wyjątki potwierdzają regułę. Jednak nawet jeśli jesteśmy sceptycznie nastawieni do całej sprawy, zapoznając się z kolejnymi relacjami z wypadków, oglądając liczne zdjęcia bosych ofiar i analizując wspomnienia świadków, musimy przyznać: coś to jest na rzeczy.
I z nóg motocyklistów w momencie śmierci spadają nawet bardzo wysokie buty, zapinane na metalowe klamry. Teoretycznie łatwiej byłoby urwać nogę, niż zdjąć te buciory, i to bez rozpinania.
- Nigdy nie zapomnę pewnej kobiety, która zginęła niedaleko Kędzierzyna-Koźla, wypadając z auta na pobocze - wspomina sierż. szt. Wojciech Prajs, policjant drogówki. - Gdy przyjechaliśmy do tego wypadku, nawet nie zaskoczył nas fakt, że ofiara nie ma na nogach butów. Szokujące było to, że stały one równiutko na podłodze samochodu przed fotelem kierowcy.
W takich sytuacjach powiedzenie "wyskoczyć z butów” nabiera przejmująco dosłownego znaczenia.
Buty już mu nie będą potrzebne...
Szeroko rozpowszechnione jest przekonanie o nieuchronnej, fatalnej sile butów. Niestety ma to swoje potwierdzenie w faktach, co przyznają sanitariusze oraz wzywani do wypadków lekarze. Porzucone Adidasy, wciąż zasznurowane glany czy obuwie motocyklowe - buty stojące samotnie na drodze, w większości przypadków zwiastują śmierć.
Doskonale wiedzą o tym także kolejarze.
- Pod koniec lat 90. w okolicach Jaworzna widziałem leżące przy torach zwłoki chłopaka, który rzucił się pod pociąg. Lokomotywa uderzyła go w skroń i zginął na miejscu - wspomina Jan Kowalik, emerytowany kolejarz. - Nigdy nie zapomnę widoku tzw. glanów, które leżały kilka metrów od ciała. To były solidne buciory, a spadły mu z nóg, jak kapcie...
Fizyka…
Istnieje kilka racjonalnych wytłumaczeń dla gubienia butów w momencie gwałtownej śmierci. Jedną z hipotez jest siła uderzenia, która doprowadza do tak dużych przeciążeń, że buty samoczynnie zsuwają się ze stóp ofiar. Inna możliwość spadanie butów przypisuje zwykłym procesom zachodzącym w obrębie ludzkiego organizmu. W sytuacji stresowej wzrasta wydzielanie się adrenaliny przyspieszającej przepływ krwi, a tym samym napinającej mięśnie. Może to spowodować samoczynne rozwiązanie się sznurówek, czy po prostu poluzowanie się buta dotychczas ściśle okalającego stopę. W momencie śmierci następuje z kolei proces odwrotny, czyli zwiotczenie mięśni. Powoduje to, że buty – chwilowo zbyt duże – po prostu spadają, bez żadnych ponadnaturalnych ingerencji. Ot, tajemnica rozwiązana.
…czy metafizyka?
Ale czy na pewno? Racjonalne wyjaśnienia mają jedną zasadniczą wadę – są właśnie racjonalne, podczas gdy śmierć taka nie jest. Śmierć, szczególnie nagła, wywołuje w nas dreszcz przerażenia, próbujemy więc wyjaśnić rozumem wszystko to, czego nie jesteśmy pewni i czego się obawiamy. Stojąc przed fenomenem spadających butów mierzymy się z naszymi lękami, próbujemy przeniknąć zamiary kostuchy. Racjonalne wyjaśnienia wystarczają nam dopóty, dopóki nie zaczniemy bacznie przyglądać się sprawie. Przytoczmy jedną z niepokojących relacji:
„31 sierpnia 2005 r w Bagdadzie w Iraku doszło do paniki na moście A'Imma.W jej wyniku zginęły 953 osoby, w większości były to kobiety i dzieci. Niemal wszystkim tym ludziom w niewytłumaczony sposób pospadały buty z nóg...”.
Racjonalne wyjaśnienia nie są wystarczające – nie obejmują wszystkich aspektów zjawiska. Przede wszystkim, znajdowane jest obuwie, które po prostu nie mogło tak zwyczajnie spaść – wysoko sznurowane glany, buty motocyklowe, kozaki. Ponadto buty spadają nie tylko osobom poddanym gwałtownemu uderzeniu. Często osoby znajdowane bez butów wydają się być na pierwszy rzut oka – wyjąwszy aspekt brakującego obuwia – pozbawione jakichkolwiek uszkodzeń ciała. Okazuje się jednak, że opuściły już ten świat. Jak w świetle tych historii usprawiedliwić samą zależność przyczynowo skutkową pomiędzy utratą butów a śmiercią?
Dusza ucieka przez stopy
Spośród licznych prób metafizycznego tłumaczenia fenomenu spadających butów, znaczną popularność zyskała teoria zakorzeniona w chińskiej medycynie ludowej. Głosi ona, iż utratę butów powoduje nagły skok energii wydostającej się z ciała z chwili śmierci. Zaczynając jednak od początku: starożytni Chińczycy opisali przecinające ciało kanały energetyczne – tzw. meridiany.
Są one ulokowane symetrycznie wzdłuż całej długości ciała człowieka, a płynąca w nich ciągle energia, kumuluje się w kilku miejscach. Jednym z nich są stopy. Nagły wystrzał tej energii mógłby być odpowiedzialny za zsunięcie się nawet wysokich i dokładnie zawiązanych butów. Warto wspomnieć, iż inne teorie zastępują opisaną przez Chińczyków energię… duszą. A jeżeli faktycznie dusza wydostaje się z ludzkiego ciała poprzez stopy, to nic dziwnego, że pozbywa się najpierw butów.
„Tam” idzie się boso
Nieco inaczej wygląda tłumaczenie opisywanego zjawiska w oparciu o przekonania stricte religijne, których podstawą jest przeświadczenie, iż człowiek po śmierci trafia do królestwa zmarłych. Niezależnie od przyjętej wizji zaświatów, popularna jest koncepcja nieboszczyka podobnego niemowlęciu – odchodzi on do innego świata tak, jak wyszedł z łona matki: bosy i zdezorientowany… Śmierć jest wtedy równa narodzinom, a jeżeli to jest prawdą, czy faktycznie możemy przejść w zaświaty wyłącznie na bosaka?