18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (1) Soft (2) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie (tylko materiały z opisem) - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 21:52

#holocaust

O małym żydzie
x................j • 2015-01-02, 7:48
Mały Joszua miał dopiero 12 lat, ale już pewna książka odmieniła jego życie.

Mein Kampf
,,Sonderkommando. W piekle komór gazowych" napisana przez Shlomo Venezie,to idealna opowieść o przeżyciach, walce i śmierci w obozie koncentracyjnym. Uczestniczył on w eksterminacji żydów z całej Europy . Reszty nie ,,spojleruje".
Bohater był prawdziwą postacią uczestniczącą w tych morderczych działaniach. Rozpoczyna się spokojnie, ale nie dajcie się zwieść temu gdyż książka wciąga i nie odpuszcza czytelnika do końca.
Oficjalnie mogę ogłosić, że książkę przeczytałem i nie żałuję tego poczynania:D
Jak w temacie
Piękna puenta.

Historia pięciu nadzorczyń obozu koncentracyjnego w Stutthof

Gdy 9 maja 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła na teren wsi Sztutowo, oprócz wsi wyzwolony został również położony na jej terenie ogromny niemiecki obóz koncentracyjny1. Obóz ten był pierwszym, a zarazem najdłużej działającym tego typu obiektem położonym na terenie Polski. Służył on do masowej eksterminacji ludności, a pracujący na jego terenie niemiecki personel nie odstawał poziomem okrucieństwa od personelu innych niemieckich obozów zagłady. Największy postrach wzbudzało pięć młodych kobiet pełniących tam funkcję nadzorczyń (Aufseherinnen). Po zakończeniu II wojny światowej za swoje czyny odpowiedziały przed sądem.

Zatrudnię nadzorczynię!

Zacznijmy jednak od początku. Na długo przed pierwszymi strzałami z pancernika Schleswig-Holstein i napaścią Niemiec na Polskę na terenie III Rzeszy rozpoczęły swoją działalność pierwsze obozy koncentracyjne. W 1933 roku w Lichtemburgu otwarty został pierwszy tego typu obiekt, który 4 lata później przemianowano na obóz dla kobiet. Niemcy postanowili zatrudnić do jego nadzoru kilka kobiet. Z czasem zauważono, że kobiety pełniące taką funkcję były bardziej brutalne w stosunku do osadzonych niż mężczyźni, co przesądziło o tym, że podczas poszukiwania personelu do pracy w obozach zagłady już w czasie wojny postawiono na kobiety.

Ogłoszenia, jakie zamieszczano w prasie, niczym nie różniły się od tysięcy innych zwykłych ogłoszeń, jakie można było znaleźć w rubryce praca. Kandydatki musiały mieścić się w przedziale wiekowym pomiędzy 21 a 45 rokiem życia. Wykształcenie kandydatki nie grało roli. Zapewniano stabilizację zawodową, możliwość awansu oraz atrakcyjne wynagrodzenie, które miało znacznie wzrosnąć po przepracowaniu trzech pierwszych miesięcy. Oferowano również zakwaterowanie na terenie obozu w luksusowym (jak na tamte realia) mieszkaniu, a także wyżywienie i ubrania służbowe2. Ogłoszenia te wzbudziło ogromne zainteresowanie wśród młodych niemieckich kobiet. Wpływało wiele podań o pracę, jak i listów z prośbą o zatrudnienie. Każda kandydatka, która pozytywnie przeszła proces rekrutacji, wysyłana była na kilkumiesięczne szkolenie przygotowawcze w centralnym obozie szkoleniowym w Ravensbrucku. Po zakończeniu szkolenia i uzyskaniu pozytywnej oceny od przełożonych kobiety otrzymywały przydziały do poszczególnych obozów zagłady jako nadzornicze pomocnicze.

Posada nadzorczyni dzieliła się na różne funkcje: SS raportfuhrerin (raportowa), SS arbeitsdienstfuhrerin (kierowniczka obozowej służby pracy), SS blockfuhrerin (kierowniczka bloku więźniarek), SS komandofuhrerin (kierowniczka komanda roboczego), SS arestfuhrerin (kierowniczka aresztu) oraz SS oberaufseherin (starsza nadzorczyni). Nad wszystkimi kobiecymi stanowiskami władzę sprawowała SS lagerfuhrerin. Jej funkcja odpowiadała stanowisku kierownika obozu, jednak podlegała ona Komendantowi Obozu. Nie mogła ona również wydawać poleceń SS-manom.

Wbrew pozorom nadzorczynie, choć ubierały się w mundury wojskowe, nie były jednak zatrudnione na etatach SS. Należały one do swego rodzaju żeńskiej służby pomocniczej działającej przy Waffen-SS. Podlegały one również pod jurysdykcje sądu wojskowego.

Od konduktorki do nadzorczyni

Haniebna historia pięciu młodych nadzorczyń rozpoczyna się w 1944 roku. Działający prężnie od 5 lat obóz Stutthof był już solidnie rozbudowaną placówką. Ponadto posiadał on również szereg swoich licznych podobozów m.in. w Pruszczu Gdańskim Pelplinie, czy też na gdańskich Kokoszkach. To właśnie w tym roku do obozu trafia 5 nowych nadzorczyń (nie przybyły one tam jednocześnie). Przyjrzyjmy się ich sylwetkom:

Gerda Steinhof urodziła się 29 stycznia 1922 roku w Gdańsku. Była ewangeliczką i mieszkała wraz z rodziną w gdańskiej dzielnicy Wrzeszcz. W 1939 roku poszła po raz pierwszy do pracy. Najpierw była służącą, potem ekspedientką w piekarni, aż w końcu trafiła na posadę konduktorki tramwajowej w Gdańsku (komunikacją miejską w Gdańsku zajmowała się wówczas spółka Verkehrsbetriebe Danzig-Gothenhafen AG). Na początku 1944 roku zawarła związek małżeński i urodziła dziecko, co zapewne zmotywowało ją do podjęcia lepiej płatnej pracy. Niemalże zaraz po urodzeniu dziecka zgłosiła się do SS. 31 października po zakończeniu szkolenia podstawowego przybyła do Stutthof i rozpoczęła pracę na stanowisku nadzorczyni.

Wanda Kalacińska urodziła się również w Gdańsku, jednak w odróżnieniu od Gerdy, była Polką. Jej ojciec Ludwik pracował jako kolejarz. W 1941 roku rodzina podpisała Volkslistę i zmieniła nazwisko na Kalden. Początkowo Wanda pracowała w fabryce marmolady. W 1942 roku wyszła za mąż za Willego Klaffa i – podobnie jak Gerda – rozpoczęła pracę jako konduktorka tramwajowa w Gdańsku. W 1944 roku przeszła szkolenie i została nadzorczynią w Stutthof.

Elisabeth Becker urodziła się 20 lipca 1923 roku w miejscowości Nowy Staw (położonej pomiędzy Tczewem a Nowym Dworem Gdańskim). Młoda i ambitna Elisabeth bardzo wcześnie weszła w dorosłe życie. Mając 13 lat, zapisała się do młodzieżowej frakcji NSDAP, a mając 15 lat rozpoczęła już pracę jako… konduktorka tramwajowa w Gdańsku (pracowała tam w latach 1938–1940, toteż nie mogła już wtedy znać wyżej wymienionych dziewczyn). Po zwolnieniu się z posady konduktora wróciła do swojej rodzinnej wsi, gdzie objęła posadę referenta ds. rolnictwa w ówczesnym urzędzie gminy. Idąc dalej po szczeblach swojej kariery, została w 1944 roku nadzorczynią w Kl. Stutthof.

Najstarsza z grupy – Ewa Paradies- urodziła się 17 grudnia 1920 roku w Lęborku (wówczas Lauenburg). Nim trafiła do obozu, pracowała tylko w jednym zawodzie, a był to mianowicie zawód… konduktorki tramwajowej. Posiadała ona jednak wśród swoich koleżanek największe doświadczenie w branży, gdyż pracowała w tym zawodzie przez 9 lat. Była kontrolerką w Wuppertal, Erfurcie oraz w Lęborku. Jej następnym przystankiem na drodze życia był Stutthof, ale już nie jako kontrolerka, ale nadzorczyni.

Piąta – ostatnia – z grupy nadzorczyń to Jenny – Wanda Barkmann. Niewiele wiadomo o jej dotychczasowym życiu. Wiemy jedynie, że urodziła się w 1921 roku, mieszkała w Hamburgu i na pewno nie była konduktorką. Okaże się ona najokrutniejszą i najbardziej cyniczną z oprawczyń, a więźniowie obozowi nazywać ją będą „Piękne Widmo” ze względu na jej urodę i okrucieństwo.

Krótka kariera w obozie

Okres, w którym nowo zatrudnione dziewczęta pojawiły się w Stutthof, nie był przypadkowy. Zbliżająca się wolnymi krokami Armia Czerwona skłoniła Niemców do jeszcze brutalniejszych działań na większą niż dotychczas skalę. Cały obiekt, wraz ze wszystkimi jego podobozami, włączony został do programu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej, co sprawiło, że zaczęło przybywać więcej więźniów i powiększonoobóz dla kobiet. Zwiększone zatem zostało zapotrzebowanie na nadzorczynie.

Nowe SS Aufseherinnen, niemalże od początku swojej kariery, wykazywały się ogromnym okrucieństwem. Ze zwykłych młodych dziewczyn przeistoczyły się w prawdziwe tyranki. Według Krzysztofa Dunin–Wąsowicza – historyka i byłego więźnia obozu Stutthof – hitlerowcy doskonale wyszkolili swoje uczennice podczas kursu przygotowawczego. Toteż zgodnie z nabytą wiedzą zachowywały się w stosunku do więźniów bardzo okrutnie, a w swoich metodach były bardziej perfidne i bezlitosne niż SS-mani3.

Wśród wszystkich metod tortur i poniżania więźniów, jakie serwowały one swoim więźniom, znaleźć można wiele szokujących i mrożących krew w żyłach pomysłów. Bicie po różnych częściach ciała różnorakimi przedmiotami było na porządku dziennym. W mroźne i śnieżne wieczory więźniarki wielokrotnie były wyprowadzane na zewnątrz, rozbierane do naga i polewane zimną wodą, po czym musiały nieruchomo stać przez kilka godzin. Innym „popisowym numerem„ nadzorczyń było związywanie nóg kobietom w ciąży, w chwili gdy zbliżał się czas porodu. W czasie tych licznych tortur, gdy aufrezjerki śmiały się głośno i świetnie się bawiły, ich „podpieczne„ traciły resztki sił i godności, a niekiedy nawet i życie. Na ludziach, którzy zdołali ujść z życiem, pobyt w obozie zawsze wywierał ogromne piętno na psychice do końca życia. Najokrutniejszą z SS Aufsehrinnen była Jenny-Wanda Barkman (jak na ironię jedyna, która nie pracowała wcześniej jako konduktorka). Uwielbiała maltretować swoje więźniarki, doprowadzając je przy tym do śmierci. Miała również prawo dokonywać selekcji kobiet i dzieci do komór gazowych. Jak wspomniałem wcześniej, ze względu na swój wysoki stopień okrucieństwa i – rzekomo – piękną urodę nazywano ją ”Piękne Widmo”.

25 stycznia 1945 roku był zarówno dla aufrezjerek, jak i całego personelu obozowego szczególnym dniem. To właśnie wtedy – w pierwszą rocznicę zawarcia związku małżeńskiego – Gerda Steinhoff została jako jedyna z nadzorczyń odznaczona Krzyżem Żelaznym za zasługi. Z pewnością wzbudziła tym zazdrość wśród swoich koleżanek. Tego samego jednak dnia ówczesny komendant obozu Paul Werner Hoppe wydał rozkaz o rozpoczęciu stopniowej ewakuacji obozu. Choć ustalona została trasa marszu ewakuacyjnego, to jednak żadna z dziewcząt nie wzięła w nim udziału. Wszystkie w różnorakich tajemniczych okolicznościach uciekły z obozu. Niektóre z nich powróciły do rodzinnych domów i próbowały wieść zwykłe spokojne życie, takie jakie wiodły, zanim rozpoczęły przygodę z obozem. Nie trwało to jednak długo.

Śledztwo sądu okręgowego w Gdańsku

Na początku kwietnia 1945 roku do przychodni w Nowym Stawie zgłasza się chora Elisabeth Becker. Diagnoza lekarza jest jednoznaczna – tyfus. Aby móc dalej leczyć chorobę, Becker została przewieziona do jednego z gdańskich szpitali. Rozpoznają ją tam byli więźniowie i w wyniku donosu na milicję już 13 kwietnia zostaje przewieziona więzienną karetką wprost do aresztu śledczego na ulicy Kurkowej w Gdańsku.

Na początku maja Jenny-Wanda Barkmann udaje się – w niewiadomym celu – na dworzec PKP Gdańsk Wrzeszcz. Niespodziewanie zostaje zatrzymana i wylegitymowana przez patrol milicji. Po ustaleniu jej tożsamości, milicjanci aresztują ją i również osadzają na Kurkowej, gdzie wkrótce dołączają jeszcze Gerda i Ewa. Wanda Klaff (niegdyś Kalacińska) wiodła nadal spokojne życie i mieszkała w mieszkaniu swoich rodziców w Gdańsku na ulicy Marynarki Polskiej. Ciężko określić czy wydały ją osadzone koleżanki, czy sąsiedzi. Wiadomo natomiast, że została aresztowana w tymże mieszkaniu przez funkcjonariuszy ówczesnego aparatu bezpieczeństwa.

Zaraz po aresztowaniu wszystkich dziewcząt w drugiej połowie 1945 roku ruszyło śledztwo w sądzie okręgowym w Gdańsku. Nad wszystkim czuwał sędzia Antoni Zachariasiewicz, wyznaczony do tej funkcji przez Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich.

Wszystkie nadzorczynie były wielokrotnie przesłuchiwane w tej sprawie, a w miejscu, gdzie jeszcze do niedawna działał obóz, dokonywano wizji lokalnych. Wanda Kalacińska na jednym z przesłuchań powiedziała: „Jestem bardzo inteligentna i oddana służbie w obozach. Biłam przynajmniej dwie więźniarki dziennie”4. Już 24 listopada sędzia Antoni Zachariasiewicz złożył do komisji pierwszy raport((S. Kamiński, Stutthof – zeszyty muzeum, Gdańsk-Wrocław-Kraków-Warszawa 1976, s. 151.)).

25 kwietnia 1946 roku ruszył w Gdańsku proces. Oprócz aufrezjerek na ławie oskarżonych zasiedli również Johan Pauls, który w Stutthof kierował więźniami pracującymi w lesie, inna nadzorczyni Erna Bailhardt, sztubowy Kazimierz Kowalski, a także pięciu kapo polskiego pochodzenia. Zarzuty, jakie im postawiono, obejmowały udział w mordowaniu tysięcy ludzi za pomocą różnorakich drastycznych sposobów, zarówno w obozie głównym, jak i wszystkich jego podobozach. 1 czerwca 1946 roku proces zakończył się wydaniem wyroków. O szczęściu mogli jedynie mówić Erna Bailhardt (5 lat pozbawienia wolności) oraz sztubowy Kowalski (3 lata pozbawienia wolności). Pozostali oskarżeni (w tym główne bohaterki tego artykułu) zostali skazani na karę śmierci.

Reakcje dziewczyn bywały różne. Jenny-Wanda Barkmann, zwana „Piękne Widmo„ skwitowała: ”No cóż.. życie rzeczywiście jest przyjemnością, a przyjemności zwykle trwają zbyt krótko”((T. Żuroch – Piechowski, op. cit.)). Przerażona Elizabeth Becker skierowała prośbę o ułaskawienie, tłumacząc się najkrótszym stażem pracy w obozie (4 miesiące) spośród swoich koleżanek. Sąd wydał pozytywną opinię i zaproponował zmianę wyroku na 15 lat pozbawienia wolności, natomiast prezydent Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski, przez co egzekucja jej nie ominęła. Wykonanie wyroku wyznaczono na 4 lipca.

Pierwsza powojenna „impreza masowa” w Gdańsku

4 lipca 1946 roku w Gdańsku był dniem słonecznym i ciepłym. Prasa zaczęła informować o tym wydarzeniu już kilka dni wcześniej. Zakłady pracy zarządziły dzień wolny, a władze miasta zapewniły wszystkim mieszkańcom darmowe połączenia autobusowe na miejsce egzekucji, a było nim Stolzenberg, czyli wzgórze pomiędzy starą częścią dzielnicy Chełm a Biskupią Górką (miejsce to nosi dziś nazwę Wysoka Górka). Na miejscu egzekucji panowała iście festynowa atmosfera. Sprzedawano watę cukrową, rozdawano dzieciom baloniki. Na widowisko przyjść mógł każdy, dzięki czemu na wzgórzu zjawiło się około 200 tysięcy ludzi (Gdańsk liczył wtedy ok. 118 tysięcy mieszkańców, jednak pamiętajmy o bliskości tego miasta z takimi miejscowościami jak Sopot, Gdynia czy Tczew, skąd zapewne również przyjeżdżali ludzie, aby obejrzeć egzekucje). Ci, którzy nie pomieścili się na terenie placu, wchodzili z lornetkami na dachy pobliskich domów oraz na rosnące w pobliżu drzewa, aby móc na własne oczy obejrzeć widowisko. Nad bezpieczeństwem czuwało wojsko i milicja.

Wreszcie o godzinie 17 z aresztu śledczego na ulicy Kurkowej wyjechało 11 ciężarówek5. Po dosłownie kilku minutach jazdy (oba miejsca są blisko od siebie położone), przez ulicę Kartuską i Pohulankę, dotarły one na miejsce. Zdjęto plandeki z ciężarówek, po czym każda podjechała pod wyznaczone stanowisko z szubienicą. W każdym samochodzie znajdowali się: jedna ze skazanych osób, żołnierz uzbrojony w karabin oraz osoba będąca w przeszłości więźniem (lub więźniarką) obozu Stutthof. Osoby te były ubrane w charakterystyczne obozowe „pasiaki” i miały za zadanie nałożenie pętli na szyję skazanego. Gdy przy ciężarówkach zebrał się tłum gapiów, skandowano różne hasła i okrzyki (jak pewnie można się domyśleć, nie przytoczę tu żadnego z nich, gdyż zostałoby ono przez recenzenta ocenzurowane). Skazańcy wieszani byli pojedynczo. Procedura polegała na włączeniu silnika ciężarówki i odjechaniu kilku metrów tak, aby osoba uwiązana zsunęła się z niej i zawisła. Według lekarzy zajmujących się tamtejszą egzekucją, skazaniec umierał w ten sposób średnio przez 12 minut. Odstępy pomiędzy egzekucjami trwały 20 minut, przez co każdy z oczekujących na wykonanie wyroku, mógł widzieć jak męczy się poprzednik.

Gdy przyszła kolej na Wandę Klaff, okazało się że ciężarówka ma problemy z uruchomieniem silnika. Ostatecznie została zepchnięta z ciężarówki przez byłą więźniarkę Stutthof towarzyszącą jej na platformie samochodu. Zachowało się zdjęcie, na którym widać, jak to robi z wyraźnym zadowoleniem na twarzy.

Po zakończeniu widowiska tłum pragnął ruszyć na zwłoki, aby je rozszarpać, jednak w porę zainterweniowały ówczesne siły porządkowe. Wszystkie ciała zostały zabrane do Gdańskiej Akademii Medycznej, gdzie służyły jako materiał poglądowy dla studentów. Była to jedna z ostatnich publicznych egzekucji w Polsce.

Dziś już mało kto pamięta tamtą egzekucję. Na miejscu, gdzie zawisły nadzorczynie, stoi dziś biurowiec i trwa budowa bloku mieszkalnego. Znaczna większość podobozów Stutthof została wyburzona, a na ich miejscach postawione zostały pamiątkowe pomniki. Główny obóz we wsi Sztutowo służy do dziś jako muzeum, które można zwiedzać. W mieszczącej się na jego terenie sali kinowej wyświetlane są za pomocą starego projektora dwa filmy dokumentalne. Jeden z nich opowiada o śledztwie i procesie w gdańskim sądzie. Jest w nim również drobna wzmianka o pięciu nadzorczyniach.

Tyle.
Zajebane z: historia org pl
Autor: Filip Jaskulski
Świat bez niemców
DiGżi91 • 2014-01-17, 9:59
Od razu zaznaczam, że jestem na Sadisticu od bardzo niedawna. Chciałbym wiedzieć, co sądzicie na temat tego, żeby na świecie nie było niemców. Temat może i kontrowersyjny, ale myślę, że niektórzy z was mają na temat naszych zachodnich sąsiadów rożne zdania.
sprawcy holocaustu
Stefano666 • 2013-12-27, 18:03
żywcem zajebane z stronki o historii


Jest dużo publikacji o samej istocie Hocaustu, ale niewiele wiadomo o sprawcach. Kim byli? Nieznane pozostaja szczegóły ich działania, okoliczności, w jakich funkcjonowali, motywy. Aby zrozumiec istotę Zagłady należy przyjrzec się sprawcą. Niektórzy z nich, czy to z racji, przynaleznosci do partii hitlerowskiej, czy z racji swoich ideologicznych przekonań byli nazistami. Niektórzy z nich jednak nie mieszcza się w tej kategorii, ale łączy ich jedno-zabijanie ludzi.

Jest kilka stereotypowych wyjasnien Holocaustu:

- sprawcy zostali zmuszeni do popełnienia zbrodni. W obliczu grożącej im kary nie mieli wyboru, musieli spełniać rozkazy przełożonych, gdyż niesubordynacja była karana. Czyli wystarczyłoby ratować siebie -strzelać do innych? Nic bardziej mylnego. Całe okrucieństwo do ofiar Holocaustu miało charakter dobrowolny, co oznacza, że wszyscy, którzy brali udział w zabijaniu przejawiali inicjatywę. Niemcy mogli odmówic mordowania. Wiem, wydaje się to niedorzeczne, ale w całej historii Holocaustu żaden Niemiec, SS-man, czy ktokolwiek inny nie został zesłany do obozu koncentracyjnego, ukarany w sposób bolesny, za to, że odmówił mordowania. Mogli ubiegac się o przeniesienie z ludobójczych jednostek. Przeciez wiadomo, że Himmler bardzo dbał o stan psychiczny swoich żołnierzy. Członek Batalionu Policji zeznał, że co miesiąc mówiono im, że zgodnie z rozkazem Himmlera, nikt nie ma prawa rozkazać im, by zabijali. Żaden rozkaz nie zawierał szczegółowych instrukcji dotyczacych maltretowania i upakarzania ofiar. Nigdzie nie było napisane, że zaleca się obcinanie bród, bicie pałkami, rzucanie w grupe Żydów jabłkami i zabijanie każdego, który został trafiony. Pytano się ludzi przed akcją, czy ktoś nie czuje się na siłach, by brać udział w egzekucji. Jeżeli odpowiedz była pozytywna przydzielano inne obowiązki. Decyzja taka wcale nie musiała być oznaką słabości. Mogła być sprawą smaku, ale napewno nie wynikała z zasad etyki. Z reguły nie brakowało ochotników.

- ślepi wykonawcy rozkazów. Sprawcy byli aż pod takim "urokiem" swojego wodza? Czy skłonność człowieka do posłuszeństwa wobec władzy mogła przyczynić się do przytępienia wrażliwości?
Nie. W istocie Niemcy wszystkich stopni, nawet najbardziej gorliwi, odmawiali wykonania rozkazów. Generałowie, którzy uczestniczyli w eksterminacji sowieckich Żydów, spiskowali przeciwko Hitlerowi. Żołnierze Wehrmachtu uczestniczyli z własnej woli w mordowaniu nie mając w tym względzie rozkazów albo nie wykonując rozkazów, by tego nie robili. Ludzie z batalionów policji nie podporządkowali się rozkazowi swojego wodza /Himmler/, by nie okazywac Żydom okrucieństwa
Koszulki Auschwitz
aleksander6 • 2013-09-14, 13:59
Nawet nie wiem co powiedzieć. Gdyby nie zginęło tam ~150 tys. Polaków miałbym to głęboko w dupie, a tak to autora tego gówna



źródło widoczne
Najlepszy komentarz (69 piw)
BongMan • 2013-09-14, 14:14
Pojawiają się słowa "Nazi, Hitler, Holocaust, Poland, Jewish", a nie ma ani słowa o germany (celowo z małej). Patrzcie, nawet tutaj kurwy chcą się wybielać i unikać odpowiedzialności.
Holocaust i "chłolera"
cenay • 2013-08-31, 20:34
Jakiś czas temu wybrałem się do moich dziadków.
W telewizji akurat leciał program o tym jak żydzi oczekują od Polski zwrotu utraconych majątków. Wiadomość ta wyraźnie podniosła ciśnienie dziadkowi:
- Chłolera jasna, że też ten Hitler ich wszystkich nie spolił!
- Kaziu! - babcia z obudzeniem w głosie próbowała uspokoić dziadka.
- A co, nie mam racji??
- Rację to ty masz, ale po co ta "cholera".

Najlepszy komentarz (20 piw)
Presty • 2013-08-31, 21:04
Pozdrów babcię. A jak może, to postaw jej piwo zwrócę Ci kasę, przysięgam