18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (3) Soft (3) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:48
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 2:25

#gdańsk

Urzędasy pełna krasa
Mycoplasmatal • 2013-05-31, 12:56
Informacja o zniknięciu oliwskiego czołgu spod Willi Rekin na tyle zirytowała mieszkańców Gdańska, że postanowili o T34 walczyć.
"Czołg musi wrócić do Oliwy" - tak nazywa się profil na Facebooku założony przez radnego z Oliwy po tym jak w poniedziałek napisaliśmy, że czołg T34, który od 12 lat parkował na rogu ul. Piastowskiej i Hołdu Pruskiego, według urzędników ZDiZ, stał tam nielegalnie. Na pismo, jakie od ZDiZ otrzymał właściciel militarnej atrakcji Oliwie, które nakazywało uiszczenie rocznej opłaty (ok. 170 zł według ZDiZ i ok. 500 - według właściciela czołgu) za nielegalne zajęcie pasa drogowego, zareagował stanowczo i wywiózł czołg do Żukowa.

- Nie chodzi mi o pieniądze, ale o zasady, bo mam coraz silniejsze wrażenie, że Gdańsk jest miastem coraz bardziej dla urzędników, a nie dla mieszkańców. I to mnie boli - mówił nam w poniedziałek Jerzy Janczukowicz, właściciel T34.

Cała sprawa oburzyła mieszkańców Trójmiasta, którzy mają do czołgu szczególny sentyment, stąd akcja na Facebooku, która ma być protestem przeciwko urzędnikom ZDiZ.

"Ciekawe co by zrobili urzędniczy z ZDiZ, gdyby różni sympatycy militariów w akcie solidarności zjechali pod ich siedzibę swoim sprzętem i zrobili im oblężenie. Czołgi i transportery pod ZDiZ. Wyglądałoby to epicko" - zastanawia się "Dziki Rex".
"Takiemu człowiekowi miasto Gdańsk powinno płacić za stworzenie prawdziwej atrakcji oraz ściąganie do Oliwy i Gdańska licznych turystów. Tymczasem Jerzy Janczukowicz, właściciel czołgu T-34, otrzymał "rachunek" od ZDiZ za zajmowanie pasa drogowego. Dzięki temu, od marca czołgu w Oliwie nie ma" - czytamy na stronie Wolnego Forum Gdańsk, które przyłączyło się do akcji.

Litości dla urzędników nie ma i na samym profilu czołgu założonym przez radnego: "Czołg stał przez lata w Oliwie, blisko torów kolejowych przy ul. Piastowskiej. Stał się charakterystycznym i pozytywnym elementem krajobrazu. Nikomu nie przeszkadzał. Jeśli znikał, to po to, by grać role w inscenizacjach historycznych. Wyrokiem urzędników miejskich czołg zniknął. Został zabrany wobec zagrożenia obłożeniem wysokimi opłatami za... użytkowanie pasa drogowego. Urzędnicy nie proponują żadnego lepszego sposobu urządzenia tego miejsca."

Tego miejsca nie, natomiast proponują, by czołg ustawić, na dogodnych warunkach, w innym miejscu.

- Opłata za zajęcie pasa drogowego wynika z przepisów ustawowych i uchwał gminy. Nie jest niestety możliwe zwolnienie z tej opłaty jednej, konkretnej osoby. Taki wyjątek byłby zresztą niebezpiecznym precedensem, po którym inni posiadacze zabytkowych pojazdów - fiacików, syrenek - również mogliby uznać, że parkowanie w dowolnym miejscu należy się im za darmo - mówi Maciej Lisicki, zastępca prezydenta miasta Gdańska. - Niemniej sam czołg nam nie przeszkadza, wiemy, że stał się lokalną atrakcją. I jestem przekonany, że udałoby się nam znaleźć i przekazać na dobrych warunkach kawałek gminnego gruntu w Oliwie, gdzie pan Janczukowicz mógłby czołg i inne, nie mniej ciekawe pojazdy, eksponować. Pozostaje kwestia ustalenia zasad. Jeśli ma to być faktycznie atrakcja dla mieszkańców - co z chęcią wesprzemy - a nie prywatny parking, to te pojazdy powinny być ogólnodostępne, ciekawie opisane i zaprezentowane.

Taka opcja nie satysfakcjonuje jednak właściciela T34. - Po pierwsze czołg "wrósł" już w to miejsce, więc ustawianie go gdzie indziej nie ma sensu. Poza tym założę się, że szybko padłby łupem złomiarzy, a nie stać mnie na wynajęcie dla niego ochrony - mówi Jerzy Janczukowicz.

Czołg T34 na razie parkuje w Żukowie w towarzystwie "Pantery" - repliki jednego z największych czołgów z II wojny światowej. Na razie nie wiadomo, kiedy wróci na swoje miejsce.


