18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (4) Soft (5) Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 36 minut temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: 8 minut temu

#elita

Husarska Motywacja
Pan_Generał • 2013-06-26, 15:43
W przeciwieństwie do innych artykułów o husarii, ten jest ciekawy i nie ma w nim typowego patosu.

Na początek tego wpisu pytanie-zagadka. Wyobraź sobie drogi Czytelniku wysportowanego, postawnego mężczyznę uzbrojonego w najnowocześniejszy sprzęt z karabinem w ręku? Czy to wystarczy, żeby powiedzieć o nim, że jest przykładowo operatorem elitarnej jednostki GROM? Dlaczego zwykły, przeciętny człowiek „z ulicy” nigdy nie zostanie operatorem GROM-u? Czego jeszcze brakuje, oprócz znakomitej broni, oporządzenia oraz żelaznej kondycji? Odpowiedź znajdź sam w tym artykule!

Wróćmy teraz do meritum tego artykułu. Dlaczego husarze narażali swoje życie, zaciągając się ochotniczo pod sztandary wojsk Rzeczypospolitej? Oceniając z dzisiejszej perspektywy odpowiedź większości z nas będzie brzmiała – dla pieniędzy. Jest to odpowiedź błędna. Pieniądze nie są najistotniejszym motywatorem, który kształtuje walory bojowe i morale najlepszych jednostek wojskowych świata. Dotyczy to dzisiaj np. jednostek specjalnych, gdzie operatorzy nie są wyjątkowo wynagradzani za pełną niebezpieczeństw służbę. Jeżeli przeanalizujemy wypowiedzi żołnierzy okaże się, że jednym z najważniejszych czynników jest przynależność do nielicznej, wyselekcjonowanej, elitarnej grupy najlepszych z najlepszych, owianej sławą oraz legendą, możliwość ciągłego rozwoju swoich umiejętności oraz praktycznego sprawdzenia się w boju, uczestniczenia w akcjach, których może doświadczyć zaledwie garstka ludzi na świecie. Cześć z nich odpowiada, że dla adrenaliny. Niekwestionowanym motywatorem jest również chęć służenia swojej ojczyźnie. Trzeba pamiętać, że w skład najlepszych jednostek specjalnych świata wchodzą tylko i wyłącznie ochotnicy – nikt nie zmusza do służby w elicie…


Husarz

Wiele podobieństw znajdziemy w motywacjach członków ówcześnie elitarnej formacji wojska Rzeczypospolitej – husarii. Opierając się na badaniach Radosława Sikory, wybitnego badacza tej formacji, można stwierdzić, że husarze musieli wręcz dopłacać do tego, żeby móc służyć w tej formacji… Średnia szlachta, spośród której rekrutowali się towarzysze husarscy, musiała zainwestować niewyobrażalne dla zwykłych śmiertelników sumy, żeby zakupić konia, zbroję i całe oporządzenie. Jeżeli mielibyśmy porównywać w przybliżeniu koszt wyposażenia gotowego do boju husarza wyniósłby on dzisiaj tyle co zakup wysokiej klasy samochodu. W trakcie służby wielokrotnie się zdarzało, że husarz tracił w bitwie swój największy skarb i najlepszego przyjaciela – konia. Podobnie jak psujący się po jakimś czasie samochód, do którego ciągle dokładamy, tak husarz musiał przez cały czas służby dopłacać do interesu jakim była służba w husarii. Jeżeli okazywało się, że husarzowi zabrakło środków na kupno nowego konia czy też elementu uzbrojenia, musiał on niestety odejść ze służby. Żołd w znikomym procencie rekompensował te inwestycje, a zmorą dla polskich żołnierzy tamtego czasu było niewywiązywanie się z zobowiązań przez polskie państwo, któro permanentnie spóźniało się z wypłatą żołdu swoim żołnierzom lub w ogóle go nie wypłacało…

Jeżeli nie dla pieniędzy to za co walczyli i ginęli husarze? Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy wyjść od tego kim byli i jak się wychowywali kandydaci na towarzyszy husarskich. Jak pisałem wyżej husarz już przed wstąpieniem do służby w elicie musiał być bogaty i pochodzić z bogatej rodziny – rekrutującej się przynajmniej ze szlachty średniej. Taki status pozwalał mu na służbę w elicie. Wychowanie w rodzinach szlacheckich kładło nacisk na pomnażanie sławy własnej, swojej rodziny oraz rodu. Wzorowano się na postawach swoich przodków, których dokonania były inspiracją i motywowały do przysporzenia rodzinie jeszcze większej sławy oraz majątku. Jedną z form wyróżnienia się były sukcesy na polach bitew. Sława i poważanie jakie mogli zdobyć w boju husarze były bardzo dużym motywatorem dla służby w tej formacji. Kolejnym ważnym rytem szlacheckiego wychowania było poczucie wolności, które zapewnić szlachcicowi mogła tylko Rzeczpospolita. Wolność oraz patriotyzm były w rozumieniu husarza pojęciami wzajemnie się przenikającymi i oznaczały w zasadzie to samo. Szlachcic był dumny z tego, że jest wolnym człowiekiem, a jednocześnie gardził chłopami, mieszczanami oraz szlachtą w innych państwach, która według niego gięła karki przed własnymi władcami. Husarz wychowany w poczuciu wyższości był bardzo pewny siebie. Jego pewność siebie graniczyła z pychą i całkowitym brakiem pokory wobec jakiegokolwiek przeciwnika.


