#inkwizycja
Dowiemy się z niego np. że
- kojarzenie palenia czarownic z epoką średniowiecza jest błędne
- protestanci bywali bardziej ciemni i fanatyczni niż katolicy
- I Rzeczpospolita będąc państwem bez stosów dla heretyków była jednak miejscem stosów dla czarownic
- znana księga "Młot na czarownice" figurowała w indeksie ksiąg zakazanych
- związek zawodowy rumuńskich czarownic przeklął tamtejszy rząd
- Arabia Saudyjska do dziś ma paragraf na używanie czarów
- oraz jak w służbie prawa praktykowano sobie hard porno(próby na czarownictwo kobiece)
Taki tam obrazek tytułowy
Jak zwalczano czarownice, czyli wyciąg z dziejów guślarstwa
Wiara w gusła, czary i moce nadprzyrodzone czarownic i czarowników, jest tak stara jak ludzkość, a jej formy przetrwały do dzisiaj. Jeszcze kilka lat przed ostatnią wojną w Warszawie odbył się proces czarownika, który okaleczył młodą dziewczynę w celu utoczenia z niej krwi, potrzebnej mu do jego magicznych praktyk lekarskich.
W czasach dzisiejszych wystarczy otworzyć gazetę lub włączyć telewizor by zauważyć całą masę ogłoszeń wróżek, wróżbitów i innych chiromantów, którym naiwni czy głupi ludzie skłonni są płacić dużo pieniędzy za ich usługi. Jest to lukratywny biznes przynoszący duże dochody, świadczy to zatem o skali zapotrzebowania w społeczeństwie. W Rumunii istnieje nawet związek zawodowy czarownic. Kiedy rząd rumuński zmusił czarownice do zarejestrowania biznesu i płacenia podatków od swego procederu i fiskalizowania usług, te najpierw rzuciły na rząd klątwę i urok, a kiedy to oczywiście nie podziałało wytoczyły rządowi proces sądowy.
Jakkolwiek wiara w czary, czarownice i ich moce w dzisiejszych czasach jest po prostu absurdalna i zasługuje na wyśmianie i potępienie, jako niegodne nowoczesnego człowieka. Nie powinniśmy jednak oceniać wieków dawnych przez pryzmat dzisiejszych standardów i wiedzy jaką posiadamy obecnie. Pamiętajmy, że ludzie w starożytności i średniowieczu nie mieli pojęcia o wielu naturalnych procesach fizycznych czy chemicznych zachodzących w środowisku i oddziałujących na ich życie czasem w sposób szkodliwy i niszczący. Stąd rodziły się podejrzenia i oskarżenia wobec osób które podejrzewano o kontakty z siłami zła, któremu osoby te miały zawdzięczać swe zdolności.
Jak już wspomniałem na wstępie wiara w czarownice i czary jest tak stara jak rodzaj ludzki. Pierwsze odnotowane wzmianki o wrogim czarostwie znajdują się w najstarszych zachowanych kodeksach prawnych starożytnego Egiptu i Babilonu (Kodeks Hammurabiego). Także w Starym Testamencie (Księga Powtórzonego Prawa) można odnaleźć wzmianki co zrobić z osobą praktykującą magie i czary.
W czasach rzymskich prześladowania czarownic przybierają na sile. W roku 331 p.n.e zabito 170 kobiet oskarżonych o sprowadzenie epidemii, w roku 184 p.n.e. zabito 2000 kobiet za czarostwo (veneficium) a w latach 182-180 p.n.e. 3000 kobiet zabito w związku z plagą pustoszącą imperium. Prześladowania czarownic trwały w Rzymie aż do IV w n.e. kiedy to wprowadzenie chrześcijaństwa, jako religii państwowej zahamowało tymczasowo ten obłęd. Jordanes kronikarz bizantyjski wspomina w swym dziele „Getica” o prześladowaniach czarownic u Gotów.
Wczesne chrześcijaństwo ostro potępiało i zwalczało polowania na czarownice. Dla przykładu można wspomnieć o soborze w Paderborn z 785 r. zakazującego procesów o czary i nakładającego karę śmierci na osoby łamiące to prawo, prawa te potwierdził następnie Karol Wielki na soborze w Frankfurcie w 794r. Także kodeks Lombardzki z 643 r. zakazuje i potępia wiarę w czarownice i czary. W roku 1100 r. król Węgier Koloman wydał dekret zakazujący w całym swym królestwie ścigania czarownic „gdyż te nie istnieją”. Biskup Wormacji Burchard w swym dekrecie z około 1020 r. ostro potępia prześladowania niewinnych kobiet oskarżonych o czarostwo. Papież Grzegorz VII w swym liście z 1080r do króla Danii zakazuje procesów o czary.
Sądy kościelne pozostawały bardzo sceptyczne w stosunku do procesów o czary i zajmowały się nimi niechętnie. W średniowieczu procesy o czary były domeną sądów świeckich. Jeśli już dochodziło do procesu o czary przed trybunałem inkwizycyjnym było to tylko dodatkiem do oskarżenia o herezje, które było bardzo poważnym zarzutem. Jak np. w czasie procesów sekty Katarów, w których nauczaniu dopatrzono się elementów czarnej magii.
Większość inkwizytorów po prostu nie wierzyła w czary. Tak było w przypadku słynnego procesu Madonna Oriente w 1384 r. kiedy dwie kobiety przywiedzione do sądu zeznawały, że praktykują magie i należą do grupy religijnej zbierającej się w domu pewnego bogatego Mediolańczyka w celu czczenia Madonny Oriente. Kobiety zostały zwolnione i pouczone by trzymały się z dala od tego typu spraw. W drugim procesie, 1390 r. nie miały już tyle szczęścia i zostały skazane na stos. Ważną osobą kościoła nauczającą przeciw procesom o czary był święty Bernard ze Sieny, który wypowiadał się także na problemy trapiące społeczeństwo jak hazard , sodomia i rujnująca ludzi lichwa praktykowana przez Żydów.
Prześladowania czarownic wzmagają się w późnym średniowieczu, by przybrać formę masowego obłędu w renesansie, absurdalnie raczej przeciwstawianego „barbarzyńskim” wiekom średnim, jako czas oświecenia. Do największych prześladowań dochodziło w protestanckich landach Niemiec oraz w Szwajcarii i Niderlandach. Wielki wpływ na wywołanie histerii miała publikacja w 1478r książki Malleus Meleficarum (Młot na czarownice) autorstwa Heinricha Kramera i Jacoba Sprengera, mnichów dominikańskich. Oraz bulla papieża Innocentego VII (sankcjonująca polowania na czarownice) wydana na prośbę Kramera i Sprengera, którym lokalni biskupi odmówili pomocy w tępieniu czarownic.
Wart wspomnieć, że to właśnie Innocenty VII bardzo źle zapisał się w historii kościoła zezwalając na handlowanie odpustami. Był to tylko jeden z sygnałów alarmujących kościół o pogłębiającym się na wielu płaszczyznach kryzysie. Książka ta została szybko zakazana przez kościół w 1490 r. Ale dzięki wynalezieniu prasy drukarskiej szybko się rozpowszechniła ( 14 wydań do 1520 roku) i stała się wpływowym podręcznikiem dla wielu pokoleń sędziów i prokuratorów. Wskazując jak wykryć, rozpoznać i ukarać czarownice. W 1538 r. Hiszpańska Inkwizycja instruowała swych inkwizytorów by nie wierzyli w to, co jest napisane w Malleus Maleficarum. Na język polski przetłumaczył ją w 1614 r. niejaki Ząbkowic.