Co śmieszne, t34 nikomu latami nie wadził. Nie zajmował chodnika, 3 osoby spokojnie mogły koło niego przejść. Po wizycie w pobliskim parku na bank wiele osób szło obejrzeć sobie tę maszynę. Co bardziej śmieszy to fakt iż gdyby to była zwykła osobówka (przy okolicznych posesjach parkują w gorszy sposób na potęgę) nikt by się nie przypruł, no ale konserwacja takiego okazu (na chodzie!) kosztuje więc jeleń pewnie kasę ma to nam da! Klasyczne urzędackie myślenie. Jak się zenek z mietkiem wyjebią na mordy bo nie odśnieżony pas ruchu to oczywiście urzędasy umyją łapki a bulić będzie właściciel domu... zapewne pan od czołgu.

Żródło: trojmiasto.pl
Najlepszy komentarz (46 piw)
303 • 2013-05-08, 1:48
Ale broni palnej obywatel nie może posiadać, lepiej jak mu się pijak do domu zwala i jedyne co można zrobić to zakryć się rękami żeby mieć tylko połamane kijem ręce, a nie czaszkę.

Policja jak zwykle się popisała pijaczek zdążył już 2 innych uszkodzić, a tej jeszcze nie ma, a jak by mu bardziej po wódzie odpierdoliło i złapał nóż zamiast kija i wpakował się np do mieszkania większej rodziny? Gimby zaraz wyskoczą że był by materiał na harda pewnie by był, ale jak się pomyśli że taki chuj wpierdala ci się na kwadrat w nocy jak spisz i rozpierdala ci łeb bo coś mu po wódzie się w pustym łubie zrodziło, i nie masz czym się bronić, a kochana policja przyjedzie po 30min.
Kierowca autobusu PKS, jadącego w czwartek ze Stegny do Gdańska, zasłabł w trakcie jazdy i osunął się na podłogę. Pojazd jechał z prędkością kilkudziesięciu km/h i tylko przytomność i odwaga dwóch pasażerek pozwoliła na uniknięcie dramatu. Kobiety, widząc co się stało, chwyciły za kierownicę pojazdu. W autobusie wybuchła panika, rozległy się krzyki. "Kto umie jeździć?!", "Odsuńcie go!", "Jezus Maria, co się z stało?!", "Zemdlał człowiek!" - da się usłyszeć na nagraniu.

Autobus udało się zatrzymać po ok. 400 metrach. Kierowca się ocknął i próbował pomóc w jego zatrzymaniu. Pojazd w trakcie dzikiego rajdu uderzył w barierki oraz auto osobowe marki Mercedes. Ucierpiał kierowca mercedesa oraz autobusu, ale ich życiu ani przez moment nie zagrażało niebezpieczeństwo.

Kierowca autobusu w czwartek wieczorem opuścił szpital. Jest w bardzo dobrym stanie fizycznym. Jak udało się nam dowiedzieć, 61-latek prowadzi autobusy gdańskiego PKS od 1976 r. i nigdy nie miał żadnych kłopotów ze zdrowiem. - Nie pamiętam nawet, kiedy był na zwolnieniu lekarskim - powiedział nam Piotr Topolewicz, prezes zarządu spółki PKS Gdańsk. - Nie rozmawiałem z nim jeszcze. Chcę, by odpoczął od tego wszystkiego, na pewno jest bardzo zdenerwowany. Rozmawiałem za to z dwiema pasażerkami, które uratowały sytuację i bardzo im podziękowałem. Zaproponujemy im darmowe przejazdy naszymi autobusami.

Na TEJ stronie można zobaczyć nagranie z autobusu (na YT jeszcze nie było). Artykuł również skopiowany z niej.
Wybuch gazu w Gdańsku
Qunda • 2013-02-09, 21:48
Wybuch gazu w gdańskim wieżowcu, który miał miejsce 17 kwietnia 1995 o godzinie 5:50. Blok mieszkalny przy ul. Wojska Polskiego 39 w dzielnicy Strzyża został poważnie uszkodzony - zapadły się całkowicie 3 dolne kondygnacje (2 piętra zostały wbite w ziemię). Ponieważ uszkodzony budynek groził w każdej chwili zawaleniem, ekipy ratunkowe podjęły decyzję o wysadzeniu 18 kwietnia 1995 pozostałej części budynku. Akcję ratunkową prowadzono dopiero na gruzowisku.

W wyniku katastrofy zginęły 22 osoby, a 12 zostało rannych. Przyczyną był prawdopodobnie sabotaż jednego ze współmieszkańców, który także stał się ofiarą.