Co czuł pikinier na widok szarżującej na niego husarii?

Husarze podobnie jak cała szlachta cechowała się wpajanym od dzieciństwa tzw. „poczuciem honoru”. Wysokie poczucie honoru nie pozwalało husarzowi na okazywanie strachu. Taka postawa przekładała się konkretnie na postawę na polu bitwy. Nie oznaczało to oczywiście, że byli oni robotami, którzy na polu bitwy niczego się nie bali i ślepo wykonywali rozkazy. Strach był ich wiernym towarzyszem, ale jego okazywanie było uważane za słabość i husarz otwarcie mówiący, że się boi zostałby uznany za tchórza-straciłby honor i poważanie wśród swoich towarzyszy. W wojsku Rzeczypospolitej istniała nawet instytucja „towarzyszy rząd czyniących”, których zadaniem było zabijanie każdego, kto próbowałaby w czasie szarży wystąpić z szyku i uciec. Takie rozwiązania stosowano również w chorągwiach husarskich.

Służąc w armii, do której nikt szlachcica nie przymuszał walczył on za swoją rodzinę i majątek, ale również o własne przywileje społeczno-polityczne. Państwo, za które ryzykował życiem było gwarantem jego praw i nie było traktowane przez niego jako byt opresyjny. Polski szlachcic mawiał, że ojczyzna nie w ścianach, nie w granicach, nie w majętnościach, ale w używaniu praw i wolności. Poczucie patriotyzmu wśród szlachty, która tworzyła husarię było bardzo głęboko zakorzenione i żołnierz, któremu przez kilka lat nie wypłacano żołdu mimo tego dalej służył w armii … Gdyby motywował go tylko żołd, już dawno nie byłoby komu bronić Rzeczypospolitej… Podejście polskiej szlachty stało w opozycji do tego jakie motywacje kierowały żołnierzami w innych państw europejskich tamtych czasów. Różnice między polskim żołnierzem, a obcokrajowcem przedstawił poseł wenecki Hieronimo Lippomano: Dzielne jest bez wątpienia ich [tj. polskie] wojsko, bo krajowe a nie cudzoziemskie, bo w niem służy sama szlachta zazwyczaj bez żołdu, która bijąc się nie za pieniądze ale za ojczyznę, za żony, za dzieci, za wolność, w najtrudniejszych razach i przed najliczniejszym nieprzyjacielem nigdy z placu nie pierzcha.


Husarz w trakcie szarży


Kolejnym ważnym motywatorem, który rozpalał wyobraźnie potencjalnych kandydatów do służby w husarii był ogromny prestiż jakim cieszył się towarzysz husarski. W owym czasie husaria była najlepszą formacją polskiego wojska i służba w niej uchodziła za zaszczyt. Husarz cieszył się ogromnym szacunkiem i poważaniem: Usarze zostają w takim poszanowaniu, że sami hetmani, oddając im rozkazy nazywają ich „panowie bracia”.

Husarz stając w polu wiedział, że nie ma sobie równych. Przekonywało go szlacheckie wychowanie oraz legenda jaka otaczała formację. Dlaczego husaria wygrywała na polach bitew? Ich siła kryła się nie w sile mięśni, ale w ogromnej pewności siebie i wysokim morale o czym dobitnie świadczy anegdota przekazana nam przez francuskiego dworzanina Jana III Sobieskiego: Historia Polski obejmuje pewien szczegół, że gdy pewien król pragnął się cofnąć przed nieprzyjacielem, następującym nań z przemagającą siłą, husarze przeszkodzili temu, oświadczywszy wyniośle, że nie ma powodu obawiać się, kiedy jest pod ich osłoną, gdyż [nawet] jeżeliby niebiosa zapaść się miały, toby je podtrzymano na ostrzach kopii.

źródło:
blog.surgepolonia.pl/2013/04/husarska-motywacja/
Jak zapewne wiecie, nasze jednostki specjalne odwołują się do historii Polski. Przedstawię wam w jaki sposób, i do kogo.

Na początek GROM.

