Witam.
Historia którą Wam przedstawię jest autopsją, wycinkiem z mojego życia.
Będzie to esej o relacjach moja "siostra" [29-30L], jej przyszły mąż [24-25L] i ja [32-33L].
Na w stępie prosił bym żeby wypowiadały się osoby z większym bagażem życiowym w wieku 30 + lat.
Gimbusiaków uprasza się o odpuszczenie sobie komentowania.
Z góry dziękuje.
Jako że nie wiem jak zacząć zacznę nie od początku, tylko od okresu mojego i jej dorastania. Ona disko, ja metal.
Właściwie już widać konflikt "interesów". Interesy później zwane Ojcem.
Jako że metal to i długie pióra, kolczyki i inne takie - Ojciec cięty na mnie od momentu przywdziania tej że metalowej szaty.
Czyli od jakiegoś 13 roku życia.
Ona disko ponad wszystko chyba od momentu jak tylko otworzyła oczy - ulubienica, córusia tatusia.
Od zawsze kiedy pamiętam szukała ze mną zaczepki żeby tylko rabanu narobić żeby Ojciec usłyszał jaka to z niej ofiara a ja ten zły.
Żeby nie było że taki wybuchowy jestem, ale tyle lat z
psycho - siostrą kiedyś musi znaleźć ujście.
Ok. Zdarzyło się że po łbie oberwała, chociaż czasem udało się i jej trafić, a to raz, doprowadzając mnie do wkur*a myślała że ucieknie z pokoju bez szwanku - Ehhh to trzeba opisać dokładnie.
Jem obiad, siedząc na kanapie, wchodzi do pokoju i zaczyna wkurzać ucho, co się jej udaje po czym zaczyna uciekać z pokoju.
Krótko myśląc rzucam harpunem [widelcem] i lada chwila z za drzwi słyszę Ałłł. Wraca a w łydce... Tak, wisi harpun. Nie wiem jak czy rykoszetem czy Bóg tak chciał.
Aż tak do rzutu się nie przykładałem.
Jedno jest pewne w chwili rzutu była już za drzwiami.
Trafiona zatopiona.
Jej ulubionym "narzędziem" do nakręcania mnie [w późniejszym okresie i mojego młodszego brata [22-23L] było i jest nadal Trzaskanie!
Trzaskanie dosłownie wszystkim. Od garnka po drzwiczki u szafek, o normalnych drzwiach wspominać chyba nie muszę.
Nawet jeżeli coś nie ma prawa trzasnąć, prędzej czy później w jej łapach trzaśnie. Tak jak ja trzasłem pękając, ale do gwoździa programu jeszcze kilka akapitów.
Opierdole Matki spływały po niej jak po kaczce i tak jest po dziś dzień.
Ojciec klapki na oczach, bo przecież to taka zuch "dziewczyna".
Ale jak ją policja sztywną/pijaną [chyba pierwszy raz z "kolegami" wódkę piła i ją zostawili] z pod płotu przywieźli to Ojciec wolał to przemilczeć.
W domu posprzątać?
Nie no królewna od tego nie jest. Nawet jak je się zdarzyło że za zmywanie się wzięła to tylko po to żeby potrenować trzaskanie.
Dużo by tu jeszcze o okresie z przed 10-12 lat gadać.
Przenieśmy się w czasie. Do roku 2010-2011.
Wyprowadziłem się! Uff ulga.
Może teraz kiedy zabraknie tego "złego" Ojcu spadną klapki z oczu.
I tak się stało!!!
Syndrom kogucika.
W końcu dopatrzył się że to nie ja ją a ona mnie.
Zobaczył że to ona kopała cały ten czas pod mną dołki.
Żetony Ojcowskiego wsparcia przelały się na moje konto!
I żyłem długo i szczęśliwie... .
Ta, takiego wafla!