W Polsce gdzie procesy o herezje i kacerstwo były stosunkowo rzadkie, procesy o czary były powszechne i na porządku dziennym. Te morderstwa sądowe nie przybrały jednak takich rozmiarów jak w Niemczech. Z Niemiec szaleństwo to rozłaziło się po całym kontynencie. Fakultet prawniczy w Getyndze wydał orzeczenie, że dopóki czarownica ma włosy na ciele dopóty diabeł ma nad nią moc, a w momencie, kiedy się czarownice „odwłosi” diabeł traci moc.
Fakultety filozoficzne prowadziły rozprawy na temat ile diabłów może się zmieścić na czubku szpilki a matematycy układali tablice statystyczne „zadiablenia” Niemiec przez różne rodzaje diabłów. Członkowie miejskich sądów „prawa magdeburskiego” albo patrymonialne sądy dziedzica czy też wiejskie sądy ławnicze. Szczerze wierzyły, że czarownice odpowiedzialne są za klęski takie jak posuchy, gradobicia czy choroby zwierząt i ludzi. Wierzono, że czarownica nabiał umie zepsuć albo dzieci morduje by z nich maść czarodziejską zrobić. Na podstawie takich oto niedorzecznych „dowodów” sądy poddawały niewinnych ludzi najokrutniejszym torturom i wyrokom. Prawo niemieckie przyjęte i zwane u nas „Saksonem” w artykule 13 postanawia.
„ Każdy chrześcijanin, który jest heretykiem lub trudni czarostwem lub truciem, ma być na stosie spalony”
Wzorując się na niemieckiej ustawie Constitutio Criminalis Carolina zwaną potocznie „Karoliną” sejm uchwalił w 1543 r. ustawę, która przekazywała sprawy o czary przeciw czarownicom sądom duchownym. A w tych przypadkach gdy w wyniku czarów powstała strata majątkowa lub na zdrowiu sprawę przejmował sąd świecki. Jako, że czary prawie zawsze wyrządzały jakaś stratę utrwaliła się w tych sprawach jurysdykcja świeckich sądów miejskich i wiejskich. W sądzie wiejskim we wsiach królewskich lub kościelnych proces przeprowadzała władza gromadzka w postaci wójta i siedmiu przysiężnych urzędujących przy uczestnictwie zastępcy dworu. W dobrach szlacheckich dominium sprawował pan na włościach. Często taki wypożyczał sobie sędziego z pobliskiego miasteczka razem z katem zwanym też „mistrzem” oraz pomocnikami zwanymi „hyclami”. Sądów takich było w Polsce kilkanaście tysięcy, czyli tyle ile miast i „państewek” szlacheckich.
Trzy rodzaje czarowników rozróżniano, pierwszy nazywał się species devinatoria i zajmował się wróżeniem o rzeczach przeszłych i przyszłych, drugi zwano species amatoria bo działali dla amorów lubieżnych nakłaniając kobiety i mężczyzn do lubieżności i ostatni species venefica lub malefica, najbardziej niebezpieczny bo z ich działalności wynikały nieszczęścia, śmierć i choroby. Nie dużo trzeba było by wdrożono postępowanie przeciw osobie podejrzanej o czary. Wystarczył donos skonfliktowanego lub zawistnego sąsiada, lub wskazanie kogoś jako wspólnika w diabelskich sztuczkach. Najlepszym jednak dowodem na czarostwo było przyznanie się osoby oskarżonej. W celu wydobycia obciążającego zeznania poddawano oskarżoną osobę torturom.
Zanim jednak przystępowano do tortur, czarownice „próbowano”. Praktyka sądowa znała pięć sposobów na rozpoznanie czarownicy. Stosowano próbę łez, próbę szpilkową, próbę ogniową, próbę wodna i próbę wagową. Próba łez polegała na tym, że sędzia zaklinał podejrzaną na łzy Jezusa Chrystusa, który krew swą na krzyżu przelał by łzy roniła jeśli jest niewinna jeśli winna aby łez nie roniła. Nawet jeśli sparaliżowanej ze strachu, przerażonej ofierze udało się zapłakać na rozkaz to nie zawsze ją to ratowało. Gdyż sędzia mógł to przypisać sztuczkom czartowskim. Stosowano więc następną próbę szpilkową po uprzednim wygoleniu wszystkich włosów na ciele czarownicy.
Próba szpilkowa polegała na kłuciu brodawek, znamion czy innych plam na ciele, które uważano za diabelską pieczęć. Miejsce takie miało odznaczać się tym, że krew z niego nie leci. Najczęściej stosowano próbę wody, zabierano wtedy oskarżoną nad jezioro lub rzekę. Wiązano jej prawą dłoń z lewą stopą i lewą dłoń z prawą stopą i wrzucano na linie do wody. Jeśli wrzucona tonęła natychmiast był to dowód na niewinność jeśli zaś unosiła się na wodzie był to znak, że jest czarownicą. W niektórych miastach stosowano próbę ważenia. Utarł się pogląd, że czarownica za sprawką szatana jest lżejsza od pierza. Jeśli kobieta ważyła mniej niż określał przepis stanowiło to dowód jej winny jeśli ważenie dało wynik korzystny uzyskiwała certyfikat wagi i mogła odejść.
Przebieg procesów i tortur znamy z zachowanych do dziś akt sądowych. Prym w paleniu czarownic w Polsce wiodło miasto Poznań. W roku 1544 spalono tam Dorotę Gnieczkowską za trudnienie się wróżeniem. Także w Poznaniu uwięziono pod zarzutem uprawiania czarów Katarzynę z Nowca , nie przetrzymała ona procesu i zmarła w więzieniu. Jej zwłoki kat spalił pod szubienicą.
Zachował się protokół procesu o czary we wsi Wierzbocice z 1699 r . Szlachcic Jaroszewski oskarżył Annę Ratajkę, chłopkę o czary i szkodzenie jego gospodarstwu. Na pierwszych torturach Anna Ratajka nic nie zeznała wzywała tylko do pomocy Najświętszą Pannę Marie i Najświętszy Sakrament oraz ludzi błagała o zmiłowanie. Wieczorem tego samego dnia wieczorem zabrano ją na drugie tortury, na których w mękach, oszalała z bólu zaczęła zeznawać nonsensy. Zeznała, że czarować nauczyła ją Jagna Łakomianka z Wierzbocic, że „przykrasiła” jej diabła, z którym „wesele miała”, że na sabacie na Łysej Górze bywała.
Wymieniła też kobiety z sąsiednich wsi Chwalibogowa, Skarboszewa, Ciążenia, z którymi razem na sabat latała. Wszystkie choroby bydła w oborze Jaroszewskiego przypisywała czarom także nieurodzaj. Agatę Korfankę oskarżyła o to, że ukradła Pana Jezusa na odpuście i na Łysej Górze smagała aż krew popłynęła. Siebie oskarżyła o to, że dziecko zatruła i oddała diabłu na Łysej Górze. Zeznała też, że deszcz zatrzymała i proszki trujące sporządzała z trupich koszul i żab parszywych. Odprzysięgła się i innymi Boga Stwórcy i Matki Chrystusowej. Sąd skazał na stos Annę Ratajkę i cztery obciążone przez nią kobiety. Karę obostrzono dla Agaty Korfanki, która ważyła się zbezcześcić Najświętszy Sakrament. Skazano ją dodatkowo na to by „ręce obiedwie jej po kikut smołą i siarką polane w górę wyniesione i tak gorzały za to. iż się ona ważyła dotykać Najświętszego Sakramentu, a to na ukazanie wszystkich ludzi, aby się złego wystrzegali, a do dobrego pobudkę mieli.”