Cytat:

Jednostka Wojskowa GROM dziedziczy tradycje legendarnych Cichociemnych Spadochroniarzy Armii Krajowej.
Wywiad niemiecki, działający w Anglii, nigdy nie trafił na ich ślad. Nigdy wszyscy, a było ich 316 (w tym jedna kobieta), nie stanęli obok siebie na jednej zbiórce - w jednym szeregu. Nigdy też nie stworzyli, w typowym rozumieniu, związku zbrojnego czy oddziału wojskowego. W czasie II Wojny Światowej Cichociemni - komandosi przygotowani i najlepiej wyszkoleni przez SOE w Wielkiej Brytanii - byli pojedynczo lub w małych grupach przerzucani do okupowanej Polski.

Na przełomie lat 1941/1942 w rozproszonych po mglistej i górzystej Szkocji obozach szkoleniowych narodził się dumny przydomek, znakomicie oddający charakter działań żołnierskiej elity przygotowywanej do cichego działania w mroku nocy. To właśnie słowa charakteryzujące warunki w jakich prowadzili walkę - cisza i ciemność - dały początek charyzmatycznemu mianu - Cichociemni. Na początek byli tak nazywani dlatego, że znikali ze swoich macierzystych jednostek nagle i cicho, w niewiadomym celu.

Kandydaci na cichociemnych zwerbowani przez Oddział VI (od 1942 roku Oddział Specjalny) Sztabu Głównego Naczelnego Wodza, przechodzili szereg kursów polskich i brytyjskich. Program szkolenia doskonalono z upływem czasu. Obejmował on cztery grupy kursów: zasadnicze, specjalistyczne, uzupełniające oraz praktyki. Szkolenie Cichociemnego trwało kilka miesięcy. Inaczej przebiegało szkolenie skoczków przewidzianych jako dywersanci czy dowódcy oddziałów powstańczych, a inaczej radiotelegrafistów, wywiadowców, oficerów sztabowych lub instruktorów broni pancernej, lotników, specjalistów od propagandy czy fałszerzy dokumentów. Zasadą było, że wszyscy musieli ukończyć kurs spadochronowy i odprawowy.
W czasie wojny byli pojedynczo lub w małych grupach przerzucani do okupowanej Polski.
Spośród 316 Cichociemnych:
- sześciu zginęło podczas lotu do kraju,
- trzech zginęło w czasie skoku nad Polską,
- trzydziestu pięciu zostało zamordowanych w katowniach gestapo,
- dwunastu zginęło w obozach koncentracyjnych,
- dwudziestu sześciu poległo w walkach partyzanckich,
- osiemnastu poległo w Powstaniu Warszawskim,
- trzech zażyło truciznę w trakcie aresztowania,
- sześciu stracono po wojnie.



Oznaka rozpoznawcza (noszona na prawym ramieniu) dla żołnierzy zespołów bojowych Jednostki Wojskowej GROM, którzy pomyślnie ukończyli kurs podstawowy oraz specjalistyczne szkolenie bojowe.
Przyznawana od 08.06.2009 roku.



Na Sztandarze Jednostki umieszczono między innymi datę pierwszego zrzutu Cichociemnych do okupowanej Polski - 15 lutego 1941 roku, datę utworzenia Grupy Reagowania Operacyjno-Manewrowego - 13 lipca 1990 roku, symboliczny numer GROM "13", znak spadochronowy Cichociemnych, wzorowany na nim znak Jednostki GROM w postaci pikującego orła ze złotą błyskawicą (gromem) w szponach; po środku krzyży kawalerskich umieszczono wizerunek orła białego, a z drugiej strony napis: "Bóg, Honor, Ojczyzna”.



Na terenie Jednostki GROM znajduje się Sala Tradycji poświęcona Cichociemnym, do której skoczkowie Armii Krajowej przekazali swoje osobiste pamiątki.
Przyjeżdżając do Warszawy z głębi kraju lub zza granicy, zawsze mogą liczyć na przyjęcie i gościnę w Jednostce.
Każdego roku w trzecią niedzielę maja, Cichociemni Spadochroniarze Armii Krajowej oraz ich krewni zjeżdżają z całego świata, aby złożyć wieniec przy pomniku upamiętniającym bohaterskie czyny, chwałę i męstwo Cichociemnych na Cmentarzu Powązkowskim. Po przybyciu do Jednostki uczestnicy spotkania składają kwiaty pod Pomnikiem Braterstwa Broni Żołnierzy GROM i Cichociemnych, po czym spotykają się w Sali Tradycji poświeconej Ich pamięci. Jest to czas refleksji i wspomnień. Na jednej ze ścian umieszczono fotografie wszystkich 316 Cichociemnych. W tym wyjątkowym dniu wszyscy stoją w jednym zwartym szeregu - żyjący z tymi, którzy odeszli w chwale na wieczna wartę.



Słynna naszywka, używa w boju. Ma ona upamiętnić bohaterów z Powstania Warszawskiego.



Odznaka GROM
(noszona na piersi nad lewą kieszenią munduru wyjściowego i galowego)
występuje jako: brązowa, srebrna, złota oraz honorowa,
jest przyznawana przez Kapitułę ds. Odznaki GROM zgodnie z zasadami określonymi Regulaminem Odznaki GROM

Pomnik poświęcony cichociemnym na terenie GROM-u przedstawia z lewej strony znak cichociemnych, a z prawej odznakę GROM-u.