Jeżdżąc w odwiedziny do Rodziców z moją Panią Anią vel Małą Miśkom [ Wszystkiego Najlepszego już dziś Miskowata :* ]
Stwierdzaliśmy że chałupa zarasta coraz to większym syfem.
Ojciec po zawale, Mamuśka zapierdziela od rana do nocy, ma problemy z kręgosłupem.
A królewna byczy się. Twierdząc że ma do tego prawo bo "połknęła dzieciom piłkę. Zalali formę, zaszła, nadmuchali balon. "Bedą" się chajtać.
Jaka ta chałupa była taka była, tu wykończone tu jeszcze nie, to by się przydało wymienić.
Wiadomo nic nie jest wieczne.
Zawsze powtarzam:
Lepiej zapobiegać niż leczyć.
Łazienka na górze to o nią będzie się rozchodziło w dalszej części.
A więc przenosimy się w czasie 2011-2013.
Łazienka na górze.
Jaka była taka była, ale zapuścić ją tak że aż wstyd?
Brodzik grzybem porósł, z sufitu też coś dziwnie patrzyło, ale najwidoczniej zostało potraktowane szmatą bo jakieś takie rozmazane.
Klapa od "czołgu" otwarta, brakowało by tylko żeby jakiś Gustlki się tam moczył.
No istna siedziba Cyganów... .
Nadarzyła się okazja odświeżenia tej że nieszczęsnej łazienki, Brat Troll [pozdrówka] chciał oddać kabinę wolnostojącą.
Chcesz ? Ba! Dawaj.
I tym sposobem dojechaliśmy do dnia 26.6.2013 [Środa]
Młodszy brat przyjechał do mnie z kolegą i mieliśmy pojechać po tą kabinę. Ale posiedzieliśmy jeszcze trochę i gadka szmatka coś o odciskach.
Brachol zobacz, zobacz jaki mam odcisk, zdejmuje skarpetką a tam co? Grzyb! Nosz kurwa mać!
Mówię że pochoduj go jeszcze to na Sadola będzie jak znalazł, może na harda trafisz jak Ci nogę upierdolą...
Pojechaliśmy, załadowaliśmy, dojechaliśmy, rozładowaliśmy, zaczeliśmy prace. Raz mijam się z "zalewaczem" drugi, trzeci...
A on ani be anie me czy coś pomóc.
Myślę sobie oj: synku będę musiał z tobą porozmawiać.
Jak pomyślał tak zrobił.
[Tego dnia [Środa] zrobiliśmy przygotowania pod montaż kabiny]
27.6.2013 [Czwarrtek] - rano nie dane mi było go zobaczyć - pojechał do pracy. A z królewną czcza rozmowa, bo i tak spłynie jak po kaczce lub jak kto woli grochem o ścianę.
Idziemy robić.
Brachol jego kolega Wójcik[ dziękóweczka za pomoc] zaczęliśmy składanie i montaż. Ok kabina stoi, woda nigdzie nie przecieka.
Fajnie teraz tylko wstawić przesuwane drzwi i voilà. Nagle boom Brchol lekko puknął i całe drzwi w drobny mak.
No chu stało się.
Szkła pełno, wszędzie, rozbryzgło się po całej łazience.
No to sprzątaj. "posprzątał" z łaski jak to ja bym to potłukł.
Pościł foha i poszedł, grać w pokera on-line...
Mówię sobie że i tak Cie to sprzątanie nie ominie i tak.
Zabrałem się za malowanie sufitu. Maluje, maluje aż słyszę że "zalewacz" i "piłkożerca" mają gdzieś jechać.
Więc ja za nimi, podchodzę do samochodu i mówię do typa żeby pozwolił na chwilę.
Idziemy do warsztatu i pytam się go: Jak on planuje przyszłość?
Jego reakcja to: Wzruszenie ramionami.
Ponawiam pytanie. On na to że nie myśli teraz o tym.
Mówię że jak to nie myślisz? Zaraz dzieciak ci się urodzi a ty co. W takim brudzie chcesz żyć?