W Krowodrzy w roku 1698 sąd gromadzki sądził sprawę Stanisława Dutki. Opowiadał on brednie o tym, że Regina Budzynka jest czarownicą, bo na jego miedzy gałązką kropiła, wierzbą trzęsła, bez opasywała powrósłami i garnki napełnione „czarostwem” na jego ziemi zostawiła. W tym przypadku sąd wykazał się rozsądkiem i po przysiędze złożonej przez Budzynkę, że czarownicą nie jest ukarał oszczercę.
W Siarach w roku 1610 pokłóciła się Szczęsna Szczepanka ze Stanisławem Kołodziejem i pomówiła jego żonę o czary. I tym razem sąd nie dał wiary oskarżeniom i po przysiędze żony Kołodzieja, że czarownicą nie jest, zwaśnione strony musiały przyrzec, że więcej nie będą sobie takich zbrodni „wymiatać”
W Jadownikach 30 kwietnia 1698 roku rozpoczął się proces Reginy Białej oskarżonej o czary. Zwyczajowo zastosowano prawo magdeburskie, po torturach, na których się przyznała do bycia czarownicą skazano Reginę na stos. Widocznie sąd gromadzki przestraszył się konsekwencji własnej głupoty, bo „sam nisko do nóg upadłszy Wielmożnej Dobrodziejce” błagał o darowanie Reginie życia. Dobrodziejka darowała życie oskarżonej, ale zasądziła ją na zapłacenie „ekspensów prawnych” i „mistrzowskich”, kar pieniężnych dla dworu i danie wosku dla kościoła. Kara nie ominęła oskarżycieli, którymi byli Duda, Gąsior i Kurowski, którzy ja oskarżyli „ a na żadnym pewnym uczynku doskonałym nie dociekli”. Musieli zapłacić grzywny dworowi, sądowi i dać wosk dla kościoła, ponadto trzy razy musieli leżeć krzyżem w kościele w czasie nabożeństwa. Łagodna to kara za to, że narazili inną osobę na groźbę utraty życia.
Sąd miejski w Kozienicach w 1625 roku spalił siedem kobiet przypisując ich czarom posuchę. Sąd w Turku spalił Annę Jedynaczkę i Annę Bogdankę, bo były „w przymierzu z diabłem do złych uczynków”. W roku 1664 spalono Agnieszkę Podolankę, bo „ z diabłami konferencje odbywała i ludziom szkodziła na zdrowiu”.
W roku 1645 spalono Reginę Boroszkę ze Stęszewa, bo zeznała, że spółkowała z czterema diabłami: Rokickim, Tchórzem, Trzcinką i Rogalińskim.
Dorotę Pilecką, żonę szewca spalono w Kęcicach. Po tym jak znaleziono u niej martwego nietoperza, co było wystarczającym dowodem jej winy i „ kaci ją na stos przyprawili i takowy zażegli, aż dymy srogie buchnęły, z których niegodna przykład zacny a ustraszenie białym głowom czyniąc, głosy żałośnie strzeliste często puszczała, aż zasię w dymach zdławiona, nad zachodem zgorzała. Lud zasię sławiąc sprawiedliwość a mądrość sądu, do domiech z ukontentowaniem szedł.”
Przytoczone tu przykłady są tylko kroplą w morzu, tysięcy znanych przypadków procesów o czary. Ciężko to sobie wyobrazić, ale polowania na czarownice przeciągnęły się na cały XVIII w. Ostatnim odnotowanym procesem o czary na ziemiach polskich była sprawa dwóch kobiet spalonych na stosie w jakimś miasteczku na granicy z Prusami. Kobiety owe miały rzekomo czerwone, zapalone oczy (infekcja?), a bydło ich sąsiada chorowało(niefortunny przypadek?). Władze Poznania dowiedziawszy się o tej sprawie natychmiast wysłały zakaz wykonania wyroku.
Jednak zanim zakaz doszedł z czarownic został tylko popiół, był to rok 1793! Nawet w XIX w zdarzały się przypadki pławienia i topienia kobiet oskarżonych o czary tak jak w Chałupach koło Wejherowa w 1836 r. czy Dżurkowie koło Stanisławowa w 1872 r. A w roku 1874 powieszono na drzewie czarownika w Bysinie w powiecie myślenickim. Były to jednak akty samosądu, zabobonnego ciemnego tłumu. Władze w tym udziału już nie brały i pociągały do odpowiedzialności osoby popełniające te zbrodnie. Sejm w roku 1776 podjął uchwałę zabraniającą sądom stosowania tortur i rozpatrywania spraw o czary. Dyskusję w sejmie sprowokowały wydarzenia z Doruchowa gdzie w 1775 roku zamordowano 14 kobiet.
Ale żeby nie było tak przerażająco przytoczę dwie raczej zabawne historyjki. Mianowicie w roku 1789 ofiarą własnej głupoty i cwanej baby, padła grupa niemieckich kolonistów, osiedlonych w Mierzwicy obok Kulikowa. Koloniści ci przetracili rządowe dotacje na hodowle rabarbaru i postanowili uciec do rodzinnego Palatynatu. Wiedząc jednak, że granice są dobrze strzeżone poprosili o pomoc czarownice niejaką Jędrzejową ze Skwarzawy. Ta cwana kobieta obiecała naiwnym Niemcom po uprzednim zabraniu resztek pieniędzy jakie posiadali. Że przy pomocy bajkowego króla Mikity przeniesie ich w jedną noc do Niemiec i tam obdaruje złotem. Gdy pomoc Mikity zawiodła spróbowali normalnej ucieczki, lecz zostali złapani i postawieni przed sąd, którego tak się obawiali. W trakcie procesu zostało ujawnione oszustwo czarownicy.
W roku 1783 chłopi pławili konowała by się przekonać czy jest czarownikiem. Nieborak szedł na dno jak kamień, więc go z wody wyciągnięto i orzeczono, że jest niewinny. Gdyby wartki nurt rzeki zniósł go, tłum mógł go pobić a nawet zabić. Zadowoleni z wyniku próby chłopi zrobili na konowała składkę i tryumfalnie zanieśli do gospody.
Prawdziwa liczba ofiar polowań na czarownice jest nieznana. Wiemy na pewno na podstawie zachowanych dokumentów sądowych z całej Europy i Ameryki, że 12 000 procesów zakończyło się egzekucją. Badacze tematu są podzieleni co do liczby ofiar jednak uznaje się, że w okresie od 1450 r. do 1750 r. zamordowano nawet 80.000 ludzi, z czego 75%-80% to kobiety.
Wiek XXI nie jest wolny od polowań na czarownice. Do wypadków palenia ludzi na stosie regularnie dochodzi w wielu krajach afrykańskich. Czasem przy wsparciu władz, tak jak w Gambii gdzie nagonka na czarownice została zainicjowana przez prezydenta Yahya Jammeh. Do oskarżeń kobiet o czary dochodzi w Indiach i Papui Nowej Gwinei.
W Indiach często używa się tego typu oskarżeń w celu wyrugowania kobiet z ziemi lub domu zmuszając je w ten sposób do opuszczenia wioski, częstym powodem pomówień jest odrzucenie przez kobietę seksualnych propozycji mężczyzn. Szacuje się, że tylko 2% takich przypadków zostaje zgłoszona na policję.