Berety - koloru szarego - takie same, jakie nosili podczas II wojny światowej żołnierze 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej (SBS). Nie jest to bynajmniej o nawiązanie do jej tradycji, które kontynuuje obecnie 6. Brygada Desantowo Szturmowa, zachowująca jednak noszone już wcześniej ciemnoczerwone berety. Cichociemni część szkolenia odbywali w 1. SBS i przerzucani byli do akcji pojedynczo lub w małych grupkach w ubraniach cywilnych, a co za tym idzie nie mogli skorzystać z dobrodziejstw munduru, określonych przez Konwencję Genewską (dlatego czasem nazywano ich żołnierzami bez mundurów). Gdyby więc występowali w zwartych, umundurowanych pododdziałach, mieliby prawdopodobnie na sobie mundury i szare berety brygady spadochronowej. Wybór koloru beretów dla jednostki nie był więc przypadkowy.



http://www.grom.wp.mil.pl/
Bez żołnierzy Jednostki Wojskowej NIL właściwie nie mogłaby działać żadna jednostka Wojsk Specjalnych. Dlaczego? Ponieważ operatorzy z podkrakowskich Pychowic odpowiadają za funkcjonowanie systemu dowodzenia tymi wojskami. Zajmują się także zbieraniem oraz analizą danych rozpoznawczych i wywiadowczych.



Generał Włodzimierz Potasiński (zginął w katastrofie pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku) od połowy 2007 roku, czyli od objęcia stanowiska dowódcy Wojsk Specjalnych, rozpoczął starania o utworzenie kolejnej, obok warszawskiej Wojskowej Formacji Specjalnej GROM (JW 2305), lublinieckiego 1 Pułku Specjalnego Komandosów (JW 4101) oraz gdyńskiej Morskiej Jednostki Działań Specjalnych MW Formoza (JW 4026), jednostki specjalnej.

Miała się ona zajmować tym, czym nie zajmowała się dotychczas żadna jednostka w naszej armii, czyli wsparciem poddziałów specjalnych w zakresie dowodzenia, wywiadu i rozpoznania oraz zabezpieczenia logistycznego.

Jak podkreślają współpracownicy, gen. Potasiński nie zamierzał odkrywać Ameryki czy wyważać otwartych drzwi. Jednostki takie jak polski NIL mają już nasi sojusznicy. Angielskich komandosów z SAS, czyli Special Air Service, wspiera SRR (Special Reconnaissance Regiment), a amerykańskim operatorom z Delta Force już od ponad trzydziestu lat pomagają specjaliści z USAISA, czyli USA Intelligence Support Activity.

Mimo oporu sporej grupy decydentów gen. Potasińskiemu udało się przekonać MON do pomysłu utworzenia Jednostki Wsparcia Dowodzenia i Zabezpieczenia Wojsk Specjalnych. Powstała w grudniu 2008 roku.

Na początek logistyk

Jej pierwszym dowódcą został płk Mariusz Skulimowski. Nominacja logistyka, który przez lata służył w 10 Brygadzie Logistycznej w Opolu, a do Wojsk Specjalnych, a dokładnie do GROM-u trafił dopiero w 2007 roku, była sygnałem, jakiego autoramentu będzie nowa jednostka.

Major Krzysztof Łukawski, szef Sekcji Wychowawczej JW NIL, opowiada, że trzy podstawowe zadania stojące przez operatorami JWDiZWS nie zmieniły się do dzisiaj. Po pierwsze, organizowanie i realizowanie przedsięwzięć związanych z prawidłowym funkcjonowaniem systemu dowodzenia Wojsk Specjalnych. Po drugie, wsparcie informacyjne operacji specjalnych. I po trzecie, organizowanie systemu zabezpieczenia finansowego i logistycznego na potrzeby funkcjonowania tych wojsk.



Co to oznacza w praktyce? Żołnierze NIL-a działają niejednokrotnie jak agenci służb specjalnych, a nie jak komandosi. Wykonują najczęściej zadania na pograniczu rozpoznania osobowego (HUMINT) i elektromagnetycznego (SIGINT) oraz operacji specjalnych. Dostosowana do nich jest struktura jednostki, która obejmuje trzy zespoły: Zespół Wsparcia Informacyjnego, Zespół Dowodzenia oraz Zespół Zabezpieczenia Logistycznego. W strukturze JW NIL jest również Grupa Zabezpieczenia Medycznego.

Kim oni są?