Wzrusza ramionami i odkręca się na pięcie, odchodzi.
Mówię że jeszcze nie skończyłem.
On mi na to : Ale ja z tobą tak.
I pakuje dupę do samochodu.
Więc mówię: Radzę wam się zaopatrzyć w miski lub karnety na basen, bo z łazienki korzystać nie macie prawa.
Bo nie dla was ten remont robię, żebyście zaraz poniszczyli, brudasy.
On do mnie: Brudasem to jesteś ty!
Pękło!
Podchodzę do samochodu i sprzedaje mu ciosa prosto w paszczę.
Przysnął na chwilką.
Raban, raban, alarm, alarm Ardiana dostała, we need medic! Ardiana down! Darcie ryja przez "piłkożerce" na cały zycher. "Zalewacz" wysiada i zaczyna pluć juchą.
Nie, nie na mnie [była by poprawka].
Przylatuje Ojciec i karze mi wypierdalać, ale zanim to zrobię mam rozmontować kabinę bo on ją młotkiem rozpierdoli.
A ja tylko czuje jak z mojego konta żetony spierdalają.
Wiedząc że ich nie "przekrzyczę", nie wytłumaczę, umyłem ręce przebrałem się i poszedłem do Mańka.
Mamuśka wydzwania, Brachol też. Nie odbieram.
Będąc już u siebie napisałem Matce tylko sms's o treści:
Rozmowa nie na telefon. Gówniarz dostał w pysk za niewyparzony ozor i brak szacunku. I dostał tylko jednego ciosa, gdybym miał zamiar szczyla tłuc to bym to zrobił . Dostał bo zasłużył. Swój honor mam i jakiemuś patałaszkowi obrażać się nie pozwolę, za smarkaty. Jak go w domu szacunku do starszych nie nauczyli to może po prztyczka oleju w łepetyne mu się naleje. Leć spać. I nie myśl o tym bo nie ma się nad czym rozwodzić. Pa.
Poplumkaliśmy z Mańkiem trochę na gitkach, mówię chodź na browka. Poszliśmy. Opowiedziałem mu co i jak, przyznał rację. Co prawda powiedział że mogłem rozegrać to inaczej, czyli przez ultimatum.
Jestem trochę na siebie zły, bo mogłem rozwiązać to trochę bardziej dyplomatycznie. Fakt, ale po fakcie.
Mogłem szczylowi dać ultimatum.
Albo zacznie chałupę ogarniać i za "ciężarówę" i za siebie albo miski lub karnety.
Ale co się stało to się nie odstanie, płakać nad rozlanym mlekiem nie zamierzam.
Żetony łatwo przyszły, łatwo poszły a ja i tak wiem że wrócą.
No może trochę trudniej ale... . Kiedy? Nie wiem.
Mi się nie spieszy.
Natura psychola się nie zmienia, a znając siostrę to wiem że marny z niej kameleon.
Swój honor mam i szczylowi bez wychowania obrażać się nie pozwolę.
A tym bardziej że wódki ani piwa z nim nie piłem to i na "ty" nie przeszliśmy.
I zapamiętajcie sobie moi mili.
Metal to nie brudas, brudas to Punk.
Historia którą Wam przedstawię jest autopsją, wycinkiem z mojego życia.
Będzie to esej o relacjach moja "siostra" [29-30L], jej przyszły mąż [24-25L] i ja [32-33L].
Na w stępie prosił bym żeby wypowiadały się osoby z większym bagażem życiowym w wieku 30 + lat.
Gimbusiaków uprasza się o odpuszczenie sobie komentowania.
Z góry dziękuje.
Jako że nie wiem jak zacząć zacznę nie od początku, tylko od okresu mojego i jej dorastania. Ona disko, ja metal.
Właściwie już widać konflikt "interesów". Interesy później zwane Ojcem.