Arabia Saudyjska jest krajem gdzie zgodnie z kodeksem karnym, paranie się magią i czarami pozostaje przestępstwem kryminalnym karanym śmiercią. Każdego roku dochodzi tam do egzekucji osób uznanych za czarownice i czarowników. 12 grudnia 2011 r. Amina bint Abdulhalim Nassar została ścięta w prowincji Al Jawf. 19 czerwca 2012 roku ten sam los spotkał Muree bin Ali bin Issa al-Asiri w prowincji Najran.
tojuzbylo.pl/wiadomosc/malleus-maleficarum-czyli-w-czarownice-wierzono...
Na koniec coś ode mnie, czego tu nie ma. Hiszpańska inkwizycja najwcześniej, gdy reszta Europy jeszcze wariowała, zwalczyła paranoję polowań na czarownice. Specjalny zjazd, roku nie pamiętam , ustalił ponownie, że wiara w czary jest tworem chorej imaginacji. Od tej pory w Hiszpanii nie ścigało się za czary a donosy o tym były karane, Inkwizycja zaś ścigała realnych wrogów- agentów reformacji. Wyczytane w "Historii Hiszpanii".
Dziewczyna nie dała.
Człowiek poszedł do inkwizycji, powiedział, że czarownica.
I spalili sukę.
Fajnie by się żyło w Średniowieczu...
Fajnie się żyło w Średniowieczu.
No, nie było wtedy debili, z dostępem do internetu.
Popkulturowy obraz inkwizycji jest mało zachęcający – banda ponurych siepaczy, którzy torturowanie w zimnych kazamatach przerywają tylko po to, by ogrzać się przy cieple stosu z płonącym heretykiem. Problem w tym, że nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Gdy zamiast do stereotypów sięgniemy po konkrety, okaże się, że w działaniach inkwizytorów próżno szukać morza krwi i łuny bijącej od palonych czarownic.
Banda sadystów czy klub dyskusyjny?
Inkwizycja zazwyczaj przedstawiana jest z dwóch punktów widzenia. Pierwszy i chyba popularniejszy prezentuje ją jako siedlisko fanatyzmu, okrucieństwa i głupoty, rodzaj średniowiecznej hybrydy Gestapo z NKWD, a przy tym narzędzie w rękach okrutnych papieży, którym skąpali we krwi pół Europy.
Na drugim biegunie znajdziemy opinie ludzi, którzy krytykę inkwizycji utożsamiają z atakiem na swoją wiarę. Broniąc tej instytucji, przedstawiają ją niemal jako średniowieczny klub dyskusyjny, w którym w atmosferze szacunku i zrozumienia wiedziono teologiczne spory.
Problem w tym, że ani jeden, ani drugi obraz nie mają wiele wspólnego z faktami. Czy prawda leży pośrodku? Aby się o tym przekonać, najlepiej sięgnąć nie do obiegowych opinii, ale do starych źródeł i danych.
Inkwizycja, ale jaka?
Początki inkwizycji toną w pomroce dziejów, jednak za umowną datę jej powstania przyjmuje się rok 1233, kiedy to papież wyznaczył dominikanom prowadzenie w południowej Francji śledztw dotyczących herezji. Dlaczego papież musiał mianować specjalnych śledczych?
Przecież od wieków za porządek w swojej diecezji odpowiadał lokalny biskup i to do niego należało przeciwdziałanie poglądom stojącym w sprzeczności z nauką kościoła. Problem polegał na tym, że lokalne struktury kościelne mogły, z różnych względów, nie być zainteresowane aktywnym przeciwdziałaniem herezji. Do tego dochodziła kwestia kompetencji i wiedzy teologicznej, których miejscowemu duchowieństwu mogło po prostu brakować.
Papiescy inkwizytorzy byli natomiast ludźmi spoza lokalnego układu, a jednocześnie, przynajmniej w teorii, elitą intelektualną swoich czasów. Co więcej, z czasem pojawił się wymóg, by byli to ludzie z doświadczeniem życiowym, mający co najmniej 40 lat. Ich zadaniem było przede wszystkim rozpoznanie, czy poglądy, które zostały poddane osądowi, rzeczywiście stanowią herezję, oraz skłonienie grzesznika do pogodzenia się z kościołem.
Nawracanie, a nie represje
Dlatego po przybyciu na tereny, gdzie szerzyła się herezja, ogłaszali tzw. czas łaski. Jeśli przed upływem wyznaczonego terminu heretyk dobrowolnie zgłaszał się, wyrzekał herezji i wyrażał skruchę, ponosił jedynie symboliczną karę. Mogła to być pielgrzymka, odmawianie modlitw albo np. datek na rzecz ubogich.
Jeśli heretycy nie ujawnili się dobrowolnie, następował kolejny etap, czyli proces inkwizycyjny. Wielu krytyków inkwizycji może zdziwić to, że to właśnie na nim wzoruje się współczesne sądownictwo. Dlaczego? Proces inkwizycyjny był jak na swój czas niezwykle postępowy i racjonalny. Zakładał, że aby orzec o winie, konieczny jest wiarygodny dowód, a osoba oskarżona ma prawo do obrony, podważenia oskarżeń i uniewinnienia.
Rozsądnie brzmiąca teoria często była jednak daleka od praktyki. Pojawienie się inkwizytorów wyzwalało w ludziach najgorsze instynkty i bywało okazją do załatwienia miejscowych porachunków. Sprzyjał temu fakt, że w niektórych przypadkach osoby uczestniczące w procesie, w tym również składające obciążające zeznania, nabywały prawo do części majątku heretyka.
Nowoczesny proces
Nadrzędnym celem procesu było dotarcie do prawdy, czy oskarżony rzeczywiście jest heretykiem. W miarę możliwości starano się przy tym wykluczyć pomówienia i fałszywe oskarżenia. Osoba, której zarzucano herezję, miała prawo do sporządzenia listy osób, z którymi była w konflikcie.
Miało to na celu wykluczenie z procesu świadków, którzy np. ze względu na osobiste animozje mogliby składać fałszywe zeznania. Co więcej, podczas przesłuchania oskarżony miał prawo zapoznać się ze stawianymi mu zarzutami, a z czasem pojawiła się również instytucja obrońcy.
Z drugiej strony starano się chronić również tożsamość świadków, a dzięki protokolantowi notującemu wszystko, co zostało powiedziane na procesie, jego przebieg był udokumentowany. Podstawą do wydania wyroku było przyznanie się oskarżonego – jeśli ten twierdził, że jest niewinny, do podważenia tej opinii potrzebne były zeznania dwóch wiarygodnych świadków.
Tortury
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii są inkwizycyjne tortury i wymuszanie zeznań. Tortury, choć były stosowane, stanowiły – wbrew obiegowej opinii – rzadkość. Wynikało to z prostego faktu: zdawano sobie sprawę, że torturowany człowiek powie wszystko, byle tylko zakończyć swoje cierpienia.
Procedura inkwizycyjna zakładała, że tortury nie spowodują śmierci ani trwałych uszkodzeń ciała. Można było zastosować je tylko raz, choć aby obejść ten zakaz, uciekano się do różnych sztuczek prawnych. Tortury nie mogły być wynikiem zachcianki inkwizytora – decyzję o ich rozpoczęciu podejmował cały skład sędziowski i musiała ona zostać zatwierdzona przez zewnętrznego konsultanta – najczęściej przedstawiciela lokalnych struktur kościelnych.