Ponieważ JW NIL jest obok JW AGAT najmłodszą jednostką specjalną naszej armii, jej trzon stanowią żołnierze z pozostałych jednostek podległych Dowództwu Wojsk Specjalnych. Kandydaci musieli również przejść selekcję. – To jednostka wybiera kandydatów, a nie oni jednostkę – podkreśla mjr Łukawski i dodaje, że złożyć dokumenty-ankietę może każdy żołnierz lub funkcjonariusz służb mundurowych. Każdy też może zostać zaproszony do wzięcia udziału w weryfikacji. Jej pozytywne ukończenie nie oznacza jednak, że automatycznie będzie służył w Jednostce Wojskowej NIL. Kandydaci, którzy przejdą eliminacyjne sito, są kierowani na specjalistyczne szkolenie, takie jak komandosi z pozostałych jednostek DWS.

Komandosi z NIL-a zdobywają szlify w najlepszych ośrodkach szkolenia sił specjalnych, np. w Belgii, Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Przechodzą również specjalistyczne szkolenia, jak chociażby te w Gujanie Francuskiej, czy lawinowe organizowane przez TOPR. – Do dyspozycji mają najnowszy i najbardziej zaawansowany technologicznie sprzęt nie tylko rozpoznania, lecz także dowodzenia, łączności i informatyki oraz zabezpieczenia logistycznego – opowiada mjr Łukawski.

Sprawdzeni w boju

Chociaż przedstawiciele JW NIL nie chcą chwalić się akcjami bojowymi, w których brali udział. Z pewnością można jednak stwierdzić, że są zaangażowani w każdą operację, w której uczestniczą polscy komandosi w Afganistanie.

Z Zespołu Wsparcia Informacyjnego wydzielono dla polskiego kontyngentu w Afganistanie Grupę Wsparcia Informacyjnego. Jej głównym zadaniem jest wspieranie procesu decyzyjnego dowódców zgrupowań naszych Wojsk Specjalnych: Task Force-49 i Task Force-50. GWI pomaga również pozostałym elementom kontyngentu oraz zespołom bojowym.

Operatorzy z GWI dzięki trzem sekcjom: rozpoznania osobowego, nazywanej HUMINT od angielskiego „human intelligence”, rozpoznania obrazowego – IMINT, od angielskiego „imagery intelligence” oraz sekcji analizy danych dostarczają sztabowi PKW informacje o partyzantach. Dzięki temu dowództwo kontyngentu wie, gdzie przebywają, jakie mają uzbrojenie i wyposażenie, kto z nimi współpracuje, gdzie można spodziewać się zasadzki bądź znajdują się ukryte składy broni i amunicji.

Dlaczego NIL?

Jak podkreślają żołnierze jednostki, wybór jej patrona, od którego w 2011 roku przejęła ona również wyróżniającą nazwę, nie był przypadkowy. – Funkcjonowanie dzisiejszej Jednostki Wojskowej NIL odzwierciedla funkcjonowanie Kedywu – wyjaśnia mjr Łukawski.

Kedyw, czyli Kierownictwo Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, które funkcjonowało od listopada 1942 do stycznia 1945 roku, było odpowiedzialne nie tylko za planowanie akcji dywersyjnych i sabotażowych na obszarze kraju, lecz także między innymi za analizę metod i sposobów prowadzenia walki, szkolenie dowódców oraz produkcję uzbrojenia. Twórcą i pierwszym komendantem Kedywu był pułkownik August Emil Fieldorf, pseudonim „Nil”.
Polacy dowiedzieli się o istnieniu GROM-u dopiero cztery lata po powstaniu jednostki – w 1994 roku z lakonicznej informacji podanej w Teleexpressie. Była to krótka relacja z wylotu 50 komandosów i ich dowódcy płk. Sławomira Petelickiego na misję na Haiti. Wtedy po raz pierwszy opinia publiczna usłyszała, że w Polsce jest jednostka antyterrorystyczna. Do dzisiaj ich szkolenia, działania, a nawet oni sami są tajemnicą



Tak zaczyna się historia GROM-u

Cztery lata wcześniej rozpoczyna się akcja MOST. Premier Tadeusz Mazowiecki zgodził się, aby rosyjscy Żydzi z ZSRR mogli z Warszawy wylatywać do Izraela. Niedługo potem w Bejrucie zostało postrzelonych dwóch Polaków, ponieważ fundamentaliści przestali uważać Polskę za kraj przyjazny. Wtedy narodził się plan powstania antyterrorystycznej jednostki specjalnej. Jej zadaniem miało być reagowanie na zagrożenie terrorystyczne obywateli Polski poza granicami kraju.

Za pomysłem utworzenia GROM-u stał płk Sławomir Petelicki. Podobno ówczesny szef MSW Krzysztof Kozłowski zapytał go, ile czasu i sprzętu potrzebuje, aby stworzyć jednostkę specjalną. – Czas mierzył w miesiącach, a potrzebował poligonu i trochę broni. No i prawa do werbowania ludzi – mówił Kozłowski w filmie „GROM – prawdziwa historia”.

Pierwszy nabór do jednostki płk Petelicki zorganizował sam. Służbę w GROM-ie proponował najlepszym żołnierzom, policjantom, pracownikom wywiadu. Jeździł po całej Polsce, aby na własne oczy zobaczyć, kto nadaje się na specjalsa.