Jako że metal to i długie pióra, kolczyki i inne takie - Ojciec cięty na mnie od momentu przywdziania tej że metalowej szaty.
Czyli od jakiegoś 13 roku życia.
Ona disko ponad wszystko chyba od momentu jak tylko otworzyła oczy - ulubienica, córusia tatusia.
Od zawsze kiedy pamiętam szukała ze mną zaczepki żeby tylko rabanu narobić żeby Ojciec usłyszał jaka to z niej ofiara a ja ten zły.
Żeby nie było że taki wybuchowy jestem, ale tyle lat z
psycho - siostrą kiedyś musi znaleźć ujście.
Ok. Zdarzyło się że po łbie oberwała, chociaż czasem udało się i jej trafić, a to raz, doprowadzając mnie do wkur*a myślała że ucieknie z pokoju bez szwanku - Ehhh to trzeba opisać dokładnie.
Jem obiad, siedząc na kanapie, wchodzi do pokoju i zaczyna wkurzać ucho, co się jej udaje po czym zaczyna uciekać z pokoju.
Krótko myśląc rzucam harpunem [widelcem] i lada chwila z za drzwi słyszę Ałłł. Wraca a w łydce... Tak, wisi harpun. Nie wiem jak czy rykoszetem czy Bóg tak chciał.
Aż tak do rzutu się nie przykładałem.
Jedno jest pewne w chwili rzutu była już za drzwiami.
Trafiona zatopiona.
Jej ulubionym "narzędziem" do nakręcania mnie [w późniejszym okresie i mojego młodszego brata [22-23L] było i jest nadal Trzaskanie!
Trzaskanie dosłownie wszystkim. Od garnka po drzwiczki u szafek, o normalnych drzwiach wspominać chyba nie muszę.
Nawet jeżeli coś nie ma prawa trzasnąć, prędzej czy później w jej łapach trzaśnie. Tak jak ja trzasłem pękając, ale do gwoździa programu jeszcze kilka akapitów.
Opierdole Matki spływały po niej jak po kaczce i tak jest po dziś dzień.
Ojciec klapki na oczach, bo przecież to taka zuch "dziewczyna".
Ale jak ją policja sztywną/pijaną [chyba pierwszy raz z "kolegami" wódkę piła i ją zostawili] z pod płotu przywieźli to Ojciec wolał to przemilczeć.
W domu posprzątać?
Nie no królewna od tego nie jest. Nawet jak je się zdarzyło że za zmywanie się wzięła to tylko po to żeby potrenować trzaskanie.
Dużo by tu jeszcze o okresie z przed 10-12 lat gadać.
Przenieśmy się w czasie. Do roku 2010-2011.
Wyprowadziłem się! Uff ulga.
Może teraz kiedy zabraknie tego "złego" Ojcu spadną klapki z oczu.
I tak się stało!!!
Syndrom kogucika.
W końcu dopatrzył się że to nie ja ją a ona mnie.
Zobaczył że to ona kopała cały ten czas pod mną dołki.
Żetony Ojcowskiego wsparcia przelały się na moje konto!
I żyłem długo i szczęśliwie... .
Ta, takiego wafla!
Jeżdżąc w odwiedziny do Rodziców z moją Panią Anią vel Małą Miśkom [ Wszystkiego Najlepszego już dziś Miskowata :* ]
Stwierdzaliśmy że chałupa zarasta coraz to większym syfem.
Ojciec po zawale, Mamuśka zapierdziela od rana do nocy, ma problemy z kręgosłupem.
A królewna byczy się. Twierdząc że ma do tego prawo bo "połknęła dzieciom piłkę. Zalali formę, zaszła, nadmuchali balon. "Bedą" się chajtać.
Jaka ta chałupa była taka była, tu wykończone tu jeszcze nie, to by się przydało wymienić.
Wiadomo nic nie jest wieczne.
Zawsze powtarzam:
Lepiej zapobiegać niż leczyć.