W świetle istniejących dokumentów torturowanie podczas procesów było jednak rzadkością – inkwizycja stosowała je rzadziej niż ówczesne władze świeckie, a o sposobie traktowania oskarzonych dobitnie świadczy fakt, że ci woleli być więzieni i przesłuchiwani przez inkwizytorów, niż przez świeckich stróżów prawa. Co więcej, zeznania wyciągnięte podczas tortur nie mogły być podstawą orzeczenia o winie. Z inkwizycją nie miały również nic wspólnego tzw. ordalia, czyli sąd boży, podczas których oskarżony dowodził swojej niewinności, np. chwytając rozpalone do czerwoności żelazo.
Stosy z płonącymi czarownicami
Kolejnym mitem związanym z inkwizycją jest łączenie jej z masowym paleniem na stosie i organizowaniem polowań na czarownice. Pierwszą pomyłką jest łączenie stosów ze średniowieczem, gdy w rzeczywistości na większą skalę zaczęły płonąć po jego zakończeniu. Na kraje, w których działała inkwizycja, przypadało zaledwie około 10 proc. egzekucji związanych z procesami o czary.
Przykładem mogą być choćby dane, jakie przytacza William Monter, profesor z uniwersytetu Princeton, specjalizujący się w historii inkwizycji. Według niego między XV i XVIII wiekiem w Europie stracono około 38 tys. czarownic, z czego 4 tys. w krajach katolickich. Skąd zatem skojarzenie łączące stosy z inkwizycją? Spory udział ma w tym przypadku skuteczna propaganda prowadzona w czasach wojen religijnych przez protestantów, przypisujących własne zbrodnie swojemu przeciwnikowi, co zostało dość bezkrytycznie powtórzone przez badaczy przeszłości z XIX wieku.
Na tym niezgodnym z prawdą obrazie bazuje również popkultura. Dobitnym przykładem jest choćby „Imię róży” Umberta Eco, które może zachwycać wielbicieli literatury, ale historyków zamiast o zachwyt przyprawi raczej o ból zębów. Sporo na rzecz utrwalenia nieprawdziwego obrazu zrobili również sami inkwizytorzy. To właśnie jeden z nich, Heinrich Kramer, odpowiada za dzieło „Malleus Maleficarum”, czyli „Młot na czarownice”, pełne bzdur dotyczących sposobów rozpoznawania czarownic i opisów ich niecnych praktyk.
Ofiary inkwizycji
Rzekoma krwiożerczość inkwizytorów również nie ma wiele wspólnego z faktami. Formalnie nie mieli oni prawa skazywać nikogo na śmierć – gdy w czasie procesu ustalili, że oskarżony jest heretykiem i że nie chce odstąpić od swoich przekonań, przekazywali go władzy świeckiej, co w praktyce było zazwyczaj równoznaczne wyrokowi śmierci. Jak wiele takich decyzji podjęli inkwizytorzy?
Za najbardziej krwawego z nich uważany jest Bernard Gui, sportretowany we wspomnianym już „Imieniu róży” jako fanatyczny typ, dla którego dzień bez stosu był dniem straconym. Zachowane dokumenty przeczą jednak tej opinii: Gui w ciągu całej swojej kariery wydał 41 wyroków śmierci, z czego 31 dotyczyło recydywistów. Przy okazji wprowadził kolejne, pożyteczne udoskonalenie – analizował zebrane dowody również pod kątem choroby psychicznej oskarżonego, a w przypadku jej stwierdzenia odstępował od procesu.
Z drugiej strony warto pamiętać, że inkwizycja i oskarżenia o herezję często były poręcznym sposobem pozwalającym na usunięcie niewygodnych osób czy przeciwników politycznych. Do szczególnych nadużyć dochodziło przede wszystkim tam, gdzie inkwizytorzy stawali się narzędziem walki politycznej, czego przykładem może być choćby słynąca z brutalności hiszpańska inkwizycja.
Proces Galileusza
Jedną z najbardziej znanych ofiar inkwizycji jest Galileusz, którego proces często przywołuje się jako dowód, że była to instytucja tępiąca wszelką wolną myśl i badania naukowe. Choć głoszone przez niego tezy o heliocentrycznej budowie wszechświata zostały na pewien czas uznane za heretyckie, warto pamiętać, że w czasie procesu Galileusz nie potrafił ich udowodnić i hipotezę (która okazała się częściowo prawdziwa) przedstawił jako naukowy pewnik.
Karą za herezję był areszt domowy w doskonałych warunkach – Galileusz mieszkał m.in. pałacu arcybiskupa i miał zapewnioną swobodę kontaktów ze swoimi gośćmi i innymi naukowcami. Areszt ten nastepnie uchylono, a drugą częścią sankcji była konieczność odmawiania przez trzy lata raz w tygodniu siedmiu psalmów. Tę część swojej kary Galileusz praktykował z własnej woli nawet po jej wygaśnięciu.
Nie taka inkwizycja straszna, jak ją malują?
Próbując odpowiedzieć na pytanie o prawdziwe oblicze inkwizycji, warto odwołać się do realiów epoki. Jednym z podstawowych błędów przy ocenie takich instytucji jest komentowanie dawnych czasów z dzisiejszego punktu widzenia, a w takiej sytuacji gwarantowane jest wyciągnięcie błędnych wniosków. Trzeba również pamiętać o roli religii, która była wówczas nie tylko kwestią indywidualnych wierzeń i przekonań, ale przede wszystkim fundamentem, na którym opierał się ład społeczny i struktury władzy.
Wystąpienie przeciwko zasadom wiary oznaczało więc nie tylko manifestację własnych przekonań, ale było też zamachem na porządek rzeczy. Gdyby porównywać to do naszych czasów, niektóre herezje można uznać za coś w rodzaju zamachu stanu – nic zatem dziwnego, że zwalczały ją zarówno władza świecka, jak i kościelna.
Dobitnym przykładem takiej współpracy może być np. spustoszenie Langwedocji – krainy w południowej Francji, gdzie przez pewien czas dużą popularnością cieszyła się herezja katarów. Nie była to jednak norma – choć z dzisiejszego punktu widzenia metody mogą wydawać się nieludzkie, a cele wątpliwe, to inkwizycja nie była bardziej fanatyczna czy brutalna niż epoka, w której przyszło jej działać.
tekst w całości skopiowany z http://gadzetomania.pl/
Moim zdaniem - "must have" każdego kata
Gruszka, znana większości z was, gdyż sam pamiętam 1-2 tematy na temat tortur, w których były zawarte jej opisy i zdjęcia. W skrócie był to mechanizm, który wkładany był w różne otwory ciała (usta, odbyt, pochwa) by później za sprawą jego rozwarcia powodować ból, a często rozrywanie wnętrzności. Na zdjęciu gruszka z kolcami na końcu, czyli ta mniej miłosierna.
Pasy cnoty, raczej nie stosowane jako narzędzie tortur jednak też jest to wynalazek, który służył inkwizytorom. Przecież jak się jechało palić i torturować przez długie dnie nie można było pozwolić na to by się partnerka puszczała jak latawiec na wietrze. Zazwyczaj nakładany był na parę dni, gdyż otarcia i brak odpowiedniej higieny mógły prowadzić do nieodwracalnych zmian tam gdzie mężczyzna chciał by zawsze było ciepło i przytulnie. Co ciekawe istniały też pasy cnoty dla mężczyzn (chłopców). Co jeszcze ciekawsze były przygotowane na to by nie karcić porannego drąga.
