Tekst nie jest mojego autorstwa ale genialnie trafiony. Polecam.
Rurki, japonki, lica gładkie jak aksamit, waga paczki zapałek. Różyczki na koszulkach, lakier na paznokciach, dekolt do kostek. Nie lubią piłki nożnej, prowadzą modowe blogi, słuchają Lany del Rey. Co się stało z facetami?
Zapytałem niedawno kolegę homoseksualistę o jego typ mężczyzny. Zaskoczył mnie. Byłem przekonany, że jako zdeklarowany gej odpowie, że kręcą go wychudzeni chłoptasie o androgenicznej urodzie przyozdobionej zimową czapką. Nic z tego. Stwierdził, że ciągnie go do wysportowanych, a co za tym idzie, dobrze zbudowanych chłopaków. Pewnie trochę się martwi, bo o takich coraz trudniej. Szczególnie po jego stronie boiska.
Ale nie o gejach ma być ten tekst. Ma być o upadku męskości i o kulturowej wymianie atrybutów męstwa. O tym, że słowo „facet” pasuje już tylko do Clive’a Owena (i skromnego autora poniższego tekstu). Chcę, żeby ten tekst mówił jak bardzo zmieniło się postrzeganie mężczyzn i czego można się teraz po nas spodziewać. A także o tym jak wielką krzywdę naszej płci wyrządzili hipsterzy.
Hank Moody to idealny towar dla mojego kumpla i spełnienie erotycznych fantazji wszystkich napalonych lasek i wyposzczonych kur domowych. Rozbudowana klata, kilkudniowy zarost, prosty ubiór, a przy okazji nieodparty urok osobisty. Sprawa fenomenu serialowego bohater jest jasna - takich kolesi już nie ma.
Są za to hipsterzy, którym udał się sabotaż rozpowszechnienia zgniatających jaja spodni i fryzur wygolonych jak cipka Paris Hilton. Wymuskane pizdusie gardzące sportem i swojskim schabowym. Gadają o modnych w tym sezonie mokasynach, lansują się na instagramie, a na Facebooka wrzucają linki do najbardziej offowych wydarzeń kulturalnych. Na przedramionach tatuują sobie różyczki, ptaszki, trójkąciki i łacińskie sentencje. Z łatwością odróżniają magentę od ochry.
Współczesny przedstawiciel płci męskiej na imprezę stroi się pół dnia i wydaje ostatni hajs na kurtkę od hype’owego projektanta. Nadal jednak nie zauważył, że w bosych stopach wygląda po prostu śmiesznie („VICE” jeszcze nic o tym nie napisał?). W lato wkłada japonki albo sandały (największa wiocha to rzymianki). Ci sami gogusie przywłaszczyli sobie wzór moro próbując stworzyć pozory posiadania testosteronu w swoich cherlawych ciałach. Kurtka jednak nie załatwi sprawy, kiedy chłoptaś wygląda jak sojowa parówka (co drugi mężczyzna to obecnie wegetarianin, weganin albo inny jarosz i na golonkę z Tobą nie pójdzie).
Zastanawiające jest, że heteroseksualni goście usilnie starają się wyglądać jak pedały. Słyszałem już o heterykach, którzy udają gejów, aby zbliżyć się do jakiejś panny i w efekcie ją przelecieć. To jeszcze ma jakiś sens, ale żeby chodziło tylko o samą modę? Przyjmując, że trendy byłoby obcinanie sobie jaj, w niedługim czasie statystycy odnotowaliby wzrost liczby kastratów, a ostre dyżury śmiertelnych wykrwawień?
Zniewieściały punkt widzenia dotyczy także gustu muzycznego. Najpopularniejsze wśród wystylizowanych chłopaków zespoły to te, które w nazwach mają wiele liter „X” i „Y”. To nie przypadek. Nadużywanie symboliki chromosomów podobno świadczy o zaburzeniach płciowych. Tak jak nadużywanie znaków interpunkcyjnych o uszkodzeniach w psychice…!!!
Za takimi nazwami najczęściej kryją się rozmyte dźwięki syntezatora, głos przecedzony przez vocoder oraz teksty dla bab o chmurach i tęczach. Jednym słowem hipsteriada. W teledyskach pojawiają się wilki, opary marihuany, pastelowe niebo, galaktyka, a sam kawałek jest leniwy jak student prywatnej uczelni. Muzyka pozbawiona pasji i zaangażowania. Rozmyta jak akwarela ukryta w przebraniu ambitnej sztuki. Buduje wizerunek chłopaka wrażliwego, owszem, czułego, owszem, jednak kompletnie pozbawionego wigoru.
Drugim wyborem najczęściej jest wtórne indie.
Rock’n’roll nie umarł dlatego, że nikt nie chciał go już słuchać. Rock’n’roll nie umarł przez hip-hop czy dubstep. Wykitował, bo przez lata był alegorią żywych, męskich emocji i temperamentu. Potwierdzeniem tezy o facecie niewzruszonym i twardym jak pancerz Iron Mana. W chwili obecnej teza ta nie ma racji bytu. Kolesie to miękkie faje z idealnie dopasowaną stylówą zamiast silnego charakteru.
Myśl o obcinaniu jąder jest stanowczo zbyt abstrakcyjna. Mimo wszystko uważam, że jest w niej coś metaforycznego. Mężczyźni świadomie pozbawiają się jaj.
Rurki, japonki, lica gładkie jak aksamit, waga paczki zapałek. Różyczki na koszulkach, lakier na paznokciach, dekolt do kostek. Nie lubią piłki nożnej, prowadzą modowe blogi, słuchają Lany del Rey. Co się stało z facetami?
Zapytałem niedawno kolegę homoseksualistę o jego typ mężczyzny. Zaskoczył mnie. Byłem przekonany, że jako zdeklarowany gej odpowie, że kręcą go wychudzeni chłoptasie o androgenicznej urodzie przyozdobionej zimową czapką. Nic z tego. Stwierdził, że ciągnie go do wysportowanych, a co za tym idzie, dobrze zbudowanych chłopaków. Pewnie trochę się martwi, bo o takich coraz trudniej. Szczególnie po jego stronie boiska.
Ale nie o gejach ma być ten tekst. Ma być o upadku męskości i o kulturowej wymianie atrybutów męstwa. O tym, że słowo „facet” pasuje już tylko do Clive’a Owena (i skromnego autora poniższego tekstu). Chcę, żeby ten tekst mówił jak bardzo zmieniło się postrzeganie mężczyzn i czego można się teraz po nas spodziewać. A także o tym jak wielką krzywdę naszej płci wyrządzili hipsterzy.
Hank Moody to idealny towar dla mojego kumpla i spełnienie erotycznych fantazji wszystkich napalonych lasek i wyposzczonych kur domowych. Rozbudowana klata, kilkudniowy zarost, prosty ubiór, a przy okazji nieodparty urok osobisty. Sprawa fenomenu serialowego bohater jest jasna - takich kolesi już nie ma.
Są za to hipsterzy, którym udał się sabotaż rozpowszechnienia zgniatających jaja spodni i fryzur wygolonych jak cipka Paris Hilton. Wymuskane pizdusie gardzące sportem i swojskim schabowym. Gadają o modnych w tym sezonie mokasynach, lansują się na instagramie, a na Facebooka wrzucają linki do najbardziej offowych wydarzeń kulturalnych. Na przedramionach tatuują sobie różyczki, ptaszki, trójkąciki i łacińskie sentencje. Z łatwością odróżniają magentę od ochry.
Współczesny przedstawiciel płci męskiej na imprezę stroi się pół dnia i wydaje ostatni hajs na kurtkę od hype’owego projektanta. Nadal jednak nie zauważył, że w bosych stopach wygląda po prostu śmiesznie („VICE” jeszcze nic o tym nie napisał?). W lato wkłada japonki albo sandały (największa wiocha to rzymianki). Ci sami gogusie przywłaszczyli sobie wzór moro próbując stworzyć pozory posiadania testosteronu w swoich cherlawych ciałach. Kurtka jednak nie załatwi sprawy, kiedy chłoptaś wygląda jak sojowa parówka (co drugi mężczyzna to obecnie wegetarianin, weganin albo inny jarosz i na golonkę z Tobą nie pójdzie).
Zastanawiające jest, że heteroseksualni goście usilnie starają się wyglądać jak pedały. Słyszałem już o heterykach, którzy udają gejów, aby zbliżyć się do jakiejś panny i w efekcie ją przelecieć. To jeszcze ma jakiś sens, ale żeby chodziło tylko o samą modę? Przyjmując, że trendy byłoby obcinanie sobie jaj, w niedługim czasie statystycy odnotowaliby wzrost liczby kastratów, a ostre dyżury śmiertelnych wykrwawień?
Zniewieściały punkt widzenia dotyczy także gustu muzycznego. Najpopularniejsze wśród wystylizowanych chłopaków zespoły to te, które w nazwach mają wiele liter „X” i „Y”. To nie przypadek. Nadużywanie symboliki chromosomów podobno świadczy o zaburzeniach płciowych. Tak jak nadużywanie znaków interpunkcyjnych o uszkodzeniach w psychice…!!!
Za takimi nazwami najczęściej kryją się rozmyte dźwięki syntezatora, głos przecedzony przez vocoder oraz teksty dla bab o chmurach i tęczach. Jednym słowem hipsteriada. W teledyskach pojawiają się wilki, opary marihuany, pastelowe niebo, galaktyka, a sam kawałek jest leniwy jak student prywatnej uczelni. Muzyka pozbawiona pasji i zaangażowania. Rozmyta jak akwarela ukryta w przebraniu ambitnej sztuki. Buduje wizerunek chłopaka wrażliwego, owszem, czułego, owszem, jednak kompletnie pozbawionego wigoru.
Drugim wyborem najczęściej jest wtórne indie.
Rock’n’roll nie umarł dlatego, że nikt nie chciał go już słuchać. Rock’n’roll nie umarł przez hip-hop czy dubstep. Wykitował, bo przez lata był alegorią żywych, męskich emocji i temperamentu. Potwierdzeniem tezy o facecie niewzruszonym i twardym jak pancerz Iron Mana. W chwili obecnej teza ta nie ma racji bytu. Kolesie to miękkie faje z idealnie dopasowaną stylówą zamiast silnego charakteru.
Myśl o obcinaniu jąder jest stanowczo zbyt abstrakcyjna. Mimo wszystko uważam, że jest w niej coś metaforycznego. Mężczyźni świadomie pozbawiają się jaj.
Ale co do samego problemu - to moda, jak każda inna. Przypomnijmy sobie czego obawialiśmy się w przeszłości, a skończyło się na tym, że zmieniły się trendy i było po sprawie... A z resztą, mam to gdzieś, nie interesują mnie inni mężczyźni...
Edit:
Poza tym "problem" ten dotyczy gimbusów,licealistów i studentów... Jak przyjdzie im szukać roboty i dojdzie do konfrontacji z prawdziwym życiem to gwarantuje, że im przejdzie...