Kiedy polscy komandosi tworzyli swoją nową jednostkę, w Iraku polski wywiad prowadził operację SAMUM. Agenci pomogli wydostać się z Iraku sześciu oficerom amerykańskiego wywiadu. Tego heroicznego zadania nie chcieli podjąć się nawet Brytyjczycy. Rząd amerykański w podziękowaniu za tę świetnie przeprowadzoną operację m.in. zaczął szkolić żołnierzy pierwszej polskiej jednostki specjalnej. Operacją w Iraku kierował Gromosław Czempiński. Niektórzy sugerują, że od jego imienia pochodzi nazwa GROM. – To dzięki niemu otrzymaliśmy pomoc Amerykanów – mówił w „GROM – prawdziwa historia” gen. Petelicki. – Poza tym GROM dobrze brzmi. GROM – atak z jasnego nieba – dodaje generał.

Instruktorami szkolenia Polaków w USA byli żołnierze z Delta Force. Mordercze ćwiczenia Amerykanie przeprowadzali w górach. GROM-owcy przez kilka dni nie spali, jedli minimalną ilość jedzenia. Tak hartowali swoje organizmy i uczyli się, jak przetrwać.

Potem zasady tamtego ekstremalnego szkolenia przenieśli na własne podwórko. Od początku istnienia podczas ćwiczeń używali tylko ostrej amunicji. Każdego, kto chciał zostać GROM-owcem, czekała nie tylko ostra selekcja, morderczy sprawdzian siły i psychiki, ale też sprawdzian zaufania. Kandydat musiał usiąść na miejscu zakładnika, którego więzili „terroryści”. Do ciemnego pomieszczenia, w którym przebywał, wbiegali komandosi i eliminowali „przeciwnika”. Używali ostrej amunicji i ładunków wybuchowych. Zaufanie i wiara w umiejętności kolegów z jednostki – tego operatorzy uczą się od początku istnienia GROM-u.

Zaczęli na Haiti, potem były Bałkany

Pierwszym sprawdzianem dla GROM-u było Haiti.

W 1991 roku wojsko obaliło prezydenta Haiti Jean-Bertranda Aristide. Władzę przejęła junta wojskowa, a Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła na to środkowoamerykańskie państwo, zajmujące część wyspy Haiti na Morzu Karaibskim, embargo ekonomiczne. W jego wyniku Haiti pogrążyło się w nędzy i chaosie, które próbowała zwalczyć utworzona w 1993 roku misja ONZ. Poniosła jednak klęskę, zmuszając RB ONZ do wydania rezolucji, wzywającej do utworzenia Wielonarodowych Sił (Multinational Forces – MNF), nad którymi dowodzenie objęły Stany Zjednoczone.

51 komandosów pod wodzą płk. Petelickiego pojechało tam 17 października 1994 roku, aby pomóc USA w zaprowadzaniu pokoju. Na miejscu pracowali z amerykańskimi rangersami.
Polacy nie tylko pilnowali porządku i spokoju, ale także brali udział w działaniach antyterrorystycznych, pomogli transportować rannych Amerykanów, ochraniali VIP-ów. Uratowali życie 26 osobom. Płk Petelicki jako pierwszy cudzoziemiec po misji dostał amerykański „Medal for Military Merit”, a czterech jego podwładnych dostało wyróżnienia.

W 1997 roku GROM-owcy wzięli udział w misji pokojowej ONZ na Bałkanach. W wyniszczonym wojną kraju stworzyli swoją bazę w byłej stacji benzynowej. Wszyscy ostrzegali ich, że są na terenie bossa świata przestępczego, który będzie próbował ich zabić. – Ale jakoś mu się nie udało – wspomina uczestnik tamtej misji. Sukcesem Polaków było zatrzymanie Slavka Dogmanowica, zbrodniarza wojennego, odpowiedzialnego za śmierć 300 Chorwatów. Trzy lata później komandosi GROM-u odpowiadali za ochronę szefa misji weryfikacyjnej OBWE – Amerykanina Williama G. Walkera podczas jego wizyty w Kosowie i Macedonii. W 2001 roku w Kosowie ścigali zbrodniarzy wojennych.

Misja w Iraku – powód do dumy

W kwietniu 2002 roku rozpoczęła się misja GROM-u nad Zatoką Perską. Zadaniem komandosów było kontrolowanie statków. Sprawdzali, czy rebelianci nie przemycają na nich broni oraz czy nie jest łamany zakaz handlu ropą naftową z Irakiem.

