"W ostatnich dniach wiele mówi się o tym, czy podróżujące do muzułmańskich krajów Europejki powinny dostosowywać się do nakazującego noszenie hidżabu prawa. Marine Le Pen pokazała, co sądzi o tym zwyczaju.
Kiedy zwykłe kobiety przyjeżdżają do kraju, w którym skrycie włosów pod chustą jest obowiązkowe, to nie mają wielkiego wyboru. Muszą się dostosować lub spotkają się z surowymi konsekwencjami. Zupełnie inaczej sprawa wygląda jednak w przypadku polityków.
Na początku lutego „pierwszy feministyczny rząd świata” (Szwecji) przyjechał z wizytą dyplomatyczną do Iranu. Chociaż panie na co dzień publicznie deklarują, że walka o prawa kobiet w każdym aspekcie polityki jest dla nich najważniejsza, to podczas podróży do Iranu Szwedki… zgodnie ubrały hidżaby. Tym samym postanowiły podporządkować się opresyjnemu prawu, które codziennie zmusza do tego kobiety Iranu oraz innych muzułmańskich krajów.
Zupełnie inaczej zachowała się Marine Le Pen. Podczas wizyty w Libanie francuska polityk miała spotkać się z wielkim muftim Sheikh Abdel-Latif Derianem.
Krótko po przybyciu do siedziby przywódcy religijnego, jego współpracownicy próbowali wręczyć szefowej Frontu Narodowego chustę. Chcieli, aby Le Pen nałożyła ją na głowę przed spotkaniem z wielkim muftim.
Le Pen nie miała jednak zamiaru się dostosować. Stwierdziła, że podczas spotkania z muftim Egiptu chusta nie była potrzebna, a kiedy muzułmanie dalej nalegali, to… odwróciła się na pięcie i wyszła. Le Pen bezceremonialnie wsiadła do samochodu i odjechała w swoją stronę, zostawiając oczekującego wielkiego muftiego samemu sobie. Tak bezpośredniej reakcji Libańczycy raczej się nie spodziewali."
Na żywca podpierdoliłem wszystko z innej strony.