Łazienka na górze to o nią będzie się rozchodziło w dalszej części.
A więc przenosimy się w czasie 2011-2013.
Łazienka na górze.
Jaka była taka była, ale zapuścić ją tak że aż wstyd?
Brodzik grzybem porósł, z sufitu też coś dziwnie patrzyło, ale najwidoczniej zostało potraktowane szmatą bo jakieś takie rozmazane.
Klapa od "czołgu" otwarta, brakowało by tylko żeby jakiś Gustlki się tam moczył.
No istna siedziba Cyganów... .
Nadarzyła się okazja odświeżenia tej że nieszczęsnej łazienki, Brat Troll [pozdrówka] chciał oddać kabinę wolnostojącą.
Chcesz ? Ba! Dawaj.
I tym sposobem dojechaliśmy do dnia 26.6.2013 [Środa]
Młodszy brat przyjechał do mnie z kolegą i mieliśmy pojechać po tą kabinę. Ale posiedzieliśmy jeszcze trochę i gadka szmatka coś o odciskach.
Brachol zobacz, zobacz jaki mam odcisk, zdejmuje skarpetką a tam co? Grzyb! Nosz kurwa mać!
Mówię że pochoduj go jeszcze to na Sadola będzie jak znalazł, może na harda trafisz jak Ci nogę upierdolą...
Pojechaliśmy, załadowaliśmy, dojechaliśmy, rozładowaliśmy, zaczeliśmy prace. Raz mijam się z "zalewaczem" drugi, trzeci...
A on ani be anie me czy coś pomóc.
Myślę sobie oj: synku będę musiał z tobą porozmawiać.
Jak pomyślał tak zrobił.
[Tego dnia [Środa] zrobiliśmy przygotowania pod montaż kabiny]
27.6.2013 [Czwarrtek] - rano nie dane mi było go zobaczyć - pojechał do pracy. A z królewną czcza rozmowa, bo i tak spłynie jak po kaczce lub jak kto woli grochem o ścianę.
Idziemy robić.
Brachol jego kolega Wójcik[ dziękóweczka za pomoc] zaczęliśmy składanie i montaż. Ok kabina stoi, woda nigdzie nie przecieka.
Fajnie teraz tylko wstawić przesuwane drzwi i voilà. Nagle boom Brchol lekko puknął i całe drzwi w drobny mak.
No chu stało się.
Szkła pełno, wszędzie, rozbryzgło się po całej łazience.
No to sprzątaj. "posprzątał" z łaski jak to ja bym to potłukł.
Pościł foha i poszedł, grać w pokera on-line...
Mówię sobie że i tak Cie to sprzątanie nie ominie i tak.
Zabrałem się za malowanie sufitu. Maluje, maluje aż słyszę że "zalewacz" i "piłkożerca" mają gdzieś jechać.
Więc ja za nimi, podchodzę do samochodu i mówię do typa żeby pozwolił na chwilę.
Idziemy do warsztatu i pytam się go: Jak on planuje przyszłość?
Jego reakcja to: Wzruszenie ramionami.
Ponawiam pytanie. On na to że nie myśli teraz o tym.
Mówię że jak to nie myślisz? Zaraz dzieciak ci się urodzi a ty co. W takim brudzie chcesz żyć?
Wzrusza ramionami i odkręca się na pięcie, odchodzi.
Mówię że jeszcze nie skończyłem.
On mi na to : Ale ja z tobą tak.
I pakuje dupę do samochodu.
Więc mówię: Radzę wam się zaopatrzyć w miski lub karnety na basen, bo z łazienki korzystać nie macie prawa.
Bo nie dla was ten remont robię, żebyście zaraz poniszczyli, brudasy.
On do mnie: Brudasem to jesteś ty!
Pękło!
Podchodzę do samochodu i sprzedaje mu ciosa prosto w paszczę.
Przysnął na chwilką.
Raban, raban, alarm, alarm Ardiana dostała, we need medic! Ardiana down! Darcie ryja przez "piłkożerce" na cały zycher. "Zalewacz" wysiada i zaczyna pluć juchą.
Nie, nie na mnie [była by poprawka].
Przylatuje Ojciec i karze mi wypierdalać, ale zanim to zrobię mam rozmontować kabinę bo on ją młotkiem rozpierdoli.
A ja tylko czuje jak z mojego konta żetony spierdalają.
Wiedząc że ich nie "przekrzyczę", nie wytłumaczę, umyłem ręce przebrałem się i poszedłem do Mańka.
Mamuśka wydzwania, Brachol też. Nie odbieram.
Będąc już u siebie napisałem Matce tylko sms's o treści:
Rozmowa nie na telefon. Gówniarz dostał w pysk za niewyparzony ozor i brak szacunku. I dostał tylko jednego ciosa, gdybym miał zamiar szczyla tłuc to bym to zrobił . Dostał bo zasłużył. Swój honor mam i jakiemuś patałaszkowi obrażać się nie pozwolę, za smarkaty. Jak go w domu szacunku do starszych nie nauczyli to może po prztyczka oleju w łepetyne mu się naleje. Leć spać. I nie myśl o tym bo nie ma się nad czym rozwodzić. Pa.
Poplumkaliśmy z Mańkiem trochę na gitkach, mówię chodź na browka. Poszliśmy. Opowiedziałem mu co i jak, przyznał rację. Co prawda powiedział że mogłem rozegrać to inaczej, czyli przez ultimatum.
Jestem trochę na siebie zły, bo mogłem rozwiązać to trochę bardziej dyplomatycznie. Fakt, ale po fakcie.
Mogłem szczylowi dać ultimatum.
Albo zacznie chałupę ogarniać i za "ciężarówę" i za siebie albo miski lub karnety.
Ale co się stało to się nie odstanie, płakać nad rozlanym mlekiem nie zamierzam.
Żetony łatwo przyszły, łatwo poszły a ja i tak wiem że wrócą.
No może trochę trudniej ale... . Kiedy? Nie wiem.
Mi się nie spieszy.
Natura psychola się nie zmienia, a znając siostrę to wiem że marny z niej kameleon.
Swój honor mam i szczylowi bez wychowania obrażać się nie pozwolę.
A tym bardziej że wódki ani piwa z nim nie piłem to i na "ty" nie przeszliśmy.
I zapamiętajcie sobie moi mili.
Metal to nie brudas, brudas to Punk.
Po drugie, jak chcesz się wyspowiadać, to idź do księdza. Jak chcesz, żeby ktoś przyznał, że twoje problemy rodzinne to wina wszystkich innych, tylko nie ciebie, to znajdź sobie jakiegoś przydupasa, bo to w sam raz na takie machismo, jakie tu odstawiasz. Jak po prostu chcesz pomocy, to idź do psychologa. Jak chcesz z kolei zachować resztki tego twojego honoru, to lepiej więcej nie pisz takich wywodów nie wiadomo po co.
Po trzecie, według mnie to ty reprezentujesz to, co szumnie zwie się gimbusiarnią: chaotyczne próby zwrócenia uwagi i zyskania poklasku dla twoich poglądów, które z jakiegoś powodu stały się dla ciebie podstawą systemu wartości. Czy będziesz miał 30 lat, czy 50, czy będziesz żonaty czy cię z domu wyjebią, tak samo możesz być gimbusem, fikusem czy trolejbusem, niezależnie jak to będzie w przyszłości nazywane.
Po czwarte, ta "opowieść" jest najzwyczajniej kiepska i nie zasługuje na to, żebym się angażował w cały ten bajzel przez ciebie opisany, a tym bardziej zapamiętywał jakichś z dupy wziętych wniosków czy morałów. Pewnie zapomnę o niej, jak tylko zamknę tę zakładkę. Pozdrawiam.