Rok później GROM walczył również u boku Amerykanów podczas drugiej wojny nad Zatoką Perską. Komandosi wsławili się tam odbiciem instalacji naftowych niedaleko półwyspu Fao oraz przejęciem kontroli nad portem Umm Qasr. Gdy po tej operacji świat obiegły zdjęcia operatorów GROM-u, Polacy dowiedzieli się, że wojna w Iraku to także ich wojna.
Iracka misja jednostki zakończyła się w grudniu 2004 roku. Polscy komandosi przeprowadzili w tym czasie ponad 200 akcji bezpośrednich, w których zatrzymali kilkuset podejrzanych o terroryzm, w tym kilka osób z tzw. talii kart – najbardziej poszukiwanych prominentów reżimu Saddama Husajna.

Będą pamiętać o kapitanie

W 2002 roku GROM-owcy polecieli też do Afganistanu, do bazy Bagram. – Przed rozpoczęciem wykonywania zadań w Afganistanie trzeba przejść aklimatyzację – mówi jeden z operatorów. – Panuje tam zupełnie inny klimat, konieczna jest zmiana nawyków. Nie jest łatwo wytrzymać w upale, na górzystym terenie, cały czas w mundurze, z ciężkim wyposażeniem.

Na początku misji chronili polskich saperów, którzy rozminowywali teren. Dbali też o bezpieczeństwo VIP-ów, którzy przylatywali z różnych części świata do Afganistanu. – Talibowie to trudny przeciwnik, zahartowany w trudnych warunkach, znający teren, potrafiący się po nim świetnie poruszać – opowiada operator GROM-u, uczestnik misji.

O swoich operacjach w Afganistanie nie mogą mówić dużo. Opinia publiczna może usłyszeć tylko o nielicznych, między innymi uwolnieniu afgańskich policjantów z rąk terrorystów w 2010 roku, o wysadzeniu fabryki broni ukrytej w jednej z niepozornych chałup w dystrykcie Karabach. Stoczyli też 3-godzinną walkę z terrorystami. Zginęło wtedy wielu napastników, operatorzy wyszli z bitwy zwycięsko.

23 stycznia 2013 roku to smutny dzień dla jednostki. W Afganistanie zginął wtedy pierwszy żołnierz GROM – kpt. Krzysztof Woźniak. Był dowódcą sekcji bojowej GROM, poległ podczas prowadzenia operacji zatrzymywania Abdula Rahmana, jednego z najgroźniejszych terrorystów poszukiwanych na terenie Afganistanu.

Rezygnujesz? Tu są tylko najlepsi!

Trudno namówić operatora GROM-u na rozmowę o jednostce. – Takie mamy zasady – odpowiadają. – Nie usłyszysz od nas, jak działamy, nie zdobędziesz informacji o naszej taktyce, o tym, jak wyglądają nasze szkolenia.

Już to, że służą w GROM-ie, jest tajemnicą. Kiedy przypadkowi ludzie, znajomi pytają ich o pracę, muszą minąć się z prawdą. – Czasami bywam przedstawicielem handlowym, czasami rozwożę chipsy – żartuje komandos.

– Mamy zasady, których się trzymamy. Jesteśmy jak rodzina, wszyscy mówimy do siebie po imieniu – nawet z dowódcą, zwykle nie używamy nawet stopni – opowiadają GROM-owcy.

Jakie cechy musi mieć operator GROM-u? – Inteligencję! – bez chwili wahania mówi oficer GROM. – Sprawność fizyczna jest oczywista, ale niektórzy myślą, że to wystarczy. Zapewniam, że nie. Operator GROM-u to żołnierz, który sam podejmuje decyzje. Tu trzeba myśleć, nie ma miejsca na bezmyślne wykonywanie rozkazów.

Umiejętności i inteligencję kandydatów na operatorów sprawdza się podczas selekcji. Na jej temat krążą legendy: mordercza, wycieńczająca, mało kto może ją przejść, odpadają najlepsi. I wszystko to prawda. Jej pierwszy etap odbywa się już na stronie internetowej GROM-u. Znajduje się tam ostrzeżenie dla osób, które chciałyby służyć w jednostkach bojowych GROM-u, a nie są w stanie zaliczyć egzaminu z wf jednostki. W takim wypadku proszeni są, aby już teraz zrezygnowali ze składania dokumentów.

Ci, którzy jednak się zdecydują, najpierw mierzą się m.in. z pływaniem, podciąganiem na drążku, bieganiem i walką wręcz. Kolejna próba odbywa się w górach, z dala od cywilizacji i komfortowych warunków. Instruktorzy wyciskają z nich siódme poty, kilkanaście razy dziennie męczą pytaniami: „Rezygnujesz?” i mówią o wygodnych, ciepłych fotelach. Wszystko po to, aby złamać kandydatów.

Zwykle selekcję przechodzi tylko około 10 procent jej uczestników. Reszta się poddaje, inni słabną aż do utraty przytomności. A dobre zdrowie i wytrzymałość są niezbędne.

Nagrodą za przejście selekcji jest nie tylko służba w najbardziej elitarnej jednostce polskiej armii, ale też opinie, jakie słyszą o sobie na całym świecie: najlepsi, profesjonaliści, pracuje się z nimi świetnie – mówią ci, którzy mieli okazję współpracować z GROM-em.

Miesiąc temu do Polski przyleciał były instruktor najlepszych snajperów jednostki NAVY SEALS Brandon Webb. Jego przewodnikiem po kraju był Drago, Polak, który wyjechał do Stanów i służył w SEALS-ach. Historia GROM-u tak bardzo ich zainteresowała, że postanowili nakręcić o niej film. – Uważamy, że to jedna z najlepszych jednostek specjalnych na świecie – mówili. – Amerykanie wiedzą, że jesteście świetni, ale nie znają waszych korzeni. A przecież jest o czym mówić, co pokazać.

Ale operatorów GROM-u doceniają także cywile. Ta tajemnicza jednostka jest bardzo popularna zwłaszcza wśród młodych ludzi. W 2012 roku wirtualny świat graczy obiegła informacja o tym, że w najnowszej wersji gry „Medal of honor” będzie można zagrać postać właśnie żołnierza GROM-u. Euforia na forach internetowych nie miała końca, zwłaszcza że żołnierz, na którym wzorowali się twórcy gry, istnieje naprawdę. W GROM-ie służył służył 14 lat. „Udział” w grze zaproponowali mu koledzy z NAVY SEALS.

W ostatni weekend operatorzy GROM-u dali pokaz skakania ze spadochronem podczas Ursynowskiego Dnia Cichociemnych, których tradycje dziedziczą. W przyszłą sobotę pokażą swój sprzęt i uzbrojenie w czasie Święta Wojsk Specjalnych w Krakowie.

*****

Dowódcą jednostki jest płk Piotr Gąstał, który służy w niej prawie od początku i w GROM-ie przeszedł wszystkie szczeble kariery.

Snajperzy z GROM używają kilku karabinów wyborowych, jednym z nich jest supernowoczesny CheyTac M200 Intervention. Mają też pistolety Glock 17 i FN Five-seveN i karabinek szturmowy HK 416. Ich wyposażenie to też sprzęt termo- i noktowizyjny, spadochrony, sprzęt służący do desantowania z wysokości kilku kilometrów oraz roboty inżynieryjno-pirotechniczne.

Interesujący materiał o jw GROM.
Najlepszy komentarz (123 piw)
sadystycznie bolesny • 2013-05-08, 19:05
Zawsze piwko. Tam gdzie Amerykanie, Brytyjczycy i Niemcy nie potrafią, tam wkracza GROM. Wyobraźcie sobie, że jesteście jakimś szmatogłowym i wpada wam na chatę (czy tam jaskinię) kilku takich typa, byście kurwa nawet allah akbar nie zdążyli pomyśleć, o ruchaniu kozy nie wspominając.

Przyjaźń i braterstwo broni - co oznaczają te słowa było widać, słychać i czuć na spotkaniu dwóch amerykańskich komandosów elitarnej jednostki SEALs z żołnierzami nie mniej elitarnej jednostki GROM. Drago - którego już państwu w Polsce i Świecie przedstawialiśmy i Brandon - który z kolei słynie z tego, że szkoli wszystkich snajperów, spotkali się w Warszawie z polskimi towarzyszami broni. I wspominali, że gdy ramię w ramię walczyli w Iraku, nie było widać różnic między gromowcem a sealsem.
Najlepszy komentarz (112 piw)
Pan_Generał • 2013-04-20, 15:27
bloodwar napisał/a:

Za gloryfikowanie morderców powinna być jakaś kara ustanowiona w kodeksie karnym


A za pierdolenia głupot kara śmierci
Komandosi z Lublińca
Pan_Generał • 2012-12-20, 19:16
Bardzo ciekawy materiał tvp o naszych 'specjalsach' z Lublińca.



A teraz ciekawostka, poniżej znajduję się naszywka noszona przez dowódców sekcji bojowych, cel wiadomo jaki. Upamiętnienie AK.

Najlepszy komentarz (87 piw)
shogun • 2012-12-20, 23:14
Ranger napisał/a:



Widać kto tutaj gówno wie... Jedź do Lublińca i sam zobacz kto tam siedzi oprócz JWK
Reszty nie będę komentował, bo musiałaby być poprawnie napisana i miała jakiś sens. Temat Sił Specjalnych to chyba ty znasz ze strzelanek, bo z takim poziomem inteligencji to nawet do firmy ochroniarskiej na umowę zlecenie byś się nie dostał...


zdjęcie jest dowodem że byłem w Lublińcu i coś o 1PSK wiem w przeciwieństwie do ciebie jak czytam takie bzdury to zapominam o pisowni bo mnie krew zalewa że taka ciota co pewnie w wojsku nie była stawia plame na żołnierskim honorze
Mała kompilacja materiałów Alex'a Jones'a czyli amerykańskiego dziennikarza zajmującego się tematyką NWO, tudzież tzw. "światowych elit". Wymagany podstawowy angielski. Enjoy.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów