Poniżej zamieszczam bardzo dobry tekst Pana Krzysztofa Stanowskiego, na co dzień redaktora serwisu Weszło, a także stacji telewizyjnej Orange Sport.
Ze swojej strony mogę tylko przyklasnąć autorowi.
Pewna pani, z zawodu feministka, ogłosiła, że w Wigilię usunie ciążę. Czyli już jutro. Nie powie, dlaczego ją usunie, bo jest to przede wszystkim manifest polityczny. W imię manifestu zabije człowieka, zanim jeszcze ktokolwiek będzie mógł stanąć w jego obronie (i zanim ten człowiek będzie mógł obronić się sam). Jak mówi: kobieta ma prawo decydować o swoim ciele.
Tak, kobieta ma prawo decydować o swoim ciele. Miała więc prawo decydować, z kim się bzykać i kiedy, czy na pieska, czy na jeźdźca i przy zastosowaniu jakich zabezpieczeń. Jeśli jednak na własne życzenie bzykała się z niewłaściwą osobą i jeśli na własne życzenie nie stosowała zabezpieczeń (bo od pigułek się tyje, a w gumie to nie to samo, albo – o rany – zapomniała), to niestety na tym się jej prawa do decydowania o własnym ciele kończą, od tego momentu zaczyna się decydowanie o ciele i życiu innej osoby. Co innego, gdyby była ofiarą gwałtu albo gdyby poród miał zagrażać zdrowiu potencjalnej matki. Jak rozumiemy, żadna z tych okoliczności w przypadku pani Katarzyny Bratkowskiej nie zaistniała. Wyciągniemy wniosek być może dla niej krzywdzący, ale jedyny, który przychodzi nam do głowy: najpierw nadstawiła krocze, a teraz uznała, że dzieciak koliduje jej z planami osobistymi. Kiedyś podobne motywacje miała pani Czubaszek, gwiazda TVN24, o czym bez skrępowania opowiada.
Aborcja to bardzo trudny temat, ale można go w dość rozsądny sposób skwitować: jeśli jej przeprowadzenie nie jest osobistym dramatem kobiety, to znaczy, że ta kobieta powinna odpowiadać za morderstwo. Jeśli ktoś przeprowadza aborcję dla zachowania swobody, dla dobrego samopoczucia, albo dlatego, że czuje, iż „to jeszcze nie ten moment”, jeśli idzie usunąć dziecko tak jak się usuwa pryszcza – jest zwykłym mordercą. Tyle że łatwo morduje się kogoś, kto jeszcze nie wykształcił rączek, którymi mógłby się obronić.
Bratkowska powiedziała w rozmowie z natemat.pl: – Kobieta powinna mieć prawo do aborcji na żądanie, bez podawania powodów. Dlatego że te powody mogą być tak różne, tak płynne, że nie powinny być poddawane jakiejkolwiek ocenie. Jeśli zakładamy, że kobieta ma prawo decydować o swoim ciele, to nie musimy za każdym razem pytać jej, dlaczego tym razem nie chce pani skorzystać ze swojego prawa.
Pójdźmy dalej – dlaczego kobieta nie powinna mieć prawa do mordowania na żądanie dziecka do lat pięciu, bez podawania powodów? Przecież “powody mogą być tak różne, tak płynne, że nie powinny być poddawane jakiejkolwiek ocenie”. Załóżmy, że jednym z powodów usunięcia ciąży miałaby być zła sytuacja finansowa matki (argument podnoszony przez feministki). A co jeśli dziecko się urodzi, przeżyje dwa lata, a matka dopiero wpadnie w tarapaty finansowe? Logika nakazywałaby stworzenie mechanizmów prawnych, pozwalających na zabicie dziecka także wtedy. O to jednak nikt nie apeluje…
Dlaczego zdaniem pani Bratkowskiej dziecko przed wyjęciem z brzucha jest mniej warte niż po wyjęciu? Ona mówi – to nie dziecko, to zarodek. W porządku. Ale przecież niemowlaki już po urodzeniu też różnią się od dorosłych ludzi, to też nie jest końcowy etap rozwoju. Czemu więc uznać, że etap np. od 50 tygodnia od poczęcia jest ważniejszy niż etap między 10 a 20 tygodniem?
W zasadzie, dlaczego sądzimy Katarzynę Waśniewską? Gdyby zabiła dziecko pół roku wcześniej, byłaby przyzwoitą osobą, tak? Czyż to nie zabawne, że np. w TVN24 pokazują przebitki z procesu Waśniewskiej, a w tym samym studiu siedzi Czubaszek, która w kolorowych magazynach opowiada, że zabiła swoje dzieci, zanim się jeszcze urodziły. Lubiła się dymać na lewo i prawo, ale nie lubiła „bachorów”. Czy naprawdę to tak skrajnie inna postawa od tej, którą zaprezentowała Waśniewska? Jedna zabiła małe dzieci, druga trochę większe dziecko. Jedna występuje w telewizji w roli ekspertki i fajnej babki, druga jest potępionym przez cały naród potworem. A przecież Waśniewska dała swojej córce chociaż pożyć sześć miesięcy. Była więc znacznie bardziej miłosierna niż Czubaszek dla swoich dzieci.
Aborcja jest czasami konieczna, a czasami bardzo wskazana. Zawsze jednak powinna wiązać się z dramatem. Z gwałtem, z chorobą matki bądź płodu. Ale jeśli ktoś najpierw pieprzy się w parku, w toalecie i na tylnym siedzeniu samochodu, łazi po klubach i wskakuje na co chętniejsze kutasy, a później rozkosznie idzie na zabieg usunięcia ciąży, po drodze jeszcze zawadzając o kosmetyczkę – to dla takich osób wybudowano więzienia.
- W ludziach jest morze pogardy dla kobiet, ja jestem jego katalizatorem. Gdybym przerwała ciążę i wtedy o tym poinformowała, przeżywała dramat, byłoby OK. Ale kiedy mówię, że to zrobię i nie jest mi z tym źle, nie objawiam skruchy – zaczyna się bagno. Taka kobieta jest zła, niemoralna, jest suką, puściła się… To sposób na kanalizowanie niechęci, stałam się wiadrem na ścieki jeśli chodzi o publiczne komentarze – powiedziała Bratkowska „Gazecie Wyborczej”.
Tak, kiedy ktoś mówi, że usunie ciążę i nie jest mu z tym źle, to jest zwyrodnialcem. Te epitety, na które tak oburza się Bratkowska, są całkiem trafne: że zła, niemoralna, że suka i że się puściła. Różnica między usunięciem ciąży w stylu „nie jest mi z tym źle”, a uzasadnioną aborcją, jest taka jak między powieszeniem psa na gałęzi dla frajdy i popatrzenia jak się miota a uśpieniem go, gdy jest ciężko chory. Za pierwsze przewidują odsiadkę, za drugie już nie. Może i w ludziach – jak mówi Bratkowska – jest „morze pogardy dla kobiet”, ale w stosunku do niej – jeśli faktycznie usunie ciążę bez wyraźnego powodu – pogardę powinni wyrażać współwięźniowie w zakładzie karnym.
Prawo aborcyjne nie jest doskonałe. Ale jego największą wadą jest to, że można zamordować dziecko i być gwiazdą mediów, zamiast gwiazdą więziennej świetlicy.
Jeśli ktoś tutaj doszedł, znalazłem kolejny smaczek, tym razem na Wikipedii: "W latach 2008-2009 prowadziła wykłady w ramach podyplomowych gender studies przy Instytucie Badań Literackich PAN"
Jak my cokolwiek chcemy zdziałać jak nawet ze sobą nie rozmawiamy?