Garota. Większości kojarzy się z Agentem 47. Jednak inkwizytorzy nie lubili sami przykładać siły do zabaw z torturowanymi, dużo lepiej przecież użyć do tego śruby. Więzień siedział sobie przykuty do siedziska, na szyi miał metalową pętlę do której był przyciskany przez klin, który wysuwał się w wyniku kręcenia korby. Niestety jakość tego zdjęcia nie powala i dość marnie widać główną jego część, czyli klin z korbką.
Tron został tak nazwany dość przekornie. Więzień trzymany był za nogi, które zapinano w widoczne otwory. Najprawdopodobniej łańcuch dodatkowo przytrzymywał więźnia w okolicach ud by nogi były podkulone i by głowa wystawała lekko poza widoczny podest (oczywiście łapska też skuwano). Była to według inkwizytorów łagodna tortura dlatego często dołączano do niej przypalanie gorącym żelazem czy torturę wodną. Jak widać "uśmiechnięta" budowa tronu był dość ponurym żartem twórcy tego ustrojstwa.
Jeżeli się spodoba to wrzucę resztę zdjęć z opisem. Jeżeli jednak nie podobają się moje opisy to wrzucę same zdjęcia. Nie będę się produkował wtedy bez sensu.
Miejsce trzecie. Krzesło Inkwizytora. Służyło do przesłuchiwania, a często jako koniec żywota. Miejsca gdzie przesłuchiwany siedział i gdzie przyciskano jego nogi i ręce były pełne drewnianych kolców (nie aż tak ostrych, ale bolesnych), gdyby chciał jednak oderwać którąś część ciała od tych kolców czekały już na niego ostre gwoździe, które raniły głównie nogi i nadgarstki. Właściwie ikona inkwizycji.
Miejsce drugie. Zgniatacz kolan. Cóż za cudo o którego istnieniu nie wiedziałem dotychczas. Najlepszą recenzją będzie cytat z karty przy eksponacie. "Narzędzie to było używane do szarpania stawów, zarówno łokciowych i kolanowych. Kolce, szczególnie przy dłuższym stosowaniu nieodwracalnie rozłupywały stawy."
Miejsce pierwsze. Pewnie część się nie zgodzi ze mną, jednak Buty Melezyjskie wręcz skradły me serce, jeśli można tak powiedzieć o narzędziu tortury. Większość osób, które to przeżyły pewnie srała szyszkami gdy ktoś przy nich wspomniał o tym narzędziu. Bucik ten łamał po kolei obie kości, strzałkową i piszczelową. Zazwyczaj tortura kończyła się kalectwem. Oto zdjęcie i dokładny opis (niestety było w gablocie, dlatego te refleksy.
Dziękuję za uwagę. Nie traktujcie tego jako jakiś dokument.
Najokrutniejsze tortury jakie człowiek wymyślił dla człowieka, to głównie te w okresie inkwizycji. Te przedawnione techniki, żmudnie zaprojektowane, by wydobyć informacje były często tak brutalne, że śmierć była bezpośrednim lub pośrednim ich skutkiem. Czas jaki ubiegał zanim kostucha odwiedzała torturowanego był w dużej mierze zależny od techniki torturowania ale także od temperamentu torturującego.
Numer 10 - Przeciąganie pod kilem
Piracka tortura: Kiedy nie miałeś wystarczająco dużo szczęścia by „spacerować po desce”. Przywiązana liną do krążka linowego ofiara była wleczona pod statkiem. Spód statku był zwykle pełen nierówności i ostrych uszkodzeń, które tylko czekały, żeby obedrzeć pechowca ze skóry i wymoczyć w słonej wodzie. Na szczęście utonięcie przychodziło z pomocą dość szybko.
Numer 9 - Szczurza tortura
Opisywana jako „szczurza tortura” lub „szczurza ekscytacja”, owa technika zatrudnia szczury do rozwijania ludzkich wrodzonych lęków przed gryzoniami. Chętny skrywanych informacji inkwizytor wkładał kilka szczurów do wiadra i blokował im jedyną drogę ucieczki brzuchem przesłuchiwanego. Następnie torturujący podgrzewał spód wiadra, żeby zirytować szczury. Rezultat tej tortury jest oczywisty. Szczury znajdowały jedyną drogę ucieczki, przekopując się przez ciało więźnia.
Numer 8 - Krokodyle Nożyce
Dwie żelazne połówki rury, nabijane od środka rozgrzanymi kolcami, które umieszczano na różnych odnogach. A oto, kiedy sytuacja nabierała kolorów. Krokodylowe nożyce były zaciskane na penisie ofiary z niewielkim użyciem siły, następnie powoli pozbawiały więźnia jego męskości. Zależnie od szybkości utraty krwi i obecności infekcji - śmierć nie była pewnikiem – punkt na plus dla tortury.
Numer 7 - Dwuosobowa Piła
Do wykonania dwuosobowej piły potrzeba jednej osoby o związanych z tyłu rękach, powieszonej za kostki. Dwóch torturujących umieszcza piłę między nogami więźnia i zaczyna powoli piłować korpus. Kiedy krew zdąży zebrać się w głowie, świadomość może zostać podtrzymana aż piła dojdzie do serca ofiary.
Numer 6 - Głowozgniatacz
Ta tortura wymaga nieco bardziej wyrafinowanego sprzętu. Zabójczy mechanizm składał się z metalowej miski na czubek głowy i metalowego talerza na brodę, utrzymującego całą głowę w pozycji nieruchomej. Miskę wyposażało się w dużą śrubę zapewniającą postępujący ruch skrętny – i v'oila! Głowozgniatacz gotowy! Głowa ofiary zostawała przygwożdżona między metalową miską i talerzem podtrzymującym brodę, następnie osoba odpowiedzialna za obsługę śruby zaczynała nią kręcić, powoli i miarowo, do uzyskania upragnionego efektu. Na każdym kolejnym poziomie „kompresji” pechowiec doświadcza przymusowego zgrzytu, następnie wyłamania zębów oraz utraty oczu, nie mieszczących się już w oczodołach, a śmierć nadchodziła dłuuuugo po tym, niestety…
Numer 5 - Iron Maiden (Żelazna Dziewica)
Żelazna dziewica to tak naprawdę żelazna komora wielkości toi toi’a. Ofiarę umieszczało się w tej niewinnie wyglądającej przestrzeni a gdy już tam weszła, odkrywała, że na jej nieszczęście komora od wewnątrz jest naszpikowana długimi, ostrymi kolcami. Kolce zaprojektowane były tak, by wejść głęboko, ale nie za głęboko. Najłatwiej wchodziły w oczy, klatkę piersiową i plecy.
Numer 4 - Rożen
Tak jak brzmi. Rożen był metalowym szpikulcem wielkości człowieka, podgrzewanym gorącymi węglami, używanym do nabijania torturowanych. Rożen posiadał wszystkie zalety ukrzyżowania bez elementu symbolizmu. Szpikulcem przebijało się ofiarę na wylot z uprzednio związanym szczelnie torsem. Piękno tej tortury polegało na tym, że jeśli skutecznie ograniczono utratą krwi, rożen potrafił utrzymać torturowanego przy życiu i świadomości przez długie dni.