Inna wersja mówi o kradzieży zaworu instalacji gazowej, której miał dokonać bliżej niezidentyfikowany złomiarz (skradzionego zaworu nie odnaleziono w żadnym punkcie skupu złomu). Spowodowało to ulatnianie się gazu. Zaś do samego wybuchu miała przyczynić się wedle tej teorii mieszkanka bloku, która zeszła do piwnicy nakarmić mieszkające tam bezpańskie koty. Zapalenie światła wywołało – według tej teorii – jednocześnie iskrę, która zainicjowała wybuch.

Według relacji niektórych poszkodowanych, którzy przeżyli tę katastrofę, zapach gazu był wyczuwalny na różnych piętrach od dłuższego czasu. Część sąsiadów chodziła od drzwi do drzwi i nawoływała do jak najszybszego opuszczenia budynku.

W 1997 na miejscu dawnego budynku wzniesiono nowy, w którym zamieszkała część rodzin ofiar katastrofy. 18 kwietnia 2005 odsłonięto tablicę poświęconą ofiarom katastrofy.




W ciągu pięciu dni od otwarcia "mobilnej czytelni" zniknęły niemal wszystkie wyłożone w gdańskich tramwajach książki.



Gdańska akcja miała być promocją czytelnictwa na szeroką skalę. Organizatorzy przyznają jednak, że pasażerowie najwyraźniej nie zrozumieli idei tramwajowych czytelni.

Znikają codziennie, razem z siatkami

- Istniała taka ewentualność, że pasażerowie zamiast czytać i odłożyć, zabiorą książki ze sobą, ale jestem zdziwiona, że aż tyle ich zniknęło - przyznaje Natalia Gromow z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej.

Organizatorzy akcji nie zamierzają jednak z niej rezygnować. Zapowiadają także, że w tramwajach będą się pojawiać nowe tytuły. - Ale chciałabym, żeby zaczęły wracać także stare - dodaje Gromow.

Zakład Komunikacji Miejskiej codziennie dokłada po 4 książki do każdej z 35 tramwajowych czytelni. - Co z tego, jak książki od razu znikają. Nawet siatki, w których umieszczone były lektury - opowiada Alicja Mongird, rzecznik gdańskiego ZKM.

Będą je znakować

Michał Piotrowski z biura prasowego urzędu miasta kilka dni temu mówił, że "nie obawia się, że ktoś hurtowo będzie zabierał książki". Teraz przyznaje, że nowe książki zostaną prawdopodobnie oznakowane.

- Mamy pewien pomysł, jak temu, chociaż trochę zapobiec. Najprawdopodobniej książki otrzymają swój znak rozpoznawczy, który będzie informował, że konkretna książka pochodzi z tramwajowej czytelni i tam powinna się znajdować - zapowiada.

Najlepszy komentarz (124 piw)
~Conscribo • 2013-01-08, 11:14
jakie to kurwa polskie...
Był już kiedyś na sadolu film z tego przejścia. Dorzucam Wam jeszcze dwa.

Cytat:

Zderzenie samochodu ze słupem zarejestrowała kamera monitoringu przemysłowego. Na nagraniu widać jak doszło do groźnie wyglądającej kolizji.
Jak poinformowała policja, na miejscu tego zdarzenia funkcjonariusze zastali mężczyznę, który twierdził, że to nie on prowadził auto. Został wylegitymowany i puszczony do domu. Nie sprawdzono jego stanu trzeźwości. Po przeanalizowaniu monitoringu policjanci stwierdzili jednak, że zostali oszukani.
- Przeprowadziliśmy analizę monitoringu i okazało się, że wersja, którą przedstawił 33-latek, nie jest prawdziwa. Mężczyzna stawił się na wezwanie i usłyszał zarzut spowodowania kolizji w ruchu drogowym - mówiła w rozmowie z tvn24.pl podkom. Magdalena Michalewska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
- Policjanci zatrzymali jego prawo jazdy, a sprawę skierowali do sądu. Mężczyźnie grozi do 5 tys. zł kary i utrata prawa jazdy na czas od 6 miesięcy do 3 lat – dodaje.





Cytat:

Na nagraniu monitoringu widać jak młoda kobieta czeka przed przejściem dla pieszych. Pojazdy z lewej zwalniają i pozwalają jej przejść. Gdy kobieta zbliża się już do końca zebry z prawej strony nadjeżdża samochód osobowy i z impetem w nią uderza.
- Policjanci wczoraj dostali zgłoszenie o potrąceniu kobiety na przejściu dla pieszych - przyznaje Magdalena Michalewska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
- Okazało się, że 57-letnia kobieta kierująca samochodem osobowym nie zachowała szczególnej ostrożności i nie ustąpiła pierwszeństwa 22-letniej dziewczynie, która znajdowała się na przejściu dla pieszych – relacjonuje policjantka: – Piesza nie odniosła większych obrażeń, nie uskarżała się też że cos jej dolega. Kierująca została ukarana mandatem za spowodowanie kolizji drogowej – dodała.
Kierująca dostała 500 zł i 6 punktów karnych.