Numer 3 - Gruszka Papieża
Znana także jako Gruszka Udręki, Gruszka Dusicielka lub po prostu Gruszka. Istotny koniec tego ręcznie trzymanego urządzenia wyglądał odrobinę jak prawdziwa gruszka z rączką na gwincie, na drugim końcu. Kobieta, która przespała się z Szatanem znajdowała gruszkę w swojej waginie, mężczyzna, który przespał się z innym mężczyzną w swoim odbycie a heretyk w ustach. Kiedy już była w środku kat kręcił rączką i Gruszka Udręki rozrastała się i kwitła jak kwiatek z trzema okaleczającymi, ostrymi jak brzytwy płatkami.
Numer 2 - Łamanie Kołem
Mało technik torturowania przetrwało tak długo jak łamanie skazanego kołem. Najpierw przywiązywano ofiarę z rozpostartymi kończynami do metalowych pierścieni, podkładano pod nadgarstki, kolana, przedramiona, ramiona, uda i kręgosłup kawały drewna, następnie za pomocą maczugi, lub innego ciężkiego przedmiotu (mógł nim być tytułowy "koł") miażdżono kończyny. Połamaną ofiarę kładziono na wielkim kole i wystawiana na widok publiczny, gdzie czekała na śmierć w upokorzeniu i obelgach.
Numer 1 - Łódka
Pierwszy raz opisana przez Plutarcha z Cheronei jako perska technika tortur. Łódka jest dowodem na obecność zwierzęcej natury w człowieku. Jeśli istniała tortura bardziej obrzydliwa – Wolelibyśmy o niej nie wiedzieć! Ofiarę przywiązywano nagą do łodzi wywróconej dnem do góry. W tym momencie nieszczęśnik był już do tego stopnia „ponapychany” mlekiem i miodem by wywołać kilka biegunek – wystarczająco złe? – robi się gorzej. Miodem smarowano kolejno przyrodzenie i pachy i puszczano w dryf do lokalnego stawu. Biegunkowy zapach i miód przyciągał ogromne ilości owadów, które jadły z dryfującego i... zaczynały rozmnażać się w jego ciele.
Źródło:
http://facet.wp.pl/gid,9824382,img,9824396,kat,1007871,galeriazdjecie.html?T[page]=1
Tak, tak stare jak świat i dla tego dziwi mnie, że nie znalazłem.
Zdjęcia w komentach (co do nic nie jestem pewien bo co do tych z wp zwątpiłem w pewnym moencie
Książka choć potępiona przez Inkwizycję w 1490 i wciągnięta na listę Librorum Prohibitorum była wciąż publikowana na skutek rosnącego zapotrzebowania na walkę z czarami, zarówno wśród katolików jak i protestantów. Aż do 1678 roku była najpopularniejszą książką po Biblii.
W Polsce "Młot na czarownice" wydano w 1614 roku, przetłumaczył ją Stanisław Ząbkowic.
Wybrałem fragmenty, które doskonale opisują ułudę i hipokrycję ówczesnego kleru. Każde zdanie w tej książce przesączone jest zabobonami i tępym usprawiedliwianiem wszystkiego co się da magią, czarnoksięstwem i satanizmem.
Piłeś na popijawie, obudziłeś się gdzieś na tarasie?
-Spalić na stosie czarnoksiężnika, który wymazał twoją pamięć i magicznie cię przeniósł tam szatańskimi sposobami!
Nie przeżegnałeś się przed zjedzeniem kapusty?
-Smaż się w piekle.
Jesteś wzorowym Katolikiem, ale podejrzanie długo się modlisz w kościele?
-Pewnie jesteś szatanem w ludzkiej formie, który nie chce, a by go poznano!
W pewnym mieście, zwanym Spierz, pewna głęboko wierząca kobieta wdała się w dyskusję z czarownicą. Oczywiście, jak to z kobietami bywa - pokłuciły się na dobre. Nadeszła noc. Owa bogobojna niewiasta włożyła do kołyski swoje maleńkie dziecko. Przypomniała sobie jednak o dziennym zdarzeniu i bardzo się zdenerwowała. W obawie przed czarami włożyła do kołyski dziecka święcone ziele, pokropiła dziecko wodą święconą i pobłogosławiła je na dobranoc. Uspokoiła się i również zasnęła. W nosy obudziła się jednak. Dziecko płakało, kobieta chciała je przytulić, zajrzała do kołyski, a tam... pusto. Dziecko jakimś dziwnym zrządzeniem losu znalazło się w kącie pokoju. Całe szczęście, że było zdrowe. Na podstawie tego dziwnego zdarzenia można pojąć naprawdę jaką moc posiadają kościelne egzorcyzmy. Jest to również dowód na miłosierdzie boskie.
===
Wiele dobrego mogą sprawić święte słowa. Niejednego też wyratowały z opresji. Owe święte zawołania nie tylko chronią od czarów, ale i leczą tych, na których zły swój czas już rzucił. Niezmiernie skuteczne są słowa: Jezus + Nazareński + Król + Żydowski + [...] (są to słowa tytułu zwycięstwa naszego Zbawiciela).
===
A Pan Bóg ma swoje powody, by pozwalać na szerzenie się złego i jego czarów. Jest to bowiem kara, którą ludzie (szczególnie kobiety) ponieść muszą po tym jak ojciec nasz- Adam popełnił grzech pierworodny.
===
Znamy jeszcze taką żywą, lecz oskarżoną o czary, która w czasie owego uniesienia szeptała takie oto słowa: wymieć mi zadek językiem.
===
Na koniec jeszcze [szatan] podaje jej przepis na maść specjalną, która pozwoli nowej czarownicy żądze zaspokajać. Specyficzny jest jednak skład owej mikstury, bo do jej zrobienia wykorzystuje się kości małych dzieci.
===
Z ciekawości zapytał ów Piotr jedną z czarownic:
-Jakim sposobem zdobywacie niewinne dzieci?
W odpowiedzi usłyszał:
-Zwykle czyhamy na niemowlęta nie ochrzczone, chociaż czasem zabieramy też ochrzczone. Najważniejsze jednak, by nie były one naznaczone znakiem krzyża i modlitwą. Tak wybrane dzieci w kolebkach zabijamy, a po pogrzebie wykopujemy z grobów. Gotujemy je w kotłach tak długo, aż mięso od kości odejrzie. Z takiego wywaru robimy magiczną maść. Ta mikstura jest nam potrzebna do odprawiania czarów. Resztę zlewamy do butelek. A kto napije się tego wywaru staje się znawcom (sic!) czarów i pełnoprawnym członkiem naszej sekty.
===
Kobieta złożyła szatanowi przysięgę, że po siedmiu latach odda mu swoją duszę i ciało. Jednak miłościwy Bóg sprawił, że w szóstym roku pojmano ją i na stosie spalono.
===
Tego niezwykłego dnia żacy przyszli do karczmy na piwo. Wszyscy wspólnie uzgodnili, że ten, który piwo przyniesie nie będzie za siebie płacił. Jeden z nich poszedł po napój. Wrócił się jednak. Przestraszył się gęstej mgły. Wtedy ten, który potem porwany został powiedział:
-Chociażby i tam sam diabeł był, ja pójdę po piwo.
A skoro tylko wyszedł zaraz coś go w górę porwało
===
Znały jednak takie zaklęcia, że mężczyzna nimi omamiony nie widział własnego przyrodzenia.
===
Mówił o tym, że czarownica pozbawiła go intymnej części ciała. Mężczyzna uprosił się o zwrot. Ona poleciła mu zabrać członek z gniazda umieszczonego na najwyższym drzewie. Kiedy ów nieszczęśnik znalazł się na szczycie ujrzał w gnieździe wiele męskich organów. Chciał zabrać największy, lecz czarownica powiedziała, że jest on własnością pewnego plebana.
===
Żyła sobie pewna kobieta, która nie zgodziła się na cudzołóstwo; rozgniewany na nią młodzieniec udał się do Żyda-czarownika. Poprosił go o dopełnienie zemsty na owej kobiecie. Żyd zamienił ją w klasz. Przyprowadzono ją przed Makarego, który ujrzał w niej kobietę, a nie zwierzę. Święty wybawił niewiastę, lecz ku przestrodze dał jej upomnienie. Nakazał, by dobrze służyła Bogu i przyjmowała Sakramenty święte.
===
Kiedy wychodziła z ich domu z zawiniątka, które niosła przed bramą wypadło ramię noronarodzonego dziecka.
===
Czarownice mają kilka sposobów na to, by pozbawić bydło mleka. Czasami robią to w święta, by obrazić majestat Pana Boga. Siadają wtedy w kącie domu z wiadrem między kolanami i wbijają nóż w ścianę, potem ręce układają tak, jakby chciały zwierzę wydoić. Następnie wzywają szatana, który pomaga im w czarach. One informują go, z którego domu i jaką krowę chcą wydoić. On zaraz tam leci i w sobie tylko znany sposób sprawia, że czarownica doi mleko z noża wbitego w ścianę. Takie sztuczki udają się jedynie czarownicom.
===
Pewni ludzie idąc drogą przez pola zapragnęli zjeść majowego świeżego masła. Jeden z nich zawarł niegdyś umowę z szatanem i dlatego obiecał pozostałym, że zrobi dla wszystkich masełko. Zdjął ubranie i wszedł do rzeki. Usiadł w niej i zaczął wypowiadać dziwne słowa. W tym samym czasie mieszał rękoma wodę, by po chwili wyjść z rzeki z kawałkiem świeżo ubitego masła. Widać z tej opowieści, że ten mężczyzna był bardzo pewien swoich umiejętności. A raczej swej umowy z szatanem, który obiecał mu, że będzie spełniał jego zachcianki. Ten człowiek związany z szatanem był prawdopodobnie czarownikiem.
===
(rozdział "O różnych sposobach przenoszenia się z miejsca na miejsce" czarnoksiężników, szatanów etc)
Pewien zacny człowiek miał pięcioletnie dziecko. Zdecydował się jednak służyć Bogu i do klasztoru wstąpił. Stamtąd pewnej nocy jakieś nieznane siły wrzuciły go na taras. Mnisi znaleźli go rano. Zaniepokojeni poprosili go o wyjaśnienia. On pamiętał jedynie, że został zaproszony przez kogoś na bankiet. Tam nakazano mu, by najadł się do syta. A potem ktoś przewiózł go w to oto miejsce.
===
Inkwizytorzy nie znaleźli zatem odpowiedzi na nurtujące ich pytanie. Wszyscy byli w różny sposób nękani, bądź nawiedzani przez czarownice. Działo się to zarówno w dzień, jak i w nocy. Wiedźmy przybierały różne postacie. Zmienione w małpy, psy lub kozy krzykiem próbowały zastraszyć Inkwizytorów. Nigdy jednak nie udało im się zawładnąć duszą choćby jednego z owych prawych obywateli będących pod opieką Boga i w jego imieniu działających.
===
Dodać jeszcze należy, że czarownice przystępujące do stołu pańskiego przyjmują komunię pod język, by przypadkiem Bóg ich nie nawrócił; lub po to, by później komunikant wyjąć z ust. Przez to też kapłani mają za zadanie obserwować kobiety przystępujące do komunii świętej, by zauważyć w porę, która z nich jest czarownicą.
===
Czy szatan sam, bez pomocy czarownicy, może kogoś pozbawić przyrodzenia? Tak, owszem. Może to zrobić na dwa sposoby: 1) czyni to przybierając ludzką postać 2) czyni to w swej własnej osobie. Świetnie ilustruje to historia plebana, który dopuścił się cudzołóstwa z panną ze swej parafii. Wskutek tego zajścia ksiądz musiał uciekać ze swej parafii. Kiedy ów pleban wędrował przez gaj nagle zastąpił mu drogę szatan w o osobie zakonnika. Zapytał plebana:
-Dzięki pomocy Boga widzę, że jesteś czymś bardzo strapiony. Co się stało?
Ksiądz usłyszawszy takie słowa wyjawił powód swojego smutku. A zakonnik mu tak odpowiedział:
-Widzisz, gdybyś nie miał swego członka, nigdy nie dopuściłbyś się takiego grzechu.
On oczywiście zgodził się z tym. Szatan nakłonił go, by podniósł sutannę. Zły pozbawił go przyrodzenia. Uradowany ksiądz wrócił do parafii, by oczyścić się z zarzutów. Jednak kiedy obnażył się przed wiernymi ich oczom ukazał się członek i to o wiele większy, niż ten który był prawdziwą własnością plebana. W taki oto sposób szatan w ludzkiej postaci oszukał sługę bożego.
===
Podobną rzecz wspomina Święty Grzegorz w Dialogach. Napisał on o pewnej mniszce, która zjadła sałatę zanim się przeżegnała. Oczywiście nawiedził ją szatan.
===
(...) Muszą wówczas wyspowiadać się i przeprosić za grzechy, ponadto odprawić obfitą jałmużnę na kościół.
===
Nider podpowiada, co powinniśmy czynić, gdy szatan oczaruje naszą krowę. W pierwszej kolejności musimy ją przeżegnać znakiem Krzyża Świętego, a następnie około 30 razy zmówić Pozdrowienie Anielskie.
===
Przeciwko gradowi, czy burzy najlepiej zastosować znak Krzyża Świętego. Ewangelia Świętego Jana podaje, że należy trzy razy odmówić Pacierz lub Pozdrowienie Anielskie. Następnie głośno powiedzieć: na początku było słowo i przeżegnać burzę znakiem Krzyża. Na koniec należy powiedzieć jeszcze trzy razy: słowo ciałem się stało. Dzięki temu burza zesłana przez czarownice natychmiast ustanie. Jeśli robilibyśmy to bez wzywania imienia Boga, moglibyśmy jedynie zaszkodzić. Dla pozbycia się gradu należy trzy ziarna gradowe wrzucić w ogień i odmówić modlitwę. A dlaczego w ogień mamy to wrzucić? Ano dlatego, by szybko stopniało i rozpłynęło się. Dzięki temu dzieło szatana również zostanie szybko zniweczone.
===
Nider uświadomił nam dlaczego dzwony kościelne dzwonią, gdy rozpoczyna sie burza. Po pierwsze dlatego, by szatana wystraszyć (ma on pomyśleć, że Bóg z nieba na niego trąbi). Po drugie, by ludziom przypomnieć o modlitwie. W Niemczech i we Francji do dzisiaj wierni i księża wychodzą z kościołów z Sakramentem Świętym, by śpiewem i modlitwą rozpędzić żywioł. Niektórym może się to wydać czynem zabobonnym. Stwierdzamy, że tak mogą sądzić jedynie ludzie, którzy nie potrafią rozdzielić głębokiej wiary od zabobonu. [...] Bardzo głupio postępują ludzie, którzy dla pozyskania jakiś korzyści ślubują, że na przykład w sobotę nie będą się czesać lub, że w niedzielę będą pościć. W porównaniu z takimi rzeczami wynoszenie sakramentu Świętego w czasie burzy już przez nikogo nie może zostać zakwalifikowane do czynu zabobonnego.
Myślę, że każdy zrozumie ;d
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów